niedziela, 30 grudnia 2012

Legenda van Gogha





rozkwitanie fiołków
słyszał jak strzały armatnie
krążenie soków w łanach zbóż Arles
było niczym ryk Niagary
szum złotych słoneczników
w jego uchu potężniał
do trzasku łamanych drzew

a na domiar złego
zwojami udręczonego mózgu
dniem i nocą
cwałowali Jeźdźcy Apokalipsy
jeden wołał: maluj abyś żył wiecznie!
drugi grzmiał: spal płótna i połam sztalugi!

a Vincent marzył tylko o farbach płótnie i ciszy

kiedy spostrzegł
że niebo jest zatrzaśnięte jak wieko od trumny
i głuche nawet na płacz prostytutki
obciął sobie ucho

ociekająca krwią przepustka do raju -
o tym dzisiaj najgłośniej


Obraz: van Gogh ,,Autoportret z obciętym uchem"




sobota, 29 grudnia 2012

Wisława Szymborska

Prawie rok po śmierci zmarłej 1 lutego 2012 roku poetki Michał Rusinek, jej wieloletni sekretarz, a dziś prezes Fundacji imienia Szymborskiej, przekazał GW odnaleziony w jej mieszkaniu i nigdy niepublikowany wiersz. ( Gazeta Wyborcza, sobota-niedziela 29-30 grudnia 2012, Dotkliwa nieobecność, s. 17)






Czy to pan wzywał mnie, panie referencie?
Tak koleżanko. Przyszła i na panią kolej.
Musi się pani urodzić. Jak wszyscy. Jak każdy.
Wiem, że wolicie nie być, znam was dobrze,
witacie życie krzykiem - niech pani nie przeczy,
zrobi pani to samo całym gardłem,
jakie jej będzie dane.
A przecież gwarantuję nieodrodną śmierć,
w czym nie zawiodłem, jak dotąd, nikogo.
Niech sobie pani idzie już.
Dowód nietożsamości pozostaje u mnie.
Nic nie trzeba brać z sobą, zresztą - między nami -
cokolwiek jest, jest tylko tam.
I to nie tylko jest, ale jest w obfitości!
Świat będzie pani miała nawet za plecami!
Wystarczy go! Na wszelkie ukryte szczegóły!
Widoki przeoczone! Przesłyszane głosy!
Na rozrzutny ciąg dalszy! Pozory! I na mnie!
Bo i ja jestem stamtąd koleżanko.
Przybywam i ubywam, zjawiam się i znikam
w słowach, które powstają tylko tam.
Przyznaję, że to lżejszy byt
od czekających panią przygód z krwi i kości,
na ogół jednak wszyscy wciągacie się jakoś,
piszecie nawet wiersze pod trzema gwiazdkami,
chociaż kusa to liczba jak na taki świat.
Niech sobie pani idzie już.
Tylko na miejscu można znaleźć miejsce.
Podczas ziemi. Podczas wody. Podczas słońca chwilowego,
które rozpoznawczo błyska
na trawie aż do przesady prawdziwej.
I zwykłej - jak mówią usta.  



Wisława Szymborska, czerwiec 1964


Do mnie wiersz trafił dopiero przy drugim czytaniu, co dość nietypowe, bo zwykle poezję Szymborskiej łykam w całości i delektuję się smakiem przy pierwszym podejściu. Jestem wielbicielką jej poezji między innymi z racji tej klarowności, krystalicznej czystości i precyzji myślowego przekazu, której jakże często brakuje nam maluczkim, zmagającym się z materią języka.


środa, 26 grudnia 2012

Mniej więcej tak to wygląda


Niegrzeczna Dziewczynka ma już dość świętowania. Chciałaby pójść na łąkę i zobaczyć rozkwitające kaczeńce. Śledzić leniwy lot ptaka nad drzewami i w myślach nadawać mu nazwy, których nie ma w żadnym atlasie. Chciałaby rozgarniać palcamią trawę i rozmawiać z konikiem polnym...
A tymczasem mniej więcej taki widok zastała dziś rano na stole.

 I kto to wszystko posprząta?!





Obraz: Leslie Ditto

sobota, 22 grudnia 2012

***

 
Wesołych i przede wszystkim zdrowych świąt!
Niech gwiazdka zawsze dla Was świeci i pokazuje Wam drogę do domu i do siebie nawzajem.
 
Dobrze, że jesteście :)
 

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Ćma






lubię twoje dłonie
gdy w moich żyłach
szepcze ta sama ćma
którą tamtej nocy
obudził nasz ogień

widzisz?
znów prostuje kosmate odnóża
gotowa lecieć z wiatrem
i przypalić skrzydła




sobota, 15 grudnia 2012

Perła






zamknij w sobie
moje przypływy
zdradliwe prądy morskie
spienione fale ucieczek
rafy koralowe
i postrzępione kontury wysp -
drżące zapowiedzi

zanurz twarz w moich siedmiu morzach
mimo soli
nie zamykaj oczu na perłę




Obraz: Rafał Olbiński

środa, 28 listopada 2012

Liebster Blog II edycja




Liebster wraca jak bumerang, bardzo dziękuję za odpowiedzi na moje pytania. A teraz sama odpowiadam:

Pytania W drodze...


1. Czy potrafiłabyś/potrafiłbyś rozstać się ze swoim blogiem?
teraz już tak, ale kiedyś - nie.

2. Podróż - spełnienie marzeń (miejsce)?
Tybet

3. Książka, którą chciałabym/chciałbym przeczytać?
,,Wahadło Foucaulta" Umberto Eco i Wykłady Nabokova - obie ciągle czekają i z jakichś powodów odkładam je na później

4. Sposób na chandrę?
rozmowa, czytanie, pisanie, w ostateczności tabletka

5. Bezludna wyspa czy Nowy York?
bezludna wyspa, ale z dużą ilością książek i dostępem do sieci :)

6. Film, który zrobił na Tobie największe wrażenie?
,,Fortepian" J. Campion. Z wielkim zdziwieniem stwierdziłam, że ktoś nakręcił film o mnie.

7. Czego nie umiesz, a chciałabyś/ chciałbyś się nauczyć?
wstyd się przyznać, ale angielskiego. wybrałam na przekór wszystkim francuski :P

8. Niezrealizowane marzenie?
drewniany dom w lesie

9. Trzy życzenia do złotej rybki?
po pierwsze zdrowie dla siebie i całej rodziny. ( drugie i trzecie jest takie samo)

10. Jaka osoba, bohater literacki, filmowy imponuje Ci najbardziej?
nie potrafię wybrać. chyba nie ma takiej postaci, bo nigdy nie szukam autorytetu w bohaterach. 

11. Jedna z Twoich słabości?
słomiany zapał wynikający z lenistwa



Pytania Esterki:


1. Gdybyś była drzewem, to jakim? I dlaczego?
akacją, bo ma piękne, pachnące kwiaty lub lipą bo daje pyłek na miód 

2. Gdybyś była zwierzęciem, to jakim? I dlaczego?
kotem, bo lubi obserwować świat i spać

3. Gdybyś mogła wybrać, że nie tu i teraz - żyłabyś gdzie i kiedy?
teraz, ale nie tu: w drewnianym domu w lesie

4. Postać literacka, którą szczególnie lubisz, to... bo...
z czasów szkolnych została mi sympatia do Ani z Zielonego Wzgórza, bo emanuje energią, pozytywnymi emocjami i kocha życie

5. Najpierw czujesz czy rozumiesz?
najpierw czuję, a później też czuję ;-)) 

6. Książka, której nie dokończyłaś to... bo...
,,Ulisses", bo mnie znudziła, ale planuję drugie podejście choćby po to, żeby sprawdzić, czy teraz moja reakcja będzie inna

7. Gdyby nie była błękitna, jaki kolor planety by Ci odpowiadał?
zielony

8. Czy lubisz szafy i czy ma to coś wspólnego z Narnią?
kocham szafy, bo w nich są ciuchy, a mam do nich słabość ;D

9. Twoja ulubiona muzyka z nastoletnich czasów
Republika, Maanam

10. Lubisz swoje sny?
tak - o ile je mam, a to się rzadko zdarza

11. Jaka jest płeć Twojego mózgu?
jestem na wskroś kobietą, ale mam kilka męskich cech, które są bardzo przydatne np. bezpośredniość


Nie zadaję już pytań, bo musiałabym je kierować do obcych osób lub takich, z którymi mam sporadyczny kontakt, co wydaje mi się nieco nietaktowne. Większość z nas była już przepytywana po kilka razy, więc chyba nie znajdę nikogo, ale z uwagą czytałam wszystkie pytania, a zwłaszcza odpowiedzi, bo lubię poznawać ludzi :)

czwartek, 22 listopada 2012

Modlitwa Świętego Tomasza z Akwinu





Panie, Ty wiesz lepiej aniżeli ja sam, że się starzeję i pewnego dnia będę stary. Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek.

Uczyń mnie poważnym, lecz nie ponurym, czynnym, lecz nie narzucającym się. Szkoda mi nie spożytkować wszelkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale Ty, Panie, wiesz, że chciałbym do końca zachować paru przyjaciół. Wyzwól mój umysł od nieskończonego brnięcia w szczegóły i daj mi skrzydeł, bym w lot przechodził do rzeczy.

