niedziela, 27 listopada 2011

Wymyk



Ma bladą twarzyczkę i wielkie oczy, które zajamują pół twarzy. Pojawia się co jakiś czas i rozsiada, jakby był u siebie. Nie można sobie z nim dać rady. Na nic powtarzanie, że wszystko jest OK, że jesteś u siebie i ty tu rządzisz. Wszystko na nic. Gdy w okolicy grasuje Wymyk, nie rządzisz nigdzie i każde miejsce jest obce.  Jego obecność emanuje nie wiadomo z jakiego żródła i powoli wypełnia całą przestrzeń. Wówczas zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Nagle w samym środku najlepszej zabawy odchodzisz na ubocze i nie wiesz, co ze sobą zrobić. Krążysz z daleka i obserwujesz innych ludzi, zastanawiając się, kim oni są?? Podchodzi do ciebie wówczas sympatyczny mężczyzna i pyta: ,,Gdzie się podziewasz?". A ty nie wiesz, co odpowiedzieć, bo zniweczył twoje przekonanie, że twojego odejścia na ubocze nikt nie zauważył. Masz ochotę odpowiedzieć: ,,Przecież jestem tutaj!", ale wiesz, że to nieprawda a uważnemu, skierowanemu na ciebie spojrzeniu skłamać nie sposób.
A to wszystko z podszeptów Wymyka, który pobył sobie w twojej przestrzeni tyle, ile tylko chciał, a teraz szuka nowego terytorium. Ale wróci. Wiesz, że wróci.


Obraz: David Ball

wtorek, 22 listopada 2011

Sztuczka


Jedząc kanapkę z pomidorem i przeglądając komentarze pod poprzednim wpisem uświadomiłam sobie, że bardzo często w relacjach z ludźmi stosuję pewną sztuczkę. Polega ona na tym, że mówię to, co myślę, ale w taki sposób, że nikt w to nie wierzy. Tak naprawdę, to genialny wynalazek, który powinnam opatentować ;-))  Podejrzewam, że nie tylko ja na to wpadłam, ale nie jestem pewna, czy ludzie sobie ten trik uświadamiają. Ja też sobie do tej pory z jego istnienia nie zdawałam sprawy, choć stosuję go nagminnie, bo daje mi niesamowity komfort bycia sobą, a z drugiej strony zapewnia bezpieczeństwo, że się nadmiernie nie odsłonię i nie wystawię na rany kłute, cięte i kopane.
A ponadto dopadł mnie jakiś wirus, choć nie powinien, bo zażywam witaminę C, ale to wszystko dlatego, że miałam stresujący tydzień i jeszcze przez weekend było ok, bo wiedziałam, że w poniedziałek MUSZĘ być w pracy, ale teraz już nie muszę... Jednak na L4 nie mam ochoty, bo jak pomyślę o siedzeniu na poczekalni w przychodni, to mi katar sam przechodzi.
No i ku wielkiej mojej radości wczoraj przypadkowo na starym pendrivie znalazłam stary nagłówek! Od razu mi się zrobiło swojsko i jakoś mojo, bo nazwa Klan Papierowych Kulek była niby fajna, ale jakaś klaustrofobiczna.


Obraz: B. Drury

sobota, 19 listopada 2011

Wpis awaryjny





Taki oto wierszyk kiedyś popełniłam, a ponieważ moje konstatacje ostatniego tygodnia są niezbyt pozytywne, wręcz zachęcają do wycofania się z relacji społecznych, więc publikuję:


boję się miłości
do poety
będzie mi opowiadał świat
choć chcę go smakować

zamiast obrać jabłko ze skórki
lub zjeść prosto z drzewa
zacznie mnie oprowadzać po sadzie
sypiąc gwiazdami z rękawa
niby czarnoksiężnik

przez długie godziny
może aż po grób
każe mi pozować do wiersza
i być jak owad zatrzymany w locie
przez kroplę żywicy
cierpliwie zastygnąć w bursztynie
z którego napisze wisiorek
na szyję jakiejś innej
Marii Magdaleny


niedziela, 13 listopada 2011

To już??



