Tak już mam, że zadaję pytania i szukam odpowiedzi. Od dzieciństwa zwyczajem wszystkich dzieci, pytałam o różne sprawy, których nie rozumiałam. Miałam niewyparzony język, byłam wyczulona na wszelki dysonans między tym, co dorośli deklarują i wymagają, a tym co sami robią. Zawsze coś się nie zgadzało, ale w mojej rodzinie załatwiano to powiedzonkiem ,,Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie". Krótka piłka i smród musiał milczeć. Upokorzony, sprowadzony do parteru i chowający swój bunt w najgłębszych odmętach podświadomości schodził z drogi i zastanawiał się, jak to zrobić, żeby nie kłamać, a mimo to jakimś cudem zadowolić rodziców. Jeszcze w wieku przedszkolnym wszystkich to moje pytanie bawiło, ale z czasem przestało, bo przecież król nie może być nagi, a nawet jeśli jest, to i tak trzeba podziwiać jego przepiękny gronostajowy płaszcz. Powaga urzędu nie może ucierpieć na skutek prostego stwierdzenia oczywistych faktów przez dziecko, no bez jaj! Jeśli fakty nie pasują do odgórnych założeń, to precz z faktami. Dorosły/Prestidigitator/Bóg wie lepiej. A dzieciak? ,,Marsz! do swojego pokoju" - tak na moje pierwsze odkrycia na temat świata dorosłych reagowała mama. Chyba na jakiś czas dorosłym się udało wyplenić ze mnie tę straszliwą zarazę zadawania pytań. Tę zgniliznę spontaniczności, wolnomyślicielstwa i intelektualnej odwagi w wyłapywaniu sprzeczności. Chyba im się udało zaszczepić mi Wartości Religijne, bo w liceum działałam w ruchu oazowym, chodziłam na pielgrzymki, angażowałam się w organizację różnych imprez artystycznych w środowisku okołokościelnym. Serio. Oczywiście wszystkie pierwsze piątki i ósme czwartki odhaczone łącznie ze spowiedzią. Różańce i majówki też. Akurat do majówek i różańców mam sentyment do dziś i jeśli zdarzy mi się - a zdarzy, aczkolwiek raz na ruski rok - zabłądzić do kościoła, to na majówkę lub różaniec, bo to nabożeństwa, które mi się kojarzą z buddyjską mantrą. Mają swój klimat, trzeba przyznać, a woń kadzideł powoduje, że naprawdę czuję obecność Siły Wyższej. Doświadczam tego rzadko i najczęściej wśród drzew, w głębokiej ciszy, ale prawda jest taka, że jakaś część mnie ciągle szuka wtyczki do nieba, chociaż druga część mocno trzyma się ziemi. Czy tam, w górze ktoś jest czy nie, nikt z nas się nie dowie, ale myślę że lepiej dla człowieka, żeby wierzył (nie mylić z fanatyzmem i cierpiętnictwem). Wiem, bo przeszłam długą fazę całkowitego materializmu i to był cholernie trudny czas, między innymi dlatego, że przytłaczał mnie totalny bezsens wszelkich działań, no bo skoro człowiek to tylko mięso, to po co to wszystko? Ale to minęło, całe szczęście. Za mocno miałam wkręconą religię w czasach szkolnych, więc siłą odrzutu musiałam zbadać, jak jest na drugim krańcu. Jest ciężko.
A teraz?
Teraz to ja jestem wojewodą. Ha! I pytam, bo kto mi zabroni? I skąd na to weźmie ludzi? :) Szukam, badam. Ciągle próbuję zaglądać przez dziurkę od klucza na Drugi Brzeg.
Gdzie jesteś, króliczku?
Czym/kim jesteś?
Jesteś?
Nie potrafię przestać, chociaż tak naprawdę ta wiedza nie jest mi już chyba potrzebna. bo zeszłam na niższy poziom, do czucia, królestwa Intuicji i tutaj jestem u siebie. Wewnętrzne Miasto staje się coraz bardziej widoczne, nie tonie w takim mroku jak kiedyś. Czuję życie tak, że jestem częścią jakiejś większej całości. Chwile, w których tego doświadczam, są po prostu oszałamiające, zważywszy na całą kolorową różnorodność, jaką w ofercie ma dla nas Świat. ,,Te chaszcze i paszcze, i leszcze, i deszcze. Bodziszki, modliszki - gdzie ja to pomieszczę? " Teraz dla mnie Bogiem jest cały Świat i w tym znaczeniu ja jestem fraktalem Boga, jakąś jego komórką. Moje osobiste sacrum nie leży na ołtarzu, nie potrzebuje kościoła, kapłana w liturgicznych szatach, złotych kielichów ani teatralnych gestów, żeby się objawić. Potrzebuje tylko mnie w dowolnych dekoracjach. W tej właśnie chwili, stukając w klawiaturę, pisząc ten tekst, co chwilę przerywam, nasłuchuję, próbuję poczuć tę cieniutką jak pajęczyna nić, która mnie łączy z tym ogromem Boga/Świata i ciągle czuję jakiś transfer, jakieś pulsowanie. Coś do mnie po tej nici płynie, jakaś energia pochodząca od czegoś większego niż ja. Jak pająk tkam swoją sieć, rozpinam ją na wszystkie strony i próbuję łowić drgania. Dzisiaj, gdyby jakieś dziecko mnie zapytało, jak wygląda Bóg, powiedziałabym, że nie wiem, może tak samo jak wiatr.
Macie jakieś własne wyobrażenie Boga?
Fot. z sieci
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz