wtorek, 31 stycznia 2012

O Demonie i urokach wędrowania



Był z nią od dawna, choć zdarzały się okresy, gdy o jego obecności udawało jej się całkiem zapomnieć. Miał w jej torebce zarezerwowaną specjalną przegródkę, którą Dziewczynka starannie zasuwała na zamek błyskawiczny. Demon jednak wykazywał się niebywałą pomysłowością i zręcznością, gdy w grę wchodziło wydostanie się z kieszonki i często mu się to udawało. Czyhał na to, aż Dziewczynka przestanie być czujna i wówczas wysuwał się bezszelestnie na zewnątrz. Jeśli zapomniała sprawdzić, czy Demon jest tam gdzie zawsze, mogło upłynąć nawet kilka dni, zanim zorientowała się, że wydostał się na wolność, gdyż atakował ją tak subtelnymi sposobami, że w pierwszej chwili nie mogła się zorientować, iż pewne zdarzenie, myśl lub kamień na drodze, są efektem jego podstępnej działalności. Jednym z jego ulubionych sposobów dokuczania jej było dosypywanie sproszkowanego piołunu do kawy. Wystarczył jeden łyk, aby gorycz rozeszła się nie tylko w ustach, ale też po całym ciele i sprawiła, że Dziewczynka traciła apetyt na kolejny dzień. Brak apetytu na życie był czymś bardzo przykrym, dlatego zależało jej, aby Demon siedział w torebce, gdy tymczasem Cynik swoim hałaśliwym zachowaniem mógł go rozdrażnić i sprowokować do większej aktywności. ,,Cicho, Cyniku"- powtórzyła Dziewczynka, jakby tylko pies mógł go obudzić, a przecież często sama beztrosko wymachując torebką, sprowadzała na siebie kłopoty. Na szczęście wszystko wskazywało na to, że Demon nie ma ochoty się uaktywniać, co ją podniosło na duchu i zachęciło do wstania, do czego ponaglał kucyk na czubku głowy, który prężył się i drżał wskazując drzwi. Dziewczynka stała smakując chwilę przed wyruszeniem w kierunku Nowej Przygody, która miała dla niej niepowtarzalny smak leśnych poziomek i zapach dymu z ogniska. Wreszcie zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę wyjścia z Cynikiem podskakującym radośnie przy nodze.
Szła siedem dni i siedem nocy, podczas których opuściła terytorium Klanu Papierowych Kulek. Z rzadka spotykała ludzi, a jeśli już do tego doszło, witana była życzliwie, gdyż Papierowe Kulki znane były wśród okolicznych szczepów jako te, które Wiedzą Więcej. Co prawda Dziewczynka miała świadomość, że jest tą, która wie znacznie mniej, jednak cóż jej szkodziło korzystać z dobrej sławy Klanu i gościny dobrych ludzi, skoro ją zapraszali. W zamian za kubek mleka i pajdę drożdżowego ciasta zostawiała im badyl, którego spory zapas zawsze miała przy sobie. Wędrując, cały czas miała wątpliwości czy idzie w dobrym kierunku, gdyż nie działo się nic ciekawego, a kucyk pełniący funkcję antenki i kierunkowskazu nadal drżał niespokojnie i ponaglał ją do dalszego marszu. Wreszcie pewnego dnia po zachodzie Słońca, stojąc na wysokiej skarpie, zobaczyła na horyzoncie wielkie, błyszczące od świateł miasto. Jakież było jej rozczarowanie! Nie znosiła miast z ich jazgotem i plątaniną ludzkich ścieżek, w których traciła orientację, gubiła szlak i wpadała w tarapaty, gdyż hałas zagłuszał to, co chciała jej powiedzieć Intuicja, a lekceważenie jej słów zawsze miało dla Dziewczynki opłakane skutki. Miasta miały w sobie coś agresywnego. Ich betonowa ekspansja cechowała się bezwzględnością i brutalnością, której nie potrafiły się oprzeć ani rośliny, ani zwierzęta. Kobiety Klanu Papierowych Kulek nigdy nie budowały miast, gdyż uwielbiały się wsłuchiwać w pierwotną pieśń Matki Ziemi, która była cicha i nie miała szans się przebić przez zgiełk klaksonów. W zetknięciu z betonem kwiaty zwijały pąki, przestawały pachnieć, a wkrótce kwitnąć i rosnąć, zaś zwierzęta cofały się do leśnego interioru. I do tego królestwa betonu przyszło jej iść niedługo po tym, gdy się przebudziła z błogiego snu?! Nie, to niemożliwe! Może kucyk zbyt długo poddany hibernacji stracił orientację w czasoprzestrzeni? Dziewczynka usiadła na skarpie i patrzyła na łunę sztucznych świateł nad miastem, która była znacznie jaśniejsza i bardziej kolorowa niż światło gwiazd. Miasto migotało i mrugało do niej milionami reklam i Dziewczynka ze zdumieniem spostrzegła, że z pudełka na tyłach głowy wyskakuje wspomnienie klanicznej opowieści o rasie Neonowych Ludzi. Najwyraźniej dotarła do Miasta Neonów, jednak cel jej przyjścia był wielką zagadką. Aby się upewnić, że dobrze trafiła, zamknęła oczy i już po chwili usłyszała trzepot skrzydełek Intuicji, która potwierdziła, że właśnie tam powinna skierować swe kroki. ,,Cynik, do torebki" – powiedziała do psa, który spełniał jej polecenie bardzo niechętnie z powodu Demona w bocznej przegródce, ale też z racji wielkiego zamiłowania do przygód. Wkraczając na obcy teren wolała mieć kontrolę nad poczynaniami Cynika, a dawało ją tylko trzymanie go pod pachą. Ponadto ciepło psiego ciała dodawało otuchy, więc chętnie z tego ciepła korzystała. Zaczęła schodzić w dół do Miasta Neonów i z każdym krokiem czuła, że wydarzy się tutaj coś szczególnego, czego już teraz się obawiała.

