Pewnego deszczowego dnia, gdy woda
ciekła z nieba strugami i wypełniała wszystkie zakamarki ciał i
umysłów, Niegrzeczna Dziewczynka spotkała kogoś, kto
najprawdopodobniej miał zaszyty pod skórą magnes na Niegrzeczne Dziewczynki. Ten Ktoś posiadał niezwykłą właściwość
polegającą na tym, że Słowo wydobywając się z jego ust, natychmiast zamieniło się w pąk czerwonej róży i spadało do stóp Niegrzecznej. Po każdej rozmowie zostawało jej naręcze przepięknych,
wonnych kwiatów. Dotykała później płatków, przykładała do nich wargi, wpinała pąki we włosy, a wieczorem wazon stawiała przy łóżku, aby podczas zasypiania mogła widzieć róże. Nic dziwnego, że lubiła słuchać tego, co Ten Ktoś mówił.
Za którymś razem podał jej lampkę białego wina. Umoczyła w nim wargi i w zasadzie już wtedy powinna posłuchać Intuicji i nie pić
więcej, jednak wino było wyborne. Wypiła cały kieliszek. Po chwili poczuła silne ukłucie w okolicy Serca. Nie
wiedziała, co to może znaczyć. Wypicie wina nie powinno przecież
boleć. A jednak bolało. Był to ból, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła, w dodatku nasilał się z każdym dniem. Miała wrażenie, że jakaś ogromna żelazna pięść zaciska się na jej Sercu. Było jasne, że z jej Sercem zaczyna się dziać coś złego. Rozpoznać tę dziwną dolegliwość mogła tylko Staruszka Den. Nie zwlekając Dziewczynka wybrała się do niej z bukłakiem wypełnionym nalewką spirytusową.
Zastała Staruszkę podczas oglądania poloroidu, który Den wyjęła
z własnej głowy w napadzie nostalgii.
Klatka po klatce Staruszka przypominała sobie własne przygody, a było ich całe
mnóstwo. Popijając nalewkę, która nieco łagodziła ból Serca
Dziewczynki i przeglądając pod światło stary film, obydwie doszły
do wniosku, że pomóc tu może tylko Naprawiacz Serc, o
ile jeszcze nie zamknął zakładu, gdyż ludzie coraz mniej dbali o
swoje Serca. Staruszka w czasach swojej młodości korzystała z usług kogoś takiego, co zostało utrwalone na polaroidzie. Dzięki temu wyblakłemu wizerunkowi zachowanemu na jednej ze stop -klatek Dziewczynka zobaczyła, jak ma wyglądać człowiek, którego powinna
znaleźć.
Nie ma innej rady. Znów musi wyruszyć w drogę! Chwyciła torebkę H & M i poszła. Cynik nie wołany posłusznie dreptał po jej śladach lub biegł przodem płosząc motyle. Po siedmiu dniach i siedmiu nocach dotarli do warsztatu Naprawiacza Serc, który przywitał Dziewczynkę łagodnym uśmiechem. Miała wrażenie, że jego spojrzenie jest w stanie dotrzeć do najciemniejszych zakamarków jej Wewnętrznego Miasta i poznać jej wszystkie tajemnice. W zakładzie Naprawiacza Serc było mnóstwo półek, na których leżały uszkodzone egzemplarze oczekujące na swoją kolej. Właściciel warsztatu, siwy i drobny staruszek, chcąc ją zachęcić do skorzystania z jego usług, próbował zaprezentować własną biegłość w zawodzie. Oprowadzał Dziewczynkę po zakładzie i pokazując kolejne półki, opowiadał o swojej pracy. Były tam serca wyschnięte z tęsknoty. Należało się z nimi obchodzić bardzo ostrożnie, gdyż nieumiejętny dotyk mógłby spowodować, że się pokruszą jak zasuszony listek, który był przez wiele lat trzymany między kartkami ukochanej książki. Na innej półce leżały serca przebite strzałą. Przejęta współczuciem Dziewczynka wyciągnęła obie ręce