No cóż... Sama się w to wpakowałam, a przecież było do przewidzenia, że kto jak kto, ale GM na pewno mi zrobi jakiś numer. Wybrany przez niego obrazek przyprawił mnie o dziki śmiech, po którym nagle spoważniałam, bo co do TAKIEGO obrazka napisać?! Oto moje wypociny:
Hip - hopu trop
breakdance'u smak
ja kocham
kocham tańczyć
choć nie wiem jak
niech laski się
za głowy łapię swe
bo takie balety
są nie dla kobiety
tu trzeba twardziela
co się nie opierdziela
albo kota
co się po parkiecie miota
wyginam boskie ciało
nawet gdyby bolało
bo najlepszy lans
to muzyczny trans
gdy szacun chcesz mieć
na dyskę leć
jedna tofana
i kolesie znają pana
ziomal się dziwi
a barman krzywi
niech laski się
za głowy łapią swe
bo takie balety
są nie dla kobiety
A teraz wersja prozą w wydaniu GM-a:
(...) Otworzyły się drzwi i do biura, niczym szalejący sztorm wdarła się kakofonia basowego dudnienia płynącego z potężnych głośników, wymieszanego z wariacką wrzawą kilkuset rozentuzjazmowanych głosów. Komisarz McCullen skrzywił się boleśnie, jakby ktoś wbił mu w ucho wielki, zardzewiały gwóźdź. „Jeśli TO jest muzyka, to znak, że świat się kończy. Jak w ogóle można słuchać takiego łomotu? I jeszcze do niego tańczyć? Małpy, stado podrygujących małp” – pomyślał z obrzydzeniem o tłumie młodych ludzi, przez który musiał przeciskać się z policjantami, żeby dostać się do biura w klubie „Laguna”. Miejsca, gdzie gangster załatwiał ciemne interesy. McCullenowi nigdy nie udało się złapać Złomiarza na gorącym uczynku, dlatego kiedy godzinę temu dostał cynk od informatora, że bandzior otrzymał od kuriera nową partię narkotyków, komisarz ucieszył się jak dziecko. Niestety, początkowa radość szybko ustąpiła miejsca irytacji, by w końcu przerodzić się w ledwo skrywaną złość; narkotyków nie udało się znaleźć, choć policjanci skrupulatnie przetrząsnęli biuro i zaplecze.
– Komisarzu, jest coś, co powinien pan zobaczyć – odezwał się stojący w drzwiach policjant.
– Wejdźcie i z łaski swojej zamknijcie drzwi, posterunkowy – wycedził przez zęby komisarz, nie odwracając głowy od Złomiarza. Cokolwiek miał do powiedzenia mundurowy, będzie musiało poczekać. – Najpierw nasz ptaszek zacznie śpiewać.
– Wejdźcie i z łaski swojej zamknijcie drzwi, posterunkowy – wycedził przez zęby komisarz, nie odwracając głowy od Złomiarza. Cokolwiek miał do powiedzenia mundurowy, będzie musiało poczekać. – Najpierw nasz ptaszek zacznie śpiewać.
Gangster siedzący, czy raczej – rozwalony w fotelu za biurkiem, w odpowiedzi zaśmiał się szyderczo. Obserwowanie narastającej frustracji policjantów dostarczało mu mnóstwo dobrej zabawy.
– Akurat! Nic na mnie nie macie. – Wyszczerzył zęby tak nienaturalnie równe i białe, jak z reklamy salonu kosmetyki dentystycznej. – Ja nie robię w prochach. Jestem czysty i niewinny jak niemowlę. Ciężko pracuję i prowadzę poważny, legalny biznes. Daję ludziom muzykę, miejsce do tańca i zabawy, do tego drinki w barze, w rozsądnej cenie. Płacę podatki. Nic na mnie nie macie – powtórzył. – Jeśli koniecznie chcecie zostać dłużej, to dam wam stolik na galerii, na górze. I gratisowe drinki. Może nawet jakąś milutką dziewczynę. Rozerwijcie się, zabawcie. Na mój koszt, ja stawiam! Uczciwi obywatele powinni wspomagać funkcjonariuszy publicznych, prawda? – zaśmiał się.
W komisarzu coś pękło. Błyskawicznie sięgnął przez biurko, chwycił Złomiarza za krawat, gwałtownym szarpnięciem poderwał z fotela i wziął szeroki zamach, by zetrzeć bandycie z twarzy kpiący uśmieszek. W ostatniej chwili powstrzymała go czyjaś mocna dłoń zaciśnięta na ramieniu. To posterunkowy, który nie wiadomo kiedy znalazł się obok.
