środa, 31 października 2012

Roznosiciel skorpionów





Pewnego deszczowego dnia, gdy woda ciekła z nieba strugami i wypełniała wszystkie zakamarki ciał i umysłów, Niegrzeczna Dziewczynka spotkała kogoś, kto najprawdopodobniej miał zaszyty pod skórą magnes na Niegrzeczne Dziewczynki. Ten Ktoś posiadał niezwykłą właściwość polegającą na tym, że Słowo wydobywając się z jego ust, natychmiast zamieniło się w pąk czerwonej róży i spadało do stóp Niegrzecznej. Po każdej rozmowie zostawało jej naręcze przepięknych, wonnych kwiatów. Dotykała później płatków, przykładała do nich wargi, wpinała pąki we włosy, a wieczorem wazon stawiała przy łóżku, aby podczas zasypiania mogła widzieć róże. Nic dziwnego, że lubiła słuchać tego, co Ten Ktoś mówił. Za którymś razem podał jej lampkę białego wina. Umoczyła w nim wargi i w zasadzie już wtedy powinna posłuchać Intuicji i nie pić więcej, jednak wino było wyborne. Wypiła cały kieliszek. Po chwili poczuła silne ukłucie w okolicy Serca. Nie wiedziała, co to może znaczyć. Wypicie wina nie powinno przecież boleć. A jednak bolało. Był to ból, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczyła, w dodatku nasilał się z każdym dniem. Miała wrażenie, że jakaś ogromna żelazna pięść zaciska się na jej Sercu. Było jasne, że z jej Sercem  zaczyna się dziać coś złego. Rozpoznać tę dziwną dolegliwość mogła tylko Staruszka Den. Nie zwlekając Dziewczynka wybrała się do niej z bukłakiem wypełnionym nalewką spirytusową. Zastała Staruszkę podczas oglądania poloroidu, który Den wyjęła z własnej głowy w napadzie nostalgii. Klatka po klatce Staruszka przypominała sobie własne przygody, a było ich całe mnóstwo. Popijając nalewkę, która nieco łagodziła ból Serca Dziewczynki i przeglądając pod światło stary film, obydwie doszły do wniosku, że pomóc tu może tylko Naprawiacz Serc, o ile jeszcze nie zamknął zakładu, gdyż ludzie coraz mniej dbali o swoje Serca. Staruszka w czasach swojej młodości korzystała z usług kogoś takiego, co zostało utrwalone na polaroidzie. Dzięki temu wyblakłemu wizerunkowi zachowanemu na jednej ze stop -klatek Dziewczynka zobaczyła, jak ma wyglądać człowiek, którego powinna znaleźć.
Nie ma innej rady. Znów musi wyruszyć w drogę! Chwyciła torebkę H & M i poszła. Cynik nie wołany posłusznie dreptał po jej śladach lub biegł przodem płosząc motyle. Po siedmiu dniach i siedmiu nocach dotarli do warsztatu Naprawiacza Serc, który przywitał Dziewczynkę łagodnym uśmiechem. Miała wrażenie, że jego spojrzenie jest w stanie dotrzeć do najciemniejszych zakamarków jej Wewnętrznego Miasta i poznać jej wszystkie tajemnice. W zakładzie Naprawiacza Serc było mnóstwo półek, na których leżały uszkodzone egzemplarze oczekujące na swoją kolej. Właściciel warsztatu, siwy i drobny staruszek, chcąc ją zachęcić do skorzystania z jego usług, próbował zaprezentować własną biegłość w zawodzie. Oprowadzał Dziewczynkę po zakładzie i pokazując kolejne półki, opowiadał o swojej pracy. Były tam serca wyschnięte z tęsknoty. Należało się z nimi obchodzić bardzo ostrożnie, gdyż nieumiejętny dotyk mógłby spowodować, że się pokruszą jak zasuszony listek, który był przez wiele lat trzymany między kartkami ukochanej książki. Na innej półce leżały serca przebite strzałą. Przejęta współczuciem Dziewczynka wyciągnęła obie ręce po jedno z nich i chciała z niego usunąć grot, jednak Naprawiacz powstrzymał ją tłumacząc, że skaleczone w ten sposób Serca potrzebują wielkiej uwagi i delikatności. Nieostrożne wyjęcie strzały mogłoby spowodować śmierć właściciela, gdyż strzała z czasem stała się częścią Serca, dlatego wyjęcie jej wymagało wielkiego kunsztu i cierpliwości, ale przede wszystkim ciepłych dłoni. Gdzie indziej leżały Serca spuchnięte od nadmiaru miłości własnej. Wyglądały karykaturalnie, a ich widok był doprawdy czymś przykrym. Nie przypominały ludzkich Serc, lecz raczej jakieś niezidentyfikowane zwierzęce organy. Były bezkształtnymi bryłami, które wyzwalały uczucie niechęci u patrzącego.W innym miejscu znajdowały się Serca zbyt zimne, pokryte szronem i sprawiające wrażenie martwych. Przechodząc obok nich Dziewczynka poczuła na całym ciele przejmujący chłód, toteż czym prędzej poszła dalej. W pewnej chwili poczuła zapach spalenizny. Okazało się, że wydzielały go Serca spalone do połowy swoim własnym żarem.
 Zewsząd otaczały ją Serca w jakiś sposób zepsute i ranne. A wszystkie należało naprawić.