po jedno z nich i chciała z niego usunąć grot, jednak Naprawiacz powstrzymał ją tłumacząc, że skaleczone w ten sposób Serca potrzebują wielkiej uwagi i delikatności. Nieostrożne wyjęcie strzały mogłoby spowodować śmierć właściciela, gdyż strzała z czasem stała się częścią Serca, dlatego wyjęcie jej wymagało wielkiego kunsztu i cierpliwości, ale przede wszystkim ciepłych dłoni. Gdzie indziej leżały Serca spuchnięte od nadmiaru miłości własnej. Wyglądały karykaturalnie, a ich widok był doprawdy czymś przykrym. Nie przypominały ludzkich Serc, lecz raczej jakieś niezidentyfikowane zwierzęce organy. Były bezkształtnymi bryłami, które wyzwalały uczucie niechęci u patrzącego.W innym miejscu znajdowały się Serca zbyt zimne, pokryte szronem i sprawiające wrażenie martwych. Przechodząc obok nich Dziewczynka poczuła na całym ciele przejmujący chłód, toteż czym prędzej poszła dalej. W pewnej chwili poczuła zapach spalenizny. Okazało się, że wydzielały go Serca spalone do połowy swoim własnym żarem.
Zewsząd otaczały ją Serca w jakiś sposób zepsute i ranne. A wszystkie należało naprawić.
Nie ma innej rady. Znów musi wyruszyć w drogę! Chwyciła torebkę H & M i poszła. Cynik nie wołany posłusznie dreptał po jej śladach lub biegł przodem płosząc motyle. Po siedmiu dniach i siedmiu nocach dotarli do warsztatu Naprawiacza Serc, który przywitał Dziewczynkę łagodnym uśmiechem. Miała wrażenie, że jego spojrzenie jest w stanie dotrzeć do najciemniejszych zakamarków jej Wewnętrznego Miasta i poznać jej wszystkie tajemnice. W zakładzie Naprawiacza Serc było mnóstwo półek, na których leżały uszkodzone egzemplarze oczekujące na swoją kolej. Właściciel warsztatu, siwy i drobny staruszek, chcąc ją zachęcić do skorzystania z jego usług, próbował zaprezentować własną biegłość w zawodzie. Oprowadzał Dziewczynkę po zakładzie i pokazując kolejne półki, opowiadał o swojej pracy. Były tam serca wyschnięte z tęsknoty. Należało się z nimi obchodzić bardzo ostrożnie, gdyż nieumiejętny dotyk mógłby spowodować, że się pokruszą jak zasuszony listek, który był przez wiele lat trzymany między kartkami ukochanej książki. Na innej półce leżały serca przebite strzałą. Przejęta współczuciem Dziewczynka wyciągnęła obie ręce po jedno z nich i chciała z niego usunąć grot, jednak Naprawiacz powstrzymał ją tłumacząc, że skaleczone w ten sposób Serca potrzebują wielkiej uwagi i delikatności. Nieostrożne wyjęcie strzały mogłoby spowodować śmierć właściciela, gdyż strzała z czasem stała się częścią Serca, dlatego wyjęcie jej wymagało wielkiego kunsztu i cierpliwości, ale przede wszystkim ciepłych dłoni. Gdzie indziej leżały Serca spuchnięte od nadmiaru miłości własnej. Wyglądały karykaturalnie, a ich widok był doprawdy czymś przykrym. Nie przypominały ludzkich Serc, lecz raczej jakieś niezidentyfikowane zwierzęce organy. Były bezkształtnymi bryłami, które wyzwalały uczucie niechęci u patrzącego.W innym miejscu znajdowały się Serca zbyt zimne, pokryte szronem i sprawiające wrażenie martwych. Przechodząc obok nich Dziewczynka poczuła na całym ciele przejmujący chłód, toteż czym prędzej poszła dalej. W pewnej chwili poczuła zapach spalenizny. Okazało się, że wydzielały go Serca spalone do połowy swoim własnym żarem.
