poniedziałek, 27 lutego 2012

Pytanie




Leniwe niedzielne przedpołudnie, przepiękne Słońce za oknem, czuję, że ogarnia mnie poczucie spełnienia i harmonii z powodów bliżej nieznanych. Uwielbiam ten stan. Pławię się w nim i pielęgnuję uśmiech - zewnętrzny i wewnętrzny - zwłaszcza ten drugi. Na to przychodzi moja mama z pysznym kruchym ciastem i mnóstwem utyskiwań na rząd Tuska, na ogólny brak wychowania u ludzi... No i soczyste historie na temat chorób - koniecznie śmiertelnych - które grasują i zbierają krwawe żniwo. Co chwilę ktoś kolejny umiera na raka, zawał, powikłania pogrypowe.... Medyczny hardcore to jej specjalność. Ciasto z bezą robi się coraz bardziej gorzkie...
Chcąc ją wytrącić z tego malkontenckiego transu mówię znienacka:
- Mamo, wymień mi jedną pozytywną rzecz, którą widzisz w swoim życiu.
Konsternacja. Wielkie, zdziwione oczy i tłumaczenie:,,Ale jak ja mogę coś wymienić, skoro nic dobrego się nie dzieje..." W końcu przyparta do muru wydusiła:,, Pozytywne jest to, że wstałam z łóżka. "
To jednak wcale nie zmieniło jej toku myślenia, bo zaraz później znów zaczęła swoje: że reforma emerytur, że wszyscy pójdziemy na żebry...
- Mamo, wymień jeszcze jedną pozytywną rzecz.
- Pozytywne jest to, że mam ciebie - odpowiedziała po dłuższym zastanowieniu.
Tym przyjemnym akcentem zakończyłyśmy spotkanie, przy czym ja zapowiedziałam, że następnym razem zapytam ją o to samo, więc niech już teraz obmyśla odpowiedzi, bo mają być inne niż te.

Dziś był następny raz. Przychodzę z pracy, niosę torby z zakupami, wkurzam się, że mi się garaż nie chciał zamknąć...że zimny wicher... Kilka minut po mnie melduje się mama:
Mama: Czemu mnie nie pytasz?
Ja zdziwiona: Ale o co?
Mama: No o dwie pozytywne rzeczy w życiu!
Ja w śmiech, ona też i mówi:
- Przesadziłam dwa kwiatki i nie musiałam iść do pracy.
Już miałam odpowiedzieć, że ja niestety musiałam, ale się ugryzłam w język ;-))

1. Pozytywne jest to, że mam pracę.
2. To jest praca, którą bardzo lubię :)



piątek, 24 lutego 2012

Chichot ( zakończenie)


Otrzeźwił ją przenikliwy smród, który wdzierał się do każdego zakamarka nosa i tłumił wszystkie inne doznania węchowe. Pokonując ciężar opadających powiek, otworzyła oczy, z obrzydzeniem wydęła wargi, wyostrzyła wzrok i bardzo blisko swojej twarzy zobaczyła czyjeś nogi w ciężkich, skórzanych butach. Po chwili ujrzała nad sobą twarz właściciela obuwia i zamarła. Podbite, spuchnięte oko, rozcięta warga i wielkich rozmiarów fioletowy nos przypominający kartofla sugerowały, że jest to jakiś rzezimieszek. Jego kwaśny oddech nie pozostawiał wątpliwości, iż człowiek ten ma w żyłach więcej alkoholu niż krwi. Dziewczynka natychmiast zamknęła oczy w nadziei, że to jakaś zjawa. Tak, to koszmar, który się zaraz rozwieje. Niestety, koszmar nie chciał zniknąć, ani też przestać śmierdzieć.
-A co tutaj robi Papierowa Kulka? W dodatku taka młodziutka, że palce lizać? - powiedział nieznajomy i obleśnie mlasnął jęzorem.
-Jestem Niegrzeczną Dziewczynką, a ty kim jesteś? – zadała rytualne pytanie, aby zyskać na czasie i obmyślić plan ucieczki, o ile siły jej na to pozwolą.
-Należę do plemienia Cuchnąca Stopa, które zasiedla tereny u podnóża Gór Stromych. Kilka lat temu urządziłem sobie pieszą wycieczkę i jestem na niej do dziś – zaśmiał się rubasznie.
,,No tak, Cuchnąca Stopa... " – pomyślała Dziewczynka i spróbowała się podnieść zatykając nos. Wszystko przed jej oczami wirowało, była bardzo osłabiona, w dodatku smród był tak okropny i duszący, że zaczynała ponownie tracić kontakt z rzeczywistością, jednak Cuchnąc Stopa sięgnął do swojego tobołka, wyjął z niego jakiś mętny napój i wlał jej do ust, choć wzbraniała się i usiłowała go wypluć. Po kilku łykach, które musiała przełknąć, aby uniknąć zakrztuszenia, poczuła że po jej ciele zaczyna się rozchodzić błogie ciepło. Przypomniała sobie, że schodziła ze skalnej stromizny i czuła zapach morza. Widocznie z osłabienia majaczyła. Spojrzała na prawe ramię w nadziei, że coś się zmieniło, jednak ręka nadal była nienaturalnie długa, zaś ból się nasilał. Tymczasem Cuchnąca Stopa pochylił się nad swoimi tłumokami i grzebał w nich zawzięcie, rozrzucając dokoła mnóstwo śrubek, butelek, szmat, naczyń i przeróżnych klamotów. Wreszcie znalazł maleńkie prostokątne pudełko z metalu. Otworzył wieczko i napluł do środka, a następnie palcem nabrał zeń jakiś specyfik i sięgnął w stronę ramienia Dziewczynki, która mimo bólu z obrzydzeniem odskoczyła do tyłu, aby uniknąć dotknięcia.

- Nie bój się wujka Stopy. To sproszkowana skorupa jaja Praptaka. Przecież widzę, że zostawił ci pamiątkę – burknął, bezceremonialnie chwycił ją za ramię i zaczął nacierać ranę. O dziwo, po nałożeniu mazidła pieczenie natychmiast zaczęło ustawać. Dziewczynka przezwyciężając wstręt uśmiechnęła się z wdzięcznością. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.
-Dziękuję ci, Smierdząca Stopo.
-Podziękujesz mi, jak za mnie wyjdziesz – powiedział Stopa mlaskając jęzorem. Po jego słowach Dziewczynka poczuła nerwowe bicie serca, jednak tym razem postawiła na dyplomację:
- Myślę, że gdybyś się związał z kobietą z własnego plemienia, byłbyś szczęśliwszy...- odpowiedziała modląc się w duchu, aby jej argument okazał się dostatecznie przekonujący.
-Ale im śmierdzą stopy! - zagrzmiał rozmówca, nie dopuszczjąc cienia sprzeciwu.