Przeżyłam wczoraj szok. Wychodzę z zakupami z biedronki i na wprost siebie widzę rozpędzonego konia. Nie mechanicznego, ale żywego, najprawdziwszego konia: czarny, nieco niższy niż zwykły koń i z bardziej puchatym włosiem. Rozwiana grzywa i czerwone pompony po obu stronach głowy. Stoję przerażona, sparaliżowana tym widokiem i myślę: ,,Boże! To już?? Zwariowałam, tak?? Mam halucynacje!". Ale koń tak bardzo realistycznie walił kopytami o kostkę brukową i omijał samochody, że w końcu uwierzyłam, że jest prawdziwy. Ochłonęłam z lekka, gdy już przemknął i poleciał w stronę niezabudowanych terenów pod nowe osiedle, ruszam z miejsca z oczami jak spodki i łomotaniem serca, a tu słyszę znów tętent... Drugi nieco niższy koń pędzi za tamtym. Tutaj już byłam pewna, że zwariowałam, że to już... Drugi czarny koń z czerwonymi pomponami przeciął ruchliwą ulicę i pognał w tym samym kierunku. Zdezorientowani ludzie rozglądali się dokoła, kasjerka wybiegła zostawiając całodzienny utarg na pastwę losu, ja postawiłam siaty z zakupami... Niesamowite! Nie wiem, co się z nimi stało. Mam nadzieję, że wróciły całe i zdrowe tam, skąd uciekły. Nie było w okolicy żadnej kraksy na szosie, więc jest szansa, że nie spotkała ich krzywda.

czwartek, 10 listopada 2011

Ich twarze

po otwarciu albumu
ich przezroczyste twarze
wyfruwają spomiędzy kartek
podrywają się do lotu
jak stado papierowych ptaków
które kiedyś ucztowały w pszenicy
nie bojąc się stracha na wróble
teraz już tylko ściernisko
lub karmnik na balkonie
do którego nasza pamięć
sypnie jakiś okruszek
ich twarze
są jak archipelagi na wodach zapomnienia
wysepki wiatrem kołysane do snu
chwytam promień słońca w soczewkę
by złapać światło
które ich zbudzi

Muzyka pełni Księżyca

niedziela, 6 listopada 2011

Gerda




kończy trzeci fakultet
segreguje dni
przy biurku z widokiem na awans

po pracy basen i siłownia
robi to dla siebie
jak zalecał doradca
rozwoju osobistego

a przy każdej pełni księżyca
dosiada renifera
dobrych ludzi pyta o drogę
do pałacu Królowej Śniegu

ślady sań budzą ptaka uśpionego w piersi
wtedy rozpościera skrzydła
i leci za tropem do utraty tchu

a gdy chwyta za klamkę
ostatniej komnaty
budzik przypomina
że Kaj to tylko sen

skrzydła odlatują bez niej


Obraz: Abulena Panduri

sobota, 5 listopada 2011

Kaj






to było w tym momencie
kiedy skończył obiad
podciągnął spodnie za pasek
gestem potentata
i podszedł do okna

coś się w nim ważyło
coś chybotało na szalach
dwie armie targały duszę

zza zakrętu pokazały się sanie
rozłożyste, wygodne
wychyliła się z nich oszroniona twarz
Królowej Śniegu
wycelowała w niego soplem lodu
i przywołała palecem zgiętym w haczyk

zobaczył w sobie przerębel
skoczył
najpierw poczuł rwący kryształowy chłód
później już tylko spokój mrożonki

do tej pory nie znalazła się Gerda
chętna by go szukać



Obraz: Brooke Shaden

środa, 2 listopada 2011

List do zimnych krajów





a więc piszę dzisiaj
gdy jesień napiera na szyby
żółtymi i czerwonymi ognikami
dogorywających liści

nad cmentarzem fruwają
wniebowzięte dusze
łopot ich bladych sukienek
mylę ze skrzydłami ptaków
a to ci których już nie ma
z zapachem chryzantem
odlatują w zaświaty

a więc piszę pospieszny list
na który już nie ma kto czekać
zasypane ziemią oczy
nie rozróżnią słów

a jednak piszę
i dopiero dzisiaj
powierzam cię ciszy

Zblogowani

zBLOGowani.pl