- A oto choroba najtrudniejsza do wyleczenia – rzekł staruszek przystając przy jednej z półek. Dziewczynka zatrzymała się patrząc we wskazane miejsce.

- Ale na tej półce przecież nic nie leży – powiedziała z wahaniem, nie chcąc go urazić. Tam naprawdę niczego nie było.

- One tu są, tylko ich nie widać. Tutaj trzymam puste Serca. Jeśli w jakimś Sercu jest pustka, to tak, jakby go wcale nie było, dlatego ich nie widać. Z nimi schodzi najdłużej. Nie można ich napełnić byle czym, bo znów wrócą do mojego warsztatu. Trzeba się dobrze zastanowić, co ma stanowić ich Treść. Trzeba się liczyć z możliwościami każdego Serca i tego, na co potrafi się zdobyć jego właściciel. Mógłbym je napełnić miłością, ale niektórzy sobie tego nie życzą. A teraz ty mi pokaż swoje Serce – zwrócił się do niej.

Niegrzeczna Dziewczynka posłusznie rozsunęła zamek błyskawiczny biegnący między żebrami wzdłuż klatki piersiowej. Zgodnie z pouczeniami Staruszki Den wiedziała, że powinna teraz podać Serce na dłoni. Sięgnęła, żeby je wyjąć i wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Pociemniało jej w oczach, a ręce zaczęły jej mocno drżeć. W umyśle zapanował wielki chaos i obawa, że Sercu na dłoni może się coś stać. A jeśli staruszek jest kimś innym niż jej się wydaje? A jeśli chce jej ukraść Serce i nigdy nie oddać? Jak będzie żyła bez tego, co jest jej Istotą?! W końcu mężczyźnie sypiącemu pąkami róż też bezgranicznie zaufała, a w zamian za to poczęstował ją tym dziwnym winem. Poczuła straszliwy ból, pod wpływem którego na jej twarz wystąpiły kropelki potu. Owładnięta paniką wbiła wzrok w twarz rozmówcy, twarz otoczoną siwymi włosami, spod których wyzierała para błękitnych, bacznie ją obserwujących oczu.
,,Co robić?! Co robić?!" - myślała gorączkowo gotowa do ucieczki. ( cdn)

