środa, 30 stycznia 2013

Kobieta z Bagien (cz. 2)







Była tak podekscytowana rewelacjami, o których dotąd nie słyszała, że omal nie eksplodowała. Owszem, większość kobiet żyła z mężczyznami, którzy mieszkali na ich terytorium, kochali je i byli przez nie kochani. Pomagali im w układaniu Ciągów Bliższych, a nawet Dalszych, chwytali za broń w razie potrzeby, ale żaden z nich nie został dopuszczony do obrzędu Wielkiej Papierowej Kuli. Czyżby Bezimienny, którego Przypadek postawił na jej drodze miał stanowić wyjątek?

- Inkluzja to pradawny, zanikający zwyczaj przechowywany na polaroidach pamięci najstarszych spośród nas – rzekła Den zwracając się do Bezimiennego. – Wiedz jednak, że dla dopełnienia go musisz znaleźć trzy Poręczycielki, które potwierdzą chęć wymieszania własnej krwi z twoją, bo tylko tak możesz się stać częścią Emosystemu. Dwie Poręczycielki już masz – zerknęła nieco filuternie na Dziewczynkę wiedząc, że sprawi jej radość. –Ale trzecią musisz znaleźć sam, bo dwie pierwsze znalazły ciebie – rzekła z lekki przekąsem Staruszka, a gdy wychodzili szepnęła po kryjomu do Dziewczynki: ,, Zrób tak, żeby znalazł Majalę, Kobietę z Bagien.”

Po wyjściu od Staruszki Den Dziewczynka zdała sobie sprawę z tego, jak wielka na niej ciąży odpowiedzialność. Pamiętała niedawną przygodę z Hodowcą Skorpiona, kiedy to Emosystem Klanu Papierowych Kulek omal nie został zatruty jadem podejrzliwości z powodu jej ufnego stosunku do obcych.

- Słuchaj – zaczęła bez ceregieli - muszę poznać twoją Istotę. Zaufasz mi? Potrafisz?

- Nie wiem. Spróbuję – rzekł niepewnie.

- Połóż Serce na dłoni – poleciła.

- Co takiego?! O czym ty mówisz?!

- To ty nie masz zamka błyskawicznego?!

- W spodniach? No… niby mam… - rzekł zbity z tropu Bezimienny.

- Nie no! Ty nic nie kumasz! Mówię o zamku w klatce piersiowej – rozchyliła bluzkę i pokazała własny suwak, na widok którego jego oczy urosły do wielkości talerzyków deserowych. Nie miał zamka. 

– W takim razie spróbujemy inaczej – zdecydowała Dziewczynka.

Wyrównała i uspokoiła oddech, podeszła do niego bardzo powoli, wyciągnęła ramiona i zarzuciła mu na szyję. On w spontanicznym odruchu objął ją w talii. Stali tak dość długo. W tym czasie Dziewczynka z zamkniętymi oczami i Intuicją naprężoną jak struna chłonęła przekaz emocjonalny płynący z głębi jego Jestestwa. Należało bacznie obserwować zmiany we własnej aurze, toteż była bardzo skoncentrowana. Przez chwilę nie potrafiła nazwać tego, co do niej napływało od Bezimiennego. Wreszcie w tym chaosie sygnałów rozpoznała potrzebę Przynależności, która zagłuszała wszystko inne i zajmowała całą przestrzeń emocjonalną mężczyzny. Czekała dłuższą chwilę sądząc, że w tym emocjonalnym monolicie pojawią się jakieś inne komponenty, jednak nic więcej nie poczuła. Był zadziwiająco jednorodny i nie wysyłał żadnych niepokojących sygnałów. Jedna wielka potrzeba Przynależności. Mogła być jego Poręczycielką bez obawy, że zawartość jego Serca sprowadzi na Klan jakieś nieszczęście.

