poniedziałek, 22 sierpnia 2022

O tym jak jest, jak było i nie wiem jak będzie, ale i tak się cieszę.



Od zawsze czułam, że coś jest ze mną nie tak. Że nie pasuję do świata, że coś mnie od ludzi odgradza. Chyba już wiem, skąd to pochodzi: z dzieciństwa. Wiem, to taki truizm, że aż głupio pisać, ale dokładnie tak jest. Od dawna wiem, że mam w sobie dużo jakiegoś niezidentyfikowanego gniewu, który coraz częściej uzewnętrzniał  się w postaci niekontrolowanego wybuchu, jak wulkan, który pali i niszczy wszystko, co ma na swojej drodze.. Niezbyt to bezpieczna i dojrzała forma ekspresji… Nie do końca rozumiałam, co się ze mną dzieje, więc zaczęłam szukać informacji. Sporo czytałam i doczytałam się do metody pracy z wewnętrznym dzieckiem, która mocno ze mną rezonuje. Elementem tej pracy jest  - niestety! - powrót do dzieciństwa. Piszę ,,niestety”, bo to trudna podróż. W moim rodzinnym domu działy się rzeczy, które uniemożliwiły mi doświadczanie życia całą sobą, odbierały mi radość i wpędziły w rodzaj lekkiej chronicznej depresji, której przyczyny jako dorosła osoba zlokalizowałam w sobie, we własnym niedopasowaniu, wybrakowaniu itp. A to nie tak. Moja depresja jest raczej stanem wyuczonym, wpojonym mi nawykiem. Dla jasności: nie byłam maltretowana ( chociaż kilka patologicznych zdarzeń miało miejsce), głównie chodzi o to, że  byłam wychowywana w taki sposób, który nakazywał bycie niewidzialną. Miałam być cicho i nie zawracać głowy. Ileż ja razy słyszałam poirytowane: nie zawracaj głowy! Dla dziecka taki komunikat oznacza: nie mów, nie zadawaj pytań, niczego nie chciej, najlepiej nie bądź. Całe dzieciństwo czułam się kimś zbędnym, niepotrzebnym, kimś, kto sprawia same problemy i jest utrapieniem dla dorosłych. A więc nauczyłam się życia w ukryciu, zeszłam do podziemia i tam zbudowałam dla siebie cały świat (pisząc o przygodach Niegrzecznej Dziewczynki  intuicyjnie nazwałam go Wewnętrznym Miastem). W dzieciństwie wygasiłam potrzebę ekspresji, skoro przeszkadzała dorosłym i wywoływała w nich złość. Co prawda nie do końca, bo w pewnej chwili już w dorosłości coś ze mnie zaczęło wychodzić, przemożnie  domagać się nazwania, dostrzeżenia -  i to wtedy zaczęłam swoje życie blogowe i pisanie. Dzięki ci blogu, dzięki ci świecie, dzięki wam ludzie, którzy mi towarzyszyliście,  nie wiedząc nawet, że w gruncie rzeczy wspieracie mnie w najtrudniejszej na świecie  podróży, że ratujecie mi życie. 

W czasach
intensywnego blogowania, kiedy z mojej głowy wyskoczyła ,,Niegrzeczna
Dziewczynka” wraz z psem Cynikiem, intuicja bardzo mocno sygnalizowała mi
kierunek podróży: do środka, na wstecznym biegu, do dzieciństwa. I poszłam za
tym wsobnym głosem, i dobrze zrobiłam, nawet pisałam Wam, że to dla mnie rodzaj
terapii, ale jeszcze  wtedy nie miałam pojęcia o tym, że istnieje w
psychologii nurt nazywany ,,pracą z wewnętrznym dzieckiem” i że są w nim
przemyślane metody. Tak więc Niegrzeczna Dziewczynka była nadal tworem
literackim, postacią owiniętą w metaforę, aczkolwiek mocno zakorzenionym w mojej
mentalnej rzeczywistości i jak wytwór mojej imaginacji całkiem nieźle się
spisała. :) 

Później była faza długiej ciszy spowodowana tym, że próbowałam leczyć własną duszę szeroko pojęta duchowością. Nie żałuję tego, absolutnie nie, to poszerzyło moje horyzonty, pozwoliło zrozumieć, że jestem częścią wielkiego organizmu i podlegam jego prawom, spowodowało pojawienie się wspaniałych ludzi, książek… To  z tego okresu mam wielki dar w postaci medytacji, za który jestem życiu
wdzięczna.  Jednak to nadal nie było to.