Zamknij mi usta w przedmiocie mych niedomagań i cierpień, w miarę jak ich przybywa, a chęć wyliczania ich staje się z upływem lat coraz słodsza. Nie proszę o łaskę rozkoszowania się opowieściami o cudzych cierpieniach, ale daj mi cierpliwość wysłuchania ich.

Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć, ale proszę Cię o większą pokorę i mniej niezachwianą pewność, gdy moje wspomnienia stają się sprzeczne z cudzymi. Użycz mi chwalebnego poczucia, że czasami mogę się mylić.

Zachowaj mnie miłym dla ludzi, choć z niektórymi z nich doprawdy trudno wytrzymać. (z niektórymi nawet całkiem się nie da - przyp. własny)  Nie chcę być świętym, ale zgryźliwi starcy to jedno ze szczytów osiągnięć szatana. Daj mi zdolność dostrzegania dobrych rzeczy w nieoczekiwanych miejscach i niespodziewanych zalet w ludziach. Daj mi Panie łaskę mówienia im o tym".
Amen

piątek, 16 listopada 2012

Liebster blog





Dziękuję pięknie Zbyszekspirowi za nominację. Niby się zżymam na te wszystkie łańcuszki blogowe, ale jak dostanę jakiś, to się cieszę jak z błyskotki kupionej za grosze. Przestraszyłam się, że nie znajdę 11 znajomych, którym mogłabym podesłać plakietkę, ale udało się, czyli nie jest tak źle :)
Nominowane przeze mnie blogi to:

Galaktyka Wu
Min kara pojke
All You Need Is Book
Więcej słońca
Halucynacje
Okiem i sercem
Wyżalarnia pierwotna
SEHAIKUAN
Zwyczajne dni
Od Frankensteina do Gargamela

Każdy z nominowanych musi odpowiedzieć na moje pytania i wymyslić 11 pytań dla 11 swoich ulubionych blogerów.

A oto moje odpowiedzi na pytania zadane przez Zbyszekspira:


1. Jaka jest Twoja ulubiona książka z dzieciństwa?
,,Bromba i inni" Macieja Wojtyszki oraz Muminki.

2. Jaka książka non-fiction zrobiła na Tobie największe wrażenie?
Może nie tyle jedna książka co autorzy: Ryszard Kapuściński,  Mariusz Szczygieł, Włodzimierz Nowak

3. Jakie 3 książki zabrałbyś/-łabyś ze sobą na bezludną wyspę?
,,Lolitę", ,,Sto lat samotności" i ,,W poszukiwaniu straconego czasu"- wszystkie tomy! :)

4. Jakie pytanie zadałbyś/łabyś swojemu ulubionemu pisarzowi?
,,Czy mogę zostać sama na jeden dzień w Pańskiej prywatnej bibliotece lub w miejscu gdzie Pan najczęściej pracuje?"

5. Co sądzisz o e-bookach i audiobookach?
Lepszy rydz niż nic. Myślę, że nie ma przed nimi ucieczki. Natomiast gdybym miała wybierać między e-bookiem i audiobookiem, to wolę audio, bo nie lubię długiego czytania przez monitor. Nie mam wówczas dobrego kontaktu z tekstem, wszystko mi się wymyka i rozmywa gdzieś we mgle...

6. Czy lubisz kryminały i fantastykę i dlaczego tak lub nie?
Kryminał to dla mnie taka książka, której cała akcja jest zorganizowana wokół zbrodni i zmierza do jej wyjaśnienia. Tak rozumianych kryminałów nie lubię, ponieważ nie czytam książek tylko dla fabuły. Nie jestem szczególnie zainteresowana przebiegiem wydarzeń, czyli tym, kto kogo, kto z kim i gdzie. To jest w literaturze najmniej istotne. A jeśli w danej książce właśnie to jest najistotniejsze, to...sięgam po coś innego. 

Fantastykę bardzo lubię, bo rozwija wyobraźnię, często odwołuje się do motywów uniwersalnych, symboli i archetypów, które mają wielką siłę oddziaływania na moją (pod)świadomość. Archetypy i symbole to coś w rodzaju literackiego esperanto czytelnego dla każdego niezaleznie od wieku i kręgu kulturowego. Wzrusza mnie to, że mój umysł w jakiś sposób  przynależy do  świadomości zbiorowej, jest w niej zanurzony i na niej buduje swoją osobność..  

7. Czy uważasz, że praca tłumacza jest tak samo ważna jak pisarza? Jacy tłumacze i jakie ich tłumaczenia są według ciebie najlepsze?
Tak. Zdecydowanie tak. Tłumacz jest równie ważny jak autor. Zrozumiałam istotę tłumaczenia na przykładzie dwóch różnych wersji ,,Lolity". Tłumaczenie Stillera mnie wręcz ogłuszyło, a po przeczytaniu wersji Kłobukowskiego co prawda doceniłam bardziej erudycyjność książki, ale całość wydała mi się mdła.
Wydaje mi się, że najważniejsze jest to, aby tłumacz potrafił oddać ducha utworu, bo tak naprawdę po oryginał sięgną tylko zawodowi krytycy, ścisłe i bardzo nieliczne grono znawców danego pisarstwa, zatem dla mnie, przeciętnej czytelniczki, nie ma większego znaczenia jakiś niuans językowy, bo i tak go nigdy nie skonfrontuję z oryginałem. Owszem, diabeł siedzi w szczegółach, ale tłumacz musi też być artystą, żeby umieć rozszyfrować nie tylko kod językowy, ale i kulturowy, specyficzność i fenomen danej książki, a przede wszystkim oddać klimat i semantykę tekstu jako całości! Dla mnie tłumaczem idealnym jest wspomniany wcześniej Robert Stiller i Zofia Chądzyńska. Jestem pełna podziwu dla wiedzy, którą posiadała, niesamowitej inwencji językowej  oraz tytanicznej pracy, bo tłumaczenie Cortazara musiało być niezłą gimnastyką.

8. Czy zdarza ci się nie pamiętać treści przeczytanej książki?
Notorycznie! I bardzo się z tego cieszę, bo mogę ciągle odkrywać jedną i tę samą książkę na nowo. 

9. Które książki są według ciebie przereklamowane?
Cały Hemingway. Moim zdaniem dostał Nobla głównie za styl życia, a nie za pisarstwo ;-))  Mam wrażenie, że Hemingway miał i nadal ma ,,dobrą prasę", bo ucieleśniał zarówno swoim życiem jak i pisarstwem męskie tęsknoty za życiem wolnym od cywilizacyjnego balastu. Może jestem niesprawiedliwa, ale naprawdę starałam się zrozumieć, co takiego wyjątkowego kryje w sobie jego twórczość, jakąż to głębię intelektualną zawiera, jednak nie udało mi się. Owszem, ,,Komu bije dzwon" i ,,Pożegnanie z bronią" to bardzo dobre powieści, opowiadania też są świetne, ale... przereklamowane. 

10. Jaki jest Twój ulubiony cytat pochodzący z książki, którą kiedyś przeczytałeś?
,,Celem pielgrzymki jest inny pielgrzym" - Olga Tokarczuk, ,,Bieguni"

11. W jakim celu piszesz swojego bloga?
Żeby się obronić przed rutyną codzienności. Żeby publikować własne próby literackie. Żeby mieć kontakt z mądrymi, wartościowymi ludźmi, którzy mają podobne zainteresowania i nadają na tych samych falach.


A oto moje pytanka :

1. W jakiej sytuacji i kiedy skakałeś/łaś ostatnio ze szczęścia?
2. Co Cię ostatnio wkurzyło/wkurza?
3. Kto jest najważniejszym człowiekiem w Twoim życiu?
4. Załóżmy, że spotykasz Boga. Co do niego mówisz?
5. Wymień jedno swoje spełnione marzenie.
6. ...i jedno takie, które czeka na spełninie.
7. Jakie cechy najbardziej u siebie lubisz?
8. ... jakich chciałbyś się pozbyć?
9. Wymień 3 ulubione książki.
10. Wymień 3 rzeczy, które są dla Ciebie najważniejsze w relacjach międzytudzkich.
11. Lubisz mnie jeszcze?  Jeśli nie, to nie musisz na to pytanie odpowiadać ;-))


Teraz Wy się pomęczcie, jako i ja się męczyłam :) W sumie to całkiem miło było zastanowić się nad tymi pytaniami, zatem zachęcam i Was, ale jeśli ktoś nie ma ochoty, to się nie poczuję urażona. Luzik :)







 
 

