sobota, 29 października 2011

Doniesienia z placu boju



Po pierwsze walczę z własnym lenistwem, a wojna to ciężka, niewdzięczna i nie rokująca wielkich i długotrwałych zwycięstw. Chwilowo wygrywam, ale bój to jest NIE ostatni, czego świadomość mnie nie nastraja euforycznie, ale raczej sceptycznie.
Obowiązkowy obchód a raczej objazd rodzinnych grobów na szczęście już za mną. Dzięki tej rytualnej jeździe odkryłam istnienie Anioła Komunikacyjnego, który mnie strzegł, bo jakimś cudem uniknęłam zarysowania karoserii sobie i mercedesowi, który był wart więcej niż całe moje mieszkanie z całym żywym inwentarzem łącznie, takoż z zawartością konta etc., etc...Aniele Komunikacyjny stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój...! Irytuje mnie myśl o cmentarnym pokazie mody, z którego mam ochotę zrezygnować, ale zobaczymy. Mama raczej mi nie odpuści.
I co jeszcze? Czytam ,,Chłopców z Placu Broni" i mam w związku z tym mnóstwo frajdy. Nigdy w szkole nie przebrnęłam przez tę książkę, bo jest o chłopakach ;ppp Ale teraz mi się podoba. I chłopaki też mi się podobają. Zwłaszcza jeden...;-))
Pewnie wszystkie Papierowe Kulki rozpierzchły się po świecie :( Kicha i bryndza jednym słowem. Na szczęście jesień jest taka cudna w tym roku, że nie mogę się nią nacieszyć.

Fot: kevin

niedziela, 23 października 2011

Dla El***




żeby się obudzić
ujrzeć świat na nowo
najpierw musisz zasnąć

być zielonym pączkiem
zastygłym w arteriach łodygi
by z wiosną zakwitnąć

zrzucić powab formy:
płatków, pręcika i słupka
aby wydać owoc

trzeba umknąć mackom
gigantycznej meduzy
przepłynąć przez sztorm
by w szparze za kaflowym piecem
móc zobaczyć pałac

Fot.: wienwal

piątek, 21 października 2011

Smaczki


Obudziłam się wcześniej niż zwykle, najpierw wyjęłam z lodówki masło, później serek z cebulką i szczypiorkiem, czerwoną paprykę... Obudził mnie głód. Czuję, że to nie tylko zwykłe ssanie w żołądku, ale jakiś metafizyczny apetyt na życie. O dziwo, wcale nie chodzi o życie wirtualne, ani to, które w czasach Ptasiej piosenki działo się w moje wyobraźni. Chodzi o życie w bardzo potocznym, realnie namacalnym znaczniu, a więc o to, że mam ochotę na mycie okien i małe zakupy odzieżowe ;-) Boże, niech mi ktoś zmieni PIN, bo pójdę z torbami.
Często czułam jakieś rozdarcie między pisaniem, a realnym życiem i wybierałam między jednym a drugim. Zwykle padało na pisanie.Teraz to rozdarcie zniknęło. Mniej piszę, a więcej żyję, ale kolejny tomik czeka w wydawnictwie na swoją kolejkę, więc wilk syty i Emma cała. Luzik. można pożyć :)
Wczoraj odkryłam przepyszną herbatkę Herbapolu o zapachu korzennym. Nazywa się Zimowy sekret i pachnie dzieciństwem, a zwłaszcza pierogami z serem, do których babcia dodawała ziele angielskie i cynamon. No właśnie, zjadłabym pierogi. Chyba wkrótce będą mrozy, bo mój organizm próbuje mnie namówić do gromadzenia zapasów.

czwartek, 20 października 2011

Urodzinki - proszę się częstować :)


Jestem ogromnie wzruszona, bo okazało się, że moi znajomi z wirtualu lepiej pamiętają o moich urodzinach niż ci z realu i wcześniej mi złożyli życznia. Dziękuję, Evo, mianuję Cię Papierową Kulką nwet jeśli nie chcesz nią być :)) Bardzo dziękuję.
A oto wpis na urodzinowej pocztówce od Mrówki:


Bądź rzeką jasną
Radości ryb pełną
Spokojnie wody toczącą
Wciąż przed siebie płynącą
Bądź rzeką pełną życia...