sobota, 28 stycznia 2012

Cicho, Cyniku!



,,Jeśli nogi same niosą cię na spotkanie Nowej Przygody, to nie bądź leniem i rusz się!" - pomyślała Dziewczynka i szeleszcząc rzęsami otworzyła jedno oko, jednak poczuła zawroty głowy, a blask promieni słonecznych był tak ostry, że natychmiast je zamknęła. ,,Ale właściwie po co mam to robić? Po co się budzić? - zadawała sobie pytanie. - Śnienie życia jest znacznie bezpieczniejsze niż samo życie". Przez chwilę próbowała znaleźć jakąś odpowiedź, jednak nie udało jej się to, zatem z powrotem przymknęła powiekę. Spróbowała zwinąć się w jeszcze ciaśniejszą kulkę, podciągając kolana pod brodę, aby maszerujące przez sen nogi nie pozbawiały jej snu. Miała nadzieję, że życie o niej zapomni i pozwoli jej na dłuższy urlop. Dziewczynka przez długi czas bardzo mocno Doznawała i niefrasobliwie, w podskokach, wymachując torebką H&M i podśpiewując frywolne piosenki, przekroczyła granicę, za którą Doznawanie zmieniało się w bezczucie. To było jak dotarcie na Biegun Północny - bezludną krainę lodu. Żadna z legend Klanu Papierowych Kulek nie wspominała o istnieniu takiej granicy, zresztą Dziewczynka nigdy nie brała sobie tych wszystkich mądrości i przestróg zbytnio do serca. Gdy wreszcie zrozumiała, dokąd zabrnęła, nie było już odwrotu. Jedynym ratunkiem było zwinięcie się w papierową kulkę i przeczekanie fazy bezczucia w nadziei, że kiedyś w końcu Pierwotna Plazma zregeneruje Się i upomni o swoje prawa. Nie wiedziała, jak długo to może trwać, nie miała też pewności, co będzie później, jednak nie potrafiła znaleźć innego rozwiązania, bowiem o tym wszystkim decydował Instynkt. Tak, tak! Ten sam Instynkt, który wcześniej kazał jej Doznawać. I znów poddała Się mu bez protestu, bowiem był tym, co w niej najprawdziwsze i nie zakłócone wymyślonymi nie wiedzieć przez kogo i dla kogo Zasadami. Teraz jednak nie mogła powstrzymać własnych nóg od wędrowania. Dokąd one właściwie szły? Spróbowała przestać nimi ruszać, jednak nogi żyły swoim własnym, życiem,  coraz żwawiej krążyła w nich celuloza i najwyraźniej miały gdzieś jej rozkazy. Dyscyplinowanie innych nigdy nie było jej mocną stroną. Ba! Nawet Cynik nic sobie nie robił z jej żałosnych prób wytresowania go. Czyż można się było zatem spodziewać, że potrafi zdyscyplinować siebie samą? Dziewczynka westchnęła, ziewnęła i przystąpiła do transformacji. Papierowa kulka powoli zaczęła się rozwijać, rozprostowywać i nabierać ludzkich kształtów. Po chwili znów była sobą. Kucyk zawadiacko sterczący na czubku głowy, krótka spódniczka i torebka H&M, której zawartości zazdrościli jej bogowie wszystkich religii. Przez chwilę siedziała z wyprostowanymi nogami przecierając oczy i nieprzytomnie rozglądając się dokoła. Jednak nie dane jej było tego dnia zaznać spokoju, gdyż poczuła, że kucyk, który pełnił rolę antenki, zaczyna się prężyć, wskazując kierunek marszu. W dodatku Cynik zobaczywszy ją przebudzoną, natychmiast skoczył jej na plecy, przewrócił ją i szczekając przenikliwie, zaczął tarmosić za rękaw. Najwyraźniej był mocno znudzony jej snem, bo nie miał się z kim bawić. Dziewczynka przytknęła palec do warg nakazując mu, aby przestał szczekać. ,,Ciiiicho, Cyniku, bo obudzisz Demona. Cicho, choć raz mnie posłuchaj" - powiedziała zaglądając do torebki, gdzie czaił się Demon.

