środa, 21 grudnia 2011

Tekst roku czyli pisanie na zadanie


No cóż... Sama się w to wpakowałam, a przecież było do przewidzenia, że kto jak kto, ale GM na pewno mi zrobi jakiś numer. Wybrany przez niego obrazek przyprawił mnie o dziki śmiech, po którym nagle spoważniałam, bo co do TAKIEGO obrazka napisać?! Oto moje wypociny:


Hip - hopu trop
breakdance'u smak
ja kocham
kocham tańczyć
choć nie wiem jak

niech laski się
za głowy łapię swe
bo takie balety
są nie dla kobiety

tu trzeba twardziela
co się nie opierdziela
albo kota
co się po parkiecie miota

wyginam boskie ciało
nawet gdyby bolało
bo najlepszy lans
to muzyczny trans

gdy szacun chcesz mieć
na dyskę leć
jedna tofana
i kolesie znają pana

ziomal się dziwi
a barman krzywi

niech laski się
za głowy łapią swe
bo takie balety
są nie dla kobiety



A teraz wersja prozą w wydaniu GM-a:

(...) Otworzyły się drzwi i do biura, niczym szalejący sztorm wdarła się kakofonia basowego dudnienia płynącego z potężnych głośników, wymieszanego z wariacką wrzawą kilkuset rozentuzjazmowanych głosów. Komisarz McCullen skrzywił się boleśnie, jakby ktoś wbił mu w ucho wielki, zardzewiały gwóźdź. „Jeśli TO jest muzyka, to znak, że świat się kończy. Jak w ogóle można słuchać takiego łomotu? I jeszcze do niego tańczyć? Małpy, stado podrygujących małp” – pomyślał z obrzydzeniem o tłumie młodych ludzi, przez który musiał przeciskać się z policjantami, żeby dostać się do biura  w klubie „Laguna”. Miejsca, gdzie gangster załatwiał ciemne interesy. McCullenowi nigdy nie udało się złapać Złomiarza na gorącym uczynku, dlatego kiedy godzinę temu dostał cynk od informatora, że bandzior otrzymał od kuriera nową partię narkotyków, komisarz ucieszył się jak dziecko. Niestety, początkowa radość szybko ustąpiła miejsca irytacji, by w końcu przerodzić się w ledwo skrywaną złość; narkotyków nie udało się znaleźć, choć policjanci skrupulatnie przetrząsnęli biuro i zaplecze.
– Komisarzu, jest coś, co powinien pan zobaczyć – odezwał się stojący w drzwiach policjant.
– Wejdźcie i z łaski swojej zamknijcie drzwi, posterunkowy – wycedził przez zęby komisarz, nie odwracając głowy od Złomiarza. Cokolwiek miał do powiedzenia mundurowy, będzie musiało poczekać. – Najpierw nasz ptaszek zacznie śpiewać.
Gangster siedzący, czy raczej – rozwalony w fotelu za biurkiem, w odpowiedzi zaśmiał się szyderczo. Obserwowanie narastającej frustracji policjantów dostarczało mu mnóstwo dobrej zabawy.
– Akurat! Nic na mnie nie macie. – Wyszczerzył zęby tak nienaturalnie równe i białe, jak z reklamy salonu kosmetyki dentystycznej. – Ja nie robię w prochach. Jestem czysty i niewinny jak niemowlę. Ciężko pracuję i prowadzę poważny, legalny biznes. Daję ludziom muzykę, miejsce do tańca i zabawy, do tego drinki w barze, w rozsądnej cenie. Płacę podatki. Nic na mnie nie macie – powtórzył. – Jeśli koniecznie chcecie zostać dłużej, to dam wam stolik na galerii, na górze. I gratisowe drinki. Może nawet jakąś milutką dziewczynę. Rozerwijcie się, zabawcie. Na mój koszt, ja stawiam! Uczciwi obywatele powinni wspomagać funkcjonariuszy publicznych, prawda? – zaśmiał się.
W komisarzu coś pękło. Błyskawicznie sięgnął przez biurko, chwycił Złomiarza za krawat, gwałtownym szarpnięciem poderwał z fotela i wziął szeroki zamach, by zetrzeć bandycie z twarzy kpiący uśmieszek. W ostatniej chwili powstrzymała go czyjaś mocna dłoń zaciśnięta na ramieniu. To posterunkowy, który nie wiadomo kiedy znalazł się obok.
