Można oczekiwać gwiazdki z nieba.
Można się wybrać z motyką na księżyc.
Można mieć dużo i mieć to wszystko w dupie.
Można jak król Midas leżeć na złotym łożu i umierać z głodu. Sięgać wiecznie niesytymi garściami po dostatek i cierpieć z niedożywienia. Mieć liczne stada i plantacje pszenicy, ale żebrać o skórkę chleba. Mieć wino, kobiety i śpiew, ale usychać z tęsknoty jak drzewo na pustyni podczas największej suszy.
Można też otworzyć oczy i zacząć karmić się łyżeczką. Nie oczekiwać na ucztę, na wielkie żarcie i orgię smaków. Karmić się powoli, małymi kęsami, łyżeczką.
Spacer z psem - łyżeczka.
Kwiaty w wazonie - łyżeczka.
Czyjś uśmiech - łyżeczka.
Plamy słońca na parapecie - łyżeczka.
Wróbel skrzętnie zbierający białe piórka z trawnika - łyżeczka.
Książka do poduszki - łyżeczka.
Wieczorem, po takim całodziennym dożywianiu, zasypia się sytym i ma się uśmiech w sercu. :)
Tak, łyżeczkami..!!!! To dobra metoda, która zapobiegnie przejedzeniu się, a niedosyt spowoduje, że zaczniemy doceniać zwykłą codzienność :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Emmo♥
Tak trzymaj :)
Maminko, tak, właśnie tak to czuję. Uczta to mnogość małych łyżeczek. :)
Usuńja tez mówię krok po kroku...
OdpowiedzUsuńA ja długo nie potrafiłam, zawsze zachłannie, pełnymi garściami... ale teraz się uczę tej sztuki. :)
UsuńCzasami trzeba garściami czasami wolniej:)
Usuń