sobota, 28 maja 2022

Wyfrunąć

 



Na niebie deszczowe chmury pogania wiat. Jest zimno, zaraz będzie padał deszcz. Takie dni lubię oglądać przez okno, otulona własnym ciepłem i wsłuchana w odgłosy życia. Nad głową słyszę świergotanie jerzyków, które mają gniazda na poddaszu we wszystkich czterech rogach domu. Wymiana dachu była całkowicie podporządkowana ich upodobaniom. Ekipa remontowa miała za zadanie odtworzyć dokładnie taki sam dach, jak ten stary, co do centymetra, bez żadnych dodatkowych wypustek, załamań i modnego oświetlenia, bo to by mogło spowodować, że jerzyki zrezygnują z sezonowego pomieszkiwania i wysiadywania młodych, a bez nich, bez tego słodkiego kwilenia, które słyszę przed snem tuż nad głową przez kratkę wentylacyjną, dom wiele by stracił. 

Dobrze jest zagnieździć się w sobie, byle nie zapomnieć, że to tylko na chwilę, że nadejdzie czas odlotu. Patrzenie na życie z perspektywy ostatecznej, z lotu ptaka, daje dystans, dzięki któremu różne uciążliwości stają się mniej dokuczliwe. Powrót do wirtualnego gniazda daje mi okazję do wielu porównań. Co chwilę konfrontuję siebie tamtą z tą obecną. Podstawowa różnica polega na tym, że teraz piszę sporadycznie, zazwyczaj kończy się na zanotowaniu ( lub zapomnieniu) pomysłu. Cały czas pisanie jakoś odkładam do emerytury. ;-) Jest i dobra strona niepisania: mam więcej spokoju, luzu, mniej napięć i frustracji. Nie czuję presji, że muszę, powinnam coś z siebie wydusić. Moja rzeka toczy wody znacznie wolniej i chyba wreszcie udaje mi się płynąć jednym nurtem, nie rozpraszać się na wiele drobnych strumyków, które kiedyś odbierały mi energię. Blog ma tempo bliższe mojemu wewnętrznemu rytmowi, jaki osiągnęłam dzięki zagłębianiu się w temat  rozwoju duchowego. Moje medytacyjne początki były mało obiecujące. Z trudem udawało mi się wytrzymywać 2 minuty siedzenia bez ruchu. Ktoś, kto jest w temacie, zdaje sobie sprawę, w jakim stanie musiał być mój umysł i cały system nerwowy, a komuś, kto nie jest w temacie powiem, że to była ruina. Jedna wielka gonitwa myśli, chaos, totalne rozproszenie i brak jakiejkolwiek spójności, celowości, a przede wszystkim niewyobrażalna ilość pragnień i przywiązań czyli tego, co jest przyczyną cierpienia. Szkodliwie na mnie zadziałał nadmiar bodźców pod każdą postacią, zwłaszcza za dużo niebieskiego światła w ciągu dnia i wieczorem, co prowadziło do wyjątkowo przykrych i w sumie niebezpiecznych zaburzeń snu. Na szczęście nie jestem już uzależniona od sieci. Coś, co było przyjemnością, stało się dla mnie w pewnej chwili jakimś przymusem, który sama sobie narzuciłam. Coś poszło nie tak, pokręciłam wszystko, chyba się uwikłałam w samą siebie do tego stopnia, że ocknęłam się w więzieniu. Przytulne wirtualne gniazdko zamieniło się w klatkę. Długo dojrzewałam, żeby z niej wyfrunąć i wrócić, ale na własnych warunkach. :) 


Fotografia z sieci



14 komentarzy:

