Prawie rok po śmierci zmarłej 1 lutego 2012 roku poetki Michał Rusinek, jej wieloletni sekretarz, a dziś prezes Fundacji imienia Szymborskiej, przekazał GW odnaleziony w jej mieszkaniu i nigdy niepublikowany wiersz. ( Gazeta Wyborcza, sobota-niedziela 29-30 grudnia 2012,
Dotkliwa nieobecność, s. 17)
Czy to pan wzywał mnie, panie referencie?
Tak koleżanko. Przyszła i na panią kolej.
Musi się pani urodzić. Jak wszyscy. Jak każdy.
Wiem, że wolicie nie być, znam was dobrze,
witacie życie krzykiem - niech pani nie przeczy,
zrobi pani to samo całym gardłem,
jakie jej będzie dane.
A przecież gwarantuję nieodrodną śmierć,
w czym nie zawiodłem, jak dotąd, nikogo.
Niech sobie pani idzie już.
Dowód nietożsamości pozostaje u mnie.
Nic nie trzeba brać z sobą, zresztą - między nami -
cokolwiek jest, jest tylko tam.
I to nie tylko jest, ale jest w obfitości!
Świat będzie pani miała nawet za plecami!
Wystarczy go! Na wszelkie ukryte szczegóły!
Widoki przeoczone! Przesłyszane głosy!
Na rozrzutny ciąg dalszy! Pozory! I na mnie!
Bo i ja jestem stamtąd koleżanko.
Przybywam i ubywam, zjawiam się i znikam
w słowach, które powstają tylko tam.
Przyznaję, że to lżejszy byt
od czekających panią przygód z krwi i kości,
na ogół jednak wszyscy wciągacie się jakoś,
piszecie nawet wiersze pod trzema gwiazdkami,
chociaż kusa to liczba jak na taki świat.
Niech sobie pani idzie już.
Tylko na miejscu można znaleźć miejsce.
Podczas ziemi. Podczas wody. Podczas słońca chwilowego,
które rozpoznawczo błyska
na trawie aż do przesady prawdziwej.
I zwykłej - jak mówią usta.
Wisława Szymborska, czerwiec 1964
Do mnie wiersz trafił dopiero przy drugim czytaniu, co dość nietypowe, bo zwykle poezję Szymborskiej łykam w całości i delektuję się smakiem przy pierwszym podejściu. Jestem wielbicielką jej poezji między innymi z racji tej klarowności, krystalicznej czystości i precyzji myślowego przekazu, której jakże często brakuje nam maluczkim, zmagającym się z materią języka.