środa, 14 listopada 2012

Sennik chaldejski



Jak to zrobić, żeby mieć więcej czasu? Już dawno pozbyłam się telewizora, ale żaden inny sposób nie przychodzi mi do głowy. Mniej spać? Odpada, bo w objęciach Morfausza jest mi dobrze i błogo. W dodatku sny bywają bardzo ciekawe. To są okna do innej rzeczywistości, która snuje swoje własne wątki w naszych głowach. Pozbawiona kontroli i wszelkich wędzideł wyobraźnia, biega samopas po słodkiej murawie pozornie uśpionego mózgu.
Czy sny chcą nam o czymś powiedzieć? Co może oznaczać na przykład sen następujący:
Widzę czystą białą stonę, która wygląda jak list. Domyślam się, że to od osoby, którą znam osobiście, choć ostatnio mamy kontakt tylko mailowy. W liście widzę słowa: ,,stil close.....", a po wielokropku jest obrazek z paszczą rekina, do której wpada cały napis.
Sen numer 2 nie przyniósł żadnych mądrości, choć zawsze miałam nadzieję, że przynajmniej we śnie uda mi się doznać jakiegoś objawienia i później zostać drugim wcieleniem Buddy. Otóż w śnie nr 2 był tylko bardzo stary samochód. Model przypominający słynnego volgswagena garbusa. Chcę wsiąść i jechać, ale okazuje się, że odleciało tylne koło wraz z drzwiami i kawałkiem karoserii.
Wedle sennika chaldejskiego, którego papierowe wydanie zawsze leżało na parapecie u mojej babci,  samochód jest symbolem osobowości śniącego...No tak. Mam osobowość zdezelowaną, w rozsypce. Nieźle, nieźle, nie ma co.
Z kolei rekin według tegoż źródła oznacza strach, obawę albo mój stosunek do otoczenia, czyli agresja, dominacja. Czy to znaczy, że lada chwila zacznę trzaskać drzwiami, używać patelni jako argumentu i pokrzykiwać?? Coraz lepiej...:P
Pocieszam się tylko tym, że interpretacja tych symboli pochodzi z 2002 roku, a od tamtego czasu upłyneła już cała dekada, zatem zarówno rekin jak i samochód mogły nabrać nowych Znaczeń  ;-))



Obraz: Dariusz Klimczak

poniedziałek, 5 listopada 2012

Świetlista


 
 


Tak więc Niegrzeczna Dziewczynka nie miała już Serca. Zamiast niego było puste miejsce. Co za ulga! Zaczęła sobie uświadamiać kolejne zalety nieposiadania go. Przecież było źródłem wszelkich cierpień, a ona najbardziej na świecie nie chciała cierpieć! Wreszcie koniec z udręką, tęsknotą i rozpaczą. Koniec łatania dziur w tej delikatnej, rwącej się tkance, która tak często reagowała męczącym łomotaniem wywołując niekontrolowane drżenie ust i łzy. Koniec frustracji i uczucia bycia w potrzasku. Wreszcie będzie wolna! Zaśmiała się dziko i wyzywająco, aż Cynik zjeżył sierść i zaszczekał. Trzeba to oblać. Zapaliła badyl i otworzyła szampana rozkoszując się doskonałością smaku. Wtedy zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Szampan co prawda wywoływał jak zwykle lekki zawrót głowy, badyl smakował tak samo… Ale coś ewidentnie na niekorzyść zmieniło się w jej doznaniach. Jaka była tego przyczyna? Co się stało? Po zastanowieniu doszła do wniosku, że nie potrafi się cieszyć! Nie czuje Radości, choć to przecież chwila wielkiego tryumfu, gdyż raz na zawsze uwolniła się od cierpienia, w dodatku uratowała Klan od jadu podejrzliwości. Miała powody do Radości. Jednak się nie cieszy. Co prawda jej umysł ma świadomość tego, co się stało i podpowiada, co powinna czuć, ale ona tak naprawdę nie czuje kompletnie nic. Wtedy zrozumiała, że razem z cierpieniem zamroziła też Radość i wszystkie inne uczucia. Jak mogła zrobić coś równie głupiego? Już nigdy nie będzie mogła umierać z miłości, co uwielbiała najbardziej na świecie. Co tam cierpienie! Podbiegła do zamrażarki, otworzyła ją i gwałtownie szarpnęła za szufladę. Za późno. Na podłogę wypadła bryła lodu, która kiedyś była Sercem. Rozsunęła suwak i włożyła lód do klatki piersiowej, jednak doznała tak przeraźliwego zimna w całym ciele, że nie wytrzymała nawet minuty i czym prędzej wyjęła Serce. Nalała do naczynia ciepłej wody i zanurzyła w nim lodową bryłę, jednak szybko zrezygnowała z tego w obawie, że w jej żyłach może zacząć płynąć nie krew, lecz woda. Bardzo tego nie chciała. Trzeba było wymyślić coś innego. Wtedy przypomniała sobie słowa, którymi pożegnał ją Naprawiacz Serc: ,, Poszukaj Świetlistej! Ona powinna ci pomóc.”

Włożyła Serce do woreczka foliowego, a woreczek do torebki H&M, którą zarzuciła na ramię. Na widok tych przygotowań Cynik zamerdał ogonem i pobiegł do drzwi. Poszli. Przez siedem dni i siedem nocy mijali góry i doliny, które Niegrzecznej Dziewczynce wydawały się szare i nijakie. Cynik jakimś sobie tylko znanym sposobem zawsze znajdował coś do zjedzenia, a ona zbierała jagody i piła źródlaną wodę. W pewnej chwili na środku wielkiej łąki zobaczyła zawieszone w przestrzeni okno. Zastanawiała się, gdzie podział się dom? We framudze zamiast szyby znajdowała się tafla sprasowanego powietrza, tworząc coś w rodzaju przezroczystej błony. Dziewczynka przebiła ją dłonią i okazało się, że ta część ręki, która znajduje się po drugiej stronie jest znacznie jaśniejsza, wręcz prześwietlona i sprawia wrażenie czegoś niematerialnego w porównaniu z cielesną dosadnością tego, co zostało na zewnątrz. Tak! To musiał być portal prowadzący do królestwa Świetlistej.
Wzięła głębszy niż zwykle oddech i przeszła przez błonę. Pozornie nic się nie zmieniło. Szła z Cynikiem przy nodze przez tę samą łąkę, z tą samą torebką na ramieniu, ale jej fizyczność ustąpiła miejsca czemuś znacznie bardziej lekkiemu od zwykłej materii, z jakiej zrobione jest jej ciało. Zyskała lekkość wywołującą wrażenie, że nie idzie, lecz płynie nad ziemią. Po jakimś czasie w oddali zobaczyła jasną postać w powiewnych szatach. Miała wrażenie, że kobieta na nią czeka. Otaczał ją kokon utkany ze światła, który tworzył coś w rodzaju kapsuły. Zbliżywszy się zauważyła, że za paskiem długiej sukni kobieta ma zatknięty sztylet i srebrną chochlę. Dziewczynka zbliżyła się, oddała pokłon i po kurtuazyjnej wymianie pozdrowień zapytała:

- A gdzie twój dwór, Świetlista Królowo? Gdzie są twoi poddani?

- Moimi poddanymi są moje własne Zmysły, Emocje, Świadomość i Umysł. Czyż trzeba więcej? Władam sobą i to mi wystarczy.

- Niech Słońce sprzyja twoim poczynaniom, Świetlista – rzekła Dziewczynka urzeczona jej mądrością i czystym brzmieniem głosu, którego klarowność i moc przywodziła na myśl górski kryształ.

- Co cię do mnie sprowadza? – zapytała Świetlista.

Zamiast odpowiedzi Dziewczynka pokazała zawartość torebki. Tym razem brak uczuć zadziałał na jej korzyść. Nie mając Serca nie była bowiem w stanie czuć czegokolwiek, a więc również podejrzliwości, która się do niego dostała wraz z jadem skorpiona. Dzięki temu spokojnie patrzyła, jak Świetlista nie pytając o nic więcej, delikatnie bierze bryłę lodu w obie dłonie, a później idzie z nią nad jezioro pokryte mgłą gęstą jak mlek . Następnie sięga za pasek, wyjmuje sztylet i kroi mgłę na pasma przypominające bandaże, którymi owija zamrożone Serce Niegrzecznej Dziewczynki. Po tej czynności obejmuje dwoma ramionami zawiniątko niczym niemowlę w powijakach, tuli, kołysze i śpiewa swoim krystalicznym głosem kołysanki o dobrych wróżkach, skrzatach i o ciemnym lesie, którego nie trzeba się bać, gdyż w nim zamiast drzew rosną Odpowiedzi. Głos Świetlistej wibrował w uszach, sięgał Słońca i Gwiazd, niósł ze sobą piękno jesiennych ognisk palonych na polanach Edenu, oślepiającą biel śniegu i skwar letnich nocy spożywanych we dwoje. Umysł Dziewczynki podążał za nim przez wszystkie cztery pory roku, wdychał dym suchych, płonących liści i miłosny żar. Tymczasem przez powijaki z mgły powoli zaczęła przesiąkać woda, kapiąc na ziemię kropla po kropli. Serce zaczynało topnieć! Początkowo krople były przejrzyste, ale robiły się coraz bardziej mętne i brudne. Ostatnia z nich była całkiem czarna i gęsta jak smoła. Zaskoczona Dziewczynka spojrzała pytająco w twarz Świetlistej:

- Czarna kropla to jad skorpiona. Udało się, choć już traciłam siły – powiedziała Królowa ze zwycięskim uśmiechem, choć głosem słabym, ledwie słyszalnym. Była teraz jeszcze bledsza i wydawało się, że przez jej ciało można patrzeć na wylot. Mimo to nie ustawała w pracy. Rozwinęła przemoczone powijaki i zanurzyła Serce Dziewczynki w jeziorze, aby je opłukać z resztek jadu podejrzliwości. W trakcie tej czynności Serce powoli odzyskiwało naturalną barwę i zaczynało pulsować.