Dziewczynka powstrzymała się od komentarza, zamknęła oczy, zmobilizowała wszystkie siły i spróbowała wstać. Przecież jakoś się trzeba ratować! Jednak nieznośny ból w całym ciele sprawił, że tylko jęknęła i znów opadła bezsilnie. Widząc to Śmierdząca Stopa podłożył jej pod głowę kawałek brudnego koca, przykrył ją własnym kubrakiem i sięgnął po butelkę z mętnym płynem. Tym razem Dziewczynka w desperacji sama ją chwyciła i duszkiem wypiła kilka dużych łyków, następnie podała butelkę wujkowi Stopie, który opróżnił ją do dna, po czym obalił się ciężko obok niej i zasnął. Dziewczynka odczekała chwilę czując, jak po ciele rozchodzi jej się przyjemne ciepło. Zamknęła oczy i zaczęła masować wydłużone ramię, które robiło się coraz cieplejsze i bardziej plastyczne. Chwyciła za nadgarstek i uformowała rękę do poprzedniej długości. Podniesiona na duchu tym sukcesem spróbowała wstać. Wyglądało na to, że nic poważnego jej się nie stało. Chciała odejść nie budząc Smierdzącej Stopy, wcześniej jednak sięgnęła do torebki i wyjęła z niej flakonik perfum, którymi spryskała mu nogi. Nie była pewna, czy to dobry pomysł, bo należało go raczej przekonać do częstych kąpieli, jednak chciała mu się w jakiś sposób odwdzięczyć. Flakonik postawiła tuż pod jego nosem i ruszyła w dalszą drogę, prostując obolałe plecy i pokonując zawroty głowe wywołane napojem.
Do domu dotarła skrajnie zmęczona. Przespała całą noc i pół dnia, a obudził ją Cynik liżąc po policzku. Otworzyła oczy i natychmiast sobie przypomniała, że ma w torebce owoc. Wyjęła go i obejrzała pod słońce. Był intensywnie niebieski, niemal przezroczysty i wypełniony niezliczoną ilością nasionek. Najdziwniejsze było to, że każde nasionko miało inny kształt i kolor. Dziewczynka obwąchała owoc. Pachniał jak truskawka. Nagryzła delikatnie skórkę - miał smak i konsystencję banana. Przekroiła go bardzo delikatnie, aby nie uszkodzić nasionek, gdyż to właśnie ich potrzebowała. Skrzętnie zebrała wszystkie, schowała do bocznej kieszonki torebki, przywołała obraz Uciekającego Przed Snami i zamknęła oczy, aby ponownie zapaść w sen. Po jakimś czasie jej umysł pogrążył się w nirwanie. Musiała utrzymać stan na pograniczu świadomości, aby móc działać. Kolorowe, lekko rozmyte obrazy przepływały przez jej głowę jeden po drugim, ale żaden z nich nie przyniósł tego, na co czekała. Wreszcie między chaotycznymi scenami z przeszłości i futurystycznymi wizjami dostrzegła drewniane okno.




Zwizualizowała własną postać zwracając bacznie uwagę na to, aby nie zapomnieć o torebce, a następnie uchyliła okiennicę i weszła. Ogarnęła ją gęsta mgła, w której słychać było jakieś odległe echa. Czuła, że wśród mgły ukrywają się jakieś istnienia, jakieś miejsca, jacyś ludzie wypowiadający różne ważne słowa i to one gonią Uciekającego Przed Snami. Była bardzo ciekawa tego, kim oni są i co mówią, jednak powstrzymała się od pytań. Zrobiła kilka kroków i gdy tylko poczuła pod nogami ziemię, sięgnęła do torebki, wyjęła z niej garść nasionek i rozsypała je zamaszyście dokoła. Poczekała i upewniła się, że zaczynają pęcznieć i kiełkować, po czym odwróciła się i szybko przeszła przez okno. Nie mogła sobie pozwolić na pozostanie tam dłużej, gdyż okno w każdej chwili mogło się rozwiać, a wówczas miałaby odciętą drogę powrotu.

Na drugi dzień wcześnie rano zobaczyła na drodze znajomą sylwetkę mężczyzny, biegnącego w jakiś dziwaczny sposób. Wyszła przed dom i lekko zaniepokojona obserwowała jego wyczyny. Uciekający Przed Snami podskakiwał na jednej nodze, to znów kicał jak królik, później posuwał się imitując skakanie żaby...Co to wszystko mogło znaczyć?
-Hej! Nadal uciekasz przed snami?- zawołała Dziewczynka.
-Nie, już nie uciekam, teraz biegam tylko dla zdrowia – odpowiedział, po czym zaczął się gromko śmiać. - Wyobraź sobie, że ostatnio śnią mi się ciągle jakieś dziwne, egzotyczne kwiaty! Mam w głowie cały rajski ogród! - pomachał ręką i pokicał dalej chichocząc.

Dziewczynka ucieszyła się na wieść, że rozsiane przez nią nasionka wyrosły i zakwitły, jednak co oznaczał ten chichot i skakanie żabką? Tego nie mogła pojąć. Coś musiało pójść nie tak. Pobiegła do Staruszki Den, która postukała się sękatym palcem w głowę i rzekła:
-Wiedziałam, że coś pokręcisz! Przecież ci mówiłam, że gdy już przekroisz owoc i wyjmiesz nasionka, to te różowe, płaskie jak plasterek ogórka, musisz odrzucić!
-A co to było? Co ja mu zasiałam w głowie? - zapytała przestraszona Dziewczynka.
-Posiałaś mu chichot! - odparła Den – Teraz będzie tak kicał i śmiał się, aż to zielsko przekwitnie.

,,Jaka szkoda, że ani jednego nasionka nie zostawiłam dla siebie" – pomyślała Dziewczynka i poszła do domu na kubek cynamonowej herbaty, który co prawda nie wywoływał chichotu, ale ewidentnie poprawiał jej nastrój.



Obrazy: J. Resch, M. Shichinohe

czwartek, 23 lutego 2012

,,To nie była plaża..." (3)


Dziewczynka wychyliła się ze skalnej niszy, a później bardzo powoli i ostrożnie zaczęła sięgać do gniazda głową, aby po omacku natrafić na owoc. Sprawę ułatwiał jej fakt, że Praptak wysiadywał młode w skalnym wgłębieniu, do którego znosił jedynie odrobinę mchu, więc wkrótce poczuła pod palcami obły kształt. Cofnęła ramię ze zdobyczą, owoc w kolorze jaskrawego błękitu schowała czym prędzej do torebki i czując ciepło wydłużonego przedramienia, pomyślała, że skoro tak dobrze jej poszło, to weźmie jeszcze jeden owoc – dla siebie - bo ten pierwszy miał trafić do Uciekającego Przed Snami. Sięgnęła ponownie i to był jej wielki błąd. Pisklę za pierwszym razem łatwo dało się przechytrzyć, ale za drugim dostrzegło jej rękę i natychmiast ją chwyciło dziobem. Dziewczynka poczuła przeszywający ból, jednak powstrzymała odruch wyrwania ręki, gdyż skóra w stanie rozciągnięcia była wyjątkowo cienka i bardzo trudno się goiła, toteż więcej szkody mogło przynieść skaleczenie niż stalowy uścisk dzioba. Jednocześnie drugą ręką i nogami zaparła się o skałę tak, aby to wstrętne ptaszysko nie mogło jej wciągnąć do swojego gniazda. ,,Co robić?! Co robić?! - myślała w panice. Ręka z każdą chwilą coraz bardziej stygła i tym samym topniały szanse na to, że uda się jej przywrócić poprzednie rozmiary. Wreszcie nie wytrzymała i z całej siły szarpnęła ramię, wyrywając je z ptasiego dzioba, który rozdarł bardzo głęboko skórę, jednak Dziewczynka chcąc sobie dodać otuchy pomyślała, że mogło być gorzej, gdyby nadleciał Praptak, a wówczas nie uszłaby z życiem. ,,No widzisz?! W co ty mnie wpakowałaś?!" – zawołała do Emmy, która obserwowała jej zmagania z pobłażliwym uśmiechem. ,,Sama się domagałaś, żeby cię nie zatrzymywać w połowie drogi, to o co ci teraz chodzi" – odpowiedziała w myślach Emma i na chwilę zamarła nad klawiaturą czekając na kolejne zdanie...zdanie, które już majaczyło na horyzoncie wyobraźni Emmy, choć nie miało jeszcze wyraźnych konturów, a gdy się skrystalizowało w postaci słów, przyniosło ból przeoranego ptasim dziobem przedramienia i przerażenie Dziewczynki na myśl o tym, że prawa ręka jest drukrotnie dłuższa od lewej. ,,Jak ja będę wyglądała z taką długą ręką!? Że też mi się zachciało sięgać drugi raz do gniazda...!" - myślała w panice Dziewczynka, czując pulsowanie w skroniach, które pojawiało się zawsze w momentach największego zagrożenia i zdenerwowania. ,, Nie martwi się o to, że nie będzie mogła wykonywać wielu prac, tylko o wygląd !Co za próżna istota! " - myślała z dezaprobatą Emma.

