sobota, 29 września 2012

Zawsze pozostaje urojona podróż po obłokach







Basia i Krzysztof



Krzysztof Kamil Baczyński i Barbara Drapczyńska poznali się 1 grudnia  1941 w zajmowanej przez faszystów Warszawie. Już po sześciu miesiącach byli małżenstwem. ,,Niebo złote ci otworze" – szeptał żarliwie znad kartki papieru, wodząc za nią rozkochanym wzrokiem, gdy się krzątała po ich dwupokojowym mieszkaniu, usiłując okupacyjnym zwyczajem zaparzyć herbatę drugi raz z tych samych fusów. W trakcie ich związku za oknem eksplodowały bomby, a z niego eksplodowała poezja. W tym okresie szybko dojrzał artystycznie i napisał wszystko co najlepsze. Po podjęciu decyzji o przyłączeniu się do bojowego oddziału ,,Zośka" zamienił pióro na karabin. Jeśli  pisał, to były to głównie wiersze o tematyce żołnierskiej, wiersze – odezwy lub teksty piosenek dla chłopców z oddziału. Tak jakby zakazał sobie czystych wzruszeń w czasach, gdy po ulicach miasta grasowała śmierć. Tak jakby pisanie poezji dla kobiety było zdradą wobec Ojczyzny.
Kres wszystkiemu położyła zazdrosna o ludzkie szczęście Historia. Ich oddziały podczas powstania warszawskiego walczyły w różnych częściach miasta. Umierali osobno, a każde z nich miało nadzieję, że przeżyje przynajmniej to drugie. On miał nadzieję tym większą, że Basia nosiła już pod sercem dziecko. Niestety... Zabił ją dłamek szkła wbity w głowę podczas bombardowania, zaś jego trafiła kula strzelca wyborowego. Przeżyła tylko jego mama, Stefania Baczyńska, która świadoma nieprzeciętnego talentu syna pieczołowicie zebrała i zachowała jego twóeczość do czasów pokoju.

Widzę ich obydwoje. Idą uśmiechnięci przez moją głowę, trzymając się za ręce. Ona w białej sukni z welonem, a on w garniturze odprasowanym przez mamę. Za nimi sunie weselny korowód, a w nim różowe lwy, białe łanie, wielbłądy w garbach kołyszące tajemnicę i szklane ptaki. Jest też stado wróbli widzianych przez niego za szpitalnym oknem po ataku astmy, a nawet osiołek z Dalmacji, na którego szyi ,,telenta się dzwonek". Cała ta fantastyczna fauna, którą wyczarował na przekór grozie wojny i którą przepędził ze swoich wierszy, gdy trzeba było walczyć i zabijać. Teraz wszystkie zwierzęta znów mogą być z nimi.
Chciałabym, żebyście i wy poczuli smak tamtej herbaty i zobaczyli szmaragdową trawę, która teraz szeleści pod ich nogami...



Poemat ,,Wesele poety" - fragmenty

Basi


Śpiew I

Co się zdarzy przy drodze - nie wraca,
i to, co w wieczność odchodzi - ginie.
Nie płacz, nie płacz, zawsze pozostaje
urojona podróż po obłokach.
Nie płacz, zawsze jeszcze zostanie
tabun drzew niby masztów ze złota,
jeszcze pragnień w powietrzu śpiewanie,
jeszcze w trawach wędrówka zostanie
albo grób - z niego jodłą wyfruniesz.


Dom poety

I

Tam jest zawsze jesień,
pod krużgankiem drzew
zbiera złote jabłka
różowawy lew.
Tam jest zawsze zima,
w chmur lodowy łuk
modry łoś unosi
gałąź białych snów.
Tam jest zawsze wiosna,
na dymiącą ruń
ptak zielony zrzuca
skrzydła rudych łun.
Tam jest zawsze lato,
od zmarszczonych rzek
żółty niedźwiedź zwraca
ryty w miodzie łeb.

IV

Dom jest jasny, zbudowany z blasku,
jak powietrza bańka, która w więcierz
księżycowym rybakom uwięzła
i ma ściany jakby z roślin i światła
i z jeziora pułap czy zwierciadła,
które gwiazdy odbijając wróży
do muzyki podobne i róży.

Uczta

Wej! upili się, a setnie upili,
dziw, że gwiazd na szklanych kręgach nie pobili.
W jednym dzbanie był zielonobiały
mus lodowców, które już dojrzały,
w drugim dzbanie glinianym podali
sok różowy z krwi i korali,
w trzecim noc na poły z mlekiem zmieszaną.
Wej! upili się, a wstali aż rano.


18.01.1942

 

czwartek, 27 września 2012

Ballada ,,Łowy" - Krzysztof Kamil Baczyński

 
 
Pomyślałam, że zacznę gromadzić na Ptasiej piosence różne skarby w postaci ulubionych wierszy, fragmentów książek, artykułów, obrazów, filmów i muzyki. Moich tekstów jest tutaj już sporo, zatem teraz częściej będę oddawać głos innym.
Na tym zdjęciu Krzyś wygląda wyjątkowo. Ma takie zamyślone oczy... To mędrzec, któremu ktoś przez pomyłkę kazał być dzieckiem.

 
 
 
Kilkuletni Krzyś




I
Już się świt wyroił
kolorem jagody.
strzelec konie poił
u zielonej wody.

*
Trąbka srebrna, z trąbki potok.
Uszedł strzelec w sosen rzekę,
oniósł łuk z cięciwą złotą
a łowy dalekie,
Na łowy.
Jeszcze za nim chustką wiała,
jeszcze włosów promień dała,
niby nić na dziwną drogę,
niby przypomnienia ogień
włos dała.
jeszcze z ciała jej nie okrzepł,
snu jej pełny niby dzban,
jeszcze oczy świtem mokre
do gwiazd składał jak do ran,
do gwiazd bladych.
Trąbka srebrna, ciała łuk.
Tonął strzelec w złoty puch,
tonął w olchach i w dębinie,
pozostawił cień dziewczynie,
w domu cień zostawił.

*
Jakże będę z cieniem twoim,
usta łączyć jak ze zdrojem:
ni on płomień ni on duch,
ni on włosów twoich puch,
jeno śpiew pajęczy.

Już się świt dopalił,
buchnął ognia słup.
Strzelec na oddali,
w domu cień jak duch.

2
Przędzie drogi nić
kołujący liść.
Jakże ścieżka płynie
górą czy w głębinie?
Dzikich jabłek łopot
poświst ptaków tnie.
Modry ptaku, przynieś
pogłos o zwierzynie,
zarzuć tropu nić
na różowe kły.
Trąbka srebrna zwiedzie
sarny i niedźwiedzie,
zarzuć tylko nić.

3
Na polanie białe łanie
w tańcu niosły ciała strąk.
Jedna wiodła je błękitna,
jakby rzeźba wodnych rąk.
Tak cieniami niosły trzepot,
tak w nie słońce nikło blaskiem,
że stawały się jak cienie
drzewem, wodą, liściem, piaskiem.
A za nimi strzelec tropiąc
zgubił łuk,
nie wiązane cieniem stopy
kładł w kurzawę chmur.
Trwał szelestem, w taniec nikł,
zmieniał ciało w szklane sny,
zmieniał ręce w wiotkość leszczyn,
ni mu ptak spod stopy tryśnie,
ni mu gałąź nie zatrzeszczy,
kiedy wznosi modry lot
potrącając liści strop.

*
Znów się świt wyroił,
minąl dzień, i noc,
zbladły wodopoje
nad różową wsią.

4
Nie ma strzelca. Panna płacze.
Zanim minął mleczny dzień,
idzie panna modrym lasem,
płacząc niesie strzelca cień.

Na gałęziach promień biały
porozpalał jak płomyki
sierść wiewiórek - rudy mech.
Wiodły pannę w zagajniki,
wiodły pannę złotym dnem,
wiodły pannę nad jezioro,
gdzie czerwoną kryte korą
drzewa stały.

Nad jeziorem zła poświata,
leży strzelec w blasku biały,
a w jeziorze, w kręgach wód,
w kolorowym wieńcu nut
tańczą łanie, niosą taniec
w głąb.

"Wstań, kochany." Plotła wieniec
z białych rąk.
"Wstań, kochany." Z nóg mu zdjęła
zaplątany jak sznur trop.
"Wstań, kochany." Leży strzelec.
Płacze panna i na ziemię
kładzie strzelca cień i klnie się:
"Jeśli cieniem nie uniesie,
jeśli zieleń nie odnowi,
jeśli bicze łez - niech w knieje
sama drzewem skamienieję.
Wtedy, kniejo, z nim mnie zamień
w jeden krwią porosły kamień,
zamień w drzewo".
Cień u stóp jak motyl drżał.
Zmilkła panna. Strzelec wstał,
zgarnął z powiek ciężkie niebo -
pułap snu.
Ze słonecznych witek promień
jeden wyciął - sczynił łuk.
Wracał strzelec, przy nim panna,
przepłynęli bór do rana.
Już się świt dopalał,
rósł jak mleczny porost.
Trąbka srebrna, złoty łuk.
Utonęli w mleczny puch,
w oplot dłoni, w zachwyt ciał,
tylko cień u stóp im drżał
jak ptak zamyślenia.

 




wtorek, 25 września 2012

Wiatrak

 
 
 
 




Bywały w jej życiu okresy Wielkiego Głodu, którego nie umiała nazwać ani umiejscowić. Zostawiała wtedy na stole niedojedzoną kanapkę z ogórkiem, otwartą książkę, zdanie wypowiedziane do połowy i szła przed siebie byle dalej w nadziei, że wchłaniając w siebie wrażenia, które niosła ze sobą droga, ukoi ten dotkliwy niedosyt. Tamtego dnia również powodowana nagłym impulsem chwyciła torebkę H & M i wybiegła przywołując Cynika. Szli siedem dni i siedem nocy, aż zobaczyli w oddali porośnięte trawą wzgórze, na którym stał Wiatrak. Ubrany w samotność wyglądał dostojnie. Rozpostarł potężne ramiona sięgające nieba i ziemi. Trwał w bezruchu.

Dziewczynka podeszła bliżej, zamknęła oczy i spróbowała poczuć jego Istotę. Obserwowała przy tym uważnie zmiany we własnych Emocjach, gdyż one przynosiły informacje na temat tego, w kierunku czego skierowała Oko Duszy. Poczuła, że najważniejszą treścią istnienia Wiatraka jest również głód, ale stokroć większy i całkiem inny od jej własnego. Ogarnięta współczuciem i ciekawością zbliżyła się i weszła do jego wnętrza. Podłoga pokryta cieniutką warstwą mąki sprawiała wrażenie bezludnej wyspy. Nie było tam śladu ludzkiej stopy. Bezludna wyspa, na której ona, Niegrzeczna Dziewczynka była przypadkowym Robinsonem.

