Po tamtej rozmowie z mamą, kiedy mi powiedziała, że ,,przecież wujek by się obraził", dotarło do mnie, że gdyby to zdarzenie się powtórzyło, ona by nadal broniła pedofila i miała pretensje do dziecka, że porusza takie niesmaczne tematy. Zalała mnie fala niesamowitego gniewu, dosłownie cicha furia. Bałam się, że dostanę zawału, bo miałam przyspieszone tętno, kołatanie serca, przy tym ból głowy i całą twarz rozpaloną jak w gorączce. Nie mogłam spać, a trzeba było iść do pracy, zająć się własnym chorym dzieckiem, funkcjonować... To nie mijało, w środku wyłam z bólu i wściekłości, więc zaczęłam szukać informacji, jak sobie poradzić z gniewem. Trafiłam na kanał Grzegorza Byczka, który pracuje z emocjami metodą Lowena ( znałam autora i metodę tylko z teorii ). To metoda polegającą na tym, że wykonuje się ćwiczenia fizyczne, dzięki którym energia emocji jest uwalniana poprzez ciało. Najbardziej mi się spodobało ćwiczenie uwalniania złości, polegające na waleniu kijem bejsbolowym w materac. Mąż widział, co się ze mną dzieje, więc zawiesił na strychu starą oponę i wręczył mi swój drewniany miecz kendo. Ale się działo! Tak waliłam tym mieczem, że sobie nadwyrężyłam bark. To była cała seria takich seansów, ilekroć mnie zaczynało dopadać. Jest też wersja soft polegająca na skręcaniu ręcznika i warczeniu. Pojawiły się różne wspomnienia, więc wywaliłam tego z siebie sporo. Takich bluzgów nie słyszał świat, nawet nie wiedziałam, że tak potrafię kląć, że znam takie słowa. ;-o Pomogło. Głowa mnie przestała boleć, serce się uspokoiło, ale spokojny sen nie nadchodził, bo wspomnienia, koszmary, ogólne napięcie, gniew na przemian z lękiem. Tak czy owak to był bodziec, że teoria nie wystarczy, że trzeba coś konkretnego robić z tą wiedzą, którą się ma. Ale co? Ale jak?? Ale gdzie??? Psychologowie i terapeuci, których znam, to porażka. Nie chwaląc się, jako laik i samouk, mam większą samoświadomość a i znajomość meandrów psychiki. Zaczęłam szukać kogoś przez Internet, chciałam się zapisać na terapię online. Tym sposobem trafiłam na nurt pracy z Dzieckiem Wewnętrznym, co zaczęło ze mną rezonować. Dość dobrze i od czasów studenckich znam analizę transakcyjną i jej koncepcję Dziecka, Dorosłego i Rodzica, ale jak wszystko inne - wyłącznie w teorii. Odnalazłam kanały przekładające tę wiedzę na praktykę terapeutyczną. I to było TO. Słuchając rozpoznawałam coraz więcej swoich zachowań i problemów z emocjami, dowiedziałam się, jak to ogarnąć, jak sobie pomóc. Do tego kolejne książki, tym razem już proponujące konkretne techniki wchodzenia w kontakt z podświadomością i transformowania emocji. Okazało się, że to wcale nie jest trudne, żadne pismo nosem, serio. Wystarczy trochę wyobraźni, trochę czasu i własne zdjęcia z dzieciństwa. No i otwartość umysłu, tego może najwięcej, bo jeśli masz zamknięty umysł i kochasz swój ból, to nie dasz sobie szansy. A niestety pokrętnym i trudnym do wyłapania mechanizmem ofiar jest to, że czują się lepsze z racji tego stygmatu cierpienia. Hołubią to gówno w sobie jak najcenniejszy skarb, bo zrobiły z niego własną tożsamość, więc boją się tego pozbyć, bo im umysł wmawia, że bez tego nie da się żyć. A skoro cierpienie daje mi poczucie bycia lepszym, czemu katolicyzm bardzo przyklaskuje, bo uświęca cierpienie, to dlaczego mam się tego wyrzekać? Jestem śmieciem i jedyna szlachetna rzecz, jaką mam, to mój ból. Ból mnie sakralizuje, namaszcza na kogoś wyjątkowego. Muszę przyznać, że ciężko mi było stanąć z tą prawdą twarzą w twarz.
