czwartek, 30 sierpnia 2012

Książka, z której się sypią kamienie i włosy


Herta Muller


Nigdy nie mówił o miłości. Myślał o wodzie i mówił, że jestem dla niego źdźbłem słomy. Jeśli już byłam źdźbłem słomy, to raczej takim na ziemi. Na niej leżeliśmy w lesie w każdą środę po pracy. Zawsze na tym samym miejscu, gdzie trawa była wysoka, a ziemia twarda. Trawa nie pozostała wysoka. Kochaliśmy się pośpiesznie. Skórę przeszywały upał i mróz jednocześnie. Trawa podnosiła się z powrotem, sama nie wiem jak. A my liczyliśmy, sama nie wiem dlaczego, gniazda wron w czarnych akacjach. Gniazda były puste. Mówił: Widzisz.
(...)Z wronami miał rację, ale ze słomką nie. Źdźbło słomy na ziemi w lesie jest nawozem. Tym byłam dla niego, a on dla mnie. Nawóz jest oparciem, kiedy zagubienie jest już przyzwyczajeniem. (  H. Muller ,,Sercątko",  str. 143)

Kiedy dziecko nie wie, jak powinien skończyć się dzień, idzie z nożyczkami do pokoju. Opuszcza rolety i włącza światło. Staje przed toaletką z lustrem i obcina sobie włosy. W lustrze dziecko widzi siebie potrójnie i włosy na czole są przycięte krzywo. Dziecko poprawia krzywe miejsca, wtedy krzywe stają się miejsca obok. Zamiast kosmyków dziecko ma nad twarzą krzywą szczotkę, jego czoło jest łyse. Dziecko nie może się powstrzymać od płaczu.
Matka bije dziecko i pyta: -Dlaczego to zrobiłaś.
Dziecko mówi: - Bo się nie cierpię.
Wszyscy w domu czekają, aż z krzywej szczotki znowu urosną kosmyki. Bardziej niż wszyscy czeka na to dziecko. Nadchodzą inne dni. kosmyki rosną.
Ale pewnego dnia dziecko znowu nie wie, jak powinien się zakończyć dzień. ( jw., str. 193-4)


,,Sercątko" Herty Muller to powieść zbudowana z krótkich sekwencji, które po rozchyleniu kartek spadły na mnie niczym lawina z górskiego zbocza. Niektóre kamienie były malutkie i całkiem niewinne, a inne duże i ostre. Wszystkie z chlupotem trafiały w spokojne wody mojej świadomości, aby je zmącić i wywołać fale mrocznych emocji. Z fragmentów prozy sklejonych poszarpaną akcją, rozgrywającą się w Rumunii w czasach dyktatury Ceaucescu, autorka konstruuje duszny, klaustrofobiczny świat pełen podejrzliwości, nieufności i strachu. Jedni z narażeniem życia z niego uciekają za granicę, inni wyruszają w ostatnią podróż przez Styks, a ci którzy pozostali przy życiu i w kraju- szpiegują i donoszą, aby uniknąć prześladowań. Głównymi bohaterami ,,Sercątka" jest czwórka przyjaciól, których połączyło samobójstwo ( lub zabójstwo) Loli w akademiku. Jej śmierć tonie w mroku niedomówień, a zarazem ściąga na bohaterów oko Wielkiego Brata w postaci kapitana Pjale i jego psa, uosabiających totalitarną inwigilację.
W tym świecie obowiązują dwie proste zasady:
Po pierwsze nie zadawaj pytań. Im mniej wiesz, tym lepiej, bo podczas przesłuchania możesz nie wytrzymać i zdradzić przyjaciół (w książce nie ma ani jednego znaku zapytania).
Po drugie do każdego listu wkładaj włos. Jeśli list wraz z włosem dotrze do odbiorcy, to znaczy, że nie był po drodze otwierany. Tylko czy na pewno. W książce tu i tam na marginesie pojawia się literka ,,w" jak włos. W miarę czytania włosów jest coraz więcej. Wypadają z książki wraz z kamieniami...