  1. Emmo, ja jestem w temacie, bez przerwy próbuję ujarzmić rozjuszonego rumaka, który jest w mojej głowie, a który wciąż gna i gna, i za cholerę nie udaje mi się to! Za dużo zadań do wykonania każdego dnia, i nie są to wcale pragnienia. Zresztą ja, oprócz świętego spokoju , nie mam już żadnych pragnień, wszystko we mnie umarło, nic mnie nie cieszy, mało co wzrusza. Pustka! Chory w domu, chorzy w pracy! Szok! Za dużo "szczęścia na raz", zaaa duuużo!
    Dobrze, że wróciłaś. Cieszę się ogromnie. Pięknie piszesz, jak zawsze :). Lubię otaczać się pięknym słowem, piękną muzyka, krajobrazem, pięknie namalowanym obrazem, bo to jedynie wyrywa mnie z mojego marazmu i podnosi moje wibracje, przenosi choć na chwilę na wyższy lewel.
    Dziękuję ♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maminko, wcale tak nie jest, że Cię nic nie cieszy, bo sama napisałaś, że mój powrót Cię cieszy. :)) W człowieku jest wielka wola życia, nawet jeśli sama myślisz, że już masz dość, to w Tobie nadal jest coś, co się wyrywa do słońca i radości. Myślę, że intuicyjnie znalazłaś najlepsze lekarstwo dla siebie: piękno. Dokładnie tego samego się trzymałam w najgorszych momentach. Mam cały stos albumów z malarstwem, które oglądam. Z lupą w dłoni badam detale, nie próbuję nawet interpretować, żeby dać wytchnienie głowie wiecznie zajętej problemami, martwieniem się itp. Sporo czasu staram się spędzać na łonie natury na rowerze - doskonała terapia. A najbardziej na to uczucie przeciążenia, o którym piszesz, pomaga mi medytacja. Odkąd medytuję, w moim życiu jest znacznie mniej cierpienia.
      Uściski i dużo dobrej energii dla Ciebie. :*

      Usuń
  2. I widzisz, ja też zaczynałam od 2 minut, to wiem :) I perfekcjonizm jest mi znany. No cóż, nie jesteś sama w tym wszystkim...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie i perfekcjonizm i chęć spełniania oczekiwań całego świata, i jeszcze parę innych demonów. ;) Szczęśliwy dzień, gdy znalazłam na to sposób.
      Witam Ci, Anno, w moim gnieździe. :)

      Usuń
  3. Gratuluję, udało Ci się:) Czuję, że i ja powinnam przewartościować wiele rzeczy i popracować nad sobą. Nawet mam pomysł od czego zacząć ale .... no właśnie, zawsze jest jakieś "ale". Serdeczności Emmo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na siłę. :)
      Do wszystkiego trzeba dojrzeć.
      U mnie było tak, że zmusiły mnie różne dolegliwości somatyczne jak np. bezsenność i depresja, więc zabrałam się za przemeblowanie głowy jak sprawa była na ostrzu noża. :*

      Usuń
  4. Witaj Emmo. Cieszę się , że wróciłaś, że wszystko u Ciebie dobrze i jesteś szczęśliwa. Będę zaglądał, czytał. To co piszesz teraz jest inne, mniej szalone, surrealistyczne, bliżej rzeczywistości. Ale wiesz co, mnie się to bardziej podoba, lepiej Cię rozumiem , jest mi to bliższe. Fajnie. Cieszę się :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heeeej! Miło, że zajrzałeś. :)
      Zrobiłam małą wycieczkę po okolicy, zajrzałam także do Zacisza i podlałam paprotkę. Myślę, że jeszcze się zazieleni, bo książkoholizm to nałóg na całe życie, a pisanie pozwala uporządkować chaos. :)
      To prawda, że jestem teraz bliżej rzeczywistości po paru latach pracy i utracie wielu iluzji. :) Piszę, co mi w duszy gra, nie sądziłam jednak, że taka mało efektowna muzyka może się w ogóle podobać, ale jeśli tak jest, to tym lepiej. Zawsze to przyjemność i jakaś zachęta.
      Dzięki za ślad, zapraszam!

      Usuń
    2. Ważna jest prawda o życiu a nie jakieś magiczne sztuczki, iluzja. Ładne ale ...A dobre książki czy dobra sztuka jest dobra dlatego że mówi coś o nas, o życiu.

      Usuń
    3. :)))
      I dopiero teraz mi to mówisz?? Tyle lat wymyślałam magiczne sztuczki i bujałam w obłokach wykonując różne karkołomne wygibasy, w dodatku wydawało mi się, że wszyscy właśnie takich akrobacji oczekujecie i oto czego się dowiaduję. :D

      Usuń
  5. Myślałem, że nie piszesz pod publikę, tylko dla siebie, to co w duszy Ci gra. Przyznaję się bez bicia, że milczałem jak grobowiec starając się gdzieś tam znaleźć drugą trzecią warstwę. Po burzy jednego , do tego jeszcze słabowitego mózgu, zazwyczaj stwierdzałem , że jest to za trudne dla mnie, albo inaczej że jestem za głupi :))) I nie byłem skory do ogłaszania tego całemu światu. Ale miałem szacun do Twoich kawałków, podziwiałam wyobraźnię, światotwórstwo, poetyckość :))) Tak, że o!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie nie, aż tak źle nie było. Nie chodziło mi o to, że piszę to, co inni chcą czytać, bo tu miałam całkowitą wolność i z niej korzystałam. Nie tańczyłam tak, jak mi zagrali, tylko tańczyłam po swojemu, ale czułam presję, że nie wolno mi przestać, bo ludzie czekają na jakieś atrakcje. Na początku mnie to nakręcało, cieszyłam się, że ktoś się zainteresował, zawsze twierdziłam, że każdy pisarz musi mieć przynajmniej jednego czytelnika, bo w przeciwnym razie cała praca traci sens, ale do czasu, gdy uznałam to za swój obowiązek. ( sic!) W tym momencie jakiekolwiek pisanie straciło sens. Oczywiście nikt mnie nie poganiał i wygląda na to, że wszyscy rozumieli potrzebę swobody twórczej, oprócz mnie samej. ;) Nie mam pojęcia, czemu się wkręciłam w takie myślenie, ale odebrało mi to całą przyjemność tworzenia, bo pisanie stało się przymusem. A swoją drogą byłam zwyczajnie wypisana, zmęczona, z tego wynikały konflikty w domu...
      Jeśli ktoś Ci mówi, że pisze tylko dla siebie, po czym wrzuca swój tekst do sieci - nie wierz mu. Pisze się także dla innych, ale to nie znaczy, że się pisze to, co inni chcą.
      A co do zrozumienia bądź nie... :)))))))))) Ja dokładnie rozumiałam, co autor chciał przez to powiedzieć, ale nie wiem, co powiedzieć, skoro taki Czytelnik jak Ty, nie wiedział. :D
      W każdym razie to wszystko nie były czcze wymysły, tylko jakieś moje emocje i niepokoje.

      Usuń
  6. Kto kolwiek, lub cokolwiek by nie powiedział, naukowcy naukowo udowodnili, że świat mediów uzależnia. Czy to będzie dziecko, czy młodzież, czy już po pięćdziesiątce, to człowiek jak nie przejmie nad tym kontroli, to się uzależni, tym bardziej, że świat wirtualny pozwala na kreowanie świata całkiem innego niż rzeczywistość. Pozwala stworzyć iluzję baśni, bajki. Dobrze móc odnaleźć balans, równowagę między dwoma światami i nie stracić życia w realnym świecie. Cieszę się z Tobą, że Ci się to udało. Najgorzej faktycznie uporać się z tym wewnętrznym głosem "muszę".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratiana!
      Jaka miła niespodzianka! Witaj. :)
      Zauważyłam dziwne zjawisko: po okresie pandemii i lockdownie pojęcie netoholizmu jakoś dziwnie się rozpłynęło, czyżby całkiem zniknęło, zdezaktualizowało się? Prawdopodobnie tak, bo przecież sieć stała się naszym domem, naszym naturalnym środowiskiem. Ci, którzy wcześniej bili na alarm, że ludzie- zwłaszcza młodzież - patologicznie uciekają do sieci, sami uciekli do sieci i już nawet nie ma punktu odniesienia. No cóż...przez monitor wszystko wygląda lepiej. ;-)

      Usuń

Zblogowani

zBLOGowani.pl