To było w czerwcu, kiedy usta kobiet robią się soczyście czerwone, a ich biodra kołysze ciepły wiatr - tan sam, który rozsiewa ziarenka pragnień w męskich umysłach i ciałach.
Niegrzeczna Dziewczynka jedząc jabłko poszła nad rzekę. A na brzegu siedział On. Patrzył w wodę i w tym zapatrzeniu był piękny. Gdy stanęła tuż obok, podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy. Zanurkował w nich jak w dwóch jeziorach i nie chciał się wynurzać. Zresztą Dziewczynka i tak zamknęła oczy, zatrzasnęła powieki, odcinając mu powrotną drogę. Został. Pomalował jej świat nie tylko na żółto i na niebiesko. Zamalował wszystko, używając nawet takich kolorów, o których nie miała pojęcia, że istnieją.
Usłyszała muzykę i zdała sobie sprawę, że dobiega ona z jej własnego Serca. Męskie palce dotykały najczulszych strun i pod wpływem tej pieszczoty Niegrzeczna Dziewczynka zaczęła się rozpływać jak lody waniliowe w upalny dzień. Procesowi topnienia uległy najpierw jej nogi i dlatego Dziewczynka nie potrafiła dalej iść. Ciężko jest chodzić, gdy się ma zamiast nóg lody waniliowe. Nawet gdyby świat miał się rozsypać w drobny mak lub zniknąć, nie odeszłaby od Niego ani na krok. Od nóg to obezwładniające topnienie szło coraz wyżej i wyżej, aż dotarło do Serca, później jeszcze wyżej… I tak Dziewczynka straciła głowę. Zamiast twarzy z piegami na nosie miała teraz bezkształtną plamę o smaku waniliowym. Zamiast warg karmel, a zamiast oczu kawałki czekolady. On zachwycił się jej metamorfozą, gdyż był wielkim łasuchem. Zajadał się karmelem i waniliową słodyczą. Sycił swoje Ego, które wreszcie nakarmione do syta rosło, pęczniało, mnożyło swoje aktywa i robiło się coraz bardziej zaborcze. On był jak Alibaba znający tajemne zaklęcie, dzierżący klucze do wszystkich skrzyń, dzięki którym całe złoto Sezamu stało się jego własnością. Rzeka mruczała swoją pieśń, kwiaty pachniały specjalnie dla nich. Łąki lśniły w pełnym słońcu, wabiąc różową koniczyną owady tylko po to, żeby stanowić dla nich tło i scenerię. Nawet Księżyc wstrzymywał oddech, aby nie zakłócać tej harmonii i nie płoszyć chwili o smaku waniliowym.
Niegrzeczna Dziewczynka chciała sprawdzić, czy ładnie wygląda, czy jest jej do twarzy w nowej roli. W tym celu pochyliła się nad wodą w miejscu, gdzie rzeka tworzyła zakole odcięte od nurtu pasmem piasku. Powstało tam małe jeziorko wypełnione nieruchomą wodą, w której odbijały się chmury. Zajrzała do lustra wody i nie zobaczyła Się! Tak, tak. Pochyliła twarz nad lustrem i nie zobaczyła twarzy! W jej miejscu była plama topiących się coraz bardziej lodów waniliowych i karmelu. Bezkształtna, pozbawiona konturów i charakterystycznych linii, dzięki którym kiedyś była jedyna w swoim rodzaju. Kiedyś. Była. Jakaś. A teraz jej nie ma wcale.
- Gdzie ja Się podziałam?! - zawołała.
W następnej chwili zdała sobie sprawę, że jej Się zostało zamienione w pokarm dla Niego. Jej Się zostało wchłonięte i anektowane. Nie jest już autonomiczne. Jest podzespołem. Maleńkim królestwem, w którym nie ma króla. Jej granice przestały istnieć. Kompletnie się zatarły i rozpłynęły, zostały rozmyte przez Jego coraz większe Ego. Na tym polegało opiewane przez poetów zespolenie. Na tym polegała przecież miłość. Na tym polegało szczęście. Jednak gdzieś na obrzeżach tej waniliowo- karmelowej mazi, którą teraz była, gdzieś na jej coraz bardziej niewyraźnych krawędziach wyczuła jakiś niepokój. Ledwie wyczuwalny opór. Delikatny, jednak nieustępliwy i zakłócający jej leniwą inercję rozpływania Się i wiernopoddaństwa. Skupiła wewnętrzne oko na tym miejscu, wytężyła słuch i stwierdziła, że niepokój wprowadza Intuicja, która za wszelką cenę chce jej coś powiedzieć i tym szamotaniem próbuje zwrócić na siebie uwagę. Intuicja przypominała muchę, która ugrzęzła w miodzie i za wszelką cenę chciałaby się z niego wygrzebać, jednak trzepotanie posklejanymi skrzydełkami tylko pogarsza sprawę.
- Oddaj mi Się! - powiedziała stanowczo do Niego pod wpływem nagłej decyzji. - Mam dość roztopionych lodów!
On popatrzył na nią zdumiony.
- Przecież ja ci niczego nie zabrałem - odparł zdumiony. - Czyżbym wszedł w posiadanie czegoś, nawet o tym nie wiedząc?
Dziewczynka uważnie spojrzała mu w oczy: mówił prawdę. A więc to ona! Widocznie sama wzięła gumkę do mazania i wymazała swoje granice z mapy ich wspólnego życia. Wytarła własne, niezależne, niepodległe terytoria. Roztopiła Się.
To był przełom. Od tej pory wszystko poszło w innym kierunku, jakby ktoś przestawił zwrotnicę. Jej pociąg wskoczył na inny tor, zagwizdał na wiwat i pomknął radośnie przed siebie. Po drodze kilka razy Się wykolejał, zgubił kilka wagoników, ale zdobył też kilka nowych. Bywało że tkwił na ślepym torze, dokąd zapędził go niedosyt i głupie marzenia, ale maszynistą była zawsze Niegrzeczna Dziewczynka.
Jakież było jej zdziwienie, gdy pewnego dnia, po wielu zwrotach i przewrotach w jej mikroskopijnym państewku, po rewolucjach pałacowych, wojnach i przymusowych zawieszeniach broni On powiedział:
- Wiesz... Nie przepadam za wanilią. Wolę pieprz.
Grafika: Ch. Schloe