Muszę te słowa zapamiętać, może wówczas się spełnią.

ps. Tylko proszę mnie nie pytać, które to urodziny! Które, które ... bure! ;-p


środa, 19 października 2011

Czochrać bobra




Moim ostatnim wielkim odkryciem, a zarazem fascynacją, są słowniki gwar młodzieżowych i miejskich. Zaczęło się od tego, że szłam przez osiedle za grupką chłopaków i usłyszałam, jak jeden koleś powiedział do drugiego ,,ty beduinie", a reszta ryknęła takim gromkim i soczystym śmiechem, że poczułam ukłucie żalu, bo nie zrozumiałam dowcipu i nie mogłam się pośmiać z nimi. Natychmiast po przyjściu do domu wygooglałam sobie hasełko i pochichotałam do monitora. Przy okazji dowiedziałam się, co to znaczy ,,czochrać bobra" albo ,,turlać pieroga". Wiem też, co to jest ,,tofana", bo ,,zioło" się zna nie od dziś, się wie ;-p
Ach, jak piękna, pełna niespodzianek i bogata jest ta nasza ojczyzna- polszczyzna!

ps. Beduin to wcale nie jest członek koczowniczego lub półkoczowniczego  plemienia krajów arabskich, Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Wcale nie :))

niedziela, 16 października 2011

Pejcz



Wróciłam i nawet zdążyłam odespać. Dokazywałam jak dziki dzik, co zostało uwiecznione na zdjęciach - o zgrozo!-  które muszę jakimś chytrym sposobem zdobyć i najlepiej zniszczyć. Nie przystoi bowiem damie zjeżdżać okrakiem po poręczy schodów w wieczorowej kreacji ani nadużywać. Na moją obronę niech działa fakt, że to było szaleństwo kontrolowane, bo w ostatnim roku atmosfera w grupie była fatalna, więc należało coś z tym zrobić. Zabytkowy pałacyk z wieżą, salą balową ogrzewaną kominkiem, gabinetem myśliwskim, oranżeriami i kredensami pełnymi wiekowej porcelany skrywał jeszcze jedną tajemnicę. Otóż w jednym z buduarów, który oddano do naszej dyspozycji, znalazłyśmy z przyjaciółką dębową komodę z zapraszająco uchyloną szufladą... Nie byłabym sobą, gdybym do tej szuflady nie zajrzała. I co znalazłam?? Aksamitny pejcz, białą fajansową maskę na twarz i szkarłatną pelerynę! Jak nie wykorzystać takich odjazdowych rekwizytów? ;-)) Tak więc mam zjęcie jak klęczę na czworakach w masce na twarzy, a mąż przyjaciółki stoi nade mną w pelerynie i okłada mnie pejczem. Nie przystoi damie, oj nie. Najbardziej mnie rozśmieszyło to, że koleżanka, którą trochę mniej lubię, wypytywała moją współspaczkę, czy spędziłam noc w swoim pokoju. Podejrzewała mnie o czyn nierządny z chłopakiem, który jest o 13 lat młodszy ode mnie i z racji tej różnicy wieku oraz tego, że facet jest zabójczo przystojny, a atrakcyjnych lasek w firmie nie brakuje, uznałam to za wielki komplement i nie dementowałam :-D
Uff, nogi mnie bolą od tańczenia, ale warto było, bo odreagowałam rok stresów i życiowych zakrętów.

czwartek, 13 października 2011

Jedziemy po zioło, jedziemy po zioło...



Otóż mamy integrację, jak co roku o tej porze. Wstępne ustalenia odnośnie tego, jaki gatunek napoju wysokoprocentowego zakupić, doszły do skutku. Najdłużej obradowałyśmy z koleżankami w co się ubrać na kolecję przy świecach. Zbyt elegancko nie ma sensu, bo później się i tak rozpęta taneczne szaleństwo i szpilki są niewygodne, a za mało elegancko trochę do świec nie wypada. Ech, jakie trudne dylematy musi człowiek rozstrzygać. W dodatku przebieg kolacji jest nieprzewidywalny. W tamtym roku prosto z sali bankietowej trafiłam pod drewnianą wiatę, na podłogę z desek z której się niemiłosiernie kurzyło i wycinałam takie hołubce i prusiudy, że spuchła mi noga w kostce. A wszystko z powodu wycieczki spawaczy ( sami faceci!), którzy tam urzędowali, nie bawiąc się w bankiety i kawiory. Spawacze od razu poszli w piwo i kiełbasę z grilla, a w promocji dostali całą naszą wycieczkę, w której mężczyzn jak na lekarstwo i nie bardzo jest z kim tańczyć. Ale bądźmy dobrej myśli. Teraz dopiero mi przyszło do głowy, że można było ze spawaczami wejść w kolektywę i ujednolicić termin i miejsce integracji, choć nie wiem jak moja noga by to zniosła ;-)) Ech, że też człowiek ma taki ciężki pomyślunek.