– Szefie, nie warto brudzić sobie rąk takim śmieciem. Ale MUSI pan zobaczyć TO. Nalegam – powiedział policjant, kładąc nacisk na słowa „musi” i „to”. McCullen znał to spojrzenie. Spojrzenie psa gończego, który podjął ślad. Może jeszcze nie wszystko stracone?
– Lepiej, żeby to było ważne, posterunkowy.
– Jest, panie komisarzu. Zresztą, niech pan sam spojrzy. – Policjant zrobił krok w stronę ściany, całej zrobionej ze szkła. Od strony biura wyglądała jak zwykła szyba, ale od strony sali tanecznej przypominała nieprzezroczystą, matową taflę; takie bardziej wyszukane lustro weneckie; musiało kosztować majątek.
McCullen stanął przed szybą, usiłując dostrzec wśród tańczących cokolwiek wartego uwagi. Na próżno. Wszystko, co widział, to tłum spoconych chłopaków w powyciąganych t-shirtach i dziewczyn w przykusych koszulkach bezwstydnie odsłaniających pępek, podrygujących w hipnotycznym rytmie, w oślepiającej feerii kolorowych świateł. "Skaczące małpy".
– Tam, pod sceną, przy automatach – podpowiedział policjant, wskazując palcem właściwy kierunek.
Komisarz spojrzał i... oniemiał. Widok był absurdalny i surrealistyczny. Wśród tańczących młodych ludzi dostrzegł dwa koty. Zwyczajne dachowce, jakich mnóstwo snuje się po podwórkach, dachach i chodnikach miasta. Tyle że zwierzęta wcale nie zachowywały się normalnie. One... tańczyły. Na dwóch nogach. Kołysały się i wyginały w tym samym rytmie, co ludzie wokoło. Co więcej, były w tym wyraźnie dobre; na jego oczach bury kocur, niczym zawodowy tancerz zakręcił podwójny piruet na tylnych łapach i zamarkował marsz do tyłu, naśladując moonwalk Michela Jacksona. A dziwniejsze było to, że ludzie wokoło zdawali się nie zwracać żadnej uwagi na tańczące koty, tak jakby była to rzecz najzwyklejsza pod Słońcem. „Hej, w końcu wszyscy jesteśmy ssakami i w piątkowy wieczór mamy prawo się zabawić, co nie?”
„Przecież nie zwariowałem!” – pomyślał komisarz, na gwałt poszukując jakiegokolwiek racjonalnego wyjaśnienia tej niezwykłej sceny. – „Może gdybym był pijany albo naćpany, to...” Wtedy spłynęło na niego olśnienie, jak grom z jasnego nieba.
Wzrok McCullena błyskawicznie omiótł wnętrze biura, by w końcu spocząć na dwóch kolorowych, plastikowych miseczkach stojących na podłodze w rogu pomieszczenia. „Muffy” i „Scruffy” głosiły umieszczone na nich napisy wymalowane fantazyjną czcionką, pełną zawijasów. Miski były przepełnione niekształtnymi, brązowymi bryłkami karmy dla kotów. Kilka grudek upadło na podłogę. Niby nic, ale jedno spojrzenie na oblicze Złomiarza, z którego w jednej chwili ulotniły się kpina, szyderstwo i cynizm, upewniło komisarza, że jego podejrzenie jest słuszne. Przykucnąwszy, sięgnął do pierwszej z brzegu miseczki i chwyciwszy w dwa palce brunatną grudkę, ostrożnie zbliżył ją do nosa. Powąchał raz, drugi, trzeci. Zeskrobał odrobinę paznokciem, posmakował koniuszkiem języka. To na pewno nie był żaden Whiskas. Bingo!
Szczęśliwy jak dziecko, wyprostował się: po niedawnej złości, frustracji i gniewie nie zostało ani śladu. Widok kropli potu występujących na czoło przestraszonego gangstera sprawił komisarzowi niewyobrażalną wprost satysfakcję. Długo, za długo czekał na tę chwilę.
– Trenujesz zwierzęta do występów w „Tańcu z gwiazdami”, Złomiarz? – zapytał wyjmując kajdanki, a jego głos ociekał zjadliwą słodyczą. (...)