Teraz dotarło do mnie, że muszę nie tylko na płaszczyźnie literackiej  wyruszyć
w drogę wstecz, do siebie małej, odszukać zarośnięte ścieżki, spotkać się z tym
dzieckiem, które bało się śmiać. Literacka wyobraźnia zaledwie ustawiała przed
moimi oczami drogowskazy, bo owijanie problemów w metaforę, owszem, 
zbliżyło mnie do epicentrum traum, ale to ciągle za mało, za daleko.  Z kolei 
medytacja wycisza, ale nie pozwala  spotkać się ze sobą, zbliżyć do siebie
prawdziwej, nieskażonej ,,wychowaniem”. Teraz muszę tamtą dziewczynkę, którą
byłam,  przytulić i uhonorować jej święty gniew. Pozwolić mu wybrzmieć w
duszy, w słowach, w ciele. Stoję na mojej Drodze, oglądam się i widzę, że wszystko we mnie dążyło w dobrym kierunku, tylko dawniej pląsało z głową w chmurach, patrzyło w gwiazdy, a teraz idzie z nosem przy ziemi, łapiąc trop, którego nie chce zgubić.

I znów dużo czytania, słuchania na YT, myślenia, łączenia kropek, splatania nitek,
wsłuchiwania się i wmyślania w siebie… Odgrzebywanie własnych dziecięcych
kości, które w odruchu wyparcia zakopałam na pustyni, bo ich widok tak bolał. 

Gdzieś na horyzoncie zaświeciła mi nowa nadzieja na uleczenie starych ran, więc trzymam się tego światła.

A w praktyce wygląda to tak, że chodzę całymi dniami, przytulając Misia, którego mam chyba od drugiego roku życia.:)))  Na szczęście ocalał z wszystkich życiowych
zawirowań, remontów, przeprowadzek…tak jak ja. Ten symboliczny Miś jest moją wtyczką do przeszłości, która przekazuje energię akceptacji między mną małą i dużą.

Cóż… ,,niekochane dzieci tulą misie…” jak to stary kawałek!


Fot. z sieci

14 komentarzy:

  1. Ja również byłem dziwnym dzieckiem, za bardzo wrażliwym, pozostawionym samemu sobie, ze względu na pracę rodzica i ponieważ to był tylko jeden rodzic . Miałem kolegów, wielu, a mimo to byłem samotny. Wszystko zaczyna się w dzieciństwie, wiele rzeczy w psychice się kształtuje, to jak patrzymy na świat, jacy będziemy jako dorośli. Cóż mogę powiedzieć, też pochodzę z tzw rodziny dysfunkcyjnej, rozbitej, u mnie to były duże wymagania stawiane dziecku, traktowanie dziecka jako dorosłego, niemal partnera, błędy wychowawcze, nadopiekuńczość z jednej strony i chłód z drugiej. Kochanie za coś, to nie miłość. Jakiś czas temu w ramach terapii wróciłem do czasów mego dzieciństwa, mówiłem do mojego dziecinnego ja, wewnętrznego dziecka, przytuliłem siebie, cóż , nawet popłakałem się. Bardzo pomogło mi to zrozumieć wiele spraw. Nie wiem czy do końca, pewnie nie. Ostatnim etapem będzie wybaczenie nie tylko sobie, ale też wszystkim do których mam żal. Bez tego nie można pójść dalej, rozwijać się, robić cokolwiek , odnieść jakiś sukces, być szczęśliwym. Ponieważ nie mogłem się spotkać z moimi rodzicami napisałem list, w którym opowiedziałem co czułem jako dziecko, a potem go spaliłem. Wyszło wtedy ze mnie wiele ukrytych emocji, o których być może podświadomie wiedziałem, ale spychałem je gdzieś głęboko, chowałem. Mimo to one były i przeszkadzały w życiu. Wyjdę pewnie na jakiegoś beksę, ale oczywiście popłakałem się wtedy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej... Tyle emocji wyzwolił we mnie ten komentarz...
      Wielkie dzięki, że chciałeś o tym opowiedzieć. Ja pracuję na razie sama, ale może się zdecyduje na terapię, w każdym razie na pewno tą metodą, bo intuicja mi podpowiada, że to wreszcie TO! :) Tak sobie myślę że większośc ludzi ma jakieś urazy z dzieciństwa i gdy o tym czytam, obserwuję swoje reakcje i zachowania innych, to widzę wszędzie poranione dzieci, które nie dostały tego, czego potrzebowały i z tym głodem emocjonalnym poszły w świat, który tylko te stare rany pogłębia. Dzięki jeszcze raz, pozdrawiam ciepło. :)