- Idź na bagna. Tak radziła Staruszka Den. Spróbuj odszukać Majalę – powiedziała do niego i wróciła do domu, zaś Bezimienny poszedł we wskazanym kierunku. Niegrzeczna zastanawiała się, dlaczego akurat do Majali staruszka skierowała Bezimiennego. Majala nigdy nie opuszczała swojego domu, żyła w ciemności i uchodziła za odludka. Bała się obcych. Nawet jeśli któraś z kobiet Klanu ją odwiedzała, Majala nigdy nie wychodziła za próg domu, żeby odprowadzić gościa do furtki. Co prawda krążyły pogłoski, że Majala lubi się snuć po terytorium Klanu, ale tylko w pochmurne, bezksiężycowe noce. Nikt nie wiedział dlaczego. Mówiono, że boi się blasku Słońca. Tak było zawsze i nie próbowano zmienić jej zwyczajów. Niemożliwe, aby Bezimiennemu udało się ją przekonać do pozostania jego Poręczycielką, bo Majala musiałaby wówczas wyjść z domu. Chociaż tak naprawdę trudno było przewidzieć tok rozumowania kogoś tak osobliwego jak Kobieta z Bagien. ( cdn.)


Obraz znaleziony tutaj

wtorek, 29 stycznia 2013

Cień (cz. 1)





Niegrzeczna Dziewczynka najbardziej lubiła wędrówki po Lesie w czasie kwitnienia wrzosów, gdy w powietrzu unosił się zapach pożegnań, a ptaki naradzały się przed odlotem do ciepłych krajów. Podczas tych wypraw z Cynikiem przy nodze wdychała balsamiczną woń igliwia, płoszyła jaszczurki, wspominała szaleństwa lata i oddawała twarz pieszczotom coraz bardziej nieśmiałego Słońca. Często wówczas docierała do krain bardzo oddalonych od terytorium Klanu, bowiem ciekawość świata Niegrzecznych Dziewczynek jest czymś nieposkromionym, czymś co nie pozwala się trzymać na uwięzi. Tamtego dnia, gdy siedziała na mchu oparta o pień ukochanego drzewa i ładowała Baterie Słoneczne nagle poczuła, że coś jej zasłania światło. Na pewno nie były to chmury. Zrobiła z dłoni daszek, przytknęła do czoła i lekko oślepiona spróbowała zidentyfikować obiekt. Zobaczyła przed sobą mężczyznę z kosturem podróżnym i plecakiem przerzuconym przez ramię. Patrzył na nią bez większego zainteresowania, tak, jak się patrzy na opakowanie po batoniku.
- Zasłoniłeś mi Słońce – powiedziała lekko zakłopotana, bo akurat jej rozleniwione myśli niczym pszczoły nad miodem krążyły wokół Tego Który Jest, a raczej ich ostatniej nocy. Zerwała się na równe nogi, gdyż obecność obcego mężczyzny w tym miejscu bardzo ją zaskoczyła. Nieznajomy wzruszył ramionami.
- Nie chciałem cię przestraszyć. Idę dalej – rzekł z tak przejmującym smutkiem, jaki niosą w sobie Słowa Idących Donikąd.
- Czy droga nie sprawia ci przyjemności? – zapytała zaskoczona Dziewczynka, gdyż dla niej samej podróżowanie było metafizycznym spełnieniem.
- A wyglądam na radosnego? – powiedział półgębkiem dość opryskliwie.
Fakt. Nie wyglądał. Objęła spojrzeniem całą jego sylwetkę i zauważyła coś bardzo dziwnego. Był zbudowany niczym atleta. Potężne ramiona zwężały się ku dołowi przechodząc w tułów wsparty na dwóch masywnych nogach. Jednak…jednak jego cień na trawie wyglądał całkiem inaczej. Był wiotki i smukły. Miał krągłe biodra, wąską talię i piersi. Jego cień był kobietą!
Patrzyła jak urzeczona raz na nieznajomego, raz na jego cień. Pochwycił jej spojrzenie:
- Spostrzegawcza jesteś. Zwykle nikt nie zwraca na takie rzeczy uwagi.