- Rozsuń zamek – powiedziała Królowa do Dziewczynki, która bez wahania wykonała polecenie.

Następnie Świetlista wyjęła zza paska sukni srebrną chochlę. Wspięła się na palce, nabrała nią słonecznego blasku, po czym wlała go do rozwartej klatki piersiowej. Blask sprawił, że Dziewczynka poczuła Ciepło i chęć posiadania uczuć z wszelkimi konsekwencjami będącymi następstwem tego. Wyciągnęła ręce i z czułością włożyła Serce na miejsce wypełnione blaskiem. W tej samej chwili Świetlista zaczęła znikać. Jeszcze przez chwilę widać było jej niewyraźny kontur, jakby narysowany ręką dziecka i resztki otaczającej ją jasności. Jeszcze przez chwilę słychać było cudną pieśń o elfach zamieszkujących dno jeziora, któremu kiedyś powierzymy nasze Serca na Zawsze. Dziewczynka chciwie łowiła uchem ostatnie dźwięki, lecz wkrótce zniknęło i to.

Później wyjątkowo dokładnie dosunęła zamek błyskawiczny chroniąc własną Esencję i Treść,zamknęła oczy i napawała się odzyskanym życiem. Bowiem ten, kto nic nie czuje, jest stokroć bardziej martwy niż spoczywający w grobach.

Później otworzyła oczy i poczuła Radość. A Radość była wielka. W podskokach, ścigając się z Cynikiem i wymachując pustą torebką H & M ruszyła w drogępowrotną, a kucyk zawadiacko podrygiwał na czubku jej głowy.



 

piątek, 2 listopada 2012

Niegrzeczna Dziewczynka i mrożonka





Przez dłuższą chwilę miotały nią bardzo intensywne i wyczerpujące uczucia. Emocje sprawiły, że zrobiło jej się słabo i zastygła w połowie czynności wyjmowania Serca szamotającego się tym czasie niczym motyl w siatce.

- Co teraz czujesz? – usłyszała cichy, spokojny głos Naprawiacza.

- Nie wiem! Daj mi spokój! Muszę już wracać! Nie wiem co czuję!

- Myślałem, że przyszłaś oddać Serce do naprawy.

- Nie oddam ci go, słyszysz?! Zmieniłam zdanie! – coraz bardziej podnosiła głos szarpiąc w panice za uchwyt zamka błyskawicznego, aby zasunąć klatkę piersiową. Między ząbki suwaka dostała się skóra, co jej sprawiło dodatkowy ból, potęgujący rozdrażnienie i chęć ucieczki.

- Czy rozmawiałaś z kimś, kto rzucał do twoich stóp róże?

W odpowiedzi pokiwała tylko głową nadal szarpiąc za suwak.

- Uspokój się, Dziewczynko. Już wiem, co dolega twojemu Sercu. Ktoś wlał do niego podejrzliwość. To dość często zdarzająca się usterka. Z naprawą nie powinno być większych problemów. Mam bardzo dobre, sprawdzone antidotum.

Naprawiacz spokojnie tłumaczył, że mężczyzna sypiący pąkami róż należał do rasy Hodowców Skorpionów. Całe życie nosił we własnym ciele pasożyta, który pochłaniał jego myśli wytwarzając z nich jad. Najprawdopodobniej z winem wypiła również truciznę. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że mógł na tym ucierpieć cały Klan Papierowych Kulek. Naprawiacz Serc wyjaśnił jej, że wszystkie kobiety Klanu, nie do końca zdają sobie z tego sprawę, jednak funkcjonują jak naczynia połączone, tworząc skomplikowany Emosystem. Jeśli do jednego z naczyń dostanie się miłość, z czasem rozchodzi się i dociera do wszystkich Serc. Podobnie będzie w przypadku jadu. Należało czym prędzej temu zaradzić. W jakiś sposób trzeba zatamować wyciek podejrzliwości z jej Serca, zanim cały Emosystem ulegnie skażeniu. Dlatego powinna położyć Serce na dłoni…i oddać je do serwisu… ale…jeśli Naprawiacz nie jest tym, za kogo się podaje?

- Dziewczynko, nie zwlekaj zbytnio z naprawą. Wiesz przecież czym to grozi. – mówił spokojnie staruszek.

- A właściwie to dlaczego mnie tak bardzo namawiasz, co?! – krzyknęła.

- Chcę ci pomóc. Znam wiele kobiet z twojego Klanu i nie chciałbym, żeby spotkało was nieszczęście.

- Akurat! Chcesz mi pomóc! Nie wierzę! Chcesz mi ukraść Serce! Albo je zamienić na jakieś inne zdezelowane lub kompletnie puste! Może sam masz puste Serce i chcesz sobie wziąć moje! – ogarnięta trwogą, przy wtórze ujadania zaniepokojonego Cynika, zaczęła się cofać w kierunku drzwi gotowa do ucieczki.

Błękitne oczy staruszka patrzyły na nią spokojnie i smutno. Ona jednak widziała w nich zawiść i chęć oszukania jej. Po wyjściu z warsztatu biegiem ruszyła w drogę powrotną.

- Poszukaj Świetlistej! Ona powinna ci pomóc! – zawołał za nią staruszek

Biegła do domu nie oglądając się. Na szczęście udało jej się wreszcie zasunąć zamek błyskawiczny na klatce piersiowej. Serce było bezpieczne, ale co chwilę musiała się zatrzymywać, gdyż czuła nasilające się kłucie.

Nazajutrz swoim zwyczajem siedziała przy oknie. Wieczór zaciągał szafirowe firanki na zdarzenia wczorajszego dnia. Panował uroczysty spokój. To była odosobniona, wyrwana z kontekstu chwila. Dumne, nie znoszące przymusu życie z łuną zachodu tam, gdzie jeszcze przed chwilą wisiał na niewidzialnej nitce plasterek słonecznej pomarańczy. Kontemplując widok za oknem próbowała uciszyć rozszalałe emocje i jakimś sposobem zapanować nad chaosem, który zaczynał przejmować nad nią kontrolę, Kłucie czasem słabło, to znów nasilało się, ale nigdy nie ustawało. Wzięła kilka głębokich oddechów i rozsunęła zamek błyskawiczny. Powoli wsunęła prawą dłoń w szczelinę. Wyjęła Serce. Skoncentrowała się i prześwietliła je spojrzeniem Przenikającym Materię. Była to umiejętność, której nie wolno było nadużywać, jednak sytuacja była wyjątkowa, zważywszy na fakt, że zagrożenie dotyczyło całego Klanu Papierowych Kulek. Przyjrzała się Sercu dokładnie trzymając je pod światło, lecz nie dostrzegła żadnych zmian. Te same zaleczone blizny, te same ciemne zakamarki, to samo pęknięcie, które już dawno przestało być groźne. Z uśmiechem odczytała tatuaże z imionami mężczyzn, którzy nadawali jej życiu Nowe Znaczenia. Zobaczyła plątaninę sekretnych ścieżek, znajomy labirynt, który miał swojego Minotaura i Ariadnę, jednak wciąż czekał na Tezeusza. Wszystko to znała od dawna. Ani śladu nowych ran. Nie było widać niczego podejrzanego, ale jad niewątpliwie musiał działać, bo pamiętała swoje irracjonalne zachowanie podczas wizyty u Naprawiacza, nad którym nie potrafiła zapanować. Ponadto przerwy między kolejnymi falami bólu były coraz krótsze. I co tu robić?? Sytuacja stawała się coraz bardziej dramatyczna. Trzeba działać! Jakoś musi zatrzymać rozprzestrzenianie się podejrzliwości. A gdyby tak zamrozić Serce? To jest myśl! Olśniona tym pomysłem podeszła do zamrażarki i włożyła Serce. Patrzyła przez chwilę jak pokrywa się szronem i robi coraz bardziej białe. Powoli, bardzo powoli, z dziwnym uśmiechem na ustach, na widok którego Cynik zjeżył sierść i zawarczał, zaczęła zasuwać zamek błyskawiczny między żebrami . Co za ulga! ( cdn.)