Wszystkie sygnały ostrzegawcze w głowie Niegrzecznej biły na alarm, jednak ona oszołomiona tą kakofonią nie wiedziała, co ma w tej sytuacji robić. Skaleczone ramię piekło, chociaż rana nie była na tyle głęboka, aby spowodować wypływanie Pierwotnej Plazmy. Poważnemu uszkodzeniu uległa jednak warstwa skóry chroniąca Energię Słoneczną, której ubytek mógł być bardzo niebezpieczny. Dziewczynka sięgnęła do torebki po bandaż, ale oczywiście go tam nie znalazła, gdyż wybierając się w drogę zabrała jedynie błyszczyk, wodę mineralną i perfumy. ,,Jak mogłam być taka beznadziejna i nie zabrać żadnych środków opatrunkowych" – beształa się w myślach. Jedyną osobą, która mogłaby jej pomóc, była Świetlista, jednak wyprawa do niej była zbyt daleka. Dziewczynka usiadła przyciskając do siebie bolące ramię. Postanowiła spędzić noc w skalnej wnęce, aby odpocząć i później ruszyć w drogę powrotną. Zaczęła się kiwać mrucząc kołysankę, którą jej w dzieciństwie śpiewała Stara Kobieta – Jedyna Dająca Ciepło. Zasnęła, mając przed oczami krzak bzu, który rozsiewał zapach dzieciństwa.
Wraz z pierwszymi promieniami Słońca Dziewczynka obudziła się, upewniła, że Praptak śpi na gnieździe z pisklęciem i ruszyła w drogę powrotną, która okazała się znacznie trudniejsza od wspinaczki. Albowiem wejść na szczyt jest łatwo, jednak zejść z niego nie skręcając sobie przy tym karku jest znacznie trudniej. Okazało się, że wydłużone ramię jest bardzo przydatne podczas schodznia po skalnych stromiznach, jednak z upływem czasu jej siły coraz bardziej słabły. W pewnej chwili Dziewczynka poczuła zapach morza. Zdziwiło ją to bardzo, jednak był on tak wyraźny, że nie sposób było pomylić go z inną wonią. Później w miejscu, gdzie przed chwilą było skaliste zbocze, zobaczyła piaszczystą plażę ze złotym piaskiem usianym muszelkami... Ach, pobiegnie wykąpać się w ciepłych falach...! Nagle poczuła, że spada i tępy ból w całym ciele uświadomił jej, co się dzieje. Ostatnim przebłyskiem świadomości Dziewczynka zdołała pomyśleć: ,,Umieram...to nie była plaża..." Później przed oczami pojawiła się stop-klatka, na której była tylko nieprzenikniona noc.




wtorek, 21 lutego 2012

Molekuły (2)


To przed oknem Dziewczynki pojawił się Uciekający Przed Snami, więc to ona musiała zdecydować, czy zapomni o tym spotkaniu, czy też spróbuje wykorzystać to, co jej powiedziała Staruszka Den. Według klanicznych wierzeń cały Wszechświat był żywym organizmem, zaś zderzenie jednej molekuły z drugą było źródłem Energii, jednak to, czy Energia przyniesie coś dobrego czy złego, zależało już od samych molekuł.
Przede wszystkim należało nie dać się porwać Praptakowi, który zamieszkiwał Góry Strome, wyjątkowo czujnie strzegł własnego terenu lęgowego i był samotnikiem. Każdy intruz stanowił dla niego potencjalne zagrożenie i miał niewielkie szanse przeżycia w starciu z jego potężnymi szponami i dziobem. Staruszka twierdziła, że Praptak raz na sto lat znosi jedno jedyne jajo, które później wysiaduje bardzo długo. Z jaja wykluwa się pisklę i przez wiele lat pozostaje w gnieździe. Z chwilą, gdy pisklę jest na tyle dorosłe, żeby samodzielnie zdobywać pokarm, stary Praptak odlatuje w kierunku Słońca i ginie w jego żarze. Wówczas u schyłku dnia niebo przybiera specyficzny ognisty odcień i tylko te, które Wiedzą Więcej domyślają się, czym spowodowana jest łuna. Klaniczne podania milczały na temat tego, skąd Praptak przynosi owoce do wykarmienia pisklęcia, ale należało jeden z nich zdobyć i... i... później zaczynała się już znacznie bardziej skomplikowana część zadania. Ale o tym Dziewczynka nie chciała jeszcze myśleć. Szła w kierunku Gór Stromych, a pod jej nogami z każdym krokiem trawa zmieniała się w kamienie. Przejmował ją coraz większy chłód i po jakimś czasie nad jej głową zaczęły wirować pojedyncze płatki śniegu. Krajobraz zmianiał się, stawał się coraz bardziej surowy i pozbawiony drzew.

Siedząca nad kubkiem gorącej herbaty i klawiaturą Emma obserwowała drobną dziewczęcą figurkę pokonującą kolejne przeszkody. ,,Po co ja ją znów wysyłam w nieznane? Dlaczego ją narażam na te wszystkie niebezpieczeństwa, z których już może nie wrócić?" - myślała w przypływie zwątpienia, jednak Dziewczynka pomachała do niej wojowniczo torebką H&M z głębi jej własnej opowieści, jakby chciała powiedzieć: ,,Nie zawracaj mi głowy tymi dywagacjami i nie zatrzymuj mnie w połowie drogi!" Środkowy palec Niegrzecznej wymownie wysunięty w stronę Emmy  dobitnie świadczył o tym, co postać literacka ma do powiedzenia swojej autorce. W obliczu takiej zadziorności Emma westchnęła, mruknęła pod nosem coś o szwendaniu się i wtykaniu palca między drzwi, które mogą go przytrzasnąć, jednak później znów zaczęła stukać w klawisze, aby uniknąć potyczek słownych z Niegrzeczną.