- Cynik, do torebki! – powiedziała szeptem do psa, gdyż ta martwota i grobowa cisza wzbudziły jej czujność i niepokój. Cynik jak nigdy potulnie wykonał polecenie. Z psią głową wystającą spod pachy zrobiła kilka kroków po deskach.. Bezpośredni kontakt z drugim żywym stworzeniem dodawał jej otuchy, choć wmawiała sobie, że chodzi wyłącznie o bezpieczeństwo psa. Tymczasem chodziło również o jej strach. Przede wszystkim o jej Strach. Szła zostawiając na podłodze odciski stóp. W mrocznym wnętrzu Wiatraka dostrzegła wielką stertę mąki, która miała dziwny szarawy odcień. Skąd ten nietypowy kolor? Czyżby tutaj były mielone jakieś nieznane jej gatunki zboża?
Uważnie przyjrzała się groźnemu mechanizmowi. Raptem usłyszała bardzo wyraźne skrzypienie. Maszyneria powoli zaczynała działać! Wielkie tryby poruszały się wprawiane w ruch nieznaną siłą, wzbijając w górę kłęby mąki, od której zaczęły ją piec oczy. Nerwowo potarła powieki i zakaszlała. Jednocześnie z zewnątrz usłyszała narastający szum. Dusząc się wybiegła, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i zobaczyć, co się tam dzieje. Skąd ten szum? Załzawionymi oczami spojrzała w górę i dostrzegła na horyzoncie niesamowitą srebrzystą poświatę. Ależ tak! Nadlatywało wielkie stado Długopiórych Ptaków niosących Znaczenia. Jakiż to był piękny widok! Jeden wielki blask i majestat. Czym były wszelkie strapienia w porównaiu z tym, co właśnie widziała!
Poczuła Radość. A Radość była wielka.
Stado zbliżało się do Wiatraka, którego ramiona coraz szybciej krążyły i stawały się coraz dłuższe, coraz groźniejsze…. Nagle zrozumiała, że lecą wprost na drewniane ramiona, i że to obecność Długopiórych Ptaków obudziła z uśpienia mechanizm. Wiatrak czatował właśnie na Ptaki niosące Znaczenia!

- Nie lećcie tędy! Nie lećcie tędy! – zaczęła wołać machając gwałtownie rękami, żeby je zmusić do zmiany kierunku lotu. Cynik wyskoczył z torebki i głośno ujadał, ale to też nie pomogło. Całe stado Długopiórych nieubłaganie parło naprzód, nie zwracajac na Dziewczynkę uwagi i nie zbaczając z trasy.

Wszystko działo się zbyt szybko, zbyt nagle. Było za późno na ratunek. Stado już się dostało w wir morderczych ramion. Wiatrak młócił powietrze, a wraz z nim…!
Powstała kotłowanina, w której słychać było kwilenie i szept umierających Słów - Znaczeń. Długopióre Ptaki jeden po drugim wydawały ostatnie tchnienia. Martwe ciała Wiatrak wciągał do wnętrza, gdzie trafiały na taśmociąg, który je transportował na przemiał. Te, które były ranne, leciały dalej pozbawione właściwego im blasku i piękna. Okrucieństwo Wiatraka było dla Niegrzecznej Dziewczynki czymś niepojętym. Przejęta trwogą próbowała uratować chociaż jednego Ptaka. Jednak one nie rozumiały jej intencji.
Owładnięte paniką myślały, że Dziewczynka też im chce zrobić krzywdę i wyrywały się z jej rąk.
W tym zamieszaniu i ferworze walki zobaczyła w ułamku sekundy drewniane ramię tuż nad głową. Wiatrak nabrał apetytu i chciał pochwycić także ją. Ostatnim przebłyskiem świadomości zwinęła się w ciasną papierową kulkę, która odbiła się od jednego z wirujących ramion i została siłą odśrodkową odrzucona na dużą odległość. Upadła na trawę. Oszołomiona wróciła do ludzkiej postaci i przywołała Cynika. Na szczęście nic mu się nie stało. Jej własne stado Długopiórych Ptaków było bezpieczne, ale nie mogła znieść myśli, że zginęło tyle niezwykłych, skrzydlatych istnień. Nic dziwnego, że mąka we wnętrzu Wiatraka miała szarawy odcień… Poczuła przejmujący smutek na myśl o tych wszystkich ważnych, pięknych, krzepiących, czułych i budzących do życia Słowach. Teraz staną się puste i jałowe. Wiatrak zmielił je na mąkę. Z tej mąki nikt nie upiecze chleba. Nawet on sam. Przecież miał jej mnóstwo, a pozostał głodny.
Pomyślała o ludziach, którzy całe życie spędzają przy oknie wypatrując Długopiórego Ptaka niosącego dla nich Znaczenie. Czyż istniał głębszy smutek niż ten, jakiego doświadczał ktoś, kto czekał na ważne, budzące do życia, czułe, krzepiące Słowo, a otrzymał garść piekącej mąki prosto w oczy?

- Jak mogłeś! Po co to zrobiłeś?!– zawołała zaciskając piąstki w bezsilnym gniewie.

- Nudziłem się – odparł ponuro.

- To zacznij z nudów mielić zboże! Przynajmniej komuś będziesz potrzebny!

- Nie żartuj! Zboże jest dla mnie zbyt pospolite!

- Ale przez ciebie giną Znaczenia! Nawet te, które ocalały są wypaczone! Nie rozumiesz?! Słowa przestają Znaczyć!

- I co z tego? Dzięki temu co robię nie jestem banalny. Jestem niezwykły.

,,Jesteś zwykły, ale nie chcesz tego widzieć” – pomyślała ze złością ruszając w drogę powrotną. Między łopatkami czuła ból po uderzeniu. Pewnie jutro będzie siniak, ale trudno. I tak miała sporo szczęścia. Jak nigdy przedtem zapragnęła być silna i mądra. Może wtedy potrafiłaby coś wymyślić?
Postanowiła, że nauczy się zaspokajać głód kanapką z ogórkiem.



 

czwartek, 20 września 2012

Pytanie na kolację

 
 



Czy ktoś umiałby przetłumaczyć ten tekst? Film jest wyjątkowy, motyw muzyczny również, ale słów nie rozumiem :(

Jak spotkałam Julia







Kolejna romantyczna historia...Chyba pod wpływem pociągu bez specjalnego nadzoru przypomniałam sobie jeszcze jedną, tym razem z czasów licealnych.
Otóż moja koleżanka zawarła korespondencyjną znajomość z pewnym chłopakiem, który podzielał jej muzyczne zainteresowania. Miała ogromną kolekcję często unikatowych płyt, ale nie potrafiła pisać listów. Ponadto robiła taką ilość błędów ortograficznych, że nasza polonistka odchodziła od zmysłów. Dlatego listy pisałam ja. Wymieniali się płytami, książkami... Z czasem korespondencja zaczęła nabierać rozmachu. Listy były coraz dłuższe, bogatsze.... Boże, jak on pięknie pisał! Dużo czytał, więc żeby mu sensownie odpisać, często czytałam książki, o których wspominał. Jedną z nich były opowiadania Cortazara, który mi został po nim na pamiątkę...
Z czasem okazało się, że doskonale się rozumiemy, mamy podobny sposób widzenia świata, śmieszą nas te same rzeczy... Krótko mówiąc zakochałam się w nim po same nastoletnie uszy i to z wzajemnością. Tyle tylko, że on dostał w liście zdjęcie koleżanki, bo w końcu był jej znajomym... Zakochał się w dziwnym tworze, będącym kompilacją jej twarzy i mojej psychiki. (Wirtual jest pełny takich historii, nie tak dawno przerabialiśmy jedną z nich. Prawda, Jane? )
Często pisał coś, co mnie wkurzało na maksa: że kocha jej czarne włosy...:P A ja nie jestem brunetką!  Był zdecydowanie w moim typie jeśli chodzi o wygląd. Słowem: LOVE :)
No ale teoretycznie mnie tam nie było :( Ja byłam tylko skrybą, suflerem ukrytym pod sceną...
Wreszcie  umówili się  po dłuższym czasie, bo on studiował daleko i jakoś dziwnie nie nalegał na spotkanie. Zastanawiałyśmy się, czy wysłał swoje zdjęcie.
Mieli się spotkać w kawiarni, do której ja też poszłam za zgodą koleżanki jako jej ochroniarz i jednocześnie mocno zainteresowany widz. Okazało się, że jest niższy od niej o pół głowy, czego mu nie mogła wybaczyć i po jednej randce zerwała z nim znajomość pod jakimś pozorem. Myślałam, że oszaleję! . Ode mnie też byłby niższy, ale mi to kompletnie nie przeszkadzało! Ale mnie przeciez tam nie było. Ja siedziałam pod sceną...i nie mogłam się ujawnić...
Pisał do niej jeszcze wiele razy, ale nigdy już nie chciała mi tych listów pokazać






środa, 19 września 2012

Pociąg bez specjalnego nadzoru



 
 
 
Podczas studiów wydarzyła mi się bardzo romantyczna historia. Otóż mieszkałam w starym akademiku, w którym było tylko kilka łazienek na całe piętro. Chodziłam pod prysznic zawsze do jednej i często nuciłam tę wokalizę, bo obejrzałam film i ogromnie mi się spodobał, również z powodu muzyki. Pewnego razu z sąsiedniej kabiny zaczął ze mną nucić męski głos... miękki i niski...bardzo muzykalny. Przez kilka miesięcy trwało to wspólne nucenie. Nigdy go nie zobaczyłam, bo zawsze przychodził po mnie i wychodził zanim zdążyłam wyjść.
Niestety pewnego razu zaczaiła się na nas banda jego kumpli, którzy zaczęli wyśpiewywać jakieś wulgarne kawałki...
Zmieniłam łazienkę i godziny chodzenia pod prysznic.
Do tej pory to wspominam...Od tamtej pory wiem, że najlepsze są te historie miłosne, które nie zostały skonsumowane :)
 
 
 


poniedziałek, 17 września 2012

Niegrzeczna Dziewczynka, Lo i Żywy Człowiek








Niegrzeczna Dziewczynka miewała co jakiś czas napady żalu, że nie jest prawdziwa. Wówczas zadziornie wymachiwała torebką H & M w kierunku Emmy i dopominała się Uwagi. Gdy wreszcie została nią obdarzona, wybuchała potokiem pretensji i żądań, uzasadniając je własnym niespełnieniem. Emma uspokajała ją, jak mogła, obiecując wymyślenie jakiegoś sposobu na rozwiązanie problemu, ale przecież takiego sposobu nie dało się wymyślić. Jak dotąd nikomu nie udało się tchnąć życia w postać literacką. Niegrzeczna żyła o tyle, o ile Emma miała czas, ochotę i pomysły, aby ją wysnuwać z własnej głowy. Emma już dawno zauważyła, że Dziewczynka zaczyna żyć własnym życiem i czasem ją to śmieszyło, a czasem niepokoiło. Najczęściej zaś było przyczyną scen, jakie Dziewczynka jej urządzała.