 


środa, 31 października 2012

Roznosiciel skorpionów





Pewnego deszczowego dnia, gdy woda ciekła z nieba strugami i wypełniała wszystkie zakamarki ciał i umysłów, Niegrzeczna Dziewczynka spotkała kogoś, kto najprawdopodobniej miał zaszyty pod skórą magnes na Niegrzeczne Dziewczynki. Ten Ktoś posiadał niezwykłą właściwość polegającą na tym, że Słowo wydobywając się z jego ust, natychmiast zamieniło się w pąk czerwonej róży i spadało do stóp Niegrzecznej. Po każdej rozmowie zostawało jej naręcze przepięknych, wonnych kwiatów. Dotykała później płatków, przykładała do nich wargi, wpinała pąki we włosy, a wieczorem wazon stawiała przy łóżku, aby podczas zasypiania mogła widzieć róże. Nic dziwnego, że lubiła słuchać tego, co Ten Ktoś mówił. Za którymś razem podał jej lampkę białego wina. Umoczyła w nim wargi i w zasadzie już wtedy powinna posłuchać Intuicji i nie pić więcej, jednak wino było wyborne. Wypiła cały kieliszek. Po chwili poczuła silne ukłucie w okolicy Serca. Nie wiedziała, co to może znaczyć. Wypicie wina nie powinno przecież boleć. A jednak bolało. Był to ból, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła, w dodatku nasilał się z każdym dniem. Miała wrażenie, że jakaś ogromna żelazna pięść zaciska się na jej Sercu. Było jasne, że z jej Sercem  zaczyna się dziać coś złego. Rozpoznać tę dziwną dolegliwość mogła tylko Staruszka Den. Nie zwlekając Dziewczynka wybrała się do niej z bukłakiem wypełnionym nalewką spirytusową. Zastała Staruszkę podczas oglądania poloroidu, który Den wyjęła z własnej głowy w napadzie nostalgii. Klatka po klatce Staruszka przypominała sobie własne przygody, a było ich całe mnóstwo. Popijając nalewkę, która nieco łagodziła ból Serca Dziewczynki i przeglądając pod światło stary film, obydwie doszły do wniosku, że pomóc tu może tylko Naprawiacz Serc, o ile jeszcze nie zamknął zakładu, gdyż ludzie coraz mniej dbali o swoje Serca. Staruszka w czasach swojej młodości korzystała z usług kogoś takiego, co zostało utrwalone na polaroidzie. Dzięki temu wyblakłemu wizerunkowi zachowanemu na jednej ze stop -klatek Dziewczynka zobaczyła, jak ma wyglądać człowiek, którego powinna znaleźć.
Nie ma innej rady. Znów musi wyruszyć w drogę! Chwyciła torebkę H & M i poszła. Cynik nie wołany posłusznie dreptał po jej śladach lub biegł przodem płosząc motyle. Po siedmiu dniach i siedmiu nocach dotarli do warsztatu Naprawiacza Serc, który przywitał Dziewczynkę łagodnym uśmiechem. Miała wrażenie, że jego spojrzenie jest w stanie dotrzeć do najciemniejszych zakamarków jej Wewnętrznego Miasta i poznać jej wszystkie tajemnice. W zakładzie Naprawiacza Serc było mnóstwo półek, na których leżały uszkodzone egzemplarze oczekujące na swoją kolej. Właściciel warsztatu, siwy i drobny staruszek, chcąc ją zachęcić do skorzystania z jego usług, próbował zaprezentować własną biegłość w zawodzie. Oprowadzał Dziewczynkę po zakładzie i pokazując kolejne półki, opowiadał o swojej pracy. Były tam serca wyschnięte z tęsknoty. Należało się z nimi obchodzić bardzo ostrożnie, gdyż nieumiejętny dotyk mógłby spowodować, że się pokruszą jak zasuszony listek, który był przez wiele lat trzymany między kartkami ukochanej książki. Na innej półce leżały serca przebite strzałą. Przejęta współczuciem Dziewczynka wyciągnęła obie ręce po jedno z nich i chciała z niego usunąć grot, jednak Naprawiacz powstrzymał ją tłumacząc, że skaleczone w ten sposób Serca potrzebują wielkiej uwagi i delikatności. Nieostrożne wyjęcie strzały mogłoby spowodować śmierć właściciela, gdyż strzała z czasem stała się częścią Serca, dlatego wyjęcie jej wymagało wielkiego kunsztu i cierpliwości, ale przede wszystkim ciepłych dłoni. Gdzie indziej leżały Serca spuchnięte od nadmiaru miłości własnej. Wyglądały karykaturalnie, a ich widok był doprawdy czymś przykrym. Nie przypominały ludzkich Serc, lecz raczej jakieś niezidentyfikowane zwierzęce organy. Były bezkształtnymi bryłami, które wyzwalały uczucie niechęci u patrzącego.W innym miejscu znajdowały się Serca zbyt zimne, pokryte szronem i sprawiające wrażenie martwych. Przechodząc obok nich Dziewczynka poczuła na całym ciele przejmujący chłód, toteż czym prędzej poszła dalej. W pewnej chwili poczuła zapach spalenizny. Okazało się, że wydzielały go Serca spalone do połowy swoim własnym żarem.
 Zewsząd otaczały ją Serca w jakiś sposób zepsute i ranne. A wszystkie należało naprawić.

- A oto choroba najtrudniejsza do wyleczenia – rzekł staruszek przystając przy jednej z półek. Dziewczynka zatrzymała się patrząc we wskazane miejsce.

- Ale na tej półce przecież nic nie leży – powiedziała z wahaniem, nie chcąc go urazić. Tam naprawdę niczego nie było.

- One tu są, tylko ich nie widać. Tutaj trzymam puste Serca. Jeśli w jakimś Sercu jest pustka, to tak, jakby go wcale nie było, dlatego ich nie widać. Z nimi schodzi najdłużej. Nie można ich napełnić byle czym, bo znów wrócą do mojego warsztatu. Trzeba się dobrze zastanowić, co ma stanowić ich Treść. Trzeba się liczyć z możliwościami każdego Serca i tego, na co potrafi się zdobyć jego właściciel. Mógłbym je napełnić miłością, ale niektórzy sobie tego nie życzą. A teraz ty mi pokaż swoje Serce – zwrócił się do niej.

Niegrzeczna Dziewczynka posłusznie rozsunęła zamek błyskawiczny biegnący między żebrami wzdłuż klatki piersiowej. Zgodnie z pouczeniami Staruszki Den wiedziała, że powinna teraz podać Serce na dłoni. Sięgnęła, żeby je wyjąć i wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Pociemniało jej w oczach, a ręce zaczęły jej mocno drżeć. W umyśle zapanował wielki chaos i obawa, że Sercu na dłoni może się coś stać. A jeśli staruszek jest kimś innym niż jej się wydaje? A jeśli chce jej ukraść Serce i nigdy nie oddać? Jak będzie żyła bez tego, co jest jej Istotą?! W końcu mężczyźnie sypiącemu pąkami róż też bezgranicznie zaufała, a w zamian za to poczęstował ją tym dziwnym winem. Poczuła straszliwy ból, pod wpływem którego na jej twarz wystąpiły kropelki potu. Owładnięta paniką wbiła wzrok w twarz rozmówcy, twarz otoczoną siwymi włosami, spod których wyzierała para błękitnych, bacznie ją obserwujących oczu.
,,Co robić?! Co robić?!" - myślała gorączkowo gotowa do ucieczki. ( cdn)

środa, 24 października 2012

Galop





Dlaczego czas płynie w różnym tempie? Czy nie mógłby jakoś równo i spokojnie? Dość długo stał w miejscu, ale gdy już ruszył, to okazał się narowistym rumakiem. Nie wiadomo, czy próbować go dosiąść i gnać na jego grzbiecie na złamanie karku, czy zostać wbrew wszystkiemu i obserwować, jak sam pędzi na oślep. Gdyby się tylko dało...!
Nie znoszę nie mieć czasu na samotność. W samotności kawałek po kawałku buduję cały świat, a gdy nie mam na nią czasu, wszystko jest w strzępach. Wówczas mój świat składa się z pojedynczych puzzli, które nie tworzą żadnej całości. Czas i samotność są mi potrzebne do tego, żeby te okruszki, kawałki i ścinki  pozlepiać, uformować i jakoś przetrawić. Doszukać się w tym jakiegoś piękna i części wspólnej. Ale jak można dostrzec piękno, gdy się siedzi na grzbiecie narowistego rumaka ;pp
W ,,Kronice ptaka nakręcacza" główny bohater przez wiele dni siedzi na ławeczce i obserwuje ludzi, którzy przepływają obok niego falami, a on nie bardzo rozróżnia poszczególne krople. Woda obmywa mu stopy, ale on się nie musi ruszać, nie musi nigdzie zdążyć, nikt na niego nie czeka... Chciałabym mieć kilka takich dni. A zapowiada się coś całkiem innego. W sobotę mam ślub i wesele koleżanki, zatem trzeba zanurkować w ludzkiej fali i płynąć razem z nią... Sukienka jest, buty są, kolczyki są. W moim przypadku kolczyki to główny element stroju ;-))  Koperta ze stosowną zawartością również jest ;-)) Ufff...jak mi się nie chce tej imprezy! chciałabym sobie poleżeć pod kocem i poczytać. Nie chce mi się baletów. Jesień idzie...Mgła...

Wczoraj przyszła do mnie 10 - letnia zapłakana dziewczynka. Zapytałam, czy chce się przytulić. Chciała! :) Przytulałam ją bardzo długo, bez słów, głaskałam po głowie. Miała takie piękne orzechowe oczy... W końcu przestała płakać, uśmiechnęła się i poszła. To było magiczne. Tuliłam ją, kołysałam, ale tak naprawdę ona tuliła mnie. Było w tym szczęście i spokój. Do dziś czuję ciepło w sercu :) Muszę o tym cieple pamiętać.