Tym razem Dziewczynka nie zabrała ze sobą Cynika, gdyż obawiała się, że pies może narobić hałasu i tym samym napytać jej biedy. Z Praptakiem nie było żartów! Mógł ją chwycić w swoje stalowe szpony i przenieść do zupełnie innej bajki, gdzie nikt nie napisał Niegrzecznej Dziewczynki. Nie mogła do tego dopuścić.
Wkrótce droga stała się tak stroma, że Dziewczynka posuwała się bardzo powoli. Musiała się wspinać uważając, aby nie skręcić nogi lub nie spowodować lawiny. W pewnej chwili usłyszała jakiś dziwny dźwięk, który odbijał się od skał tworząc polifonię nakładających się na siebie zaśpiewów, przypominających płacz dziecka. Dziewczynka zastygła i przywarła do skały nałuchując, z której strony dochodzi. Tak, to musiało być kwilenie pisklęcia Praptaka. Ruszyła w tamtym kierunku ostrożnie stawiając stopy, aby jakiś kamień oderwany nogą od skalnej ściany nie zdradził jej obecności. Była coraz bardziej zmęczona, jednak chęć zobaczenia na własne oczy owianego legendą ptasiego pisklęcia była tak silna, że Dziewczynka parła wciąż naprzód, nie zastanawiając się nawet nad tym, co będzie dalej. Przecież gdzieś jest Fabryka Ciągów Dalszych, w której praca wre pełną parą, a skoro tak, to nie ma się czym przejmować, bo fabuła w stosownej chwili nadjedzie na taśmie produkcyjnej.

Na pewnym odcinku wspinaczki Dziewczynka znalazła się w dość głębokiej wnęce skalnej, która tworzyła nad nią coś na kształt kopuły. Usiadła w tej niszy pod sklepieniem, aby odrobinę odpocząć i wówczas nad głową usłyszała szelest. Zaniepokojona wstrzymała oddech, nie wiedząc co ten odgłos oznacza. Nagle poczuła bardzo silny podmuch powietrza na twarzy, który potężniał, aż wcisnął ją w skalną czeluść i uniemożliwił jakikolwiek ruch. Zrobiło się ciemno i Dziewczynka pomyślała, że nadciąga burza. Jednak po chwili zapanował spokój i znów dało się słyszeć jakiś szelest. Zdała sobie sprawę, że tuż nad nią znajduje się gniazdo z pisklęciem, zaś podmuch musiał być spowodowany skrzydłami dorosłego osobnika. ,,To musi być naprawdę olbrzym, skoro zasłonił całe niebo" – pomyślała. Ruch nad jej głową wskazywał na to, że Praptak karmi młode. Ostrożnie wychyliła się i wyjrzała, aby oszacować swoje szanse, jednak przestraszona szybko się cofnęła. W skalnej niszy do pewnego stopnia czuła się bezpieczna, gdyż jama była na tyle głęboka i wąska, że Praptak raczej nie mógłby jej dosięgnąć ani szponami, ani dziobem, jednak będzie musiała znaleźć sposób, aby zdobyć owoc, po który przyszła. ,,Najlepiej będzie poczekać, aż dorosły ptak odleci, bo z pisklęciem sobie na pewno łatwiej poradzę"- pomyślała. Kolejny potężny podmuch powietrza i ciemność wskazywały, że pisklę zostało w swoim gnieździe samo. Sądząc po odgłosach młode właśnie jadło. To był najlepszy moment, żeby zacząć działać. Dziewczynka zamknęła oczy i skupiła całą swoją energię na prawym przedramieniu. Nie była pewna, czy ta sztuczka się jej uda, gdyż wymagało to wielkiej koncentracji i mobilizacji całego organizmu. Jednak nie widziała innego sposobu. Po chwili wytężonej mentalnej pracy prawe przedramię Niegrzecznej zaczęło się robić coraz bardziej ciepłe, a wówczas Dziewczynka lewą dłonią chwyciła je za nadgarstek i zaczęła ciągnąć. W którtkim czasie prawe przedramię było niemal dwykrotnie dłuższe niż poprzednio. Teraz należało działać szybko, gdyż wydłużoną kończynę można skrócić, dopóki jest ciepelejsza niż reszta ciała, bo tylko wówczas jest wystarczająco plastyczna. Jeśli ręka wystygnie w zmienionej postaci, wówczas na zawsze pozostanie nienaturalnie długa.


Obraz: Masharu Shichinohe



poniedziałek, 20 lutego 2012

Uciekający Przed Snami (1)




Pewnego dnia Dziewczynka siedząc na swoim ulubionym miejscu przy oknie zauważyła na końcu drogi zbliżającą się do jej domu sylwetkę. Skupiła na niej wzrok i rozpoznała, że jest to mężczyzna. Biegł szybko, bardzo sprężystym krokiem sportowca. Przebiegł przed jej oknem ze wzrokiem utkwionym w jakiś odległy punkt na horyzoncie i zniknął. Przypomniała sobie, że już go raz widziała. Wówczas również biegł. Czyżby był takim zagorzałym długodystansowcem? ,,No cóż...Jedni lubią biegać, a inni lubią herbatę cynamonową" – pomyślała sięgając po puszkę, kubek i czajnik. W oparach herbaty dosłodzonej miodem o biegnącym mężczyźnie zapomniała, jednak na drugi dzień znów przemierzał drogę przed jej oknem. Wyglądał na znacznie bardziej zmęczonego, tak jakby przez ten cały czas się nie zatrzymywał. Zastanowiło ją to bardzo, toteż wybiegła z domu, dogoniła go i wyciągając nogi z całych sił próbowała dotrzymać mu kroku.
-Długo tak biegniesz?- zapytała.
-Bardzo długo. Za długo - odpowiedział ciężko dysząc.
-Widzę, że jesteś bardzo zmęczony. Dlaczego się nie zatrzymasz i nie odpoczniesz?
-Nie mogę. Boję się, że gdy się zatrzymam, to zasnę.
-No to co?! - zawołała zdziwiona Dziewczynka. Sama była strasznym śpiochem i nie mieściło jej się w głowie, że ktoś może nie chcieć spać nawet wówczas, gdy jest bardzo zmęczony.
-Nie mogę zasnąć, bo mogą przyjść sny... - odpowiedział enigmatycznie mężczyzna i przyspieszył kroku tak, że została w tyle.
,,Dziwne. Widocznie we śnie przychodzi do niego wszystko to, czego się boi na jawie" – pomyślała Dziewczynka i poszła do domu, w myślach nazwając mężczyznę Uciekającym Przed Snami. Przypomniała sobie kilka własnych snów i doszła do wniosku, że naprawdę można się ich bać. O tak! Potrafią być straszne.
Tego samego dnia opowiedziała o spotkaniu Staruszce Den, która usłyszawszy to mruknęła pod nosem:
-Gdybym była młodsza...!
-To co? - podchwyciła Dziewczynka – Co byś zrobiła, gdybyś była młodsza?
-Odnalazłabym Praptaka – odpowiedziała stanowczo Staruszka Den- i zdobyła jeden z owoców, którymi karmi swoje pisklę.
-O czym ty mówisz, Den? Jakie owoce? - dopytywała się Dziewczynka.
-Kiedy ty wreszcie nadrobisz wszystkie braki w wiedzy – powiedziała zrezygnowana Den i zaciągnąwszy się dymem z badyla zaczęła opowieść. Dziewczynka słuchała jej słów bardzo uważnie. Starała się wszystko zapamiętać, gdyż wielokrotnie przekonała się, że informacje, które początkowo uważała za błahe lub całkiem wyssane z palca, mogą stać się bardzo ważne, a nawet uratować jej życie. Z każdym kolejnym zdaniem Staruszki, Niegrzeczna czuła charakterystyczne mrowienie w podeszwach. Nie ulegało wątpliwości, że zapowiada się kolejna wyprawa. Tym razem jej szlak prowadził w kierunku Gór Stromych. Dziewczynka wiedziała, co ma zrobić, lecz Den nie potrafiła jej powiedzieć, jak ma tego dokonać, ponieważ sama w całym swoim długim życiu nigdy nie zawędrowała na tyle daleko, aby zobaczyć Praptaka.