Obraz: S. Matsumoto

czwartek, 26 stycznia 2012

Przebudzenie




Niegrzeczna Dziewczynka od dłuższego czasu znajdowała się w stanie hibernacji. Zgodnie z pierwotnym zwyczajem zwinięta w ciasną papierową kulkę tkwiła w odnodze Czasu, gdzie z rzadka docierało światło. Odnoga przypominała tunel, do którego nie dochodziły żadne zbyt intensywne dźwięki z zewnątrz. To, co słyszała przypominało jednostajne bzyczenie pszczół słyszane z dużej odległości. Wiedziała, że życie toczy się nadal, że gdzieś tam Klan Papierowych Kulek przeżywa swoje radości i smutki, bo jakaś część jej świadomości ciągle w tym wszystkim brała udział, jednak było to uczestnictwo ograniczone do minimum. Polubiła bezczucie, rozsmakowała się w nim i z upodobaniem napawała się tym stanem. Jednak po jakimś czasie pamięć w zwolnionym tempie zaczęła przesuwać przed jej oczami zakurzone polaroidy, będące zapisami jej niegdysiejszych przygód. Pogrążona w półśnie wspominała wyprawę do osady Tkaczy, spotkanie ze Złośliwym Karłem i Potomkiniami Węża, zobaczyła chatynkę Staruszki Den i poczuła smak pozostający na wargach zaraz po tym, gdy się wypaliło badyl. Przesuwający się przed jej oczami film był miejscami prześwietlony, więc niektóre obrazy widziała bardzo niewyraźnie. Wszelkie zdarzenia duże i małe zostawiły w jej pamięci ślady, jednak nakładały się na siebie i tworzyły fabułę pozbawioną konturów, rozmazaną i niewyraźną; historię w której zmieniała się kolejność poszczególnych epizodów, a to, co było przyczyną, stawało się skutkiem. Jednocześnie w pewnej chwili do uszu Dziewczynki zaczął docierać jakiś dźwięk, który wytrącał ją z letargu. Przez chwilę udawało jej się go bagatelizować i spychać poza granice własnej percepcji, gdzie tracił ostrze, jednak dźwięk był uparty i wdzierał się do jej umysłu coraz głębiej. Co prawda był cichy, jednak jego uporczywość sprawiała, że Dziewczynka już nie potrafiła oddawać się kojącemu niebyciu. Cała jej uwaga coraz bardziej koncentrowała się na tym odgłosie i już wkrótce nie słyszała nic innego. ,,Ale co to u licha jest?" - myślała leniwie i ostrożnie, nie chcąc się pozbawiać rozkoszy bezczucia. Dźwięk był trudny do zidentyfikowania dla jej rozespanego umysłu. Uświadomiła sobie jednak z irytacją, że on nie ma zamiaru przestać brzmieć, więc ona musi go zlokalizować i uciszyć, jeśli chciałaby nadal nie być. Nie otwierając oczu, skupiła całą swoją uwagę i wreszcie rozpoznała intruza, króry zakłócił jej sen. A były nim jej własne papierowe nogi, które szeleściły przez sen, maszerując na spotkanie Nowej Przygody.