Z jednej strony Emma miała świadomość, że jest panią jej życia i śmierci, co jej pochlebiało. Czuła się wtedy niczym Demiurg, stukający w klawisze z uwagą lub od niechcenia, ochoczo lub na odczepne. Z drugiej strony jednak w którymś momencie zdała sobie sprawę, że nie docenia w Dziewczynce woli życia. I właśnie ta jej wola prowadziła do buntowniczych tyrad, w których Dziewczynka próbowała wyjść z ograniczających ją ram postaci literackiej i stać się Żywą Istotą. Ale jak można było zamienić ciekłą celulozę w krew? Jakim sposobem jej papierowa skóra mogłaby nabrać rumieńców? Wobec takich buńczucznych oczekiwań Niegrzecznej Emma musiała przyznać, że jako Demiurg ma bardzo ograniczoną władzę, a jej moc sprowadza się wyłącznie do oswajania liter, bo przecież nawet Długopióre Ptaki, niosące w dziobkach Znaczenia, nie zawsze chciały przysiadać na jej ramieniu.

Z czasem Dziewczynka przestała się domagać bycia Żywą Istotą. Święty Ogień Duszy przestał w niej płonąć, a ona nawet nie próbowała go podsycać. Zdawała się być pogodzona z losem, a nawet zadowolona z wewnętrznej martwoty, która ją chroniła przed cierpieniem. Popadła w rezygnację i zniechęcenie, choć na samym jej dnie, pod warstwami popiołu wielu odcinków dotyczących jej przygód nadal tliła się iskierka.

Tego dnia jesienne światło bursztynowym blaskiem wlewało się przez okno, przy którym usiadła z kubkiem herbaty cynamonowej. Wystawiła twarz do Słońca i z lubością poddawała się jego ciepłemu dotykowi. W pewnej chwili poczuła łaskotanie na czubku głowy. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą wielkiego, kolorowego motyla. Mienił się intensywnymi barwami, jego skrzydełka wywoływały ruch powietrza, które łaskotało ją w policzki. Motyl krążył nad nią w podobny sposób jak pies, który natrętnie biegał dokoła jej nóg, gdy chciał, aby poszła za nim. Dziewczynka zaintrygowana wstała i ruszyła za motylem, zarzucając na ramię torebkę H&M. U jej nóg radośnie podskakiwał Cynik – nieodłączny towarzysz wszelkich przygód. Szli siedem dni i siedem nocy, a motyl cały czas wskazywał im drogę. W pewnej chwili Dziewczynka zauważyła, że powietrze stało się wilgotne. Z każdą chwilą gęstniała mgła, która osiadała na jej twarzy i wkrótce Dziewczynka zaczęła się zastanawiać, czy dobrze zrobiła wyruszając w drogę. Przystanęła na chwilę, zamknęła oczy, aby móc się skupić i zapytać o zdanie Intuicję. Bardzo szybko otrzymała potwierdzenie, że zmierza tam, dokąd powinna, czego dowodem było niecierpliwe podrygiwanie kucyka na czubku głowy. Dziewczynka pomyślała, że może motyl chce ją zaprowadzić do Doliny Mgieł? Szybko jednak porzuciła ten absurdalny pomysł. Przezroczysty Mustang przychodził do niej, chrupał jabłuszka o niewysłowionej słodyczy, przeglądał się w jej oczach, aby się upewnić, że żyje i odchodził. Obydwojgu było z tym dobrze. Nie musiała mieć lassa. Nie musiała pytać, czy wróci. Był przecież takim łasuchem...! Nie, to stanowczo nie to. Ta historia musi być o czymś innym, choć jak się dobrze zastanowić, wszystkie historie świata są o tym samym.
Tymczasem Dziewczynka poczuła pod nogami piasek, a mgła z każdym krokiem gęstniała. Prowadzący ją motyl miał kropelki wody na skrzydłach. W pewnej chwili usiadł jej na ramieniu, gdyż nie mógł dalej lecieć, a później gdzieś zniknął. Czyżby byli na miejscu?
Spojrzeniem Przenikającym Materię powiodła dokoła i wytężyła słuch, gdyż do jej uszu dobiegał delikatny, monotonny dźwięk. Ależ tak! Znajdowała się nad morzem!
Nagle poprzez szum fal usłyszała cichutki śmiech. Odwróciła się w jego stronę i zobaczyła dziewczynkę mniej więcej własnych rozmiarów. Podskakiwała przed nią w jednej skarpetce, a drugą nogę podnosiła zabawnie do góry, aby uniknąć dotknięcia stopą ziemi. Niegrzeczna pochłaniała ją wzrokiem, gdyż pierwszy raz w życiu zdarzyło jej się spotkać kogoś takiego wzrostu jak ona. Wszystkie kobiety Klanu były wysokie i rozmawiając z nimi, musiała zadzierać do góry głowę. Przy nich czuła się zawsze mała. O wiele za mała.
- Kim jesteś? - zapytała z uśmiechem.
- Lo – usłyszała w odpowiedzi.
-Lo? Co to znaczy? Co to za słowo? - zapytała Niegrzeczna.
-To moje imię! Nie domyśliłaś się?
-Ach tak! A ja jestem...
-Oj wiem, wiem, kim jesteś. Spodziewałam się ciebie.
-Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem Dziewczynka. - A jak się nazywa twoja kraina? Bo widzisz... szłam za motylem, a teraz nie wiem, gdzie jestem...
-Nie domyślasz się jeszcze? To Królestwo Nadmorskiej Mgły! - zawołała radośnie Lo.

Dziewczynka zaśmiała się olśniona, gdyż z Pudełka na Tyłach Głowy wyskoczyło wspomnienie jednaj z legend. Słyszała dawno temu, jak kobiety Klanu Papierowych Kulek popalając badyl, opowiadały o tym Królestwie. Ponoć leżało na samej Krawędzi ich terytorium. Te, które Wiedzą Więcej przestrzegały ją, aby uważała, gdyż z Krawędzi łatwo spaść. Gęsta mgła utrudnia widoczność, łatwo wykonać fałszywy krok i przeoczyć granicę Papieru. Jak wiadomo, całe terytorium Klanu mieści się na kartce papieru, którą niczym zagubioną tratwę zewsząd otacza Morze. Gdzieś za tym Morzem był Prawdziwy Świat, w którym mieszkali Żywi Ludzie, jednak żadna z kobiet nie próbowała do niego dotrzeć. To przed nim Kobiety przestrzegały Dziewczynkę. I to wystarczyło, aby z całego serca zapragnęła przekroczyć granicę, bowiem Zakaz jest afrodyzjakiem Niegrzecznych Dziewczynek. 

-Wiem, co chcesz zrobić – usłyszała smutny głosik Lo.
-Naprawdę? - zapytała zawadiacko Dziewczynka.
 
Była już pewna, że to zrobi wbrew wszystkiemu. Skoro udało jej się dotrzeć do Morza, za którym jest Prawdziwy Świat, to musi zobaczyć, jak on naprawdę wygląda! Marzyła też skrycie, aby spotkać Żywego Człowieka. Efemeryczny, zależny od kaprysu Emmy żywot postaci literackiej zamienić na Prawdziwe Życie, w którym krew jest krwią, nie ciekłą celulozą, a w najlepszym razie czarnym tuszem liter, bezskutecznie poszukujących Znaczeń.
-Zostań tu ze mną! Będziemy zbierać muszle i zaprzyjaźnimy się z delfinami... Mogłabym ci opowiadać swoje tajemnice, a ty opowiadałabyś mi swoje - przekonywała gorąco Lo.
Jednak Dziewczynka już jej nie słuchała. Zwinęła się w ciasną papierową kulkę i poturlała w stronę Krawędzi. Wiedziała, że jest to bardzo ryzykowne. Co prawda papier był powleczony warstwą ochronną wykonaną według ściśle strzeżonej receptury, jednak nadal pozostawał papierem i niczym więcej, więc mógł rozmoknąć w wodzie, a wówczas los Niegrzecznej byłby przesądzony. Fabryka Ciągów Dalszych musiałaby wstrzymać produkcję, zaś Emma pod naporem logiki wydarzeń musiałaby przestać stukać w klawiaturę.
Niegrzeczna Papierowa Kulka unosiła się na falach siedem dni i siedem nocy, aż wreszcie poczuła, że woda jest coraz cieplejsza, a to oznaczało bliskość stałego lądu. Nie pomyliła się. Już wkrótce na wpół rozmoknięty papier zaczął zawadzać o drobne kamienie. Niegrzeczna natychmiast rozpoczęła transformację. Rozwinęła kończyny oraz tułów i szybko przybrała swoją tradycyjną postać. Poprawiła grzywkę, zarzuciła na ramię torebkę H&M i ruszyła w głąb lądu. Stukając dziarsko obcasami przypomniała sobie słowa Emmy: ,,Uważaj na siebie...”
Co właściwie Emma mogła mieć na myśli? Czy chodziło o to, że Niegrzeczna była zrobiona z papieru, który był łatwopalny i źle znosił wodę? A może o to, że tak łatwo trwoniła zapasy cennej Energii?
Wówczas usłyszała delikatny trzepot skrzydełek Intuicji, która domagała się Uwagi. Zanim zdążyła wsłuchać się w jej głos, zobaczyła na horyzoncie jakąś postać. Nie miała wątpliwości, że musi to być Żywy Człowiek, gdyż wszystkie kobiety Klanu i sąsiednich plemion – dalekich krewnych Papierowych Kulek – miały tak charakterystyczny sposób poruszania się, że pomyłka nie wchodziła w rachubę. Papierowe Kulki stawiały stopy niezwykle delikatnie, gdyż od pokoleń były przyzwyczajone do tego, aby nie odbierać życia, nawet tym drobnym istotkom, które pełzają pod nogami. Zresztą Papierowe Kulki były tak lekkie, że nie musiały się o to jakoś szczególnie starać.
Natomiast sposób przemieszczania się Żywego Człowieka był całkiem inny. Szedł nie zważając na to, co mogło żyć pod jego nogami. Wówczas Dziewczynka przypomniała sobie opowieści Staruszki Den o tym, że wśród Żywych Ludzi obowiązuje zasada łańcucha pokarmowego: więksi i silniejsi zjadają mniejszych i słabszych. Ci, którzy stoją na szczycie tej bezdusznej piramidy pokarmowej, nie przejmują się tymi, którzy są na samym dole. Ona nie należała do piramidy, od której zależało jego życie. Była spoza jego świata.
Jednak koniecznie chciała zobaczyć, jak wygląda. Usiadła przy drodze i postanowiła poczekać, gdyż z przejęcia nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Jeśli przemówi do niej, będzie to oznaczało, że przeczuwał jej przyjście, a jeśli nie...? Jeśli nie, to się zobaczy.
Żywy Człowiek zbliżał się, a ona ze zdziwieniem dostrzegła, że nad jego głową krąży spore stadko Długopiórych Ptaków! Jakaż była jej radość! Tak bardzo chciała poznać Znaczenia, które ptaki niosą w dziobkach! Coś jej mówiło, że są to piękne słowa w Narzeczu Dwojga, które mogłyby rozkwitać w jej głowie na kształt ogrodów Semiramidy. Zdążyła jedynie zarejestrować, że Długopióre zachowują się w jakiś nietypowy sposób, bo później, gdy usłyszała jego głos, poczuła, że Święty Ogień Duszy zaczyna jaśniej płonąć. Nic nie mówił. W milczeniu wyciągnął do niej rękę, która wydała jej się dłonią olbrzyma i podniósł ją z ziemi.
- Chciałabym poznać twoją Istotę – odezwała się pierwsza, ale zaraz później przestraszyła się własnych słów. Jednak Żywy Człowiek uśmiechnął się i pokiwał głową na znak zgody.