42 komentarze:

  1. Jeszcze mi tylko kochanie wytłumacz, co oznacza tajemnicze słowo "tofana" i dlaczego wystarczy jedna?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tofana to paczka trawki, skarbie :) takich rzeczy nie wiedzieć...! pfff...

    OdpowiedzUsuń
  3. o ja cię, ale wtopa!!! w moim świecie wciąż funkcjonuje "gram" lub Diabelskie Ziele, czy też Maria Joanna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. z kim ja się zadaję! nie jesteś, kolo, na topie :P

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem dinozaurem czy jak to mówią młodzi - retro, vintage...zadajesz się zatem z prehistoryczną mrówką, taka skamienieliną znalezioną w ... rany, mam dziury w mózgu:( jak się nazywa ta ciecz, która płynie z drzewa, gdy się mu zrobi krzywdę???

    OdpowiedzUsuń
  6. żywica.

    bursztyny to krople żywicy. swoją drogą gdyby Cię tak polać żywicą...:)) byłby z tego niezły biznes.

    OdpowiedzUsuń
  7. no właśnie! żywica!moja głupota granic nie posiada:(
    a przez Ciebie zapomniałem wyjść do pracy o słusznej godzinie (jakieś 20 minut temu) i musiałem się tłumaczyć telefonicznie, i trochę nakłamać, że jestem chory, umierający niemalże, i postanowiłem w związku z tym zrobić sobie dziś wolne:P

    OdpowiedzUsuń
  8. serio?!
    to chodźmy na browar :D ja się urwę wcześniej, powiem, że muszę wrócić do domu przed południem, bo później będzie remont nawierzchni i musiałabym nocować w pracy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Serio, serio!
    Bowarek przed południem może być:) Trudno, do towarzystwa dam się nie zaliczamy:P

    OdpowiedzUsuń
  10. czy my się w ogóle do czegokolwiek zaliczamy?? na upartego coś bym znalazła, ale z uczuciem bycia puzlem z innego pudełka ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zaliczamy się do elitarnego Klanu Papierowych Kulek, Mrowiska, zaryzykowałbym nawet Galaktycznych Jeźdźców :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mrówko,
    uwielbiam każdy z tych gwiazdozbiorów :D
    a Ty z zaliczania dostajesz zaliczenie. proszę o Pański indeks :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Oooo, twój wiersz da się rapować! Może nie zrobi tego O.S.T.R., Magik, Eminem czy Snoop Dog, ale przed lustrem, w domu, dlaczego nie? Tylko wcześniej koniecznie trzeba założyć bejzbolówkę, daszkiem do tyłu. I spodnie z krokiem do kolan (chyba mam gdzieś na dnie szafy taki stary, powyciągany na wszelkie strony dres, pozostawiony na wypadek ewentualnej "brudnej roboty"; nie, nie mam na myśli uprzątania zwłok,a co najwyżej sprzątanie piwnicy).

    Wiem, wiem że było trudno, ale nie mogłem się oprzeć absurdalnemu urokowi tego fotomonto. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ach, widzę, że Ty również jesteś retro ;p indeksy odeszły do lamusa, a zaliczenie możesz mi wpisać jedynie w usosie;p

    OdpowiedzUsuń
  15. GM,
    to jest fotomontaż?? ja byłam święcie przekonana, że te koty naprawdę tańczą :D

    Mrówko,
    jestem w lamusie razem z indeksami i sukienkami po babci :)

    OdpowiedzUsuń
  16. To jest fotomontaż. Spójrz na cień, jaki rzuca kot po lewej. Jedna, równa kreska padająca zarówno na podłogę, jak i na nogę chłopaka w tle.

    OdpowiedzUsuń
  17. masz rację, choć nie wiem jakim cudem wypatrzyłeś taki detal.
    tekst jest do rapowania, fakt. sprawdzałam kiwając się przy pisaniu :) ale nie zrobię nim kariery tekściarza, bo za mało przekleństw.