Obraz: Masaru Shichinohe

piątek, 17 lutego 2012

Ten i ,,sipa"




Chyba całą energię skupiam na produkowaniu ciepła, bo tak naprawdę niewiele robię, a najchętniej robiłabym jeszcze mniej, na przykład zwinęła się w ślimaka i czekała do wiosny. Obserwuję, jak rośnie we mnie cisza i nie mam ochoty jej zagłuszać nawet muzyką. Krążą wokół mnie wirtualne duszki i dostarczają mnóstwa radości, a ja trzymam w rękach pudełko ze słowami i nie chce mi się podnieść wieczka, bo z tym za dużo roboty ;-))
Wierszydło napisane jakiś czas temu z serii inspirowanej Bookowym Mistrzem Jodyną.
***
ten kto mieszka we mnie
jest niewymawialny
wszystkie próby zdefiniowania
jak dotąd spełzły na niczym
długo siedział w środku
żywego kubła na śmieci
udawał że go nie ma
tylko wyglądał na świat
moimi oczami
nie sprawiał kłopotu
w koszu z odpadami
jest mu już za ciasno
bojaźliwie uchyla pokrywę 
chce wyjść
zanim przyjedzie śmieciarka
i go wywiezie
na wysypisko

***


Z listu do Mrówki ( a co, on może cytować moje listy, to mi też wolno):

,,sipa" to szufla do odśnieżania. ostatnio jej używam codziennie i bardzo mnie to kręci. czuję wówczas taką sprawczą moc i mam poczucie sensu tego co robię. powinnam pracować w piekarni i wypiekać rumiane buły dla dzieci :)) i widzieć, jak one je pałaszują :))

niedziela, 12 lutego 2012

Blondynka to samo zło!



Salon fryzjerski znajduje się pod mieszkaniem pianistki, która zostaje zamordowana nożyczkami- w domyśle fryzjerskimi. Dom jest od kilku dni pod ścisłą obserwacją, gdyż pianistka bała się kogoś i zgłosiło to na policję. W czasie, gdy dokonano morderstwa nikt do domu nie wchodził, zatem mordercą jest ktoś, kto znajduje się w salonie. Wszyscy w nim obecni wychodzili do innych pomieszczeń i mogli w tym czasie dokonać morderstwa. Wszyscy znali pianistkę i każdy miał jakiś powód do zamordowania jej. Publiczność metodą zadawania pytań, a później przez głosowanie wskazuje sprawcę zabójstwa. A podejrzani to:

1. Tonio- fryzjer, gej, zaleca się do każdego faceta w zasięgu wzroku, kokietuje publiczność.

2. Basia- fryzjerka, długonoga blondynka, świetny biust, jeszcze lepsze nogi.

3. Pani Dombek - podstarzała, krzykliwa ,,arystokratka" z pretensjami, gdy nikt nie widzi kradnie perfumy.

4. Wurcel - cwaniak w garniturze, krawacie, z czarną teczką, wyjątkowo prymitywny i ewidentnie nieokrzesany ( ,,wyszłem", ,,poszłem, ,,zamknij mordę"...)

Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu 70% publiczności głosowało, że mordercą jest...blondynka! Jednak zauważyłam, że około 70% publiczności stanowiły kobiety.

ps. Zabójstwa dokonał cwaniak w garniturze, na którego głosowałam jako jedna z nielicznych. On jeden spośród podejrzanych był leworęczny, a ekspertyza wykazała, że ciosy zadano lewą dłonią.

piątek, 10 lutego 2012

***


*
I znów samochód. Tym razem zdezelowany pomarańczowy maluch pędzący po mojej ulicy z wielkim rykiem. Wyszłam na balkon, żeby zobaczyć, co się dzieje i zobaczyłam, że samochód ma dziwne opony, które zrywają asfalt. Cała nawierzchnia jest połamana, wielkie płyty sterczą niewiarygodnie, a maluch hamuje gwałtownie i znów zawraca, żeby dokończyć zniszczenia. Moja pierwsza myśl: ,,Boże! Jak ja wyjadę z garażu?! Jak się dostanę do pracy?!" Tymczasem maluch niemal stając dęba zatrzymuje się pod moim balkonem i zaskoczona widzę, że za kierownicą siedzi mój najbliższy sąsiad, pan Bogdan, uosobienie poczciwości i spokoju.  Dziwię się, skąd ma ten samochód, bo w rzeczywistości jeździ znacznie lepszym, ponadto takie akcje są nie w jego stylu. Wołam do niego:
- Panie Bogdanie, co się stało? Dlaczego pan to robi?!
Nie odpowiada, tylko długo patrzy na mnie przejmująco smutnym wzrokiem... Zaniepokojona już nie o asfalt tylko o niego, pytam ponownie:
- Co się stało?
Nic nie mówi. Nadal patrzy z przeszywającym smutkiem. Koniec filmu, pobudka.
*
A sen numer 2 był znacznie ciekawszy. Zakradł się do niego jakiś Satyr? Trudno powiedzieć ... :D Pomijając szczegóły: idę za przyjaciółką po schodach. Ona ma na sobie krótką sukienkę w kwiatki. Przyglądam się tej sukience z zainteresowaniem, bo ona realna nigdy by takiej nie założyła. Na załamaniu klatki schodowej stwierdzam, że przyjaciółka jest bez bielizny i ma penisa. Bardzo dorodnego :)

*
A teraz idę spać. Może dla odmiany w kolejnym śnie jakiś facet będzie miał ...bieliznę? ;-))

środa, 8 lutego 2012

***



Kilka dni temu miałam sen, bardzo wyraźny i plastyczny, który mi siedzi w głowie. Śniło mi się, że wstałam rano i zeszłam do garażu wyprowadzić samochód, żeby pojechać do pracy. Zastałam garaż otwarty, a samochód na zewnątrz. Był zniszczony. Rozbity cały przód, klapa od silnika powykrzywiana i otwarta, a ze środka wysypała się ziemia :( Zadzwoniłam na policję i wkrótce zjawiło się kilku panów, w tym jeden w mundurze. Obejrzeli wszystko i stwierdzili, że nikt tym samochodem nie jeździł, tylko go wypchnął z garażu i rozbił jakimś narzędziem. I wówczas sobie uświadomiłam, że to wszystko mi się tej samej nocy śniło! We śnie przypomniałam sobie sen...
Może moja podświadomość chce mi coś ważnego powiedzieć? Tylko co? Pożyjemy - zobaczymy. Albo i nie :P