Wówczas Dziewczynka ujęła jego głowę w obie dłonie i przytknęła czoło do jego czoła. Poddał się temu bez protestu. Miała nawet wrażenie, że sprawia mu to przyjemność. Przez długą chwilę stali dotykając się czołami. Dziewczynka wniknęła do jego Wewnętrznego Miasta i długo błądziła uliczkami, oglądała witryny sklepów, zwiedzała muzea i parki. Nie napotkała na żadną przeszkodę. Dostępu do sekretnych placów i fontann nie wzbraniał żaden zakaz. Otwarła oczy dopiero wówczas, gdy uzyskała pewność, że wie, co ma robić. Uśmiechnęła się łagodnie i zapytała:
- Dlaczego Długopióre Ptaki, które przyleciały z tobą, zachowują się tak dziwnie? Wyglądają, jakby były bardzo słabe. Ledwie poruszają skrzydełkami i co chwilę przysiadają.
-Są głodne, Dziewczynko. Codziennie karmię je zbożem, ale sama wiesz, co one lubią najbardziej, a tak dawno tego nie jadły... Niestety, ich ulubiony pokarm już dawno mi się skończył i są skazane na jedzenie pszenicy, a jak wiesz, wcale za nią nie przepadają.

Wówczas Dziewczynka zsunęła z ramienia torebkę H&M i zanurzyła w niej rękę po łokieć. Po chwili wyjęła ramię, ściskając coś w dłoni. Żywy Człowiek patrzył chciwie na każdy jej gest, a gdy z rozbrajającym uśmiechem pokazała mu zwiniętą piąstkę, zawołał:

- To niemożliwe! To przecież niemożliwe, żeby to były...!
- Ależ możliwe – odpowiedziała rozwijając dłoń, w której zaciskała ziarenka Czystego Sensu - przysmak Długopiórych. Wysunęła ją przed siebie, aby Długopióre mogły się pożywić. Ptaki siadały na jej wyciągniętym ramieniu i posilały się, a ich jedwabiste pióra dotykały jej skóry delikatnie niczym aksamit. Każdy z nich brał w dziobek jedno ziarenko i zataczając nad nią koła odlatywał, robiąc miejsce innym. Ich pióra zaczęły odzyskiwać blask. Mieniły się wszystkimi kolorami tęczy i olśniewały. Żywy Człowiek był bardzo wzruszony. Nic nie mówił, ale w jego oczach Niegrzeczna dostrzegła tyle wdzięczności i oddania! Wówczas dopiero usłyszała bardzo wyraźny nakaz Intuicji, która domagała się od niej powrotu do Klanu Papierowych Kulek. Tak...Intuicja miała rację. Jej światem była kartka Papieru unosząca się na bezkresnych wodach bytu niczym tratwa ratunkowa. Czyż tam nie czuła się najlepiej? Czy nie była to jedyna rzeczywistość, jaka mogła dać schronienie jej łatwopalnemu, celulozowemu istnieniu? A ponadto wyczuwała, że Żywy Człowiek najbardziej ją lubi w wersji papierowej. Jej pozostanie w jego świecie wiązało się z wielkim zagrożeniem, gdyż tylko nieliczni z Żywych Ludzi potrafią szanować Papier. Dla nich jest on jedynie tworzywem, a dla niej – życiodajnym sokiem, za pomocą którego przenoszona jest Energia.
,,Lo, wracam do ciebie!” - pomyślała Dziewczynka. Puściła do Żywego Człowieka perskie oczko, zwinęła się w ciasną papierową kulkę i poturlała w drogę powrotną.  Postanowiła spędzić z Lo trochę czasu i opowiedzieć jej swoje sekrety. Będą poznawały rośliny i zwierzęta Królestwa Nadmorskiej Mgły, zbierały muszelki i robiły z nich naszyjniki.
Podczas podróży przez Morze goniły ją Długopióre Ptaki, niosące w dziobkach Znaczenia. Goniły ją słowa wypowiadane w Narzeczu Dwojga, które brzmią niczym najpiękniejsza muzyka w uszach Niegrzecznych Dziewczynek. Jednak nie była smutna, bo wiedziała, że wystarczy usiąść nad brzegiem Morza, tuż nad Krawędzią, aby móc tych melodii słuchać i słuchać...
Nie potrzebowała niczego więcej.




sobota, 15 września 2012

Chodź no tu, Dziewczynko...








Niegrzeczna Dziewczynka ze zmokniętym, nastroszonym kucykiem stanęła przed Emmą. Musiała błądzić w deszczu bez parasola i sądząc po minie miała coś na sumieniu, choć już na pierwszy rzut oka widać było, że za nic na świecie nie chce się do tego przyznać. Spoglądała wyzywająco spod grzywki i trzymała wysoko zadartą głowę, ale jej spojrzenie niepewnie uciekało na boki jak spłoszona mysz szukająca bezpiecznej norki. Gdzie u licha była? Przecież od kilku dni świeci Słońce, a ona wraca prosto z deszczu.

- Chodź no tu, Dziewczynko – powiedziała Emma i spróbowała ją przyciągnąć bliżej za rękę.

- O co ci chodzi?– zapytała Dziewczynka zadziornie wykręcając dłoń.

- O to, żebyś uważała na siebie. Nie jesteś ze stali.

- Owszem, nie da się ukryć... Jestem ulepiona z papieru i marnych kilku bitów informacji. To raczej nietrwała konstrukcja, nie sądzisz? Całe moje życie zależy od twojego kaprysu! – powiedziała z ironią, pod którą chciała ukryć smutek, po czym wyrzuciła z siebie przedrzeźniając Emmę:

- Uważaj, uważaj...Łatwo mówić jak się siedzi za biurkiem i udaje Wielkiego Scenarzystę czy jakiegoś Demiurga!

- Nie dokazuj, to ja cię napisałam!

- No i co z tego! Teraz myślisz, że możesz ze mną zrobić, co tylko zechcesz, tak? Niedoczekanie twoje! Wysłałaś mnie w wirtualną przestrzeń i żyję własnym życiem. Nic mi nie zrobisz.

- Ale mogę cię przestać pisać, prawda? Mogę przestać wymyślać dla ciebie nowe przygody. I co? – powiedziała poirytowana Emma.

- Taka wredna to chyba nie jesteś… weź przestań…- Dziewczynka wyglądała na zbitą z pantałyku. Kucyk nagle opadł i smętnie zwisał z tyłu głowy. Kapała z niego woda. Wyglądała bezradnie i tak krucho, że Emma pożałowała swoich słów.

- Jasne, że aż taka wredna to nie. Jesteś moją jednostką do zadań specjalnych. Pracujesz w terenie jako mój zwiadowca. Docierasz tam, gdzie ja się boję chodzić. Gdyby nie ty, moje życie byłoby znacznie uboższe. Ale nie zadzieraj nosa, słyszysz?! Uważaj na siebie.

- Otóż to! Jesteś tchórzem, Emmo! Całą czarną robotę zwalasz na mnie. Jak mogę na siebie uważać, skoro jestem jednostką do zadań specjalnych? Jesteś tchórzem i już!

- A ty jesteś bezczelna! Myślisz, że pisanie o tobie to bułka z masłem, tak?! Ponadto kochasz te wszystkie przygody, które dla ciebie wymyślam - powiedziała rozzłoszczona Emma i ostentacyjnie przestała pisać.
Zapanowała uciążliwa cisza, podczas której Dziewczynka udawała, że czegoś szuka w torebce H & M, a Emma wyszła do kuchni zaparzyć kawę.
- Chodź no tu. Do niczego tak nie dojdziemy – powiedziała w końcu ugodowo Emma wracając z kubkiem. Ujęła łagodnie Niegrzeczną za nadgarstek i posadziła sobie na kolanach. Tamta opierała się, ale tylko dla zasady, bo tak naprawdę miała wielką ochotę się przytulić jak większość niesfornych Dziewczynek. Dobrze im było razem.
Po chwili kucyk znów sterczał niczym antenka i łowił wibracje, zwiastujące Nowe Przygody.