Głos niewątpliwie należał do mężczyzny, ciało również, ale cień do kobiety. Niegrzeczną zafascynowało to zjawisko i wzbudziło chęć poznania jego natury. W tym momencie nieznajomy wydał jej się bardzo interesujący, jakkolwiek wcześniej widziała w nim intruza, zakłócającego jej spokój.
- Jak to możliwe? - zapytała patrząc mu prosto w oczy. Chciała mu pokazać, co kryją jej źrenice. A była tam życzliwość i sympatia. Czuła z nim jakieś niezrozumiałe powinowactwo. Może dlatego, że musiał w sobie posiadać dość silny pierwiastek żeński, skoro jego cień był kobietą? Prawidłowo odczytał jej pozawerbalny komunikat, gdyż uśmiechnął się szeroko błyskając nieco drapieżnie białymi zębami.
- Teoretycznie niemożliwe. Jestem chodzącym zaprzeczeniem praw fizyki. Ale wiesz…Mam tego dość – spochmurniał nagle. - Już nie mam siły. Ciąży mi to. Z tego powodu nie mam domu i nigdzie nie Przynależę. Jestem niczyj i ciągle muszę iść. Ty wędrujesz wtedy, kiedy chcesz i masz dokąd wracać, prawda? A to jest wielka różnica. – Ostatnie zdanie zabrzmiało gorzko.
Dziewczynka zadumała się. To prawda. Być może dlatego tak chętnie wybiera się w kolejne podróże, bo ma dokąd wrócić. U kresu każdej wędrówki czekają na nią ramiona Tego Który Jest i stary fotel przy oknie, przez które może witać kolejny dzień w świergocie wróbli na parapecie. Może w nim do woli czytać i obserwować życie przed wyruszeniem w kolejną wędrówkę.
- Jak to nigdzie nie Przynależysz? A jak masz właściwie na imię?
- Jestem Bezimienny. Ty masz swój Klan, a ja nie. Jestem odszczepieńcem. Cień to dusza człowieka, prześwitująca przez jego ciało. Nikt nie wie jak to się stało, że do ciała mężczyzny dostała się dusza kobiety. Coś zostało pomylone. Teraz chodzę po świecie i szukam. Może znajdę kogoś takiego jak ja? Tylko gdzie i kiedy…- westchnął ponuro.
- Chodź ze mną. Zaprowadzę cię do Staruszki Den. Ona dużo podróżowała. Może spotkała kogoś podobnego.
Powiedziawszy to Dziewczynka pociągnęła Bezimiennego za sobą. 

***

Kiedy zbliżali się do ogrodu Staruszki,  Den była zajęta przycinaniem pędów badylowca na niewielkim poletku za domem. Badyle z jej uprawy odznaczały się wyśmienitym aromatem i biointeligencją, która wywoływała takie obrazy w umyśle palącego, jakich aktualnie potrzebował. Eteryty z badyla Staruszki Den potrafiły dotrzeć do najbardziej skrywanych zakamarków Umysłu i wydobyć z niego to, o czym sam palący obawiał się wiedzieć, a co w zbyt dużej dawce mogło być niebezpieczne. Den z tego powodu bardzo niechętnie częstowała swoim badylem, jednak tym razem zwyciężyła chęć pochwalenia się własnym kunsztem.
Siedli we trójkę przy kuchennym stole. Staruszka zapaliła pierwsza, z nieobecnym wyrazem twarzy wciągając dym. Niegrzeczna Dziewczynka wierciła się na krześle, wprost nie mogła utrzymać języka za zębami. Chciała jak najszybciej przejść do celu wizyty. Jednak uprzednio Den w rytualnym geście powinna podać jej badyl, co będzie znakiem zgody na skorzystanie z jej Mądrości. Jak na złość Den wcale się z tym nie spieszyła. Powoli, z namaszczeniem zaciągała się dymem i popatrywała to na nią, to na mężczyznę. Czekanie było dla Niegrzecznej najtrudniejszą ze sztuk. Dotąd jej nie opanowała, mimo częstego treningu. W końcu doszło do rozmowy na temat Bezimiennego, którą Staruszka skwitowała słowami:

- Przeszłam wiele dróg, ale na żadnej z nich nie spotkałam mężczyzny, którego cień byłby kobietą. Ale skoro nie masz swojego klanu, mógłbyś zostać przyjęty do naszego. Twój cień będzie dla ciebie przepustką.

W oczach Bezimiennego zamigotało zaskoczenie, wzruszenie i nadzieja.