Obraz: Emiis

niedziela, 5 lutego 2012

Chytry plan



-Luminoforze – odezwała się Dziewczynka – a wiesz, co znaczy ten napis? Rozumiesz jego sens? Sprawdzałeś na mapie, gdzie ta wyspa jest?
Tablica Luminofora zgasła na chwilę i Dziewczynka była pewna, że tym pytaniem wprawiła władcę w zakłopotanie. Wreszcie pojawił się napis wyświetlany z ogromną szybkością, co świadczyło o jego podenerwowaniu. Dziewczynka ledwie nadążyła czytać:
-Po co mam wiedzieć, gdzie leży wyspa Nigda? Liczy się to, że Bilboard jest duży, stokrotnie większy niż nasze tablice i znacznie mocniej błyszczy. Oświetlające go lampy mają niezwykłą moc, nie rozumiesz?! Kto bardziej błyszczy, ten panuje nad pozostałymi Neonami. Najwyższy czas, aby stary Bilboard oddał władzę komuś innemu! - gorączkował się Luminofor. - Potrzebuję światłowodu, który masz na głowie. Mógłbym nim olśnić Neonów i zawładnąć nimi. Jeśli uda mi się zbadaś wiązkę światła i poznać jego strukturę, mógłbym je wytwarzać w wielkich ilościach na sprzedaż, a to by mi zapewniło nie tylko władzę, ale też bogactwo!
-A gdy już zastąpisz swojemu ludowi Bilboarda, to co zrobisz?  
-Co za głupie pytanie! Będę siedział na ramionach Bilboarda i odbierał cześć, która mnie się należy. Tak naprawdę Neonami rządzę ja, ale ci głupcy wszystkie pieśni pochwalne śpiewają jemu!
Dziewczynka słuchała i coraz bardziej docierało do niej, że promień Słońca, który ma we włosach, posiada sporą wartość. Tymczasem ktoś gwałtownie zastukał do żelaznej bramy i Luminofor na ten dźwięk zaczął schodzić dudniąc nogami po metalowych schodach, rzuciwszy jej na odchodnym, że niebawem wróci po jej światłowód. Dziewczynka została sama. Patrzyła przez otwór w ścianie na bóstwo Neonów i rzeki pielgrzymów ciągnących przed jego oblicze. W jej głowie kiełkował pewien chytry plan. Sięgnęła do torebki H&M i wysypała całą jej zawartość modląc się w duchu, aby było w niej to, czego szuka, a tego nigdy nie była pewna, albowiem niezbadane są przegródki damskiej torebki. Odetchnęła z ulgą, gdy znalazła rękawiczki, które na końcach palców zaopatrzone były w przyssawki. Później wydobyła buty. Każdy z nich zamiast podeszwy miał również przyssawkę. Te, które zdjęła z nóg wrzuciła do torebki. W końcu mogą się jeszcze przydać. Razem ze statym obuwiem schowała Cynika i zaczęła się przeciskać przez otwór w ścianie. Była bardzo wysoko nad ziemią, ale wiedziała, że sobie poradzi. Posługując się przyssawkami zaczęła schodzić po pionowej, metalowej ścianie. W kilka minut była na dole – wolna. I wówczas w jej umyśle zaczęła kiełkować kolejna myśl... Przecież z promieniem Słońca we włosach mogłaby się wspiąć na plecy Bilboarda -tak jak miał to zamiar zrobić Luminofor- i być boginią! Jeszcze nikt jej nie oddawał boskiej czci! To musi być wspaniałe uczucie, gdy całe zastępy poddanych klęczą u stóp i są gotowe do usługiwania na każde skinienie. Już ona by umiała wykorzystać ich potencjał! Luminofor miał rację twierdząc, że Bilboard nie potrafi rządzić. A ona by na pewno umiała. Czyż to nie jest wspaniały plan?!   Ruszyła w kierunku Bilboarda. Wtopiła się w rzesze pielgrzymujących Neonów i szła razem z nimi. Słyszała delikatny trzepot skrzydełek Intuicji, która domagała się Wysłuchania, ale Dziewczynka postanowiła trzymać się tego, co przed chwilą wymyśliła. Aby nie usłyszeć czegoś, co mogłoby jej pokrzyżować plany, próbowała naśladować dźwięki hymnu Neonów. Gdy tylko dotarła do Bilboarda, zaczęła się wspinać po wielkich słupach, które były nogami bóstwa. Najbliżej stojący Neonowie w pierwszej chwili chcieli ją powstrzymać, jednak wkrótce zauważyła kątem oka, że spora część tłumu wyświetla zachęcające komunikaty. I wówczas do głosu doszła wrodzona jej przekora, która kazała jej się zastanowić nad nagłą zmianą w nastrojach tej kolorowej masy. Najpierw jej okazali przyjaźń, później wrogość, teraz znów coraz głośniejszy aplauz... Dotarło do niej, że tak naprawdę nie zależy jej na uwielbieniu tego tłumu, lecz na sympatii kilku osób z własnego plemienia. Przecież gdyby została boginią, nie miałaby prawa do popełniania błędów, a to prawo uważała za najświętsze i najbardziej cenne ze wszystkich. Dzięki własnym błędom była sobą. Dzięki nim zdobywała wiedzę o świecie i własnych ograniczeniach, a gdyby była Bilboardem, musiałaby spełniać oczekiwania innych i przede wszystkim świecić przykładem. Na myśl o tym jej niegrzeczność stanęła dęba, co powstrzymało ją od dalszej wspinaczki. Ba! W dodatku nie mogłaby się szwendać beztrosko zapominając o całym świecie, błądzić i sypiać w dziuplach razem z sowami...Musiałaby tutaj tkwić jak pies na łańcuchu i słuchać ciągle tych samych laudacji. W dodatku Neonowie kompletnie nie mieli słuchu i straszliwie fałszowali, co byłoby wprost nie do zniesienia na dłuższą metę. ,,Nie tędy droga" – pomyślała stanowczo i oderwała przyssawki od słupa, zeskakując na ziemię. Zdjęła rękawiczki, zmieniła buty, wyprostowała się i rzuciwszy ostatnie spojrzenie na morze rozświetlonych punkcików ruszyła przed siebie, byle dalej od Bilboarda i Miasta Neonów. Przecież na tyłach chatki Staruszki Den rośnie nowa odmiana badyla, którą posadziły jesienią. Musi wrócić na wiosenne zbiory, a droga przed nią daleka. Jednak Dziewczynka nie była tym wcale zmartwiona, gdyż uwielbiała piesze wycieczki. Wypuściła Cynika i zaczęła zawadiacko wymachiwać torebką chwaląc samą siebie w duchu za to, że się nie przyznała Neonowi, iż promień Słońca na jej głowie odrasta jak każdy włos. ,,Gotów byłby ze mnie zrobić żywą maszynę do produkowania promieni. Może jednak nie jestem aż taka głupia?" - myślała z cichą nadzieją i patrzyła na horyzont w kierunku Nowej Przygody.


Obraz: S. Kenny

sobota, 4 lutego 2012

Wczasy last minute!