ps. A tak nawiasem... Czy ktoś z Was pamięta, co to za piosenka, w której refrenie powtarza się fraza ,,jedziemy po zioło, jedziemy po zioło..." Po fragmencie tekstu na You Tubie nie znajdę. Chodzi to za mną od kilku dni i aż mnie skręca, bo sobie nie mogę przypomnieć. Co to było?? Na pewno śpiewała ją kobieta, ale nic więcej nie pamiętam.

wtorek, 11 października 2011

Ego sum



Zajrzałam na jakieś forum internetowe, choć to jeden z rzadkich przypadków, bo pechowo zawsze trafiam na jakieś zajadłe spory, które mnie odstraszają od tematu, miejsca, ludzi... Tym razem było podobnie, więc też uciekałam czym prędzej. Rzecz dotyczyła męskiego ego, nad którym rozpętała się dyskusja pod hasłem: wytropić, wytępić, dusić w zarodku i w ogóle z buta mu. Po raz kolejny dotarło do mnie, jaka jestem zacofana, niedzisiejsza i ogólnie staroświecka, bo męskie ego bardzo lubię, choć to zwierzątko należące raczej do rodziny drapieżników. Jednak drapieżnik, to kot, który potrzebuje głaskania. Na przykład:
- Kochanie, mógłbyś zatankować mi samochód?
- Znowu ja? Przecież tylko ty nim jeździsz...
- Ale wiesz... ty to na pewno zrobisz tak jak trzeba i nie pomylisz paliwa...( uśmiech )
- No dobrze, ale ostatni raz idę na ten bajer. Następnym razem zatankujesz sama.
- Jasne, dzięki! Jesteś najlepszy! ( cmok  )
Następny raz jakoś nie może nadejść i wszystko wskazuje na to, że nie nadejdzie, o ile mnie konieczność nie zmusi. Nie rozumiem, o co tyle hałasu, ostrzenia noży i kruszenia kopii? Męskie ego tylko czeka, żeby zrobić coś pożytecznego ;-))
Co poza tym? Otóż czytam ,,Blaszany bębenek" i jakoś nie mogę wejść w klimat, bo jak tylko zaczynam wnikać w świat Oskara, to zasypiam. Muszę zacząć czytać na siedząco, bo światło lampki nocnej działa na mnie jak tabletka na sen, a jeśli się w dodatku leży w ciepłym szlafroczku pod kołdrą...;p

piątek, 7 października 2011

Towarzystwo



Dzisiejszy dzień w pracy rozpoczął się zawarciem znajomości z uroczym gryzoniem, który trafił na moje biurko. Zachowuje się poprawnie, nie narzeka na warunki lokalowe ani na jakość wyżywienia, jednak mysiej mowy nie znam, więc nie ma gwarancji. Myszka chyba będzie wolała mieszkać na łące. Zastanawiam się, przy której koleżance odkręcić słoik i pozwolić myszce wyjść ;-))


niedziela, 2 października 2011

Wiersz z miską mleka



To naprawdę miał być poważny wpis od początku do końca, przysięgam! Zasiadłam przed komputerem, żeby znaleźć obraz, który zilustruje poniższe wierszydło. Chodziło mi o coś godnego, a jednocześnie magicznego, bo wierszowana stop - klatka, zatrzymująca w kadrze człowieka, z całym jego wielowymiarowym życiem wewnętrznym, to jakiś rodzaj słownej sztuczki cyrkowej, podczas której królik nadal siedzi w kapeluszu i ani myśli z niego wyjść. Miało być poważnie, ale nie dało rady ;-))
Tak więc w ramach obchodów Tygodnia GM-a przed Wami Wiersz z miską mleka :


nie złapiesz wiatru za grzywę
choć tarmosi twój szalik
kręcąc piruety

jeśli potok chcesz nabrać do szklanki
wywołasz w niej burzę
która rozsadzi szkło

nie próbuj też liczyć
ziarenek piasku
bo to dzika plaża-
strzeże swych bursztynów

z włosem czy pod włos
ten kot
nie da się zagłaskać na śmierć
ani na życie
wiersz z miską mleka
również się kota nie ima

Zblogowani

zBLOGowani.pl