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Bez i piwonie


 
 
to nie wiatr zawodzi
ani nie koła od rowerów
to zgrzyta kosmiczny młyn
na przemiał idą
całe miasta z żywym inwentarzem 

młyńskie koło
napędzane wodami Styksu
wciąga między tryby
wszelką formę i treść 

ta miedza już za sekundę
położy swój grzbiet
pod inne stopy
zapomni o naszym znoju

dlatego rwijmy bez
zanim drogę przebiegnie
siedem chudych krów
nim koło do ucha zaskrzypi
nim nam zabrzęczą obolem
rwijmy bez i piwonie

 
 

wtorek, 21 sierpnia 2012

Andrzej Stasiuk

Dwa pierwsze zdjęcia, powiększone i w ciemnej oprawie wiszą od wczoraj nad moim biurkiem. Przepisując fragmenty wywiadu spoglądam na nie zadowolona, a wiatr chyba myśli, że nikogo nie ma w domu, bo wchodzi bez pytania przez balkon i omiata pokój.

,,Wieś się kończy. Nie będzie wsi w dotychczasowym znaczeniu. Będą fabryki mięsa, mleka i mąki.I schludne domki jak z austriackich ogródków. (...) Ludzkość uwierzyła, że wszyscy będziemy żyli w miastach. Wykorzeniamy się z życia blisko natury."

,,Wystarczy wejść na jakikolwiek portal polityczny i już jest jazda.Nie ma dyskusji, jest inwektywa, która ma wydumanego albo rzeczywistego przeciwnika wdeptać w ziemię, splugawić. "

,,Jako ludzie jakoś się dogadujemy, ale gdy powstaje coś w rodzaju grupy, jakaś struktura społeczna (...), to jesteśmy od razu jak te wiejskie wyrostki, które tłukły się do krwi wiocha na wiochę, Kargule na Pawlaków."

,,Czesław Miłosz pisał w Rodzinnej Europie, że jedyną samoswoją cechą polskości jest wiejskość. Cała reszta jest zaimportowana, małpiarska, przeflancowana.Wiejskość, chłopskość, jakakolwiek by ona była, kształtuje naszą tożsamość, bo jest nasza po prostu.Wszystkie inne pomysły na rozwój przychodzą z zewnątrz. Łudzimy się, że bierzemy udział w kreowaniu wspólnej cywilizacji, natomiast my tylko z niej korzystamy. Jej zdobycze są stosunkowo mało nasze. Zamiast się rozwijać, utkwiliśmy w stanie niewolniczym. Jesteśmy potomkami niewolników. Ale to nie znaczy, że trzeba te fakty wyprzeć ze świadomości, tylko się z nimi uporać i zbudować z nich jakąś opowieść. (...) Opowieści przecież nas kształtują tak samo jak życie"






Fragmenty wywiadu z Andrzejem Stasiukiem z Gazety Wyborczej

Zdjęcia: K. Jałosiński

niedziela, 19 sierpnia 2012

:)



Wystarczy przejść kilka uliczek, minąć hipermarkety i już po chwili zaczyna się inna rzeczywistość. Świat drzew, roślin, owadów i ptaków. Zapuściłam się w zarośniętą ścieżkę, zieloną i złotą. Po bokach miałam wysokie trawy i jakieś wybujałe badyle, wśród których rozpoznałam znajomą z dzieciństwa: roślinę o drobnych, żółtych kwiatkach, która ma podłużne nasionka. Są lekko graniaste, przypominające mikroskopijne strąki zielonego groszku, tylko mniej spłaszczone. Gdy się takie dojrzałe nasionko naciśnie na końcu, ono pęka i katapultuje swój materiał genetyczny w postaci brunatnych kuleczek. Sprytnie, prawda? Gdy byłam mała, myślałam, że w tym nasionku siedzi robak. Przynajmniej tak twierdziła moja starsza siostra.
Spod nóg wytrysnął mi kos i poleciał tak gwałtownie w gęstwinę, że zastanawiałam się, czy aby nie zderzy się z jakimś drzewem. Chwilami wchodziłam w cień, to znów w plamę oślepiającego słońca i przypomniałam sobie, że trzeba podziękować za las. Nie bardzo wiem komu, ale dziękuję.
Oburzeniem napełnił mnie fakt, że w budce lęgowej dla ptaków zagnieździły się szerszenie. Z otworu w desce wydobywało się ponure buczenie. Widziałam też dzięcioła w czerwonej czapce, który stukał w zwalony pień. Przez chwilę nasłuchiwałam sygnałów jego dzioba, nadawanych alfabetem morse' a. Odszyfrowałam prosty komunikat: Chce mi się żyć!
Wracając mijałam cmentarz. Dotknęłam policzków, żeby się upewnić, czy jest w nich życie: jest :) Później Słońce położyło mi wielkie rozgrzane dłonie na plecach i przyprowadziło mnie do domu.