W pierwszej chwili próbowała się wyrwać, jednak nie było to możliwe. Poczuła, że nie ma najmniejszych szans w starciu z żelaznym uściskiem ich rąk, mając do dyspozycji swoje wątłe ramiona. Pokojowe nastawienie jej Klanu do świata spowodowało, że kobiety nie tylko zapomniały, jak się strzela z łuku, ale też zaniechały ćwiczeń, mających na celu wyrabianie tężyzny fizycznej. Dziewczynka nie potrafiła zabijać. Była to jedna z nielicznych lekcji, jakie sobie przyswoiła. Cóż... mogła liczyć tylko na Cynika i własną przemyślność. Jednak przede wszystkim należało zapanować nad własnym Emosystemem. Wokół niej nadal panowało wielkie poruszenie, Neonowie nadal błyskali do siebie nerwowo w sposób dla niej niezrozumiały, a Dziewczynka tymczasem zamknęła oczy i przywołała wizualizację, która miała jej pomóc w odzyskaniu spokoju. Oczy skierowała do wnętrza własnego umysłu i zobaczyła morze ogarnięte sztormem. Potężne spienione fale wydawały ogłuszający ryk, kotłowały się, wdzierały na plażę, niszczyły zamki z piasku zbudowane przez dzieci, łamały przycumowane przy brzegu łodzie i siały spustoszenie. Dziewczynka wyobraziła sobie gigantyczną dłoń, która wysuwa się zza linii horyzontu, powoli opada na wodę i uspokaja ją. Po chwili morze nie było już rozszalałym, niepohamowanym żywiołem, lecz spokojną, delikatnie falującą wodą. I tak oto Dziewczynka wzięła Się w garść i mogła stawić czoła niebezpieczeństwu. Przestała się szarpać, rozluźniła napięte strachem mięśnie i po pierwsze postanowiła dowiedzieć się, dlaczego Luminofor miał wobec niej wrogie zamiary, skoro jego poddani przyjęli ją tak przyjaźnie. To straż przyboczna Luminofora na jego wyraźny rozkaz wykręciła jej ręce i poprowadziła do pomieszczenia, które przypominało starą fabrykę z ogromną halą, która przypominała magazyn. Dwaj Neonowie popchnęli ją do środka i zasunęli za nią ciężkie, żelazne drzwi. Szczęk metalu i daleki pogłos uświadomiły jej, że otacza ją wielka, niezbadana, groźna przestrzeń. Zapanowały kompletne ciemności. Dziewczynka wypuściła z torebki Cynika, przytuliła się do niego obejmując za szyję i skulona czekała, co dalej będzie. Kucyk już nie sterczał na czubku jej głowy, lecz zwisał bezradnie. ,,Szkoda, że teraz mi nie pokazuje kierunku..." - pomyślała ze złością pod jego adresem, po czym szarpnęła za wstążkę i rozpuściła włosy. Po jakimś czasie drzwi z przeraźliwym zgrzytem otworzyły się i zobaczyła w nich iskrzącego irokeza w kolorze krwi, który zbliżał się do niej. Luminofor we własnej świetlistej osobie przyszedł ją odwiedzić. Jego postać była jedynym jasnym punktem w tym mroku. Przez chwilę stał przed nią bez ruchu i przyglądał się jej, później nagle sięgnął dłonią w stronę jej głowy. Dziewczynka przestraszona odskoczyła i zaczęła się cofać. Cynik zaczął głośno ujadać.
- Daj mi go! - przeczytała na tablicy świetlnej Luminofora.
-Ale po co ci pies?! - zawołała, zasłaniając sobą Cynika.
-Nie chcę twojego psa. Chcę twój światłowód! Jest cieńszy i doskonalszy niż te, które mamy na głowach. Płynie przez niego nieznany mi rodzaj światła. Daj mi go! - wyświetlił na tablicy.
 -Luminoforze! Zaszła jakaś pomyłka! Ja nie mam żadnego światłowodu!
- Nie kłam! Przecież widzę, że masz! - Luminofor znów wyciągnął dłoń i chciał dotknąć jej głowy.
Dziewczynka nagle zrozumiała wszystko. Luminofor miał an myśli promień Słońca, który miała we włosach. Dawno temu odbyła wyprawę do Osady Tkaczy po Nową Duszę, która została zszyta jej włosem. W tym samym miejscu wyrósł jej promień Słońca. Tak! Na pewno o niego chodziło Luminoforowi.
- Ale po co ci mój promień, skoro twoje światłowody błyszczą  tak jasno? - zapytała Dziewczynka chcąc zyskać na czasie i zastanowić się, co robić. Co prawda nie bardzo wiedziała, po co ma promień ani jaki mogłaby mieć z niego pożytek, jednak wyrastał właśnie z jej głowy i nie miała ochoty się z nim rozstawać.
-Od lat nie wykryto w moim Mieście nowego rodzaju światła, a gdyby mi się to udało, mógłbym wreszcie zająć miejsce Bilboarda, który nie zasługuje na cześć, jaką jest otaczany - przeczytała na tablicy Luminofora.
Władca ruszył w kierunku ściany przeciwległej do drzwi, skinąwszy uprzednio ręką, aby Dziewczynka poszła za nim. Weszli na bardzo wysokie, metalowe schody. Na ich szczycie znajdowało się niewielkie okienko, które Luminofor otworzył i zachęcił ją, aby przez nie wyjrzała. Wychyliwszy głowę Dziewczynka zrozumiała intencje władcy. Bilboard był najwyraźniej bóstwem Neonów, gdyż całe pielgrzymki świecących postaci z irokezami podążały w jego kierunku, aby oddać mu pokłon i klęcząc śpiewać hymny pochwalne. Nadciągali ze wszystkich stron w kierunku Bilboarda i z oddali wyglądali jak rzeki kolorowych punkcików. Sam Bilboard stał niewzruszenie i nie reagował na to, co się dokoła niego dzieje. Na jego ogromnej, podświetlonej ze wszystkich stron tablicy widniała kiczowata palma i napis: ,,Nigda czeka na ciebie! Wczasy last minute na egzotycznej wyspie Nigdzie! Nie przegap swojej ostatniej szansy".
Już wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi: Luminofor chciał zostać bogiem.