Zewsząd otaczały ją Serca w jakiś sposób zepsute i ranne. A wszystkie należało naprawić.
- A oto choroba najtrudniejsza do
wyleczenia – rzekł staruszek przystając przy jednej z półek.
Dziewczynka zatrzymała się patrząc we wskazane miejsce.
- Ale na tej półce przecież nic nie
leży – powiedziała z wahaniem, nie chcąc go urazić. Tam naprawdę
niczego nie było.
- One tu są, tylko ich nie widać.
Tutaj trzymam puste Serca. Jeśli w jakimś Sercu jest pustka, to
tak, jakby go wcale nie było, dlatego ich nie widać. Z nimi schodzi
najdłużej. Nie można ich napełnić byle czym, bo znów wrócą do
mojego warsztatu. Trzeba się dobrze zastanowić, co ma stanowić ich Treść.
Trzeba się liczyć z możliwościami każdego Serca i tego, na co
potrafi się zdobyć jego właściciel. Mógłbym je napełnić miłością, ale niektórzy sobie tego nie życzą. A teraz ty mi pokaż swoje Serce – zwrócił się do niej.
Niegrzeczna Dziewczynka posłusznie
rozsunęła zamek błyskawiczny biegnący między żebrami wzdłuż klatki piersiowej. Zgodnie z
pouczeniami Staruszki Den wiedziała, że powinna teraz podać Serce
na dłoni. Sięgnęła, żeby je wyjąć i wtedy stało się coś
nieoczekiwanego. Pociemniało jej w oczach, a ręce zaczęły jej mocno drżeć. W umyśle zapanował
wielki chaos i obawa, że Sercu na dłoni może się coś stać. A
jeśli staruszek jest kimś innym niż jej się wydaje? A jeśli chce
jej ukraść Serce i nigdy nie oddać? Jak będzie żyła bez tego,
co jest jej Istotą?! W końcu mężczyźnie sypiącemu pąkami róż
też bezgranicznie zaufała, a w zamian za to poczęstował ją tym
dziwnym winem. Poczuła straszliwy ból, pod wpływem którego na jej twarz wystąpiły kropelki potu. Owładnięta paniką wbiła wzrok w twarz rozmówcy, twarz otoczoną siwymi
włosami, spod których wyzierała para błękitnych, bacznie ją
obserwujących oczu.
,,Co robić?! Co robić?!" - myślała gorączkowo gotowa do ucieczki. ( cdn)
,,Co robić?! Co robić?!" - myślała gorączkowo gotowa do ucieczki. ( cdn)
Jaka prawdziwa bajka...
OdpowiedzUsuńi ja tam byłam
Usuńmiód i białe wino piłam... :)
Ja bym chciała mówić i by z ust leciała malina:)albo meble z Ikea:)
OdpowiedzUsuńBrooke,
Usuńzgoda na malinę, choć wolałabym truskawki :)
ale z tymi meblami to przesada, nie chciałabym oberwać jakąś półką lub komodą ;-o
piękna bajka. bardzo lubię Cię czytać :)
OdpowiedzUsuńEsterko,
Usuńcieszę się :)
Chyba każdy chociaż raz w życiu spotkał takiego Ktosia z magnesem.
OdpowiedzUsuńI na nic przy nim zdrowy rozsądek czy intuicja.
Tylko Naprawiaczy Serc w naszym świecie brak.
Ptaszko,
Usuńhm. chyba jedyne wyjście, to być dla samego siebie Naprawiaczem. myślę, że każdy ma własnego Naprawiacza :)
cieszę sie, ze znowu czytam o dziewczynce!!!
OdpowiedzUsuńDziewczynka też się cieszy, że może przeskakiwać z jdnego akapitu na drugi :))
UsuńPrzerwałaś w takim momencie...!!!! czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńMarto,
UsuńFabryka Ciągów Dalszych ma ograniczoną moc przerobową, ale dziś wieczorem powinna być dostawa :))