Fot: vaxi

piątek, 14 września 2012

Proza z obserwatorium

 

Owa godzina, która może zaistnieć poza wszelkimi zegarami, dziura w sieci czasu,
ów sposób bycia między, nie ponad ani poza,
a między,
owa godzina - otwór, do której się dochodzi od zawietrznej innych godzin,
nieogarnionego życia pełnego godzin ważnych i nieważnych, pełnego czasu na wszystko, wszystkiego w swoim czasie,
być w hotelowym pokoju, na peronie, patrzeć na wystawę, na psa, ewentualnie trzymać cię w objęciach, kochać się w porze sjesty, w półśnie,
widząc w tej jasnej plamie drzwi otwierające się na taras [...]

Niechże rudowłosa noc zobaczy, że chodzimy z podniesioną głową, że przyjmujemy obrazy snu i bezsenności, niech jakaś ręka ześliźnie się wolno po nagich plecach wyrywając nam miłosny krzyk z głębi ognia, z głębi jaskini, pierwszy słodki rozejm w lęku gatunku.

Julio Cortazar, Proza z obserwatorium

Cortazar nie sypiący żartami jak z rękawa, pozbawiony ironii, pewnie przestałby być sobą, lecz oto mamy przed sobą inne zjawisko: nie przestając być sobą jest otwarcie poetą, zasłuchanym w rytm frazy, w dźwięk słów. Pretekstem są tu naukowe interpretacje cyklu wędrówek węgorzy. Są one symbolem wyrywkowej i bezgranicznie pewnej siebie wiedzy, w sumie bezradnej i śmiesznej wobec ogromu opisywanych zjawisk i tajemnicy egzystencji. Tej tajemnicy usiłuje poeta dotknąć, splatając historię węgorzy z poszukiwaniami astronomicznymi XVIII-wiecznego maharadży Dżaj Singha, który dla swoich badań wzniósł niewiarygo9dne, księżycowe budowle. (...) Zmagania Dżaj Singha z astronowmią nabierają w oczach poety mistycznego niemal wymiaru, symbolizując otwartość, pełnię, połączenie Logosu z Erosem. (Zofia Chądzyńska )


Obraz: Alter Ego



środa, 12 września 2012

Niegrzeczna Dziewczynka i Mustang

 
 


Kobiety z Klanu Papierowych Kulek lubiły siadać przy ogniu, popalać badyle i opowiadać różne historie. Zioło rozwiązywało języki i sprawiało, że ich umysły dryfowały swobodnie po bezkresach Wyobraźni. Prawdziwe wspomnienia mieszały się z podaniami i tak powstawały nowe Legendy. Były pełne Południc, Straszaków i Obwiesi. Niegrzeczna pomyślała, że należałoby sprawdzić, co w tym wszystkim jest prawdą, a co fikcją.. Wśród tłumu dziwacznych, niedookreślonych istnień jej uwagę przykuwała postać Przezroczystego Mustanga. Według Legendy był niezwykle dziki i groźny. Potrafił cwałować po Mlecznej Drodze i po grzbietach fal. Sypał spod kopyt iskrami od których płonął widnokres. Nikomu nie pozwolił się dosiąść. Kochał Wolność ponad wszystko. Mówiące o nim kobiety smętnie kręciły głowami, cmokały z niedowierzaniem, powątpiewając w jego istnienie. Czy to możliwe, żeby Klan dotąd nie wydał na świat Śmiałkini, która nie bała się jego kopyt? Wszak Klan zrodził wiele dzielnych kobiet. Przezroczysty Mustang to bajka! Tętent jego kopyt na niebie, po którym go rozpoznawano, musiał być ułudą. Nad tymi opowieściami unosił się zapach bezkresnych prerii. Woń tęsknoty potęgowana ziołem i spirytusową nalewką. Za którymś razem Niegrzeczna Dziewczynka zauważyła przy ogniu niepozorną, zasuszoną Staruszkę Den, która z wesołym błyskiem w spojrzeniu przysłuchiwała się wszystkiemu. Jej oczy skrywały jakieś Tajemnice. Te oczy Wiedziały Więcej. Pobłażliwie drwiły z niedowiarstwa kobiet. Niegrzeczna odczekała, aż zgromadzenie się rozejdzie i podała Staruszce swój badyl. Był to w Klanie symboliczny gest potwierdzający Wspólnotę Krwi i Papieru, a zarazem prośba o możliwość skorzystania z czyjejś Mądrości. Den z lubością wciągnęła dym. Domyśliła się natychmiast celu rozmowy i bez zbędnych ceregieli powiedziała chichocząc: ,,Wiem, wiem o co chcesz zapytać. Ale nic ci nie powiem. Może tylko tyle, że on jest strasznym łasuchem .” Później nabrała wody w usta w przenośni i dosłownie, bowiem miała potężnego kaca.

Tamtej nocy do Niegrzecznej Dziewczynki przyszedł Sen. Być może został wysłany do kogoś innego, ale zabłądził w drodze i trafił do niej. Musiała go sobie przyśnić. Miał zmierzwione futro i domagał się od niej Uwagi. Słychać w nim było tętent kopyt i donośne rżenie. Mustang wznosił łeb do Księżyca, wydymał chrapy i prychał. Miała wrażenie, że ją Przyzywa. Nie był Przezroczysty. Widziała go bardzo wyraźnie.

 Rano spakowała kilka rzeczy do torebki H&M i wyruszyła. W ślad za nią Cynik. Chciała przed nastaniem mroku dotrzeć do Ogrodu. Tam rosło Drzewo dające rajskie jabłuszka o niewysłowionej słodyczy. A przecież Staruszka powiedziała, że Mustang jest strasznym łasuchem... Powinny mu posmakować. Szła z psem przy nodze siedem dni i siedem nocy. Obmyśliła plan pełen forteli, z którego była bardzo dumna. Dzięki niemu miała przechytrzyć Strażnika Słodyczy. A był nim Wąż Oczywiście.
Dziewczynka i Cynik stanęli u bram Ogrodu. Niegrzeczna przeskoczyła przez parkan, choć furtka była otwarta na oścież. W końcu Przygoda musi być, no nie?! Wreszcie będzie mogła udowodnić, jaka jest sprytna. Już ona im pokaże. Jednak ku jej wielkiemu rozczarowaniu Strażnik Słodyczy Oczywiście wlokąc sflaczały ze zmęczenia ogon i gubiąc łuski poszedł do cienia na sjestę. Zdegustowana jego nikłą rolą w tym opowiadaniu stanęła pod Drzewem i wydłużając język niczym kameleon, nazrywała do torebki jabłuszek. No cóż. Nie pokaże im. Znów nie tym razem. Ale przynajmniej zdobyła owoce. Teraz czekała ją droga do Doliny Mgieł, w której według Legendy miał żyć Przezroczysty Mustang. Po przejściu przez siedem gór i siedem rzek znaleźli się we mgle. Niedawno musiał padać deszcz, bo igliwie było mokre i wydzielało intensywny zapach, a na Niebie pojawiła się tęcza. To musiało być tutaj. Niegrzeczna Dziewczynka od tej chwili skradała się ostrożnie stawiając stopy. Była bardzo podekscytowana. Rozwiąże zagadkę Mustanga! Będzie mogła przy ogniu uśmiechać się tajemniczo jak Staruszka Den. Będzie Wiedzieć Więcej niż inne kobiety Klanu. Podczołgała się na brzeg wielkiej skarpy i przytrzymując psa ramieniem, aby nie spłoszył konia, zaczęła penetrować wzrokiem Dolinę. Nie miała szans go zobaczyć. Był przecież przezroczysty. Liczyła jednak, że zdradzi go jakiś szelest, tupot kopyt lub rżenie. W pewnej chwili pod ramieniem poczuła niespokojny ruch Cynika. Pies zjeżył sierść i postawił uszy. Powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem i zobaczyła, że mgła w jednym miejscu rozchodzi się na boki. Wyglądało to tak, jakby ktoś rozdzierał na dwie części białe prześcieradło. Tak! To musiał być on! Wspięła się na palce, zdjęła z Nieba tęczę i zrobiła z niej lasso. Później jednym precyzyjnym ruchem zarzuciła je Mustangowi na szyję. Nie protestował! Nie wierzgał. Nie wyrywał się. Mgła przestała się rozdzierać na dwie części i stała nieruchomo. Już wtedy poczuła, że coś tu jest nie tak, bo wszystko idzie zbyt gładko. Czyżby chciał dać się złapać? Czyżby legenda o koniu kochającym Wolność kłamała? Bała się jego kopyt sypiących iskry i nawet nie próbowała go dosiąść, choć był taki spokojny. Chciała tylko sprawdzić czy naprawdę istnieje. Istniał, ale sprawiał wrażenie całkiem innego niż ten, o którym z takim przejęciem opowiadały kobiety.

Pociągając delikatnie za lasso wyprowadziła Mustanga z mgły. Słyszała nerwowe prychanie i czuła lekki opór na drugim końcu tęczy. Była przygotowana na długie zmaganie, na wysiłek fizyczny i walkę z dzikim zwierzęciem. Na prawdziwą próbę sił. A tu taka Uległość! Coś tu stanowczo jest nie tak. Gdzie nerw dramatyczny? Gdzie stopniowanie napięcia?? Ta historia jest źle napisana! Jakaś awaria w Fabryce Ciągów Dalszych?? Może wypadła z roli i wpadła przez lukę w związkach przyczynowo – skutkowych do cudzego Scenariusza? Gubiła się w przypuszczeniach. Stała chwilę bezradnie z lassem w dłoni. Wtedy poczuła, jak z drugiego końca - po tęczy - napływają szeregiem Emocje: Smutek. Gniew. Smutek. Lęk. Dzikość. Smutek. Lęk. Smutek. Prośba. Smutek. Lęk. Co teraz robić? Skąd tyle Smutku i Lęku w tym zwierzęciu? Może ma ochotę na coś słodkiego? Jej samej słodycze zawsze poprawiały humor. Wysypała na ziemię kilka jabłuszek, ale zniknęło tylko jedno, a Smutek i Lęk nadal napływały po tęczy potężną falą, którą ledwie pomieściło jej Serce. Poprosiła o radę Intuicję. No tak! To jasne. Kto nie odczuwałby Smutku i Lęku mając na szyi pętlę! Wypuściła tęczę z ręki. Ma dość tej opowieści. To nie dzieje się naprawdę! To musi być Ciąg Dalszy tamtego snu. Pora się obudzić. Odwróciła się na pięcie i zniechęcona ruszyła w drogę powrotną. Nie przyzna się Kobietom Klanu do swojej porażki. Będą się z niej śmiały. To wszystko nie ma sensu. Też coś! Mustang! Jak mogła być taka głupia. Zalał Smutkiem i Lękiem jej Serce. Omal się nie utopiło. Niech sobie idzie do tej swojej Doliny Mgieł.