– Szefie, nie warto brudzić sobie rąk takim śmieciem. Ale MUSI pan zobaczyć TO. Nalegam – powiedział policjant, kładąc nacisk na słowa „musi” i „to”. McCullen znał to spojrzenie. Spojrzenie psa gończego, który podjął ślad. Może jeszcze nie wszystko stracone?
– Lepiej, żeby to było ważne, posterunkowy.
– Jest, panie komisarzu. Zresztą, niech pan sam spojrzy. – Policjant zrobił krok w stronę ściany, całej zrobionej ze szkła. Od strony biura wyglądała jak zwykła szyba, ale od strony sali tanecznej przypominała nieprzezroczystą, matową taflę; takie bardziej wyszukane lustro weneckie; musiało kosztować majątek.
– Lepiej, żeby to było ważne, posterunkowy.
– Jest, panie komisarzu. Zresztą, niech pan sam spojrzy. – Policjant zrobił krok w stronę ściany, całej zrobionej ze szkła. Od strony biura wyglądała jak zwykła szyba, ale od strony sali tanecznej przypominała nieprzezroczystą, matową taflę; takie bardziej wyszukane lustro weneckie; musiało kosztować majątek.
McCullen stanął przed szybą, usiłując dostrzec wśród tańczących cokolwiek wartego uwagi. Na próżno. Wszystko, co widział, to tłum spoconych chłopaków w powyciąganych t-shirtach i dziewczyn w przykusych koszulkach bezwstydnie odsłaniających pępek, podrygujących w hipnotycznym rytmie, w oślepiającej feerii kolorowych świateł. "Skaczące małpy".
– Tam, pod sceną, przy automatach – podpowiedział policjant, wskazując palcem właściwy kierunek.
Komisarz spojrzał i... oniemiał. Widok był absurdalny i surrealistyczny. Wśród tańczących młodych ludzi dostrzegł dwa koty. Zwyczajne dachowce, jakich mnóstwo snuje się po podwórkach, dachach i chodnikach miasta. Tyle że zwierzęta wcale nie zachowywały się normalnie. One... tańczyły. Na dwóch nogach. Kołysały się i wyginały w tym samym rytmie, co ludzie wokoło. Co więcej, były w tym wyraźnie dobre; na jego oczach bury kocur, niczym zawodowy tancerz zakręcił podwójny piruet na tylnych łapach i zamarkował marsz do tyłu, naśladując moonwalk Michela Jacksona. A dziwniejsze było to, że ludzie wokoło zdawali się nie zwracać żadnej uwagi na tańczące koty, tak jakby była to rzecz najzwyklejsza pod Słońcem. „Hej, w końcu wszyscy jesteśmy ssakami i w piątkowy wieczór mamy prawo się zabawić, co nie?”
„Przecież nie zwariowałem!” – pomyślał komisarz, na gwałt poszukując jakiegokolwiek racjonalnego wyjaśnienia tej niezwykłej sceny. – „Może gdybym był pijany albo naćpany, to...” Wtedy spłynęło na niego olśnienie, jak grom z jasnego nieba.
Wzrok McCullena błyskawicznie omiótł wnętrze biura, by w końcu spocząć na dwóch kolorowych, plastikowych miseczkach stojących na podłodze w rogu pomieszczenia. „Muffy” i „Scruffy” głosiły umieszczone na nich napisy wymalowane fantazyjną czcionką, pełną zawijasów. Miski były przepełnione niekształtnymi, brązowymi bryłkami karmy dla kotów. Kilka grudek upadło na podłogę. Niby nic, ale jedno spojrzenie na oblicze Złomiarza, z którego w jednej chwili ulotniły się kpina, szyderstwo i cynizm, upewniło komisarza, że jego podejrzenie jest słuszne. Przykucnąwszy, sięgnął do pierwszej z brzegu miseczki i chwyciwszy w dwa palce brunatną grudkę, ostrożnie zbliżył ją do nosa. Powąchał raz, drugi, trzeci. Zeskrobał odrobinę paznokciem, posmakował koniuszkiem języka. To na pewno nie był żaden Whiskas. Bingo!
Szczęśliwy jak dziecko, wyprostował się: po niedawnej złości, frustracji i gniewie nie zostało ani śladu. Widok kropli potu występujących na czoło przestraszonego gangstera sprawił komisarzowi niewyobrażalną wprost satysfakcję. Długo, za długo czekał na tę chwilę.