Obraz: J. Yerka

sobota, 20 października 2012

Urodziny w stylu Orwella


Przeżyłam dziś lekki szok, bo na stronie głównej Google zobaczyłam grafikę w postaci kilku tortów ze świeczkami i napis: Wszystkiego najlepszego Emma! Muszę przyznać, że miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony miło, że ,,ktoś" pamięta ( no ale w końcu jak się ma tyle serwerów i tyle pamięci  co Google, to nie sztuka pamiętać), ale z drugiej poczułam się nieswojo pod spojrzeniem Wielkiego Wirtualnego Brata, który się wprosił na przyjęcie... A nie był na liście gości :P
Przypomniał mi się Winston Smith z ,,Roku 1984" Orwella, który zaczął swój bunt przeciw systemowi od ,,myślozbrodni" i zapisywania własnych spostrzeżeń w kajeciku. No cóż..Myśli zapisuję, o ile mam na to czas, ale nie czarujmy się...w moim przypadku na taki bunt jest już za późno ;-))




sobota, 13 października 2012

Przywoływanie poezji





przyjdź kuno
tłusta łasico
stamtąd gdzie dyszy
nieświadomy las

w pyszczku przynieś pełnię księżyca
przypłyń pod prąd siedmiu rzek

krecim tunelem
przeciśnij się do mnie
z najgłębszej Onirii

zziębnięte na kość – ogrzej
zagłodzone na śmierć – nakarm
odesłane na drugi brzeg- przybliż
zgaszone na noc – zaświeć

sypnę ci ziarno liter
mchem norkę wyścielę
a ty gniazdo uwij

przyjdź gronostaju płochliwy i naucz
paciorkiem oka zaglądać do duszy




środa, 10 października 2012

O czwartej nad ranem





to nie był Paryż

choć cień Wieży Eiffle'a

łasił się do poduszki jak kot

zielonym spojrzeniem Ozyrysa

przenikał ciemność, przestrzeń i czas


nic tylko milczał i milczał


z tamtej strony snu

most zza Sekwany wyciągał długą szyję

kładł mi do nóg potulny łeb

rzeźbiony we mgle i złudzeniach


nikt za mną nie wołał

nie odwróciłam głowy

by nie zamienić się w sól

jak żona Lota


zrzuciłam z ramion jawę i poszłam

zamiast balonika

trzymając na sznurku

bańkę mydlaną


niedziela, 7 października 2012

Niegrzeczna Dziewczynka i bańka mydlana






Niegrzeczna Dziewczynka obudziła się, gdy padał deszcz. Wielkie, dojrzałe krople stukały w parapet. Pomyślała o świecie ociekającym wodą, o błyszczących liściach, które będą  z każdym dniem coraz bardziej traciły zieleń, o wilgoci, która będzie przenikać wszystko... Pod naporem nadmiaru wody za szybą, wody usiłującej wedrzeć się pod kołdrę, już miała zamknąć oczy, ale usłyszała głos ptaka. Czyżby to był ptak nakręcacz Murakamiego? - zadała pytanie własnej głowie, ale nie uzyskawszy odpowiedzi, znów naciągnęła na oczy kołdrę. Jej świadomość zdążyła jeszcze zarejestrować postanowienie, że musi wreszcie przeczytać ,,Kronikę ptaka nakręcacza", a później ponownie pogrążyła się w sennej nirwanie.
Jednak po chwili ptasie nawoływanie jeszcze bardziej natarczywie wytrąciło ją z drzemki, toteż poświęciła mu nieco więcej Uwagi. Nie było jej zbyt wiele, gdyż cała jej Uwaga nadal spała. Myśli jednak były nieszczelne, toteż zaczął się do nich zakradać chłód. Nie, tylko nie to! Nie ma nic gorszego w deszczowy dzień, niż zmarznięte i nieutulone myśli. Dziewczynka odgoniła Sen, choć widziała, że ma dla niej w zawiniątku jakiś prezent, a później zaczęła obmyślać sposób na ogrzanie zziębniętych myśli. Nie wystarczał ciepły kaloryfer. Kaloryfery ogrzewały dłonie, ale ona chciała ogrzać myśli, a to było znacznie trudniejsze. Postanowiła wymyślić takie miejsce, do którego będzie można wysyłać myśli, gdy tylko zacznie im być zimno.
- Chcesz wymyślić miejsce do ogrzewania myśli?? Czy ty nie przesadzasz, Dziewczynko? Co się roi w tej twojej rozczochranej główce? - napomniała ją rozsądnie Emma.
- Chcę mieć ciepłe miejsce, do którego będę mogła wracać myślami - odpowiedziała uradowana Dziewczynka. - Będzie kolorowe jak bańka mydlana i będzie zawsze ze mną, bo będzie w mojej głowie!
- Ale wiesz przecież, że bańka mydlana jest krucha i może w każdej chwili pęknąć - powiedziała Emma z troską w głosie. - A gdy pęknie, będzie ci przykro...
- Ale zanim pęknie, będzie mi ciepło! - zaśmiała się Dziewczynka i wyskoczyła spod kołdry.

 Reszty dokonały Ciągi Bliższe, dzięki którym można było przejść przez kolejny mokry i zimny dzień.



Obraz: Yerka, Nielegalna produkcja światła


piątek, 5 października 2012

Style






Niegrzeczna Dziewczynka przemierzała czas i przestrzeń w różny sposób. Niekiedy maszerowała w rytm wewnętrznego werbla, a kiedy indziej jak kret kopała ciemne korytarze. Rozgarniała ziemię na boki i przepychała się przez ciasny otwór do przodu, pokonując opór materii. Jakoś trzeba było iść. W pewnej chwili zaczęła iść tyłem, choć w tym samym kierunku co zawsze. To był najbardziej ryzykowny styl poruszania się, gdyż czas płynął, drogi niby ubywało, ale ona patrzyła na to, co już było, zamiast widzieć to co jest. Do własnego życia była odwrócona plecami. Idąc w ten sposób zawsze się potykała, przewracała i tłukła sobie kolana, które później długo bolały. Przypominało to czytanie wyrazów od końca. Niby te same dźwięki, te same litery, ale nie było Znaczeń. Wyrazy czytane od końca przypominają pudełko po zapałkach, które ktoś wypalił lub gitarę bez strun.

Jej ostatnim odkryciem jest poruszanie się w podskokach. Dobrze jest wówczas kręcić młynka torebką H & M. Co prawda niektórzy Poszczególni zerkają wówczas ironicznie, ale i tak jest przyjemnie pogwizdywać i iść dalej. Iść podskakując. Wówczas zdarza się słyszeć uwagi typu:

- Nie podskakuj, bo sobie połamiesz obcasy!

- No to co? – odpowiada Się beztrosko i podskakuje nadal. Łamiąc obcasy oczywiście.

Niegrzeczna Dziewczynka nie lubi być damą, woli być sobą.
Bycie sobą nawet z połamanymi obcasami jest lepsze.



 

sobota, 29 września 2012

Zawsze pozostaje urojona podróż po obłokach







Basia i Krzysztof



Krzysztof Kamil Baczyński i Barbara Drapczyńska poznali się 1 grudnia  1941 w zajmowanej przez faszystów Warszawie. Już po sześciu miesiącach byli małżenstwem. ,,Niebo złote ci otworze" – szeptał żarliwie znad kartki papieru, wodząc za nią rozkochanym wzrokiem, gdy się krzątała po ich dwupokojowym mieszkaniu, usiłując okupacyjnym zwyczajem zaparzyć herbatę drugi raz z tych samych fusów. W trakcie ich związku za oknem eksplodowały bomby, a z niego eksplodowała poezja. W tym okresie szybko dojrzał artystycznie i napisał wszystko co najlepsze. Po podjęciu decyzji o przyłączeniu się do bojowego oddziału ,,Zośka" zamienił pióro na karabin. Jeśli  pisał, to były to głównie wiersze o tematyce żołnierskiej, wiersze – odezwy lub teksty piosenek dla chłopców z oddziału. Tak jakby zakazał sobie czystych wzruszeń w czasach, gdy po ulicach miasta grasowała śmierć. Tak jakby pisanie poezji dla kobiety było zdradą wobec Ojczyzny.
Kres wszystkiemu położyła zazdrosna o ludzkie szczęście Historia. Ich oddziały podczas powstania warszawskiego walczyły w różnych częściach miasta. Umierali osobno, a każde z nich miało nadzieję, że przeżyje przynajmniej to drugie. On miał nadzieję tym większą, że Basia nosiła już pod sercem dziecko. Niestety... Zabił ją dłamek szkła wbity w głowę podczas bombardowania, zaś jego trafiła kula strzelca wyborowego. Przeżyła tylko jego mama, Stefania Baczyńska, która świadoma nieprzeciętnego talentu syna pieczołowicie zebrała i zachowała jego twóeczość do czasów pokoju.

Widzę ich obydwoje. Idą uśmiechnięci przez moją głowę, trzymając się za ręce. Ona w białej sukni z welonem, a on w garniturze odprasowanym przez mamę. Za nimi sunie weselny korowód, a w nim różowe lwy, białe łanie, wielbłądy w garbach kołyszące tajemnicę i szklane ptaki. Jest też stado wróbli widzianych przez niego za szpitalnym oknem po ataku astmy, a nawet osiołek z Dalmacji, na którego szyi ,,telenta się dzwonek". Cała ta fantastyczna fauna, którą wyczarował na przekór grozie wojny i którą przepędził ze swoich wierszy, gdy trzeba było walczyć i zabijać. Teraz wszystkie zwierzęta znów mogą być z nimi.
Chciałabym, żebyście i wy poczuli smak tamtej herbaty i zobaczyli szmaragdową trawę, która teraz szeleści pod ich nogami...