I pomaszerowała na ukos przez pejzaż, a kucyk na czubku głowy podrygiwał w rytm jej irytacji.

Pierwszej nocy po powrocie do domu znów przyszedł do niej Sen. Miał zmierzwione futro i domagał się od niej Uwagi. Przygarnęła go, rozczesała palcami kudły i postawiła przed nim miseczkę z wodą. Patrzyła jak  trochę wystraszony zdejmuje z pleców tobołki, wysuwa różowy języczek i zaczyna pić. Po chwili w jej śpiącej głowie pojawił się Mustang. Poznała go po Smutku i Lęku, które przypłynęły wraz z nim.

- Uwolnij mnie – powiedział.

- Przecież jesteś wolny. Zdjęłam z ciebie tęczę.

- Jestem więźniem własnej przezroczystości. Chciałbym zobaczyć samego siebie. Chciałbym się wreszcie rozpoznać  – powiedział i zamilkł. Nie zdążyła go zapytać jak można sprawić, aby stał się Widoczny. Aby zaczął naprawdę istnieć. Aby mógł się rozpoznać. Sen nagle odleciał zabierając ze sobą Mustanga, a w jej głowie kłębiły się pytajniki.

Rano Niegrzeczna Dziewczynka przypomniała sobie niefortunną wyprawę. Pod wpływem tego wspomnienia wpadła w złość i całkiem wyrzuciła Sen z pamięci. Nie da się zwieść nocnym majakom. Nie z nią takie numery. Ok. Spróbowała i to wystarczy. Powoli zaczęły nadchodzić Ciągi Bliższe, a wraz z nimi wracała Zwyczajność. Usiadła przy otwartym oknie z książką, aby oddać pokłon Światu i życzyć dobrego dnia przelatującym Ptakom. Wtedy usłyszała ciche rżenie. To nie była ułuda. Widziała ślady kopyt na Trawie. Słyszała oddech. Nic nie widziała: to musiał być on!

Długo wsłuchiwała się we własne myśli i to, co mówi Intuicja. Wiele razy przywoływała postać Starej Kobiety, jedynej Dającej Ciepło. Wypaliła niejeden badyl ze Staruszką Den. Wreszcie zrozumiała Istotę Mustanga. Chciał, żeby go uwolniła od Lęku. Lękał się tego, czego pragnął najbardziej na świecie: Bliskości.

Od tego czasu Niegrzeczna Dziewczynka zaczęła się powoli do niego Zbliżać i wysyłać Ciepło. Trwało to wiele dni. Sama czuła Lęk. Chwilami całkiem traciła Nadzieję, gdyż koń często się płoszył, uciekał i myślała, że już nigdy nie przyjdzie. Jednak uparcie wracał. Czasem nieoczekiwanie zaczynał wierzgać i wtedy musiała stać nieruchomo w jednym miejscu. Często sama traciła cierpliwość, tupała na niego nogą i wyganiała do Doliny Mgieł. Chciała dać sobie z tym spokój. Koń zalewał jej Serce falą Gniewu i Smutku, odchodził dudniąc kopytami po Drodze Mlecznej, ogonem zamiatał gwiazdy, ale rano znów był pod oknem. Jej Aura otulała go coraz bardziej. Któregoś razu położyła na otwartej dłoni rajskie jabłuszko i wyciągnęła w jego kierunku. Poczuła Lęk o wielkim natężeniu. Chęć ucieczki walczyła w nim z pragnieniem Bliskości. Najpierw zarżał niespokojnie, co ją przestraszyło jeszcze bardziej, ale później poczuła na koniuszkach palców miękkie, aksamitne nozdrza obwąchujące owoc. Schrupał jabłuszko i wetknął pysk w zagłębienie jej dłoni. Długo stali bez ruchu. Wtedy Niegrzeczna Dziewczyna doznała Wielkiego Wzruszenia, które pojawia się wówczas, gdy znika Bariera. Jej dłoń wysyłała Ciepło, a jego pysk przekazywał jej swoją Moc. Jego Lęk dodany do jej Lęku dał Nowe Znaczenie. Po niebie przeleciał Długopióry Ptak i przyniósł w dziobie Bliskość. To było niezwykłe. Bliskość miała niewysłowioną słodycz rajskich jabłuszek i delikatność końskich nozdrzy we wnętrzu dłoni. Jednocześnie z mroku zaczęła się wyłaniać masywna sylwetka konia. Mustang przestawał być przezroczysty. Coraz wyraźniej widziała, że nie ma sierści. Ma skórę! Taką samą jak ona! Spod zmierzwionej, wypłowiałej grzywy wyglądała para czarnych, pałających oczu. Był taki piękny! Wtedy zrozumiała, że mając taka delikatną skórę, musiał być przezroczysty. Bycie widocznym mogło sprawić, że Każdy będzie chciał go Dotknąć. A później Osiodłać. Może nawet zranić.

Mustang stanął triumfalnie dęba. Potrząsnął grzywą i zarżał donośnie. Tak wyglądała Radość. A Radość była wielka. Zalała falą całe jej Serce.

- Biegnij, Mustangu! Leć nad Jezioro i przejrzyj się w tafli Wody. Zobaczysz samego siebie. – powiedziała.

***

Odtąd przez długi czas przychodził z każdym nowiem po Ciepło. Wtedy stawał się Widoczny. Istniał znacznie Bardziej. Bardzo. Jemu zdarzyło się zwyciężać Lęk, a ona uwierzyła w jego umiłowanie Wolności i Moc. Bowiem naprawdę wolny i silny jest ten, kto potrafi Osiodłać własne Demony.

Wracał, bo wiedział, że ona pozwoli mu odejść. Za każdym razem zjadał rajskie jabłuszko o niewysłowionej słodyczy. Był przecież strasznym łasuchem.
Za którymś razem przyleciał w ślad za nim Długopióry Ptak i przyniósł w dziobie Nowe Znaczenie: nie była to historia oswajania dzikiego konia, tylko Niegrzecznej Dziewczynki, która bała się Bliskości.
 
 
 
 


Fot: Urszula Romanowicz

Come Tenderness


 
 
 

wtorek, 11 września 2012

Resztki





W przypływie pesymizmu Niegrzeczna Dziewczynka pomyślała, że jest pełna resztek. Kawałków tynku, potłuczonych kieliszków, starych biletów do teatru, pożółkłych zeszytów, zasuszonych róż i niedojedzonych kromek. W centralnym miejscu na marmurowym postumencie był papierek po cukierku i zardzewiały klucz, do którego nie było dziurki. Potykała się o niego, popychała nogą w jakiś inne miejsce, ale on wiecznie gdzieś zawadzał i dzwonił. Dopominał się o drzwi.
Papierek po cukierku wspaniale pachniał, ale gdy go polizała, nie miał smaku. Wszystko to były pozostałości po ludziach, którzy przechodzili przez jej życie jak przez podziemne przejście, a ponieważ nie zainstalowała monitoringu, można było wyrzucać wszystko, co zbędne. Więc wyrzucali. Skoro nie było zakazu…A ona wszystko zbierała i żywiła się tym. Bardzo chciała żyć. Żeby żyć, coś trzeba jeść. Więc jadła wyschnięte kromki i marzyła o cukierku.

Obciosana

Niegrzeczna Dziewczynka kilka pierwszych lat życia spędziła pod czujnym okiem Starej Kobiety. Jej mądrość sprawiła, że Niegrzeczna mogła rosnąć w każdym kierunku bujnie i dziko. Stara Kobieta dawała wszystkim jej pędom Przestrzeń. Miała wielki dzban z którego wypływało Ciepło wprost pod korzenie. Młody krzew chciwie czerpał soki z Matki Ziemi, a ta karmiła szczodrze rozrastające się coraz szerzej cienkie gałązki. Jednak gdy Stara Kobieta, jedyna Dająca Ciepło odeszła na Drugi Brzeg, Dziewczynka dostała się pod opiekę Służącej Systemu. Wtedy nastały złe lata, bo nowa opiekunka postanowiła ją Obciosać. Zostawić jeden pień. Resztę Obciosać. Według Służącej Systemu Niegrzeczna powinna się Upodobnić, a nie wypuszczać coraz to nowe odgałęzienia. Nie miała prawa Być Inna. Musi być Taka Sama. Opiekunka chwyciła za Topór i zaczęła formować Właściwy Kształt. Wtedy wszystkie beztrosko rosnące pędy zostały obcięte i wyrzucone. Tego wymagał System. Niegrzeczna była dzieckiem. Dziecko nie potrafi przeciwdziałać uderzeniom Topora. Dziewczynka długo opłakiwała to, co trafiło na śmietnik i uschło. Gdyby żal mógł kwitnąć, byłaby wówczas pokryta kwieciem jak majowy bez.

Na dnie żalu była jednak Wola Przetrwania. Instynktownie odwołała się do Pierwotnej Plazmy, której istnienia wówczas sobie nie uświadamiała. To tam udało jej się zgromadzić trochę Ciepła darowanego przez Starą Kobietę. Nie było już Źródła, skąd można by je brać. Źródło wyschło wraz z odejściem Starej Kobiety na Drugi Brzeg. Wielki dzban był pęknięty. Dlatego wykorzystała zapasy. Zaczęła wypuszczać Niewidzialne Pędy, których System nie rejestrował. One rosną do dziś! Sięgają do samego nieba. Zahaczają o nie Obłoki wędrujące jak stada baranków po Niebie. Przetaczają się nad nimi sine i złe burze, dudnią grzmoty, zygzaki piorunów czasem trafiają w jakiś konar, ale na jego miejscu wyrasta nowy. Wśród Niewidzialnych Pędów ptaki wiją gniazda. Lubi na nich przysiadać Długopióry.

I tak System został wystrychnięty na dudka.