    OdpowiedzUsuń
  18. Zgadzam się co do przekleństw: jedna czy druga madafaka by nie zaszkodziła. :)

    OdpowiedzUsuń
  19. :D
    fak - fak - fakamada
    do tekstu sie nada
    to nie jest pomada
    ani żadna żenada :D głupawka jak bozia mego :D

    OdpowiedzUsuń
  20. :DDD

    Yoł, yoł kosmiczna załogo! :D

    "Jeśli Twój chłopak ma czarne iksy na ręce i bansuje z kotami, to znak, że coś się dzieje":DDD

    OdpowiedzUsuń
  21. Ahoj, Międzygalaktyczny Rycerzu!

    pozwól, że zacytuję Mrówkę: ,,jeszcze mi tylko kochanie wytłumacz co oznacza tajemnicze słowo bansuje" :D

    OdpowiedzUsuń
  22. Ej, nie zna się slangu miejskiego? Z kim ja muszę pracować. :)

    http://www.miejski.pl/slowo-Bansować

    OdpowiedzUsuń
  23. i TY przeciwko mnie?? :D
    porażka, żeby liderka Koła Gospodyń Wiejskich nie znała bansowania, ech!

    zemszczę się następnym obrazkiem :P

    OdpowiedzUsuń
  24. No, to kolejne słowo do "nowoczesnego" słownika:))))

    OdpowiedzUsuń
  25. uwielbiam nowe słówka!
    xoxo :))

    OdpowiedzUsuń
  26. Wu - czy Ty się teraz zabawiasz w Wu-tanka?:P

    Dziś u Emmy bansy, transy
    całodniowe megadansy

    wyciągamy z szafy matki
    staromodne zwiewne szmatki

    piruety na densflorze
    wycinamy jak kto może

    joł, joł, rastatrans:P:P:P

    to pisałem ja - Mrówka po 10 mg clo:D

    OdpowiedzUsuń
  27. Wu-tanek rzecze:

    "O Boże, nie wiem co Ty bierzesz, ale ja też chcę to "clo"-ze 20 mg" :)))

    Tworzycie całkiem niezły duet- Mrówka&Emma raperzy znad Wisły :))) :p

    OdpowiedzUsuń
  28. ludzi na ful
    wszyscy są kul
    a ty się nie frajeruj
    na parkiet kroki skieruj :D

    OdpowiedzUsuń
  29. Z Wu-tanka przeistaczasz się niczym kameleon w Wu-ratustrę:P
    Mrówka radzi (niczym śniadaniowa telewizja) - idź do lekarza rodzinnego, powiedz, że masz lęki i poproś o cloranxen 10 mg (tylko nie 5mg, bo to szit:P) a później baw się dobrze:D

    OdpowiedzUsuń
  30. Mam dylemat odnośne Wu-tanka: nie wiem, czy kojarzyć z tatanką czyli bizonem (bo duży), czy z tankiem czyli czołgiem po radziecku (bo też duży)

    OdpowiedzUsuń
  31. Mrówko, z moim lekarzem rodzinnym ten numer nie przejdzie, bo lekarka jest tak bystra, że nawet przy zwichnięciu kostki wysyła ludzi do psychologa:/

    Emm, z bizonem to mam tyle wspólnego, że czasem dobrze przy mnie stanąć, jak przy Żubrze:))
    Co do radzieckiego czołgu, to wiem tylko tyle, że jak się dużo tankuje, to ma się dużą lufę:))

    ps. A w tym przypadku chodziło o mądrości ks. Natanka:))

    OdpowiedzUsuń
  32. P.s.2 Dobra, nie będę frajerem, pobansuję razem z wami :)))

    OdpowiedzUsuń
  33. ps.
    żartowałam oczywista. wszelkie zmiany w temacie Mrówki grożą zachwianiem międzygalaktycznej harmonii :)

    OdpowiedzUsuń
  34. zostawiam ślad po lekturze: :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Esterko,
      tutaj czasem grasuje banda przesympatycznych wariatów i właśnie ich poznałaś w pełnej krasie :) sama przeczytałam te komentarze jeszcze raz i pośmiałam się ;-))

      miło, że zajrzałaś do archiwum. mam wrażenie, że mało kto tak robi.

      Usuń
  35. jezu, czytam i nie wierzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D
      tak, tak: tacy byliśmy i mam nadzieję, że nadal jesteśmy :)

      Usuń
  36. nie no co Ty! ja jestem już statecznym poważnym człowiekiem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mrówko,
      nie strasz mnie :P
      mam nadzieję, że mi się Twoja stateczność nie udzieli :D

      Usuń
  37. bez obaw, Tobie to nie grozi:P

    OdpowiedzUsuń

Zblogowani

zBLOGowani.pl