      Usuń
  2. Przyciąga się do siebie osoby, które mają podobne problemy, Znam np bardzo niewiele 'normalnych' nie dysfunkcyjnych rodzin, wydaje mi się także, że mało jest takich związków. Osoba nie dysfunkcyjna raczej nie chcę być z kimś dysfunkcyjnym. Przepraszam za te osobiste wynurzenia, tak jakoś przyszedłem w nocy z pracy zmęczony i się rozpisalem niepotrzebnie. Zawsze piszę, reaguję i myślę emocjonalnie, staram się to zmienić, to mój główny problem, emocje. Niestety zostałem wychowany tylko przez kobietę, nauczyłem się tak reagować, dlatego też nie do końca rozumiem i dogaduje się z innymi facetami, wolę kobiety :), bardziej je rozumiem . Nie jestem gejem jak by ktoś mógł być może pomyśleć na podstawie tego co napisałem, wręcz przeciwnie, mocno hetero :) Jeszcze raz przepraszam, to w końcu nie jest terapia a tak trochę to wyszło. Pozdrawiam Cię Emmo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No weź przestań, za co Ty mnie przepraszasz?? Jesteś dobrym przykładem na to, że świat emocji wcale nie musi być dla mężczyzny obcą planetą, na której nie ma tlenu, a więc czym prędzej trzeba stamtąd wiać. ;p Możemy sobie robić heheszki z kozetki u psychoanalityka, ale okazuje się, że większości z nas by się przydał. Oczywiście nie w sensie rozdrapywania ran i dzielenia włosa na czworo, ale dla zrozumienia mechanizmów, które nami kierują i determinują nasz sposób istnienia w świecie, zwłaszcza na poziomie najbardziej trudnym i wrażliwym czyli w relacjach.

      Ps. W pewnym sensie to jest terapia, bo rozmowa zawsze działa uzdrawiająco, a już zwłaszcza z kimś, kto rozumie i czuje podobnie. Dużo ciepła...:)

      Usuń
  3. Dzisiaj mam dopiero chwilę dla siebie i mogę w spokoju napisać komentarz. Wybrałaś trudną drogę, bo sama chcesz odszukać siebie. Mam już za sobą szukanie i odnajdywanie wielu odpowiedzi na własne trudne pytania. Jesteś w niebezpiecznym dla siebie okresie chyba. Mam nadzieję, że oprócz miłości do siebie i akceptacji, nie ulegniesz iluzji serwowanej przez różnych guru z You Tube, które w wielu wypadkach są dość niebezpieczne dla człowieka i zamiast wyprowadzić na światło dzienne prowadzą w jeszcze głębsze mroki. Spokój, medytacja, wyciszenie się w świecie przebodźcowanym informacją, dźwiękiem i decybelami są wręcz zbawieniem. Rozmowa z własnym wewnętrznym dzieckiem i zrozumienie też dobra, by na nowo odzyskać życie i spokój i czerpać radość z życia tu i teraz. Z własnego już doświadczenia wiem, że nie jest zbyt dobrze siedzieć za długo w przeszłości, bo może nas pochłonąć całkowicie, nawet jak trzeba coś pozmieniać i ponaprawiać. Zmienić własne ścieżki neuronowe, to harówka na kilka lat, choć pierwsze efekty można ponoć odczuć już po kilku miesiącach. Bardzo mnie wzruszył Twój wpis Emmo i jednak trochę zaniepokoił, choć wiem, że każdy swoje prawdy musi odkrywać sam. Z własnego doświadczenia wiem, że wiedzę zaczerpniętą z różnych źródeł warto skonsultować w realu z dobrym psychologiem w dziedzinie samorozwoju, uleczenia dzieciństwa, czy duszy, wewnętrznego dziecka. Bardzo osobisty wpis Emmo. Moc uścisków i serdeczne pozdrowienia zostawiam <3 Piszesz pięknie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratiano, kochana Gratiano... Jesteś jak dobra i mądra wilczyca, która wysyła sygnał ostrzegawczy dla drugiej wilczycy: uważaj, tam są wnyki...! :)
      Wielkie dzięki i głęboki pokłon w Twoją stronę z powodu wiedzy i doświadczenia, którymi się dzielisz. :)
      Dla uspokojenia cię powiem, że od wielu lat próbuję jakoś wyleczyć swoje urazy z dzieciństwa, próbowałam wielu technik, które nie pomogły, więc trochę zaprawiona w bojach - unikaniu wnyków - już jestem. Jeśli coś zbyt mocno mnie rozwala, cofam się o dwa, trzy kroki w tył, odkładam temat, co najwyżej robię notatki, żeby znów nie przepadło, żebym tego nie zepchnęła do podświadomości, tylko kiedyś, jak już będę silniejsza, znów się z tym spotkała, zmierzyła.
      Nie wiem, czy to, co robię, zmienia moje ścieżki neuronowe, zmierzam generalnie do tego, żeby zaakceptować siebie, a żeby to zrobić, trzeba zrozumieć co z czego wynika. Mam małe sukcesy, np. wiem, dlaczego mam męża ekscentryka! A całe lata sobie zadawałam to pytanie: dlaczego akurat on, taki dziwak, indywidualista, a przy tym wieczny buntownik, a czasem i choleryk. ;P Już wiem, dlaczego wybrałam akurat jego, a to jest dla mnie ważna sprawa, każda relacja jest ważna, a zwłaszcza ta jest kluczowa.
      Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za zrozumienie tej mojej potrzeby i za troskę. :)