Fot. Alter Ego

Niebo pełne cudów








niedziela, 9 września 2012

Długopióre ptaki


 
 
 



Niegrzeczna Dziewczynka przez całą długą zimę czytała Księgę. Na jej okładce widniał napis ,,Sto lat samotności”. Miała nadzieję, że Księga otworzy przed nią swoje wnętrze ostrygi i pokaże jej słowa, dzięki którym będzie mogła iść ,,do”, nie ,,od”. Jak pogrążona w letargu wodziła wzrokiem od linijki do linijki, a kurz pokrywał kartki, siadał jej na twarzy i dłoniach. Czuła miliardy roztoczy z zapałem konkwistadorów kolonizujących jej ciało, ona jednak jak dobrze naoliwiony mechanizm pochłaniała tekst: ,, Odtąd nawet w najbardziej krytycznych momentach wojny odwiedzał ją każdego popołudnia. Często, kiedy nie było Pięknej Remedios sam obracał kołem maszyny do szycia.” To było ostatnie zdanie, jakie zapamiętała, bo później stało się coś dziwnego. Wyrazy przestały Znaczyć. Wszystkie utraciły Sens.  To było tak, jakby jakaś zaborcza fala wdarła się nieoczekiwanie w głąb plaży, zmyła wszystkie napisy na piasku i uprowadziła je nie wiadomo dokąd. Niegrzeczna Dziewczynka została sam na sam z pustą Księgą, która nic nie Znaczy. Wtedy poczuła, że Intuicja ma jej coś ważnego do powiedzenia. Poznała to po energicznym trzepotaniu motylich skrzydeł gdzieś na tyłach głowy. Wsłuchała się w Przekaz, z który brzmiał: ,,malachitowe wybrzeża…długopióre ptaki”. Spróbowała uciszyć wewnętrzny huragan, który wznieciło w niej zniknięcie słów, a który zagłuszał Intuicję, ale nie udało jej się usłyszeć nic więcej. Zamknęła oczy, przestała oddychać i wtedy spłynęło Zrozumienie. Jednym szarpnięciem wyrwała ostatnią stronę z pustej Księgi i zatrzasnęła ją z impetem, wzbijając gęsty obłok kurzu. Zrobiła łódkę z papieru. Z torebką H&M na ramieniu, z łódką pod pachą, przy wtórze radosnego ujadania Cynika poszła nad Morze. Zrozumiała, że Intuicja pokazała jej Trop prowadzący do Cmentarzyska Znaczeń.

Zapadał już zmierzch, gdy dotarła nad brzeg Morza. Łagodna poświata domniemanych lądów kładła się na ciepłym piasku plaży i wabiła w nieznane. Przygoda niepokojąco drażniła jej nozdrza. Z lubością wchłonęła cały ten zapach, po czym zepchnęła papierową łódkę do wody i wskoczyła. A za nią pies Cynik. Popłynęli. Przez siedem dni i siedem nocy prowadziły ich przychylne wiatry, gwiazdy układały się w rzekę pełną mleka, która pokazywała kierunek. Wreszcie ujrzała na horyzoncie zarys lądu. Z bliska okazało się, że wyspa przypomina jeża z nastroszonymi kamiennymi kolcami. Ukrywała się w chmurze zimnej mgły i ze wszystkich stron drapieżnie wzbraniała dostępu. Ani śladu malachitowych wybrzeży. Nie było słychać śpiewu ptaków. To nie może być tu. Trzeba płynąć dalej, zanim łódka rozmoknie na dobre. Już miała odbić na pełne Morze, gdy w załomie skalnym dostrzegła coś jasnego. Używając rąk zamiast wioseł podpłynęła bliżej, sięgnęła do szczeliny i obejrzała intrygujący przedmiot. Pióro! Długie srebrzyste pióro, jakiego nigdy nie widziała. Było tak miękkie i wiotkie, że niemal przeciekało przez palce jak woda. Kurczyło się i zwijało przy nieuważnym dotknięciu. Puszyste srebro emanujące obawą i chłodem. Pierzasty Znak i zarazem jego zimne zaprzeczenie. Było piękne, ale wionęło od niego mrozem krypt. Jednak wyraźnie domagało się Ciepła. Otuliła pióro dłońmi jak kołderką i zaczęła na nie chuchać. Zimno nie ustępowało pod naporem jej Ciepła, a oddech natychmiast osiadał szronem. Czuła, że Zimno jest ekspansywne i przez wnętrze dłoni próbuje wedrzeć się do jej serca. Przez długą chwilę trwał zażarty pojedynek. Miała już całkiem skostniałe dłonie i przeguby rąk. Zimno sięgało coraz wyżej. Wtedy w jej głowie zjawiła się Stara Kobieta, która była w dzieciństwie Niegrzecznej Dziewczynki jedyną Dającą Ciepło. Uczepiona tej wizji jak ostatniej deski ratunku Niegrzeczna dla dodania sobie otuchy zanuciła kołysankę, którą jej Stara Kobieta śpiewała przed snem. Wtedy do palców zaczęło wracać czucie. Ciepło wygrało z Zimnem. Odetchnęła i wyczerpana oparła się o skałę.

Ale co dalej?

Z czołem przytkniętym do granitowej stromizny próbowała odzyskać siły i właściwą temperaturę ciała. Poddała się inercji i czekała, aż krew zacznie szybciej krążyć w rękach.

Z bezwładu wytrąciło ją niespokojne szczekanie Cynika, a zaraz później poczuła, że poziom wody szybko się podnosi, zalewając i tak już rozmiękłą papierową łódkę. Nie było innej drogi, prócz tej.

- Cynik! Do torebki! – zawołała.

Pies świadomy zagrożenia posłusznie wykonał polecenie. Niegrzeczna Dziewczynka ostrożnie ukryła pióro w zanadrzu i zaczęła się wspinać po skalistym klifie.

To tam, gdzieś w głębi groźnego lądu musiało się znajdować Cmentarzysko Znaczeń. Tam odeszły Słowa, które Mają Sens. Musi je znaleźć i sprawić, że stara, pusta Księga znów do niej Przemówi. Ale gdzie są malachitowe wybrzeża? Przecież tu ich nie ma, a Trop był wyraźny. Może znów trafiła nie tu, gdzie chciała? Jednak to, co niosła w zanadrzu dawało Nadzieję na spotkanie z Długopiórym Ptakiem. Tak czy inaczej nie miała wyboru, bo łódka poszła na dno. Jak pająk pokonała urwisty brzeg i nieoczekiwanie znalazła się nad przepaścią. Okazało się że wyspa jest wklęsła niczym gigantyczna miska, a ona nagle stanęła na jej krawędzi. Powoli zaczęła schodzić niżej, cały czas wypatrując na niebie ptaka. Tymczasem robiło się coraz ciemniej. Zionęło chłodem. Ani śladu drzew czy jakiegokolwiek życia. Pusto. Martwa cisza. Nawet Cynik nie szczekał. Wtedy poczuła, że stąpa po czymś miękkim. Schyliła się i zdrętwiała. Pod stopami miała ptasi puch. Pióra były takie wrażliwe na każde dotknięcie, a ona bezlitośnie po nich deptała! Zamarła, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Zaniepokojony Cynik usiadł naprzeciwko niej i zabawnie przekręcał łeb, próbując z wyrazu twarzy odgadnąć jej dalsze plany. Ale ona nie miała żadnych planów! Wiodła wątły, nieuzasadniony żywot bohaterki literackiej, szła od akapitu do akapitu, nie wiedząc co przyniesie kolejny rozdział. Stała jak skamieniała. Zaczynały jej marznąć stopy. To znak, że Zimno jest nadal aktywne. W dodatku zapadł zmierzch.

Myśl, Niegrzeczna Dziewczynko! Myśl, co teraz zrobić?

Jak mogła iść i nie patrzyć pod nogi! Srebrzyste pióra w miejscach gdzie stawiała stopy były pozwijane i skurczone, kruszyły się jak jesienne liście. Co prawda emitowały chłód, ale dzięki istnieniu ich Zimna mogło istnieć jej Ciepło. Nikomu nie wolno doprowadzić do zachwiania Równowagi. Nikomu nie wolno niszczyć – nawet w imię Ciepła. Wciąż stała bezradnie, a przez jej głowę przelatywał huragan sprzecznych myśli. Nie była w stanie zasięgnąć rady Intuicji, gdyż była zbyt przerażona własną gruboskórnością, żeby móc się skupić. Jak mogła! Ten chłód przypominający wnętrze krypty, ten srebrzysty poblask, ta Cisza… To właśnie musiało być Cmentarzysko Znaczeń! Stanęła na palcach, zdjęła z nieba gwiazdę i strumieniem gwiezdnej jasności powiodła po podłożu. Odkryła, że wśród puchu leżą ciała Długopiórych Ptaków. Było ich mnóstwo! Powoli w ich zwłokach zaczęła rozpoznawać Znaczenia Słów. Dostrzegła Ptaka – Prawdę, który nie był jasny jak inne, lecz szary, jakby przybrudzony. Tamten z wielkimi szponami, to musiała być Złość, a ten zwinięty i bardziej od innych skulony Znaczył Dobro. A wszystkie martwe. Skierowała pasmo jasności tuż pod stopy. Leżał tam ptak największy ze wszystkich. To on zawsze Znaczył dla niej najwięcej. A teraz miał połamane skrzydła. Ostrożnie go podniosła i schowała do torebki. Był zimny.

- Cyniku, Cyniku… i co myśmy narobili! Zdeptaliśmy tyle Słów, tyle Znaczeń! I nie starczy nam Ciepła, żeby je ogrzać. Nie damy rady ich stąd zabrać. Stara Księga już nie Przemówi.

Zamiast odpowiedzi otrzymała skupione, bezgranicznie ufne spojrzenie psich oczu i pełne radosnego napięcia przekrzywienie łba. Wyrównała oddech i poczuła z tyłu głowy energiczne trzepotanie motylich skrzydełek Intuicji. Zaraz, zaraz…Ta ufność w oczach Cynika, ta skondensowana radość na jej widok… Olśnienie niczym piorun przeleciało przez jej głowę docierając do najciemniejszych zakamarków jaźni. To Wszystko Znaczy, choć pies nie czyta starych Ksiąg ani nie zna tylu Słów co ona. Tak! To spojrzenie, w którym Cynik zawarł esencję swojego istnienia Znaczy stokroć więcej, niż tysiące Słów, które ona próbowała odnaleźć, a które zostały rozmyte przez fale jak napisy na piasku.
Wtedy zrozumiała, że Słowa są Ważne, ale to tylko znaki graficzne dźwięków. Znaczenia potrafią się obejść bez Słów.
 
- Cynik! Do torebki! – zawołała uświadomiwszy sobie z przerażającą jasnością, że Zimno zaczyna powoli wspinać się  po jej nogach coraz wyżej i wyżej...A ona najbardziej na świecie pragnęła zachować własne Ciepło - El Fuego, święty ogień duszy.