Obraz: moki

środa, 15 sierpnia 2012

Modigliani


Amadeo Modigliani ( 1884 - 1920)


Jeanne Hebuterne (1898- 1920)


Portret Jeanne

Nie wiem dlaczego największe wrażenie robią na ludziach historie miłosne pełne dramatów i wszelkich nieszczęść. Ta niewątpliwie do takich należy. Jej bohaterami są Amadeo Modigliani i Jeanne Hebuterne, którą malarz poznał, gdy miała 19 lat.  Spędzili razem 2 lata. To była miłość od pierwszego wejrzenia, do utraty tchu, bez opamiętania i do samego końca. O takich miłościach się dobrze czyta, ale ciarki przechodzą po plecach na myśl o tym, że miałaby człowieka tak bezpardonowo dopaść... Modigliani – mężczyzna zachwycił się dziewczyną, ale Modigliani – malarz zakochał się w jej długiej szyi, która przeszła do historii sztuki i jest znakiem rozpoznawczym jego malarstwa. Szyja Jeanne była  malarskim fetyszem Modiglianiego, tak jak plecy Gali były natchnieniem dla Salvadora Dali. Modigliani – dla przyjaciół Modi – wiódł bardzo niezdrowy tryb życia. Alkohol i narkotyki przy jego słabym zdrowiu spowodowały śmierć w wieku 36 lat. Jeanne uchodziła za osobę bardzo cichą. Nigdy nie próbowała wpływać na ukochanego, aby przestał pić lub zażyuwać narkotyki. Chciała tylko, żeby ją kochał. Dwa dni po jego śmierci wyskoczyła z piątego piętra, mając niespełna 22 lata i będąc w dziewiątym miesiącu ciąży.  Straszne! Dlaczego nie mogli żyć długo i szczęśliwie?? Chyba jednak wolę proste i banalne szczęście.

*

owinęła go wokół długiej szyi
w dziewiętnastej wiośnie
a była wówczas jak pąk

gdy biegła po mleko i rogaliki
do sklepu na rogu
Modigliani stał przy oknie
wyłamując palce
zza szafy wysuwał się diabeł
i szeptał:,,ona nie wróci"

a kiedy zarumieniona stawała w drzwiach
wciągał ją w nozdrza jak haszysz
i kładł podkład na kolejnym płótnie

nie próbowała go zmienić
tylko przechylała głowę
do kolejnego portretu
jak tulipan koronę na wietrze

runęła z piątego piętra rozpaczy
nie widać było twarzy
bryzgi czerwonej farby
poplamiły buty przechodniom


piątek, 10 sierpnia 2012

Chwila



gdy każdy palec
jest jak włókno pędzla
a ramię jak jego trzonek

gdy skóra na plecach Ziemi
napięta jak płótno na sztalugach
spragnione dotyku i farby

udaj że jeszcze nic nie wiesz
o nieuchwytności świata
unoszącego cię w kosmos
w onirycznej mgle

kiedy kontury przedmiotów
rozsadzają ci głowę
a oczy oślepił czyjś oddech

namaluj chwilę
soczystą a nierealną
jak gruszki na wierzbie




Obraz: Agnes Baulloche

sobota, 4 sierpnia 2012

Gala




była drzewem
między którego gałęziami
przeciekały tarcze zegarów

odbiła mu swoją twarz
w źrenicy oka
dlatego na pierwszym planie
zawsze widział ją

ujeżdżała krnąbrne słonie
od jej ognia płonęły żyrafy
a niesyte morze stroszyło grzywę
i niosło ich w stronę nowych ziem

gdy nie chciał malować
stawała za nim z pejczem
i rachunkami od chirurgów plastycznych
lub pokazywała mu plecy


Obraz: Salvador Dali

Zblogowani

zBLOGowani.pl