Poemat ,,Wesele poety" - fragmenty

Basi


Śpiew I

Co się zdarzy przy drodze - nie wraca,
i to, co w wieczność odchodzi - ginie.
Nie płacz, nie płacz, zawsze pozostaje
urojona podróż po obłokach.
Nie płacz, zawsze jeszcze zostanie
tabun drzew niby masztów ze złota,
jeszcze pragnień w powietrzu śpiewanie,
jeszcze w trawach wędrówka zostanie
albo grób - z niego jodłą wyfruniesz.


Dom poety

I

Tam jest zawsze jesień,
pod krużgankiem drzew
zbiera złote jabłka
różowawy lew.
Tam jest zawsze zima,
w chmur lodowy łuk
modry łoś unosi
gałąź białych snów.
Tam jest zawsze wiosna,
na dymiącą ruń
ptak zielony zrzuca
skrzydła rudych łun.
Tam jest zawsze lato,
od zmarszczonych rzek
żółty niedźwiedź zwraca
ryty w miodzie łeb.

IV

Dom jest jasny, zbudowany z blasku,
jak powietrza bańka, która w więcierz
księżycowym rybakom uwięzła
i ma ściany jakby z roślin i światła
i z jeziora pułap czy zwierciadła,
które gwiazdy odbijając wróży
do muzyki podobne i róży.

Uczta

Wej! upili się, a setnie upili,
dziw, że gwiazd na szklanych kręgach nie pobili.
W jednym dzbanie był zielonobiały
mus lodowców, które już dojrzały,
w drugim dzbanie glinianym podali
sok różowy z krwi i korali,
w trzecim noc na poły z mlekiem zmieszaną.
Wej! upili się, a wstali aż rano.


18.01.1942

 

czwartek, 27 września 2012

Ballada ,,Łowy" - Krzysztof Kamil Baczyński

 
 
Pomyślałam, że zacznę gromadzić na Ptasiej piosence różne skarby w postaci ulubionych wierszy, fragmentów książek, artykułów, obrazów, filmów i muzyki. Moich tekstów jest tutaj już sporo, zatem teraz częściej będę oddawać głos innym.
Na tym zdjęciu Krzyś wygląda wyjątkowo. Ma takie zamyślone oczy... To mędrzec, któremu ktoś przez pomyłkę kazał być dzieckiem.

 
 
 
Kilkuletni Krzyś




I
Już się świt wyroił
kolorem jagody.
strzelec konie poił
u zielonej wody.

*
Trąbka srebrna, z trąbki potok.
Uszedł strzelec w sosen rzekę,
oniósł łuk z cięciwą złotą
a łowy dalekie,
Na łowy.
Jeszcze za nim chustką wiała,
jeszcze włosów promień dała,
niby nić na dziwną drogę,
niby przypomnienia ogień
włos dała.
jeszcze z ciała jej nie okrzepł,
snu jej pełny niby dzban,
jeszcze oczy świtem mokre
do gwiazd składał jak do ran,
do gwiazd bladych.
Trąbka srebrna, ciała łuk.
Tonął strzelec w złoty puch,
tonął w olchach i w dębinie,
pozostawił cień dziewczynie,
w domu cień zostawił.

*
Jakże będę z cieniem twoim,
usta łączyć jak ze zdrojem:
ni on płomień ni on duch,
ni on włosów twoich puch,
jeno śpiew pajęczy.

Już się świt dopalił,
buchnął ognia słup.
Strzelec na oddali,
w domu cień jak duch.

2
Przędzie drogi nić
kołujący liść.
Jakże ścieżka płynie
górą czy w głębinie?
Dzikich jabłek łopot
poświst ptaków tnie.
Modry ptaku, przynieś
pogłos o zwierzynie,
zarzuć tropu nić
na różowe kły.
Trąbka srebrna zwiedzie
sarny i niedźwiedzie,
zarzuć tylko nić.

3
Na polanie białe łanie
w tańcu niosły ciała strąk.
Jedna wiodła je błękitna,
jakby rzeźba wodnych rąk.
Tak cieniami niosły trzepot,
tak w nie słońce nikło blaskiem,
że stawały się jak cienie
drzewem, wodą, liściem, piaskiem.
A za nimi strzelec tropiąc
zgubił łuk,
nie wiązane cieniem stopy
kładł w kurzawę chmur.
Trwał szelestem, w taniec nikł,
zmieniał ciało w szklane sny,
zmieniał ręce w wiotkość leszczyn,
ni mu ptak spod stopy tryśnie,
ni mu gałąź nie zatrzeszczy,
kiedy wznosi modry lot
potrącając liści strop.

*
Znów się świt wyroił,
minąl dzień, i noc,
zbladły wodopoje
nad różową wsią.

4
Nie ma strzelca. Panna płacze.
Zanim minął mleczny dzień,
idzie panna modrym lasem,
płacząc niesie strzelca cień.

Na gałęziach promień biały
porozpalał jak płomyki
sierść wiewiórek - rudy mech.
Wiodły pannę w zagajniki,
wiodły pannę złotym dnem,
wiodły pannę nad jezioro,
gdzie czerwoną kryte korą
drzewa stały.

Nad jeziorem zła poświata,
leży strzelec w blasku biały,
a w jeziorze, w kręgach wód,
w kolorowym wieńcu nut
tańczą łanie, niosą taniec
w głąb.

"Wstań, kochany." Plotła wieniec
z białych rąk.
"Wstań, kochany." Z nóg mu zdjęła
zaplątany jak sznur trop.
"Wstań, kochany." Leży strzelec.
Płacze panna i na ziemię
kładzie strzelca cień i klnie się:
"Jeśli cieniem nie uniesie,
jeśli zieleń nie odnowi,
jeśli bicze łez - niech w knieje
sama drzewem skamienieję.
Wtedy, kniejo, z nim mnie zamień
w jeden krwią porosły kamień,
zamień w drzewo".
Cień u stóp jak motyl drżał.
Zmilkła panna. Strzelec wstał,
zgarnął z powiek ciężkie niebo -
pułap snu.
Ze słonecznych witek promień
jeden wyciął - sczynił łuk.
Wracał strzelec, przy nim panna,
przepłynęli bór do rana.
Już się świt dopalał,
rósł jak mleczny porost.
Trąbka srebrna, złoty łuk.
Utonęli w mleczny puch,
w oplot dłoni, w zachwyt ciał,
tylko cień u stóp im drżał
jak ptak zamyślenia.

 




wtorek, 25 września 2012

Wiatrak

 
 
 
 




Bywały w jej życiu okresy Wielkiego Głodu, którego nie umiała nazwać ani umiejscowić. Zostawiała wtedy na stole niedojedzoną kanapkę z ogórkiem, otwartą książkę, zdanie wypowiedziane do połowy i szła przed siebie byle dalej w nadziei, że wchłaniając w siebie wrażenia, które niosła ze sobą droga, ukoi ten dotkliwy niedosyt. Tamtego dnia również powodowana nagłym impulsem chwyciła torebkę H & M i wybiegła przywołując Cynika. Szli siedem dni i siedem nocy, aż zobaczyli w oddali porośnięte trawą wzgórze, na którym stał Wiatrak. Ubrany w samotność wyglądał dostojnie. Rozpostarł potężne ramiona sięgające nieba i ziemi. Trwał w bezruchu.

Dziewczynka podeszła bliżej, zamknęła oczy i spróbowała poczuć jego Istotę. Obserwowała przy tym uważnie zmiany we własnych Emocjach, gdyż one przynosiły informacje na temat tego, w kierunku czego skierowała Oko Duszy. Poczuła, że najważniejszą treścią istnienia Wiatraka jest również głód, ale stokroć większy i całkiem inny od jej własnego. Ogarnięta współczuciem i ciekawością zbliżyła się i weszła do jego wnętrza. Podłoga pokryta cieniutką warstwą mąki sprawiała wrażenie bezludnej wyspy. Nie było tam śladu ludzkiej stopy. Bezludna wyspa, na której ona, Niegrzeczna Dziewczynka była przypadkowym Robinsonem.