Obraz: D. Ziliotto

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Latający Holender




pręży się jak spiker przed kamerą
stroi miny i poprawia kołnierzyk
w mroku błyska uśmiechem
patrzy w bok pokazując lepszy profil
i zaraz znów znika

jak płaszczka na dnie oceanu
zagrzebuje się w piasku
i chowa za kurzawą niedomówień

czasem go widzę na niebie
gwiezdnym pyłem niewysłowionego
rozjaśnia sierpniowe noce
błyska jak meteor
który spala się
zanim spadnie na Ziemię

mój wiersz -widmo
dryfuje pod czarną banderą liter
Latający Holender na falach kartki
gdy go wreszcie napiszę
dotrę do krawędzi świata


Obraz: J. Yerka

sobota, 21 stycznia 2012

Na trzeciej stronie




Słońce na dzień dobry
kładzie ci ciepłą dłoń na głowie
i zabiera na spacer

razem idziecie aleją
w gałęziach ptasie trele
i ludzie jacyś inni
niosą kryształowe serca
w których się przeglądasz

wszyscy wypowiadają swoej racje
szeptem
dzieciom i rybom darowano głos

nikt nie wpada pod pociąg
samochód zawsze hamuje
ratując życie kotu
i mrówkom jest dobrze
nawet o czwartej nad ranem

możesz żyć choć nie musisz
i dlatego chcesz
telefon dzwoni gdy czekasz
listonosz się nie spóźnia
nigdy nie łamiesz obcasów
na trzeciej stronie ulicy

Obraz: Gonsalves

czwartek, 12 stycznia 2012

***




przychodzisz mi do głowy
ale wyganiam cię z serca
wleczesz za sobą tren
utkany z zapachów i słów

chwilę się waham
z ręką na klamce
stopa sama biegnie
by przydeptać ogon
zatrzymać jakiś skrawek
i mieć pod poduszką

dłoń wyciągnięta za tobą
wraca pusta
z rozmachem zatrzaskuję drzwi
aż szyby w oknach brzęczą podzwonne

i tak codziennie

piątek, 6 stycznia 2012

Wrócisz ty mi do domu!

