Jedziemy z tym koksem, w końcu po to mam blog, żeby się wygadać, a przeczyta lub nie przeczyta ten kto zechce i dlatego od razu w tytule sygnalizuję, o czym będzie. A więc było tak. W poniedziałek miałam od niej w sumie kilka smsów i 4 telefony, które dość szybko kończyłam z braku cierpliwości. Bardzo kulturalnie i na ile mogłam bez zniecierpliwienia, ale jednak dość szybko. Ostatni telefon wypadł w czasie, gdy był u mnie kuzyn z synem, więc tym szybciej zakończyłam, mówiąc: ,,przepraszam, nie mogę rozmawiać, bo mam gości i chcę się zająć nimi".
Cały wtorek cisza z obu stron i moje rozkminy, jak tym pokierować dalej. Dzisiaj byłam już na tyle spokojna, żeby zadzwonić i tym samym sama mieć z tym spokój i jej wyjaśnić, w czym problem. I udało mi się zachować dystans, mówić bez negatywnych emocji w tle, bo po prostu już mi przeszła złość, więc było ok. Nie dałam się zbić z tropu ani zdominować, powiedziałam, że potrzebuję więcej dystansu i czasu dla samej siebie. Słuchała i wyglądało na to, że rozumie, nie ma mi za złe. A między wierszami zdążyła mi powiedzieć łzawym głosem o tym, jak to ,,wczoraj po tym wszystkim wylądowała u psychologa" (w domyśle ,,po tym jak skończyłaś rozmowę"). Na co ja wydobyłam z siebie cały mój ciężko wypracowany podczas medytacji spokój i zapytałam tylko:
- I co? Psycholog ci powiedział, co masz robić?
Cisza.
- Wiesz, co masz robić? Bo chyba po to byłaś u psychologa? - ponowiłam pytanie.
- Tak, wiem, ale w tym problem, że ja tego nie robię i nie wiem, dlaczego.
- No cóż. Sama siebie musisz o to zapytać, ja ci nie potrafię powiedzieć, przykro mi. Jeśli ty nie wiesz, to ja tym bardziej - odpowiedziałam.
Reasumując jest dobrze, przynajmniej po mojej stronie, a w końcu o to chodziło, bo drugiej stronie i tak nie wyreguluję psychiki na tyle, żeby nie musiała lądować u psychologa z powodu zbyt krótkiej rozmowy telefonicznej. ;-) Stanęło na tym, że to ja się za jakiś czas odezwę, więc jest nadzieja, że będę miała jakąś kontrolę nad częstotliwością kontaktów. Nie wiem, co się dzieje z tą dziewczyną. Przecież nie padło z mojej strony nic przykrego pod jej adresem, nie zasugerowałam nijak, że mam jej coś za złe, że cokolwiek jej zarzucam. Wręcz przeciwnie! W kółko powtarzałam, że mam problem ze sobą, że to ja potrzebuję nabrać dystansu. Nie rozumiem, jak można ,,wylądować u psychologa" po tym, jak ktoś przerwał rozmowę w sposób bardzo uprzejmy i bez agresji? O co kaman??
W każdym razie na jakiś czas mam spokój od jej huśtawek emocjonalnych. Skoro trafiła do psychologa, to nie muszę być pogotowiem emocjonalnym kilka razy dziennie.
Relacje są jak pień tego drzewa na zdjęciu. Spróbuj wejść na czubek.
Fot. z sieci
Jeśli sama się nie będziesz cenić, inni też nie będą. Oczywiście nie chodzi o znieczulicę, lecz o zdrowe granice.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego. 🤗