- Myślisz, że to możliwe?! – zawołała Dziewczynka radośnie. – Mężczyzna w naszym Klanie?? Jak to się odbywa? Mów szybko, Den…! ( cdn) 


Obraz: S. Ban

piątek, 25 stycznia 2013

Wizualizacja: Drzewo





W moim wewnętrznym pejzażu rośnie dużo drzew, jednak przeważnie pokazują mi się pojedynczo. Tak jest i dziś. To, które widzę ma pięknie ukształtowaną koronę, ale gdy podchodzę bliżej, okazuje się, że na pniu jest głębokie skaleczenie, z którego wystają drzazgi. Z powodu rany soki nie docierają do gałęzi i drzewo nie ma liści. Jest obumarłe. Przyglądam się tej ranie, później wyciągam z kieszeni bandaż i owijam nim chore miejsce. Jestem drzewem, jestem bandażem...
Obie dłonie kładę na opatrunku i po chwili czuję, jak zielona krew zaczyna pulsować i krążyć pod chropowatą korą. Podnoszę głowę i widzę, że gałęzie się delikatnie prężą.  Na koniuszkach już widać pączki, z których na moich oczach rozwijają się liście. Jeszcze chwila i drzewo ma już pąki kwiatów. Przylatują ptaki, śpiewają i wśród konarów wiją gniazdko... Drzewo znów żyje. Zieleni się w środku zimy :)


 
 
 
 
Obraz: D. Klimczak
 

czwartek, 24 stycznia 2013

Małe rozkosze





Za oknem ascetyczna biel. Ogarnia mnie czułość na widok brzozy pokrytej skorupką lodu. Jest teraz taka krucha, że gdyby ktoś ją pociągnął za gałąź, mógłby ją złamać. Wiotka i niepewna pyta: ,,Czy na pewno mogę tu rosnąć?" Ale tymczasem na gałęzi przysiada nastroszony gołąb. Brzoza czuje się potrzebna. Obok rośnie osika. Jest jeszcze młodziutka, ale już widać, że ma wielką wolę życia. Jest dumna i wyprostowana, demonstruje swoją siłę. Ta o nic nie pyta, tylko rozpycha się i oświadcza: ,,To moje miejsce."
Drzewa zimą to jeden z piękniejszych widoków jakie znam. Zwłaszcza na tle śniegu. Drzewa wynagradzają mi wszelkie niewygody związane z mrozem.


A później zapach ogórka na palcach. Wesołe zielone plasterki na kromce. Paseczki czerwonej papryki i herbata z cytryną. Słodka, ale nie za bardzo. Małe rozkosze, moje niezawodne Ciągi Bliższe, które mnie poprowadzą na drugą stronę dnia. W kuchni jest ze mną tylko staruszek kredens, cierpliwy świadek moich  leniwych wędrówek, moich biegów z przeszkodami, wyścigów przerwanych w pół drogi i sromotnych ucieczek...


Przymykam oczy i przypominam sobie kobietę z wczorajszego snu. Tę, która nie chciała mnie wpuścić do domu, gdy uciekałam przed potworem. Tym razem nie pozwalam na to, żeby zagrodziła mi drogę. Zresztą ona sama z uśmiechem otwiera mi drzwi. Ze środka wylewa się światło i ciepło...


Dziś nie będę niczego gonić. Mam zamiar człapać cały dzień w zwolnionym tempie. Słuchać leniwej muzyki. Nawet palcom na klawiaturze nakazałam, aby poruszały się znacznie wolniej.




 
 
 
 
Obraz: Jacek Yerka

środa, 23 stycznia 2013

Spotkanie ze sobą




Trudne jest uciekanie przez sen. Przedzieranie się przez tę zawiesistą ciemność, którą produkuje pozbawiony kontroli mózg. Wytężasz wszystkie siły, a drogi nie ubywa. W dodatku osaczają cię drzewa i krzewy dzikiej róży, które kaleczą ramiona i chwytają za włosy. Szponiaste gałęzie chcą  cię powstrzymać, ale ciebie coś pcha i zmusza do ucieczki przed wygłodniałym potworem, który tej nocy wyszedł z legowiska, gdzieś z głębi twojej podświadomości i teraz chce cię pożreć.

W pewnej chwili między drzewami zamigotało blade światełko. I już wiedziałam, że tam jest jakiś dom. Tam muszę dotrzeć za wszelką cenę, tam jest schronienie. Dobiegłam słaniając się na nogach, niemal pełzając po ziemi, wyciągam rękę, żeby zapukać do drzwi i wejść do środka, do ciepłego światła, ale na progu staje kobieta i zagradza mi drogę. Nie chce mnie wpuścić. Podnoszę oczy na jej twarz i okazuje się, że ta kobieta to ja. Ja sama nie chcę się wpuścić tam, gdzie jest jasno i bezpiecznie, gdzie nie ma żadnego monstrum gotowego mnie zjeść.