Otóż na jasełkach było zajefajnie. Święty Józef w wieku maturalnym po wyjściu na scenę dostał ataku śmiechu, choć scenariusz tego ewidentnie nie przewidywał. Widząc to zażywna staruszka z pierwszych rzędów wstała, pogroziła mu wymownie palcem i zawołała na całą salę:
- Poczekaj! Wrócisz ty mi do domu!
To w ogóle nie był dobry dzień dla Świętego Józefa, bo tak się zestresował występem swojej babci, że upuścił Jezuska. W finale Maria tańczyła z diabłem rock and rolla, co mnie najbardziej urzekło. Na występach teatrów amatorskich najciekawsze rzeczy to te, których nie przewidział reżyser.

Bez GPS - u...?




Trzej królowie, którzy co roku przynoszą Jezuskowi złoto, mirrę i kadzidło muszą chyba dysponować pontonami lub kajakami, bo wielbłądy i słonie mogą mieć problemy z pływaniem, a przy tej ilośći wody cieknącej z nieba tylko ten sposób przemieszczania się wchodzi w grę. Tak więc mamy porę deszczową zamiast zimy. Ocieplenie klimatu objawiające się szaroburym niebem, silnym wiatrem i zacinającym, zimnym deszczem, przestaje mi się podobać. W myślach robię przegląd szafek i pawlaczy, żeby zlokalizować gumowe kalosze. Żegnajcie spacery do lasu :( Wycieczka do moich ulubionych miejsc groziłaby utknięciem w grzęzawisku, toteż pocieszam się szarlotką z duża ilością chrupiącego cukru trzcinowego na wierzchu i wyglądam Słońca.
W ramach noworocznych postanowień, żeby prowadzić bardziej aktywny tryb życia i przeciwdziałać tendencjom dośrodkowym, które ostatnimi czasy się u mnie nasilają, postanowiłam się dziś wybrać do domu kultury na jasełka :) To będzie taka trochę podróż w przeszłość, do dzieciństwa, kiedy to z niecierpliwością wyczekiwałam na kolędników z gwiazdą betlejemską zrobioną z tektury owiniętej folią aluminiową do pieczenia kurczaków. Turbany i wyszywane cekinami powłóczyste szaty wzbudzały mój bezgraniczny zachwyt, a  na widok kostuchy chowałam się za mamą i wystawiałąm głowę spod jej pachy. Chcę znów poczuć ten jarmarczny klimat. Cieszę się na samą myśl jak dziecko i mam nadzieję, że trzej królowie z nawigacją czy bez, na kajakach czy wpław, ale jednak dotrą na czas przedstawienia.

niedziela, 1 stycznia 2012

Kogel - mogel





Mam w głowie jakiś zwariowany kogel- mogel. Kompletne pomieszanie rzeczywistości z wirtualem i przeczytanymi ostatnio książkami, choć w zasadzie rozróżnienie na real i wirtual jest dla mnie odrobinę sztuczne, bo wirtualni znajomi są realnymi osobami, choć znamy się tylko za pośrednictwem monitora.
Śniła mi się szalona impreza. Nad całym towarzystwem unosił się dym, wszyscy w jakichś ekstrawaganckich ciuchach, a ja tam błądzę i szukam...Mrówki! Czuję, że mnie woła, bo dzieje się coś niedobrego, choć nie wiem co. Chodzę z jednego pomieszczenia do drugiego wśród ludzi siedzących na fotelach i na podłodze, bardzo głośno gra muzyka, a ja się zastanawiam, czy uda mi się rozpoznać Mrówkę, bo znam go tylko ze zdjęć. Podchodzi do mnie Joe Lando i próbuje mnie podrywać. Swoją drogą nie wiem, dlaczego nie robił tego wówczas, gdy się w nim kochałam na zabój ;-P
Wtedy pojawia się Cyganka z powieści pod tytułem na literkę ,,Sz" i prowadzi nas do swojego wozu. Skoro Cyganie, to musi być też tabor i wszystkie stosowne akcesoria. Nie chcę tam iść, bo muszę namierzyć Mrówkę... Wyrywam się z objęć Joe Lando ( po co??) i wracam na imprezę. Dzwoni budzik... uff...! zaspałam, to już trzecia drzemka!

Zblogowani

zBLOGowani.pl