I tu jesteśmy w takim miejscu, które zdiagnozował buddyzm: umysł jest naszym wrogiem ( chociaż nie tylko). Bo umysł jest po to, żeby nam zapewnić biologiczne przetrwanie. Nieważne jakim kosztem. Jeśli kosztem przetrwania ciała jest wypaczenie psychiczne, to ok, wchodzimy w to! I jeśli nasz umysł w dzieciństwie dostał informację, że pozwalanie na różne rzeczy różnym wujkom zapewniło nam przetrwanie, to znaczy, że ta droga jest dobra i w dorosłości mamy następnych wujków na drodze. To według umysłu jest ok, skoro żyjesz. Bo umysł jest tępy i głupi, nie ma wrażliwości, on chce tylko, żebyś żył. Dlatego umysł staje dęba, gdy próbujemy coś zmienić, bo to, co inne, nowe, jawi mu się jako zagrożenie. I dlatego trzeba do tego podejść z poziomu świadomości czyli z najwyższego piętra, bo tylko z najwyższego piętra widzimy buntujący się umysł i możemy nad nim zapanować. Tyle tylko, że nie każdy to piętro ma. ;-)
Zaczęłam próbować, najpierw pisałam listy do swojego Dziecka jako osoba Dorosła - to ważne, bo dziecko dziecka nie uleczy. Później zaczęłam pisać od Dziecka do siebie Dorosłej. Listy pisze się ręcznie na papierze, mogą zwierać trzy proste zdania, ale warto to robić codziennie. Jednocześnie nadal szukałam kogoś, komu potrafię zaufać w terapii, bo z zaufaniem mam problem z wiadomych powodów, ale to, co sama robiłam, zaczęło działać! :-o Pojawiły się sny o małej dziewczynce, o niemowlęciu...Podświadomość zaczęła wypuszczać na światło dzienne kolejne obrazy, wspomnienia, emocje... Było trochę płaczu, trochę bólu i żałoby po spapranym dzieciństwie, ale to nie trwało długo. Efekty przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Zyskałam spokój i poczucie ugruntowania w sobie, poczucie, że wreszcie jestem sobą, bo mam siłę i odwagę bycia sobą. Mam gdzieś, co inni na to, jaka jestem. Przestałam się bać oceny, osądu i odrzucenia ze strony otoczenia, co mi daje niesamowity luz i lekkość istnienia. Odzyskałam dobry sen, chociaż nie z dnia na dzień. Znacznie mniej rzeczy mnie triggeruje. Jeśli Tygrysowi się zdarzy coś nerwowo powiedzieć, bo to choleryk z mnóstwem energii, to wszystko spływa po mnie jak po kaczce. Śmieszy mnie to, bo widzę w nim rozwydrzonego bachora i w sumie mi go żal. Sytuacje, które dawniej prowadziły do nasilania się u mnie stanów lękowych, do płaczu, depresji i rozdygotania, teraz mnie nie ruszają. Patrzę na niego jak na hałaśliwe dziecko, a nie jak na boga, który ma nade mną władzę i jednym fochem potrafi zepsuć mi dzień. Dostrzegam teraz u niego dużo bardzo pozytywnych cech, które były w cieniu, bo moje poranione Dziecko widziało w nim głównie agresora. Ofiara nasila w partnerze prześladowcę, niestety. On poczuł respekt, pilnuje się, stara, wystarczy, że spokojnie spojrzę mu w oczy i w myślach powiem: ,,Widzę cię, nie dam się wciągnąć w twoje emocje", a od razu się uspokaja i przeprasza, że niepotrzebnie się uniósł. Odczytuje mój komunikat na jakimś poziomie. Dosłownie jak prawdziwy tygrys przed treserem. :)) Śmieszne to, nie chcę nim manipulować czy nadużywać w ramach odwetu, ale świadomość, że mam tę Moc, jest bezcenna. Dopiero teraz mam poczucie bezpieczeństwa, nie wpadam w panikę, jak się pojawia jakiś problem, jestem stabilna emocjonalnie i odzyskałam sprawczość. Wiem, że jakość mojego życia zależy tylko ode mnie, a do tej pory każdy mógł do mojego świata wejść bez pytania, zabrać co chciał, zostawić gówno na dywanie a mnie z przekonaniem, że nie zasługuję na nic lepszego. Codzienna praktyka sprawiła, że kocham siebie, mam dla siebie cierpliwość, traktuję siebie z życzliwością i bez presji. Nie przywiązuję się już tak jak kiedyś! Nie żebrzę o akceptację i dowody sympatii, bo wszystko to zapewniam sobie sama. To nie oznacza bycia aspołecznym, wręcz przeciwnie. Lubię towarzystwo ludzi, ale już innych, bo inni teraz ze mną rezonują.
Generalnie praca z DW zmierza do tego, żeby Dziecko dorosło i zaczęło zasilać w zdrowy sposób naszą psychikę. Dziecko to wszystkie emocje, dobre i złe. Jeśli się nie uzdrowi ran emocjonalnych, czyli właśnie Dziecka, to będą nam niszczyć życie i siać spustoszenie w rodzinie.
Znalazłam świeży materiał u Kasi Kowalskiej, który mnie bardzo ucieszył, bo jeśli osoby publiczne będą rekomendować terapię Dziecka Wewnętrznego, to może wreszcie ta wiedza dotrze na katedry i tą drogą do terapeutów, którym się nadal wydaje, że wystarczy z klientem pogadać.
Sylwia Kulesza bardzo pięknie i wrażliwie tłumaczy specyfikę terapii.
Akuszerka Wewnętrznych Dzieci Magdalena Szpilka
I moja mentorka, Izabela Kopaniszyn, o której wspomina też Kasia Nosowska.
Warto przewertować te kanały, odszukać we wcześniejszych nagraniach tematów związanych z DW.
Podręczniki:
Izabela Kopaniszyn ,,Przeszłość jest teraz. Uwolnij traumy i poznaj swoje Wewnętrzne Dziecko"
John Bradshaw ,,Powrót do swego wewnętrznego domu"
Idę do lasu pooddychać ciszą i wilgocią. Zaniosę moim drzewom promyk słońca, a Was wszystkich bardzo mocno przytulam i zapewniam, że jest na świecie dobro, jest piękno i jest ono w nas samych, chociaż może tego nie widzimy, bo nas zbrukano, więc patrzymy na świat przez zabrudzone okno. Ale już wiem, że każdy nosi w sobie diament, chociaż tego nie wie. Nawet jeśli jest on oblepiony gównem, to nadal jest diamentem, nie traci na wartości nic a nic. Trzeba tylko to gówno z siebie zmyć. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz