poniedziałek, 25 listopada 2024

Sacrum? Czyżby?



 Śniło mi się coś bardzo ciekawego. Idę z mężem po intensywni


e zielonym, pagórkowatym terenie, jak w Szkocji. Oglądam ,,Outlandera", więc chyba stąd ten pejzaż. Nagle okazuje się, że przed nami jest przepaść. On mnie bierze za rękę i skaczemy. W locie zorientowałam się, że on spada ze mną, ale siedząc na rowerze ( uprawia kolarstwo ). Myślę wtedy, że na dole będzie masakra, bo przecież obie nogi będę miała połamane, ale okazuje się, że obydwoje wylądowaliśmy bezpiecznie. Wpadam w euforię, że przeżyłam, ale za chwilę zalewa nas bardzo brudna, zamulona rzeka, której robi się coraz więcej. Brudna rzeka nas porywa i niesie. Płyniemy z prądem, a ja cały czas szukam czegoś, czego się można uczepić. Po drodze dociera do mnie, że mam bardzo ciężki płaszcz z futrzaną podszewką i kołnierzem ( taki jak w młodości miała moja mama!). Zdejmuję ten płaszcz będąc pod wodą, bo myślę, że jego ciężar może mnie pociągnąć na dno. Wtedy nagle się okazuje, że rzeka zaniosła nas do miasta, wody jest już znacznie mniej. Stajemy obydwoje pod murem, a ja mówię do męża, że musimy wejść do jakiegoś budynku, gdzie będzie wyżej. Brudna woda opada, patrzę pod nogi i okazuje się, że woda robi się krystalicznie czysta i sięga zaledwie po kostki. Widzę otwarte na oścież bardzo szerokie, ciężkie drzwi, wchodzimy tam, żeby się schronić przed powodzą i wtedy patrzę pod nogi i sobie zdaję sprawę, że jesteśmy w kościele. W tym kościele, w którym braliśmy ślub. Poznałam po charakterystycznej barokowej mozaice. I pobudka. :)) 

Musiałam to opisać, póki dobrze pamiętam. Opowiedziałam sen mężowi zaraz z rana, bo po pierwsze on mi się nigdy nie śnił, a po drugie ten skok w przepaść i ten kościół...? Mąż uznał, że w tym kościele znaleźliśmy się po to, żeby odnowić śluby małżeńskie. Pośmialiśmy się z tego, bo jakie tam śluby, już niczego nikomu nie chcę ślubować, a on tym bardziej, chociaż uczciwie przyznaję, że to ja zawsze byłam tym słabszym ogniwem w związku... 

Tak sobie myślę przy kawie: czyżbyśmy po tylu kryzysach i perypetiach wreszcie docierali do jakiegoś sacrum? Nie wiem, ale wstałam pełna dobrej energii. Jest słońce. Trzeba psa wziąć na spacer. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zblogowani

zBLOGowani.pl