      Usuń
  4. Jakby to powiedzieć. Włażę sobie na cudzy blog, po tym, jak wcześniej, za pierwszym razem trafiłam na taki sympatyczny wpis o lodówce, i ta osoba pisze o mnie, o moim dzieciństwie.
    Bardzo podobnym, mam wrażenie. Też byłam niewidzialna.
    I również się zmagam z konsekwencjami. Tylko że ja raczej wiem, że sama nie dojdę do środka i chodzę na psychoterapię.
    Powodzenia w poszukiwaniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agniecha,
      super, że o tym tutaj napisałaś, nie czuję się jak alien. ;-)
      Wydaje mi się, że ta niewidzialność w dzieciństwie to coś strasznie trudnego, bo jest nieuchwytna! Jak ktoś dziecko bije, to wiadomo gdzie jest wróg i wiadomo, jakie zostawia ślady. A niewidzialność zostawia ślady bardzo głębokie, ale też głęboko ukryte. Ale namierzyłam bestię i już nie zgubię tropu. Możliwe, że sięgnę po pomoc z zewnątrz w sensie terapii, ale póki co jest OK, czuję przypływ energii, nie wpadam w doła, nie mam napadów płaczu. Może dlatego, że od lat wiedziałam, gdzie są punkty zapalne, przemyślałam je na milion sposobów, ale nie wiedziałam, ale nie miałam narzędzi, żeby się z tym uporać, a nawet uważałam, że nic się z tym nie da zrobić, no bo nikt mnie nie zgwałcił, nie bił, nie ubliżał mi. Ja po prostu nie wiedziałam, że coś z tym trzeba zrobić, ale z poziomu emocji, a nie rozumu, głowy...
      Po drodze odkryłam, że jestem WWO - znasz może temat? To było dla mnie wielkie odkrycie, przestałam się czuć jakby coś było ze mną nie halo. ;-) Jeśli nie znasz tego, to możliwe, że warto dla siebie samej wiedzieć... może dotyczy też Ciebie? Kto wie? Wielu psychologów nawet może nie wiedzieć, o co chodzi, a to ważne.
      Jestem ciekawa, jaką metodą pracujesz na terapii, jeśli to nie problem...?
      Serdeczności dla Ciebie i dużo wsparcia. :)

      Usuń
    2. Ty się wgłębiasz, a ja nie. Po prostu w pewnym momencie doszłam do ściany ( psychicznej, że się wyrażę ) i stwierdziłam że bez pomocy z zewnątrz ani rusz. No i wybrałam sobie terapeutę na internecie, czytając opinie ludzi, zresztą bez wielkich oczekiwań. Nieduże miasto, to se myślałam, i tak tam gwiazdy psychoterapii nie występują. Ale ja też nie gwiazda psychicznych zagmatwań.
      Ale ( odpukać ) jakoś się kręci. Nie zapytałam nawet, według jakiej metody działa.
      Życzę powodzenia Tobie i sobie w tej drodze do siebie.

      Usuń
    3. Metoda to pikuś, jak zwał tak zwał, ważne, że działa, że nie masz oporu przed spotkaniem. Naczytałam się różnych opowieści dziwnej treści na temat terapeutów, więc mam lekki dystans, ale jak będzie trzeba, to będę szukać. Od dawna zresztą interesowałam się psychologią, sporo czytałam słuchałam na YT, ale kompletnie nie mogłąm tego zebrać do kupy, nie wiedziałam, czego się trzymać, jak się do tego zabrać itp , a jeśli już poszłam, to się szybko zniechęcałam, bo nie było efektów. A teraz je czuje: drugi dzień nie bolą mnie plecy w odcinku lędźwiowym! Ciało też chyba zaczyna czuć. :) Więc idę za tym, wsłuchuję się w swoje potrzeby, teraz akurat odpuszczam na kilka dni, bo za dużo rzeczy naraz chciałam ciągnąć. A później znów ruszę w Drogę.... :)
      Powodzenia i uściski. :)

      Usuń
    4. Psychoterapeuta powiedział, że jest eklektykiem. :-DDD
      Mnie pasuje, bo ja też.:-DDD

      Usuń
    5. :DDD
      I może dlatego masz z nim dobry przekaz, bo dostosowuje metody do człowieka, a nie na odwrót.

      Usuń
  5. Ja bym chciała wiedzieć, dlaczego ona nie pisze nic? jakieś znaki życia? choćby dymne???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anno,
      już się robi, znak już do Ciebie leci, aczkolwiek mocno spóźniony. :)) Pozdrawiam ciepło. :*

      Usuń

Zblogowani

zBLOGowani.pl