– Trenujesz zwierzęta do występów w „Tańcu z gwiazdami”, Złomiarz? – zapytał wyjmując kajdanki, a jego głos ociekał zjadliwą słodyczą. (...)
Jeszcze mi tylko kochanie wytłumacz, co oznacza tajemnicze słowo "tofana" i dlaczego wystarczy jedna?
OdpowiedzUsuńTofana to paczka trawki, skarbie :) takich rzeczy nie wiedzieć...! pfff...
OdpowiedzUsuńo ja cię, ale wtopa!!! w moim świecie wciąż funkcjonuje "gram" lub Diabelskie Ziele, czy też Maria Joanna :)
OdpowiedzUsuńz kim ja się zadaję! nie jesteś, kolo, na topie :P
OdpowiedzUsuńjestem dinozaurem czy jak to mówią młodzi - retro, vintage...zadajesz się zatem z prehistoryczną mrówką, taka skamienieliną znalezioną w ... rany, mam dziury w mózgu:( jak się nazywa ta ciecz, która płynie z drzewa, gdy się mu zrobi krzywdę???
OdpowiedzUsuńżywica.
OdpowiedzUsuńbursztyny to krople żywicy. swoją drogą gdyby Cię tak polać żywicą...:)) byłby z tego niezły biznes.
no właśnie! żywica!moja głupota granic nie posiada:(
OdpowiedzUsuńa przez Ciebie zapomniałem wyjść do pracy o słusznej godzinie (jakieś 20 minut temu) i musiałem się tłumaczyć telefonicznie, i trochę nakłamać, że jestem chory, umierający niemalże, i postanowiłem w związku z tym zrobić sobie dziś wolne:P
serio?!
OdpowiedzUsuńto chodźmy na browar :D ja się urwę wcześniej, powiem, że muszę wrócić do domu przed południem, bo później będzie remont nawierzchni i musiałabym nocować w pracy.
Serio, serio!
OdpowiedzUsuńBowarek przed południem może być:) Trudno, do towarzystwa dam się nie zaliczamy:P
czy my się w ogóle do czegokolwiek zaliczamy?? na upartego coś bym znalazła, ale z uczuciem bycia puzlem z innego pudełka ;)
OdpowiedzUsuńZaliczamy się do elitarnego Klanu Papierowych Kulek, Mrowiska, zaryzykowałbym nawet Galaktycznych Jeźdźców :)
OdpowiedzUsuńMrówko,
OdpowiedzUsuńuwielbiam każdy z tych gwiazdozbiorów :D
a Ty z zaliczania dostajesz zaliczenie. proszę o Pański indeks :)
Oooo, twój wiersz da się rapować! Może nie zrobi tego O.S.T.R., Magik, Eminem czy Snoop Dog, ale przed lustrem, w domu, dlaczego nie? Tylko wcześniej koniecznie trzeba założyć bejzbolówkę, daszkiem do tyłu. I spodnie z krokiem do kolan (chyba mam gdzieś na dnie szafy taki stary, powyciągany na wszelkie strony dres, pozostawiony na wypadek ewentualnej "brudnej roboty"; nie, nie mam na myśli uprzątania zwłok,a co najwyżej sprzątanie piwnicy).
OdpowiedzUsuńWiem, wiem że było trudno, ale nie mogłem się oprzeć absurdalnemu urokowi tego fotomonto. :)
Ach, widzę, że Ty również jesteś retro ;p indeksy odeszły do lamusa, a zaliczenie możesz mi wpisać jedynie w usosie;p
OdpowiedzUsuńGM,
OdpowiedzUsuńto jest fotomontaż?? ja byłam święcie przekonana, że te koty naprawdę tańczą :D
Mrówko,
jestem w lamusie razem z indeksami i sukienkami po babci :)
To jest fotomontaż. Spójrz na cień, jaki rzuca kot po lewej. Jedna, równa kreska padająca zarówno na podłogę, jak i na nogę chłopaka w tle.
OdpowiedzUsuńmasz rację, choć nie wiem jakim cudem wypatrzyłeś taki detal.
OdpowiedzUsuńtekst jest do rapowania, fakt. sprawdzałam kiwając się przy pisaniu :) ale nie zrobię nim kariery tekściarza, bo za mało przekleństw.