środa, 24 października 2012

Galop





Dlaczego czas płynie w różnym tempie? Czy nie mógłby jakoś równo i spokojnie? Dość długo stał w miejscu, ale gdy już ruszył, to okazał się narowistym rumakiem. Nie wiadomo, czy próbować go dosiąść i gnać na jego grzbiecie na złamanie karku, czy zostać wbrew wszystkiemu i obserwować, jak sam pędzi na oślep. Gdyby się tylko dało...!
Nie znoszę nie mieć czasu na samotność. W samotności kawałek po kawałku buduję cały świat, a gdy nie mam na nią czasu, wszystko jest w strzępach. Wówczas mój świat składa się z pojedynczych puzzli, które nie tworzą żadnej całości. Czas i samotność są mi potrzebne do tego, żeby te okruszki, kawałki i ścinki  pozlepiać, uformować i jakoś przetrawić. Doszukać się w tym jakiegoś piękna i części wspólnej. Ale jak można dostrzec piękno, gdy się siedzi na grzbiecie narowistego rumaka ;pp
W ,,Kronice ptaka nakręcacza" główny bohater przez wiele dni siedzi na ławeczce i obserwuje ludzi, którzy przepływają obok niego falami, a on nie bardzo rozróżnia poszczególne krople. Woda obmywa mu stopy, ale on się nie musi ruszać, nie musi nigdzie zdążyć, nikt na niego nie czeka... Chciałabym mieć kilka takich dni. A zapowiada się coś całkiem innego. W sobotę mam ślub i wesele koleżanki, zatem trzeba zanurkować w ludzkiej fali i płynąć razem z nią... Sukienka jest, buty są, kolczyki są. W moim przypadku kolczyki to główny element stroju ;-))  Koperta ze stosowną zawartością również jest ;-)) Ufff...jak mi się nie chce tej imprezy! chciałabym sobie poleżeć pod kocem i poczytać. Nie chce mi się baletów. Jesień idzie...Mgła...

Wczoraj przyszła do mnie 10 - letnia zapłakana dziewczynka. Zapytałam, czy chce się przytulić. Chciała! :) Przytulałam ją bardzo długo, bez słów, głaskałam po głowie. Miała takie piękne orzechowe oczy... W końcu przestała płakać, uśmiechnęła się i poszła. To było magiczne. Tuliłam ją, kołysałam, ale tak naprawdę ona tuliła mnie. Było w tym szczęście i spokój. Do dziś czuję ciepło w sercu :) Muszę o tym cieple pamiętać.


Obraz: J. Yerka

sobota, 20 października 2012

Urodziny w stylu Orwella


Przeżyłam dziś lekki szok, bo na stronie głównej Google zobaczyłam grafikę w postaci kilku tortów ze świeczkami i napis: Wszystkiego najlepszego Emma! Muszę przyznać, że miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony miło, że ,,ktoś" pamięta ( no ale w końcu jak się ma tyle serwerów i tyle pamięci  co Google, to nie sztuka pamiętać), ale z drugiej poczułam się nieswojo pod spojrzeniem Wielkiego Wirtualnego Brata, który się wprosił na przyjęcie... A nie był na liście gości :P
Przypomniał mi się Winston Smith z ,,Roku 1984" Orwella, który zaczął swój bunt przeciw systemowi od ,,myślozbrodni" i zapisywania własnych spostrzeżeń w kajeciku. No cóż..Myśli zapisuję, o ile mam na to czas, ale nie czarujmy się...w moim przypadku na taki bunt jest już za późno ;-))




sobota, 13 października 2012

Przywoływanie poezji





przyjdź kuno
tłusta łasico
stamtąd gdzie dyszy
nieświadomy las

w pyszczku przynieś pełnię księżyca
przypłyń pod prąd siedmiu rzek

krecim tunelem
przeciśnij się do mnie
z najgłębszej Onirii

zziębnięte na kość – ogrzej
zagłodzone na śmierć – nakarm
odesłane na drugi brzeg- przybliż
zgaszone na noc – zaświeć