- Cynik, do torebki! – powiedziała szeptem do psa, gdyż ta martwota i grobowa cisza wzbudziły jej czujność i niepokój. Cynik jak nigdy potulnie wykonał polecenie. Z psią głową wystającą spod pachy zrobiła kilka kroków po deskach.. Bezpośredni kontakt z drugim żywym stworzeniem dodawał jej otuchy, choć wmawiała sobie, że chodzi wyłącznie o bezpieczeństwo psa. Tymczasem chodziło również o jej strach. Przede wszystkim o jej Strach. Szła zostawiając na podłodze odciski stóp. W mrocznym wnętrzu Wiatraka dostrzegła wielką stertę mąki, która miała dziwny szarawy odcień. Skąd ten nietypowy kolor? Czyżby tutaj były mielone jakieś nieznane jej gatunki zboża?
Uważnie przyjrzała się groźnemu mechanizmowi. Raptem usłyszała bardzo wyraźne skrzypienie. Maszyneria powoli zaczynała działać! Wielkie tryby poruszały się wprawiane w ruch nieznaną siłą, wzbijając w górę kłęby mąki, od której zaczęły ją piec oczy. Nerwowo potarła powieki i zakaszlała. Jednocześnie z zewnątrz usłyszała narastający szum. Dusząc się wybiegła, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i zobaczyć, co się tam dzieje. Skąd ten szum? Załzawionymi oczami spojrzała w górę i dostrzegła na horyzoncie niesamowitą srebrzystą poświatę. Ależ tak! Nadlatywało wielkie stado Długopiórych Ptaków niosących Znaczenia. Jakiż to był piękny widok! Jeden wielki blask i majestat. Czym były wszelkie strapienia w porównaiu z tym, co właśnie widziała!
Poczuła Radość. A Radość była wielka.
Stado zbliżało się do Wiatraka, którego ramiona coraz szybciej krążyły i stawały się coraz dłuższe, coraz groźniejsze…. Nagle zrozumiała, że lecą wprost na drewniane ramiona, i że to obecność Długopiórych Ptaków obudziła z uśpienia mechanizm. Wiatrak czatował właśnie na Ptaki niosące Znaczenia!

- Nie lećcie tędy! Nie lećcie tędy! – zaczęła wołać machając gwałtownie rękami, żeby je zmusić do zmiany kierunku lotu. Cynik wyskoczył z torebki i głośno ujadał, ale to też nie pomogło. Całe stado Długopiórych nieubłaganie parło naprzód, nie zwracajac na Dziewczynkę uwagi i nie zbaczając z trasy.

Wszystko działo się zbyt szybko, zbyt nagle. Było za późno na ratunek. Stado już się dostało w wir morderczych ramion. Wiatrak młócił powietrze, a wraz z nim…!
Powstała kotłowanina, w której słychać było kwilenie i szept umierających Słów - Znaczeń. Długopióre Ptaki jeden po drugim wydawały ostatnie tchnienia. Martwe ciała Wiatrak wciągał do wnętrza, gdzie trafiały na taśmociąg, który je transportował na przemiał. Te, które były ranne, leciały dalej pozbawione właściwego im blasku i piękna. Okrucieństwo Wiatraka było dla Niegrzecznej Dziewczynki czymś niepojętym. Przejęta trwogą próbowała uratować chociaż jednego Ptaka. Jednak one nie rozumiały jej intencji.
Owładnięte paniką myślały, że Dziewczynka też im chce zrobić krzywdę i wyrywały się z jej rąk.
W tym zamieszaniu i ferworze walki zobaczyła w ułamku sekundy drewniane ramię tuż nad głową. Wiatrak nabrał apetytu i chciał pochwycić także ją. Ostatnim przebłyskiem świadomości zwinęła się w ciasną papierową kulkę, która odbiła się od jednego z wirujących ramion i została siłą odśrodkową odrzucona na dużą odległość. Upadła na trawę. Oszołomiona wróciła do ludzkiej postaci i przywołała Cynika. Na szczęście nic mu się nie stało. Jej własne stado Długopiórych Ptaków było bezpieczne, ale nie mogła znieść myśli, że zginęło tyle niezwykłych, skrzydlatych istnień. Nic dziwnego, że mąka we wnętrzu Wiatraka miała szarawy odcień… Poczuła przejmujący smutek na myśl o tych wszystkich ważnych, pięknych, krzepiących, czułych i budzących do życia Słowach. Teraz staną się puste i jałowe. Wiatrak zmielił je na mąkę. Z tej mąki nikt nie upiecze chleba. Nawet on sam. Przecież miał jej mnóstwo, a pozostał głodny.
Pomyślała o ludziach, którzy całe życie spędzają przy oknie wypatrując Długopiórego Ptaka niosącego dla nich Znaczenie. Czyż istniał głębszy smutek niż ten, jakiego doświadczał ktoś, kto czekał na ważne, budzące do życia, czułe, krzepiące Słowo, a otrzymał garść piekącej mąki prosto w oczy?

- Jak mogłeś! Po co to zrobiłeś?!– zawołała zaciskając piąstki w bezsilnym gniewie.

- Nudziłem się – odparł ponuro.

- To zacznij z nudów mielić zboże! Przynajmniej komuś będziesz potrzebny!

- Nie żartuj! Zboże jest dla mnie zbyt pospolite!

- Ale przez ciebie giną Znaczenia! Nawet te, które ocalały są wypaczone! Nie rozumiesz?! Słowa przestają Znaczyć!

- I co z tego? Dzięki temu co robię nie jestem banalny. Jestem niezwykły.

,,Jesteś zwykły, ale nie chcesz tego widzieć” – pomyślała ze złością ruszając w drogę powrotną. Między łopatkami czuła ból po uderzeniu. Pewnie jutro będzie siniak, ale trudno. I tak miała sporo szczęścia. Jak nigdy przedtem zapragnęła być silna i mądra. Może wtedy potrafiłaby coś wymyślić?
Postanowiła, że nauczy się zaspokajać głód kanapką z ogórkiem.



 

czwartek, 20 września 2012

Pytanie na kolację

 
 



Czy ktoś umiałby przetłumaczyć ten tekst? Film jest wyjątkowy, motyw muzyczny również, ale słów nie rozumiem :(

Jak spotkałam Julia







Kolejna romantyczna historia...Chyba pod wpływem pociągu bez specjalnego nadzoru przypomniałam sobie jeszcze jedną, tym razem z czasów licealnych.
Otóż moja koleżanka zawarła korespondencyjną znajomość z pewnym chłopakiem, który podzielał jej muzyczne zainteresowania. Miała ogromną kolekcję często unikatowych płyt, ale nie potrafiła pisać listów. Ponadto robiła taką ilość błędów ortograficznych, że nasza polonistka odchodziła od zmysłów. Dlatego listy pisałam ja. Wymieniali się płytami, książkami... Z czasem korespondencja zaczęła nabierać rozmachu. Listy były coraz dłuższe, bogatsze.... Boże, jak on pięknie pisał! Dużo czytał, więc żeby mu sensownie odpisać, często czytałam książki, o których wspominał. Jedną z nich były opowiadania Cortazara, który mi został po nim na pamiątkę...
Z czasem okazało się, że doskonale się rozumiemy, mamy podobny sposób widzenia świata, śmieszą nas te same rzeczy... Krótko mówiąc zakochałam się w nim po same nastoletnie uszy i to z wzajemnością. Tyle tylko, że on dostał w liście zdjęcie koleżanki, bo w końcu był jej znajomym... Zakochał się w dziwnym tworze, będącym kompilacją jej twarzy i mojej psychiki. (Wirtual jest pełny takich historii, nie tak dawno przerabialiśmy jedną z nich. Prawda, Jane? )
Często pisał coś, co mnie wkurzało na maksa: że kocha jej czarne włosy...:P A ja nie jestem brunetką!  Był zdecydowanie w moim typie jeśli chodzi o wygląd. Słowem: LOVE :)
No ale teoretycznie mnie tam nie było :( Ja byłam tylko skrybą, suflerem ukrytym pod sceną...
Wreszcie  umówili się  po dłuższym czasie, bo on studiował daleko i jakoś dziwnie nie nalegał na spotkanie. Zastanawiałyśmy się, czy wysłał swoje zdjęcie.
Mieli się spotkać w kawiarni, do której ja też poszłam za zgodą koleżanki jako jej ochroniarz i jednocześnie mocno zainteresowany widz. Okazało się, że jest niższy od niej o pół głowy, czego mu nie mogła wybaczyć i po jednej randce zerwała z nim znajomość pod jakimś pozorem. Myślałam, że oszaleję! . Ode mnie też byłby niższy, ale mi to kompletnie nie przeszkadzało! Ale mnie przeciez tam nie było. Ja siedziałam pod sceną...i nie mogłam się ujawnić...
Pisał do niej jeszcze wiele razy, ale nigdy już nie chciała mi tych listów pokazać






środa, 19 września 2012

Pociąg bez specjalnego nadzoru



 
 
 
Podczas studiów wydarzyła mi się bardzo romantyczna historia. Otóż mieszkałam w starym akademiku, w którym było tylko kilka łazienek na całe piętro. Chodziłam pod prysznic zawsze do jednej i często nuciłam tę wokalizę, bo obejrzałam film i ogromnie mi się spodobał, również z powodu muzyki. Pewnego razu z sąsiedniej kabiny zaczął ze mną nucić męski głos... miękki i niski...bardzo muzykalny. Przez kilka miesięcy trwało to wspólne nucenie. Nigdy go nie zobaczyłam, bo zawsze przychodził po mnie i wychodził zanim zdążyłam wyjść.
Niestety pewnego razu zaczaiła się na nas banda jego kumpli, którzy zaczęli wyśpiewywać jakieś wulgarne kawałki...
Zmieniłam łazienkę i godziny chodzenia pod prysznic.
Do tej pory to wspominam...Od tamtej pory wiem, że najlepsze są te historie miłosne, które nie zostały skonsumowane :)
 
 
 


Zblogowani

zBLOGowani.pl