I to wszystko działo się naprawdę, bo przecież nie wiedziałam, że śnię i że wybawi mnie dźwięk budzika. W tym śnie nie przeczuwałam, że wtargnięcie jawy ocali mnie przed pożarciem.

To jeden z tych powracających snów, jak ten o mieście, po którym błądzę bez końca...
Przypomniało mi się opowiadanie Borgesa ,,Tamten", w którym autor spotyka siebie sprzed lat i opowiada mu o przyszłości.

Co jest za tymi drzwiami, których tak uparcie bronię przed sobą? Co chcę sama sobie powiedzieć przez sen?


niedziela, 20 stycznia 2013

Czy ja napisałam haiku??




Zawsze chciałam napisać haiku, które jest jak malowanie cieniutkim pędzelkiem, składającym się z kilku włosków. To dla mnie ideał misternej prostoty: trzy krótkie wersy lekkie jak piórko, ulotne jak zapach. Niestety moje wiersze są malowane pędzlem szerokości łopaty i poprawiane grubym flamastrem...
Jak wyrzucić słowa, które wchodzą do tekstu drzwiami i oknami? Doszłam do wniosku, że to kwestia pokory wobec świata i wewnętrznej harmonii. To stan, który  chciałabym osiągnąć, bo ze światem mam wiecznie na pieńku, a to jest męczące. Chciałabym odpocząć i nie wykłócać się z nim, nie robić mu wymówek. Miewam fazy uspokojenia i zgody na rzeczywistość, ale zaraz później myślę: jak mogę się na to wszystko godzić?
Wczoraj udało mi się zatrzymać na chwilę moją emocjonalną huśtawkę i napisać te wymarzone trzy wersy. Ideałem byłoby nie poprzedzać ich tym wstępem, do którego wepchnęłam wszystko to, przed czym udało mi się obronić haiku, ale to już wyższa szkoła jazdy. Tak, bo do tych trzech linijek trzeba po prostu dorosnąć, a ja nadal za mała jestem.






zakwitła cisza
biały kwiat
sypie płatkami śniegu



Zdjęcie z lotu ptaka znalezione tutaj.

Sensual World Milana Kundery i Sandora Marai



,,Muzyka pomaga do nadmuchania duszy. Przerośnięte dusze, przemienione w ogromne balony, szybują pod sufit sali koncertowej i tłocząc się okropnie wpadają na siebie". (M.Kundera, ,,Nieśmiertelność")

,,Tołstoj miał rację, muzyka jest największym rajfurem, najniebezpieczniejszym uwodzicielem. Rozum zaczyna skowyczeć, gdy słyszy muzykę. Muzyka sprzeciwia się zdrowemu rozumowi. Nie chce rozumieć jak rozum, ale rozlewać się, rujnować, rozbrajać, uwodzić; dotyka w nas tego, co tajemnicze i bolesne, odsłania to, co tak troskliwie ukrywaliśmy przed sobą, co trzymaliśmy w karbach wszelkimi sposobami; muzyka jest jak wiosenna woda z tajania śniegu, rujnuje obszary nie bez skrupułów przez rozum rozparcelowane, uprawiane, obrabiane, wreszcie zdyscyplinowane. Dokądkolwiek wtargnie muzyka, tam prawa rozumu tracą ważność. W rozkoszy, jakiej dostarcza muzyka, jest coś chorobliwego: zmysłowa potrzeba zaspokojenia tęsknoty za śmiercią. Muzyka to jest atak. Człowiek, który swoje życie buduje na fundamencie poznania, powinien zatkać uszy i trzymać się z dala od muzyki. Życie bez muzyki jest o wiele uboższe. Ale też bardziej ludzkie, twardsze, smutniejsze i rozumniejsze" ( S. Marai, ,,Księga ziół")