Zgadzam się co do przekleństw: jedna czy druga madafaka by nie zaszkodziła. :)
OdpowiedzUsuń:D
OdpowiedzUsuńfak - fak - fakamada
do tekstu sie nada
to nie jest pomada
ani żadna żenada :D głupawka jak bozia mego :D
:DDD
OdpowiedzUsuńYoł, yoł kosmiczna załogo! :D
"Jeśli Twój chłopak ma czarne iksy na ręce i bansuje z kotami, to znak, że coś się dzieje":DDD
Ahoj, Międzygalaktyczny Rycerzu!
OdpowiedzUsuńpozwól, że zacytuję Mrówkę: ,,jeszcze mi tylko kochanie wytłumacz co oznacza tajemnicze słowo bansuje" :D
Ej, nie zna się slangu miejskiego? Z kim ja muszę pracować. :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.miejski.pl/slowo-Bansować
i TY przeciwko mnie?? :D
OdpowiedzUsuńporażka, żeby liderka Koła Gospodyń Wiejskich nie znała bansowania, ech!
zemszczę się następnym obrazkiem :P
No, to kolejne słowo do "nowoczesnego" słownika:))))
OdpowiedzUsuńuwielbiam nowe słówka!
OdpowiedzUsuńxoxo :))
Wu - czy Ty się teraz zabawiasz w Wu-tanka?:P
OdpowiedzUsuńDziś u Emmy bansy, transy
całodniowe megadansy
wyciągamy z szafy matki
staromodne zwiewne szmatki
piruety na densflorze
wycinamy jak kto może
joł, joł, rastatrans:P:P:P
to pisałem ja - Mrówka po 10 mg clo:D
Wu-tanek rzecze:
OdpowiedzUsuń"O Boże, nie wiem co Ty bierzesz, ale ja też chcę to "clo"-ze 20 mg" :)))
Tworzycie całkiem niezły duet- Mrówka&Emma raperzy znad Wisły :))) :p
ludzi na ful
OdpowiedzUsuńwszyscy są kul
a ty się nie frajeruj
na parkiet kroki skieruj :D
Z Wu-tanka przeistaczasz się niczym kameleon w Wu-ratustrę:P
OdpowiedzUsuńMrówka radzi (niczym śniadaniowa telewizja) - idź do lekarza rodzinnego, powiedz, że masz lęki i poproś o cloranxen 10 mg (tylko nie 5mg, bo to szit:P) a później baw się dobrze:D
Mam dylemat odnośne Wu-tanka: nie wiem, czy kojarzyć z tatanką czyli bizonem (bo duży), czy z tankiem czyli czołgiem po radziecku (bo też duży)
OdpowiedzUsuńMrówko, z moim lekarzem rodzinnym ten numer nie przejdzie, bo lekarka jest tak bystra, że nawet przy zwichnięciu kostki wysyła ludzi do psychologa:/
OdpowiedzUsuńEmm, z bizonem to mam tyle wspólnego, że czasem dobrze przy mnie stanąć, jak przy Żubrze:))
Co do radzieckiego czołgu, to wiem tylko tyle, że jak się dużo tankuje, to ma się dużą lufę:))
ps. A w tym przypadku chodziło o mądrości ks. Natanka:))
P.s.2 Dobra, nie będę frajerem, pobansuję razem z wami :)))
OdpowiedzUsuńWu, zmień lekarza;p
OdpowiedzUsuńWu,
OdpowiedzUsuńzmień Mrówkę :DDD
ps.
OdpowiedzUsuńżartowałam oczywista. wszelkie zmiany w temacie Mrówki grożą zachwianiem międzygalaktycznej harmonii :)
zostawiam ślad po lekturze: :) :) :)
OdpowiedzUsuńEsterko,
Usuńtutaj czasem grasuje banda przesympatycznych wariatów i właśnie ich poznałaś w pełnej krasie :) sama przeczytałam te komentarze jeszcze raz i pośmiałam się ;-))
miło, że zajrzałaś do archiwum. mam wrażenie, że mało kto tak robi.
jezu, czytam i nie wierzę :D
OdpowiedzUsuń:D
Usuńtak, tak: tacy byliśmy i mam nadzieję, że nadal jesteśmy :)
nie no co Ty! ja jestem już statecznym poważnym człowiekiem :P
OdpowiedzUsuńMrówko,
Usuńnie strasz mnie :P
mam nadzieję, że mi się Twoja stateczność nie udzieli :D
bez obaw, Tobie to nie grozi:P
OdpowiedzUsuń