Obraz: J. Yerka

czwartek, 2 lutego 2012

Neonowie



Dziewczynka otrząsnęła się z chwilowej zadumy, wzięła głębszy oddech i zdecydowana na wszystko zaczęła schodzić ze skarpy w kierunku świateł. Kotłowały się w niej mieszane uczucia, w których przeważała niechęć do wejścia w to sztuczne miejsce. Jednak kucyk wyraźnie pokazywał właśnie ten kierunek, zaś Cynik pod pachą dodawał otuchy. W miarę zbliżania się do Miasta jej chęć poznania jego zakamarków stawała się coraz większa. Kto wie? Może zła sława jaką wsród kobiet Klanu posiada to miejsce, jest niezasłużona? Może te, które Wiedzą Więcej nigdy tutaj nie były i powtarzają tylko zasłyszane na Zgromadzeniach zakrapianych spirytusową natewką plotki? Może prawda jest całkiem inna? Już ona to wszystko sprawdzi. A jeśli znów mądrości Klanu Papierowych Kulek wprowadziły ją w błąd, jeśli znów okazały się funta kłaków warte, to ona im zaraz wygarnie!
Dziewczynka szła dalej i wkrótce, gdy jeszcze była na peryferiach Miasta, dostrzegli ją Neonowie. Nie była pewna tego, jak zostanie przez nich przyjęta, ale okazało się, że od razu przypadła im do gustu. Małe Neoniątka podbiegły do niej i otoczyły ją zwartą gromadką, nad ich głowami widziała ciekawskich dorosłych, komentujących jej pojawienie się poprzez migotanie systemu maleńkich żarówek umieszczonych na tablicy świetlnej, którą mieli w miejscu twarzy. Z tyłu tablicy znajdowała się plątanina przewodów i procesorów zamknięta w plastikowej półkuli, na czubku której każdy osobnik miał wiązkę światłowodów, która tworzyła efektownego, błyszczącego irokeza. Ich homoidalne ciała, w których błyskały niezliczone ilości świecących, kolorowych punkcików, były całkiem przezroczyste. Dziewczynka z wielkim zaciekawieniem obserwowała światełka, jednak gestykulując pokazała Neonom, że nie rozumie ich mowy. Wówczas jeden z nich położył jej rękę na ramieniu i palcem drugiej ręki wskazał własną tablicę, na której Dziewczynka przeczytała jaskrawy, pulsujący napis ,,Witaj w Mieście Neonów!". Wszystko wskazywało na to, że niechęć Klanu do Neonów była nieuzasadniona. Jeszcze przez chwilę Niegrzeczna była obiektem oględzin Neoniątek, które usiłowały jej zaglądać do torebki i wkładały paluszki do ust, jednak zorientowawszy się, że jest w nich wilgoć, natychmiast porywały ręce, surowo karcone przez dorosłych. Później kolorowy tłum porwał ją i prowadząc przez rozświetlone reklamami ulice, zaprowadził przed oblicze Luminofora, Najjaśniejszego Neona, który -jak przystało na władcę - siedział na ikrzącym się tronie. Bijący od niego blask oślepił Dziewczynkę do tego stopnia, że straciła z oczu wszystko, oprócz jego błyszczącej postaci, która miała w sobie jakiś magnetyzm. Imponujących rozmiarów irokez lśnił fluorescencyjną zielenią, która ją zachwyciła. Nabrała powietrza w płuca i oddając pokłon powiedziała:
-Wasza Jaskrawość! Jestem pod wielkim wrażeniem Miasta Neonów. Olśnił mnie bijący od ciebie blask...
Podniosła wzrok, bo spodziewała się, że Luminofor do niej przemówi, a raczej zaświeci, jednak zamiast jakiegoś zrozumiałego komunikatu na jego tablicy świetlnej rozbłysło tyle światełek, że przyćmiły wszystko dokoła. Luminofor wyraźnie zdenerwowany wstał, podszedł do niej, obszedł ją dokoła oglądając od stóp do głów, a irokez z na czubku jego głowy stopniowo zmieniał barwę i po chwili miał kolor krwi. Dziewczynka zaniepojona stała zastanawiając się, co może oznaczać ta niespodziewana wrogość władcy. Czyżby popełniła jakiś błąd i obraziła czymś Luminofora? Cynik wystawił łeb z torebki i zaczął głośno ujadać, co było ewidentnym dowodem na to, że podzielał jej strach. Dziewczynka zrobiła kilka kroków do tyłu, jednak stojący za nią zwarty tłum Neonów uniemożliwił jej ucieczkę. Nie mogła też zmienić się w papierową kulkę, gdyż stałaby się wówczas zupełnie bezwolna i straciła możliwość działania. Ponadto nie chciała się zdradzać z posiadaniem tej umiejętności, gdyż nie wolno jej było lekkomyślnie z niej korzystać. Wszystkie te myśli przebiegły jak błyskawica przez jej głowę, gdy tymczasem wokół niej zrobiło się nerwowe zamieszanie. Neonowie intensywnie komunikowali się między sobą i napierali na nią coraz bardziej, lecz ona nie rozumiała, o czym z takim ożywieniem dyskutują. Niespodziewanie dwaj rośli osobnicy chwycili ją, wykręcili jej ręce i trzymali tak mocno, że nie mogła się ruszyć.


Obraz: P. Forest

środa, 1 lutego 2012

Idźcie, lećcie, płyńcie...



,,Czy każda opowieść musi się opierać na wydarzeniach? – myślała w tym samym czasie Emma, stukając w klawiaturę i wkładając do ust kolejne piernikowe ciasteczko. - Przecież tworząc fikcyjne sytuacje, fałszujemy życie. Pompujemy w nie sztuczną adrenalinę, która nas chroni przed nudą, ale też tworzy bańki mydlane. A po bańkach mydlanych zostają mokre plamy, które trzeba ścierać." Po tej refleksji jej ręce zastygły w bezruchu między klawiaturą, a talerzykiem z ciastkami. Emma lubiła zaludniać własne opowieści wymyślonymi przez siebie postaciami, jednak każda z nich w jakiś sposób była nią samą, gdyż rodziła się z jej umysłu. To tam tkwił zalążek tego, co później dzięki słowom i Znaczeniom przekształcało się w Staruszkę Den, Bezimiennego, Mustanga, ale też Złośliwego Karła. Wszystkie te postaci mieszkały w niej, a wydobyte na światło dzienne, wypuszczone z podziemi ujawniały utajone, nazywały niewysłowione. ,,A więc to nie jest fikcja! To wszystko prawda!" - wykrzyknęła w duchu. Jeszcze niedawno wszystkie te dziwne stworki zaludniające jej głowę chowały się po kątach, wciskały w najciemniejsze zakamarki i broniły przed wyciąganiem ich na zewnątrz. Musiały mieć jakiś powód, dlatego Emma zostawiła je w spokoju. No właśnie... może potrzebowały spokoju?

Jednak nie koniec na tym, że się wypuściło z podziemnych światów jakąś postać. Należało ją jeszcze wprawić w ruch, sprawdzić w akcji i skonfrontować z innymi istotami, które wystawiały głowy i dopominały się o to, żeby o nich opowiedzieć. Ba! Należało tej postaci pokazać to wszystko, co działo się na zewnątrz i co miało wielki wpływ na to, co w środku. Trzeba było dać jej możliwość penetrowania eksterioru i zamieszkiwania w umysłach ludzi, którzy o niej przeczytają.

Emma zastanowiła się nad tym, dlaczego wszyscy tak bardzo kochają czasowniki, podczas gdy ona woli rzeczowniki i przymiotniki. Wynikało to chyba z kontemplacyjnych skłonności w jej psychice. Kontemplować można było tylko statyczny przedmiot, natomiast wydarzenia przenoszone na papier za pomocą dynamicznych czasowników wprowadzały niejednokrotnie turbulencje, od których Emma w ostatnich czasach cierpiała na zawroty głowy. ,,To całe dzianie się bywa męczące. Czyżby bierność była Istotą mojej natury?"- myślała zdegustowana i aby się podnieść na duchu sięgnęła po kolejnego piernika. Znów ogarniała ją inercja, do której nie chciała dopuścić, gdyż mieszkający w torebce Niegrzecznej Dziewczynki Demon zaczynał się nudzić, gdy nic się nie działo i wówczas szukał sobie jakiejś rozrywki, a najlepiej się bawił wtedy, gdy mu się udało niepostrzeżenie dosypać piołunu do kawy, czemu koniecznie trzeba było zapobiegać. Niechęć do czasowników mogła w sensie fabularnym oznaczać koniec opowieści, a nie można kończyć, gdy się ledwie zaczęło. Zatem pochwalone bądźcie czasowniki! Z całym waszym niepohamowanym parciem naprzód i przecinaniem maczetą ścieżki w gąszczu Znaczeń. Idźcie, lećcie, płyńcie. Dziejcie Się.


Obraz: J. Woitzik

Zblogowani

zBLOGowani.pl