Na przekór obu szacownym panom pozwalam się porwać muzyce. Myślę sobie, że w tym ich kurczowym trzymaniu się rozumu i odrzucaniu wszystkiego, co się wymyka spod kontroli, co jest kapryśne i nielogiczne - bo w sferze emocji i zmysłów jesteśmy nielogiczni - w tej ucieczce przed niekontrolowanym obydwaj byli niesamowicie nieludzcy i przez to ubodzy, choć Sandor Marai jako humanista mówi coś przeciwnego. Ale przecież przyczyną powstania wielu arcydzieł było właśnie zderzenie z nieznanym i nienazwanym, próba poznania natury człowieka we wszystkich jej przejawach, również tych pozarozumowych.



czwartek, 17 stycznia 2013

,,Księga ziół"- Sandor Marai






O tym, że natura jest równoczesnie wspaniała i nudna

,,Ale kiedy wchodzisz do wielkiego lasu albo wychodzisz na pustkowia, albo podróżujesz morzem i twoja dusza wypełnia się uczuciem wspaniałości i nieskończoności, nie łudź się: wiedz, że ciebie w głębi serca interesuje tylko człowiek, nic innego. Gwarna kawiarnia jest tak samo ciekawa jak Atlantyk albo Sahara, albo sosnowe lasy w Karpatach. Tak, jeden tylko człowiek, kiedy odsłania swoją istotę albo zdradza tajemnicę, jest ciekawszy niż Mont Blanck. Podziwiaj nieskończoność natury, staraj się żyć w harmonii z własnych charakterem i siłami przyrody, ale nie wstydź się i nie zaprzeczaj, gdy nawet najwspanialszy jej spektakl zdumiewająco szybko przestanie cię interesować i pociągać, jeśli bezpośrednio nie ma nic wspólnego z losem znanych ci ludzi. Romantyczna okolica w ciągu krótkiego czasu okaże się niezrozumiała i nudna, jeśli na scenę nie wejdzie człowiek, jedyny prawdziwy i nigdy nie nużący przedmiot twojej obserwacji i twojego zainteresowania Twoją sprawą, przeżyciem, rolą, losem na tej ziemi jest człowiek, a nie Mont Blanck. Świat jest tylko barwą i dekoracją, którą niezbyt uważnie obserwujesz; twoje serce i umysł, dygocąc, nasłuchują jedynie monologu tego podejrzanego bohatera.
Wszystko inne, wcześniej czy później, zrobi się nudne.


Obraz: A. Kowch

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Pocałunki









lubię
gdy z nieba
spadają gwiazdy
a każda ma kształt
jego ust

ciepłe i lepkie
noszę na policzkach
we włosach
sieję dokoła blask

całuje mój uśmiech
stopy
dłonie i brzuch

kiedy pocałuje
moją duszę




Obraz: J. Woitzik

sobota, 12 stycznia 2013

Ryczące Dwudziestki

 
Co jakiś czas ciężar spraw osiąga masę krytyczną. Życie zagęszcza się, osiąga konsystencję mazisto- kleistą, a człowiekowi powleczonemu tą smołą nie jest dobrze, bo wszystko czego się tknie, przylepia się do niego, przeszkadza, nie pozwala podskoczyć, a czasem nawet postawić kolejny krok. Ale cóż. Podobno życie jest trudne dla każdego, choć zwykle postrzegamy to z własnej perspektywy i wydaje nam się, że inni mają lepiej...Tymczasem inni to samo myślą o nas ;-)
 
Marzą mi się jakieś rozległe przestrzenie, po których hula tylko wiatr... 
Tak czy owak alleluja i do przodu :)
 
 
 

środa, 9 stycznia 2013

Przyszłość będzie lepsza, niż sądzisz







Fakty świadczą o tym, że od stu lat dzieje się nam najlepiej w historii:
- dwukrotnie wydłużyła się średnia długość życia
- stukrotnie staniała żywność
- tysiąckrotnie zmalały koszty transportu i komunikacji

Komórka, którą nosisz w kieszeni, ma setki razy większe możliwości przetwarzania danych niż statek kosmiczny, na którym Neil Armstrong poleciał na Księżyc. Dzięki telefonii komórkowej Masaj z Kenii ma dziś lepszą łączność ze światem niż ćwierć wieku temu miał prezydent Ronald Reagan. A jeśli ten Masaj może korzystać z laptopa czy smartfona, jego dostęp do wiedzy jest większy niż prezydenta Billa Clintona 15 lat temu.