sypnę ci ziarno liter
mchem norkę wyścielę
a ty gniazdo uwij

przyjdź gronostaju płochliwy i naucz
paciorkiem oka zaglądać do duszy




środa, 10 października 2012

O czwartej nad ranem





to nie był Paryż

choć cień Wieży Eiffle'a

łasił się do poduszki jak kot

zielonym spojrzeniem Ozyrysa

przenikał ciemność, przestrzeń i czas


nic tylko milczał i milczał


z tamtej strony snu

most zza Sekwany wyciągał długą szyję

kładł mi do nóg potulny łeb

rzeźbiony we mgle i złudzeniach


nikt za mną nie wołał

nie odwróciłam głowy

by nie zamienić się w sól

jak żona Lota


zrzuciłam z ramion jawę i poszłam

zamiast balonika

trzymając na sznurku

bańkę mydlaną


niedziela, 7 października 2012

Niegrzeczna Dziewczynka i bańka mydlana






Niegrzeczna Dziewczynka obudziła się, gdy padał deszcz. Wielkie, dojrzałe krople stukały w parapet. Pomyślała o świecie ociekającym wodą, o błyszczących liściach, które będą  z każdym dniem coraz bardziej traciły zieleń, o wilgoci, która będzie przenikać wszystko... Pod naporem nadmiaru wody za szybą, wody usiłującej wedrzeć się pod kołdrę, już miała zamknąć oczy, ale usłyszała głos ptaka. Czyżby to był ptak nakręcacz Murakamiego? - zadała pytanie własnej głowie, ale nie uzyskawszy odpowiedzi, znów naciągnęła na oczy kołdrę. Jej świadomość zdążyła jeszcze zarejestrować postanowienie, że musi wreszcie przeczytać ,,Kronikę ptaka nakręcacza", a później ponownie pogrążyła się w sennej nirwanie.
Jednak po chwili ptasie nawoływanie jeszcze bardziej natarczywie wytrąciło ją z drzemki, toteż poświęciła mu nieco więcej Uwagi. Nie było jej zbyt wiele, gdyż cała jej Uwaga nadal spała. Myśli jednak były nieszczelne, toteż zaczął się do nich zakradać chłód. Nie, tylko nie to! Nie ma nic gorszego w deszczowy dzień, niż zmarznięte i nieutulone myśli. Dziewczynka odgoniła Sen, choć widziała, że ma dla niej w zawiniątku jakiś prezent, a później zaczęła obmyślać sposób na ogrzanie zziębniętych myśli. Nie wystarczał ciepły kaloryfer. Kaloryfery ogrzewały dłonie, ale ona chciała ogrzać myśli, a to było znacznie trudniejsze. Postanowiła wymyślić takie miejsce, do którego będzie można wysyłać myśli, gdy tylko zacznie im być zimno.
- Chcesz wymyślić miejsce do ogrzewania myśli?? Czy ty nie przesadzasz, Dziewczynko? Co się roi w tej twojej rozczochranej główce? - napomniała ją rozsądnie Emma.
- Chcę mieć ciepłe miejsce, do którego będę mogła wracać myślami - odpowiedziała uradowana Dziewczynka. - Będzie kolorowe jak bańka mydlana i będzie zawsze ze mną, bo będzie w mojej głowie!
- Ale wiesz przecież, że bańka mydlana jest krucha i może w każdej chwili pęknąć - powiedziała Emma z troską w głosie. - A gdy pęknie, będzie ci przykro...
- Ale zanim pęknie, będzie mi ciepło! - zaśmiała się Dziewczynka i wyskoczyła spod kołdry.

 Reszty dokonały Ciągi Bliższe, dzięki którym można było przejść przez kolejny mokry i zimny dzień.



Obraz: Yerka, Nielegalna produkcja światła


piątek, 5 października 2012

Style






Niegrzeczna Dziewczynka przemierzała czas i przestrzeń w różny sposób. Niekiedy maszerowała w rytm wewnętrznego werbla, a kiedy indziej jak kret kopała ciemne korytarze. Rozgarniała ziemię na boki i przepychała się przez ciasny otwór do przodu, pokonując opór materii. Jakoś trzeba było iść. W pewnej chwili zaczęła iść tyłem, choć w tym samym kierunku co zawsze. To był najbardziej ryzykowny styl poruszania się, gdyż czas płynął, drogi niby ubywało, ale ona patrzyła na to, co już było, zamiast widzieć to co jest. Do własnego życia była odwrócona plecami. Idąc w ten sposób zawsze się potykała, przewracała i tłukła sobie kolana, które później długo bolały. Przypominało to czytanie wyrazów od końca. Niby te same dźwięki, te same litery, ale nie było Znaczeń. Wyrazy czytane od końca przypominają pudełko po zapałkach, które ktoś wypalił lub gitarę bez strun.

Jej ostatnim odkryciem jest poruszanie się w podskokach. Dobrze jest wówczas kręcić młynka torebką H & M. Co prawda niektórzy Poszczególni zerkają wówczas ironicznie, ale i tak jest przyjemnie pogwizdywać i iść dalej. Iść podskakując. Wówczas zdarza się słyszeć uwagi typu:

- Nie podskakuj, bo sobie połamiesz obcasy!

- No to co? – odpowiada Się beztrosko i podskakuje nadal. Łamiąc obcasy oczywiście.

Niegrzeczna Dziewczynka nie lubi być damą, woli być sobą.
Bycie sobą nawet z połamanymi obcasami jest lepsze.



 

Zblogowani

zBLOGowani.pl