I dalej:
- od 1990 roku liczba ludzi mających dostęp do urządzeń sanitarnych wzrosła o połowę
- w ostatnim półwieczu śmiertelność niemowląt zmalała o 60 %

W dodatku już niedługo zapomnimy, co to wojna. (...) Wojny nie mamy w genach. Wojna to zjawisko nie z dziedziny biologii, lecz kultury. (...) Liczba ludzi, którzy zginęli w konfliktach zbrojnych na świecie wynosiła w 1950 roku 235 zabitych na milion, zaś w 2007 spadła do 2,5 osób na milion. Na naszych oczach wojna umiera, choć tu i ówdzie w różnych częściach świata wpada jeszcze w ekstatyczne spazmy. Wojna znika, ponieważ ludzie mają coraz większe poczucie panowania nad własnym losem. Globalizacja, podnoszące się standardy prawne i etyczne, równouprawnienie ras i płci, rosnący dobrobyt - to wszystko sprawia, że nie mamy dobrego powodu, dla którego mielibyśmy nadal walczyć. Dzisiejsze pokolenie Polaków 60+ jest pierwszym od stuleci pokoleniem, które dożyje starości, nie zaznawszy wojny.

Oczywiście moglibyśmy żyć lepiej, ale jak?

Zminimalizuj swoje potrzeby. Po co ci dziesiąta para spodni, trzeci telewizor  i setna książka o gotowaniu? Ósmy lakier do paznokci, czwarty samoopalacz, trzeci mikser? Przecież nie będziesz dzięki nim szczęśliwszy. Przeciwnie, nadmierna konsumpcja czyni z nas zbieraczy skupionych wyłącznie na tym, by zarabiać pieniądze, które można wydać na kolejne niepotrzebne rzeczy. Efekt? Zestresowani, zniewoleni  ludzie - na własną prośbę uprzedmiotowione ofiary konsumpcji.


Fragmenty obszernego artykułu pt. ,,Przyszłość będzie lepsza, niż sądzisz" autorstwa A. Klich i R. Siewiorka z Magazynu Gazety Wyborczej (29-30 grudnia 2012, str. 30)

sobota, 5 stycznia 2013

Goya

Jakoś mnie ostatnio malarze mocno inspirują. Bo też to bardzo ciekawy temat z powodów zarówno biograficznych, jak i z racji dzieła, które po sobie zostawili. Zastanawiam się, dlaczego sztuka tak często łamie ludziom życie?
Poprzedni wiersz o van Goghu krystalizował mi się prawie pół roku. Żeby go napisać sporo czytałam o twórczości i życiu van Gogha, dotarłam do jego listów do brata, obejrzałam nawet film ,,Vincent i Theo". Nie wspomnę już nawet o oglądaniu reprodukcji obrazów i ... i NIC! Byłam pewna, że to jeden z tych wierszy, których nigdy nie napiszę, a jest ich całe mnóstwo. Kiszą się jak ogórki w kajecikach ;-)) W końcu zapomniałam o Vincencie.  Aż tu nagle i niespodziewanie -  przy śniadaniu puenta przyszła sama i jak komar zaczęła mi bzyczeć za uchem.
Teraz znów Francisco Goya... Bardzo ciekawa postać. Wykonał sporo prac, będących satyrą na Inkwizycję, która w Hiszpanii w jego czasach nadal bardzo skutecznie działała.
To straszne, ale wiersz wydaje mi się bardzo aktualny, ale może przesadzam. Oby!  ;-)
























.

kiedy rozum śpi
a na dnie studni porośniętej mchem
zaczyna dudnić ukryte tam serce
struchlałym biciem wspina się
po rusztowaniu żeber
i podchodzi do gardła
to znak
że budzi się upiór Torquemady -
ogniem ziejąca czaszka

kością rysuje znak krzyża
nad kacerskim stosem
nie zadowala go miejsce na zewnątrz głowy
krucyfiksem wyłamuje drzwi
zamierza się Biblią – narzędziem tortur
i podsuwa ci pierścień do ucałowania

nie masz
nie masz przed nim innego schronienia
jak tylko w kokonie obrazu
                                           wiersza
 
 
Rysunek F. Goipt.:  ,,Kiedy rozum śpi, budzą się upiory..."

Zblogowani

zBLOGowani.pl