Pies nie chciał wejść, gdyż niepokoiły go zwłoki długopiórego ptaka, które w torebce zabierała ze sobą, jednak ponaglony w końcu wskoczył. Od tego momentu działała instynktownie, jak w jakimś śnie. Zwyczajem kobiet swojego Klanu zaszeleściła i zwinęła się w ciasną papierową kulkę. Wturlała się na krawędź miski, spadła do Morza i powierzyła falom papierowe ciało. Gdy później wspominała te burzliwe wydarzenia, nie potrafiła sobie przypomnieć szczegółów. Pamiętała tylko, że przez siedem dni i siedem nocy kołysana przez niespokojne Morze powtarzała wszelkie znane jej Zaklęcia, mające powstrzymać zgaśnięcie El Fuego.
Dotarła do domu późną nocą. Usiadła przy oknie, żeby wreszcie spokojnie zebrać myśli i z lubością poczuła, że całe jej wnętrze jest Ciepłe. A więc udało jej się ocalić El Fuego! Zapaliła lampę, która nikłym blaskiem obejmowała pokój. Podeszła do lustra i zobaczyła, że od jej twarzy i włosów bije delikatny, srebrzysty Blask, identyczny jak jasność emitowana przez długopióre ptaki, które niosą Znaczenia.
Czyżby ona, Niegrzecvzne Dziewczynka, też mogła coś znaczyć?

Podeszła do Księgi i położyła dłoń na okładce. Poczuła pod ręką nie zwykły papier, ale żywe oddychające istotnienie. Jak to możliwe, że to, co było martwe, nagle staje się żywe? Czyżby Słowa odzyskiwały Sens w zetknięciu z jej Ciepłem?
 

***

W tym samym czasie na skalistej wysepce zagubionej gdzieś na Morzu działy się jakieś dziwy. Najpierw kamienna miska wypełniła się poświatą, która stawała się coraz jaśniejsza. Później jeden po drugim zaczęły się podnosić srebrzyste, długopióre ptaki. Wzlatywały w niebo siejąc blask, gubiąc pióra dla  wszystkich tych, którzy mają w sobie dość szaleństwa, aby chcieć ich szukać.

Jeden z nich wydostał się z torebki H&M i usiadł na ramieniu Dziewczynki. Czy wiesz jak się nazywa?



 

sobota, 8 września 2012

Niedosyt


Niegrzeczna Dziewczynka nie zdawała sobie sprawy, że powiedzenie życiu TAK pociągnie za sobą poważne konsekwencje. Bycie Zmiażdżoną było bolesne, ale i wygodne. Można było sobie pozwalać na różne rzeczy: chodzenie cały dzień w szlafroku, zapominanie o zrobieniu zakupów, terminach płatności, zaniedbywaniu Poszczególnych. A w ogóle to niech się od niej odczepią. Ona jest Zmiażdżona! I żeby nikt się nie ważył tego przeoczyć, powiewała tym jak flagą bojową. A potrafiła cierpieć bardzo malowniczo.
Powiedzenie życiu TAK sprowadziło na nią plagę Niedosytu, który od tej pory jak cień towarzyszył wszelkim jej poczynaniom. Zmieniała nieoczekiwanie kierunek marszu, chowała się w szafie lub między kartkami książek, nurkowała w mentalnych wodach niemal przypłacając to życiem, wchodziła do kieszeni lub butonierki Tego Który Jest, próbowała przeczekiwać pod kołdrą poganiając czas zaklęciami, ale wszystko na nic. Był nieustępliwy i uparty jak osioł Nie dawał się wywieść w pole i zawsze w końcu ją doganiał.. Wlókł za nią swój ciężki odwłok i zabarwiał zniechęceniem wszystko, czego się tylko tknęła. O! nawet teraz zagląda jej przez ramię i wytyka błędy w tekście. Twierdzi, że jest za mało spójny. Według Niedosytu powinna pisać mając wcześniej dokładnie przemyślany plan wydarzeń i cały świat przedstawiony. A tak - wychodzą tylko skrawki, strzępki czegoś, co nie wiadomo jak nazwać, ani jak połączyć, bo nie wiadomo czym jest. Po co się zabierała za pisanie, skoro tylko kaleczy słowa. A powinna mieć nad nimi władzę. Tymczasem to one prowadzą ją, dokąd tylko zechcą.


Wymykanie Się

Siedząc przy stole vis a vis Tego Który Jest pomyślała, że znów się Wymknie. To był kolejny raz, kiedy Niegrzeczna Dziewczynka poczuła się śliska, gibka i wilgotna, jakby pokryta łuską węża. Chciała pójść w swoją stronę. Do Wewnętrznego Miasta. Przyzywał ją  herold Autsajder, który od kilku minut sączył jej do ucha swój  Zaśpiew. Przed jej oczami materializował się smutek dłoni Tego Który Jest. Dłonie będą puste i pozbawione treści.  Jego spojrzenie napotka jedynie Kopię Zapasową  Niegrzecznej Dziewczynki, podczas gdy ona sama odejdzie daleko.
Pragnienie Wymknięcia Się było silniejsze, ale trzeba to było zrobić z zachowaniem wszelkich środków ostrożności, bo Ten Który Jest czujnie na nią zerkał znad książki. Wyrównała oddech, rzuciła mimochodem uwagę o pogodzie i wyciągnęła ramiona do Autsajdera. Poczuła, że siła grawitacji Wewnętrznego Miasta wciąga ją do środka niej samej coraz głębiej. Zaczęło się zapadanie. Kuliła się, kurczyła, malała, zwijała kończyny w ruloniki, zostawiając przy stole puste opakowanie. Kopia Zapasowa - jej zewnętrzna silikonowa powłoka - nadal nieuważnie czytała książkę, smarowała powidłem kromkę i wspominała o rachunku za telefon.

Tymczasem Niegrzeczna Dziewczynka dotarła do obrzeży Wewnętrznego Miasta. Jej kroki poprzedzał szelest przewracanych kartek. Szła kołysząc biodrami w rytm tamtamów i ekstatycznych dźwięków piszczałek. Przystanęła na chwilę, oparła jedną dłoń o mur i pozwoliła sobie na krótki trans wciągając w nozdrza zapach dymu.  To Autsajder wzniecił Błękitny Płomień na znak jej obecności. Jedynie wspomnienie smutku pustych dłoni Tego Który Jest spowodowało, że oddaliła od siebie pokusę ostatecznego Rozpłynięcia Się w tej woni. Gdyby jej uległa, wówczas mogłaby nie wrócić Już Nigdy. Na jej krześle siedziałaby Już Zawsze zamiast niej Kopia Zapasowa. Nie była na to gotowa. Na wiele rzeczy wielkich i strasznych nie była jeszcze gotowa, choć przeczuwała, że kiedyś muszą się zdarzyć tak, jak zdarzyła się ona. Idąc wzdłuż murów Miasta zapadała się w siebie coraz bardziej, choć wiedziała, że będzie musiała wrócić na powierzchnię.
Zdrowy Rozsądek natychmiast i bez protestu abdykował. Wzięła do ręki porzucony klucz i z lubością pogładziła znajomy kształt główki. Włożyła do zamka i przekręciła. Wreszcie była w Wewnętrznym Mieście. Wreszcie choć na chwilę była w domu.


 Niższy Poziom

W czasach Drugiej Katastrofy, kiedy Wewnętrzna Miasto leżało w gruzach, Niegrzeczna Dziewczynka odkryła pewną sztuczkę, za pomocą której można było oszukać własny umysł. Wymyśliła tryb awaryjny, dzięki któremu udało jej się przetrwać. Żeby go uruchomić najpierw trzeba było przestać myśleć Słowami. Kompletnie o nich zapomnieć. Słowa były jak trybiki skomplikowanego mechanizmu. Jeżeli przestawało się je obracać w głowie, z czasem przestawały mieć Wpływ. Zapominanie Słów było swego rodzaju świętokradztwem, ale przecież nie miała innego wyjścia i musiała Przeżyć. Nie miała wyboru. Trzeba było zapomnieć o Słowach. Później przychodziła kolej na obrazy. Pozbawione Słów blakły. Płowiały. Stawały się przezroczyste jak znaki wodne na zdewaluowanych banknotach. Aż do całkowitego zniknięcia. Wtedy przychodziła Pustka. Jej zaletą było to, że nie wywoływała żadnych Emocji. Ani dobrych, ani złych. Żadnych. Pustka była dobra. Nie bolała. W momencie, gdy już się udało zapomnieć Słowa, wyrzucić obrazy i na chwilę osiągnąć Pustkę, można było przystąpić do sedna czyli zejść na Niższy Poziom. Służyły do tego Rzeczy Jakiekolwiek. Otóż kiedy widziała na horyzoncie skrzydła nietoperza niosącego Myśli, które chciały rozszarpać na strzępy jej mózg, wówczas chwytała się Rzeczy Jakiejkolwiek. Mógł to być najzwyklejszy ołówek, który trzeba było gryźć w ustach skupiając się na smaku i zapachu drewna albo wpatrywanie się w splot materiału na kolanie dżinsów lub też ukradkowe głaskanie tapicerki w samochodzie, który prowadził Ktoś Inny. To chroniło przed szponami Myśli. Poszczególni nie mieli pojęcia, jak ważne są dla niej Rzeczy Jakiekolwiek, które były wówczas jedynymi pośrednikami między nią, a tym, co na zewnątrz. To były Mosty Zwodzone, które opuszczał dla niej Świat. Po tych mostach wróciła do Świata Żywych.
I tak, dzięki schodzeniu na Niższy Poziom Niegrzecznej Dziewczynce udało się przetrwać Drugą Katastrofę. Wówczas jeszcze nie wiedziała, że czeka ją wiele przygód.

piątek, 7 września 2012

Ciągi Bliższe




Niegrzeczna Dziewczynka miewała problemy z Ciągami Dalszymi. Były wyjątkowo nieposłuszne i krnąbrne. Żeby je zwabić uciekała się do różnych sztuczek i podstępów. Z przebiegłością lisicy smarowała próg mieszkania miodem, bo niektóre z nich przypominały trzmiele i liczyła na to, że przyciągnie je zapowiedź słodyczy. Innym sposobem było rozstawianie  wazonów z całymi naręczami róż, jednak to też zwykle nie  pomagało. Nie przylatywały.
Natomiast Ciągi Bliższe były znacznie bardziej przyjazne i prostsze w obsłudze. Sprawiały znacznie mniej kłopotów. Potrafiły być Uległe i zgrabnie układały się w sekwencje.
I tak na początku była kawa. Jeśli wstawało się rano i nalewało do czajnika wodę, to zaraz pojawiał się usłużny Ciąg Bliższy w postaci ruchu sięgania po kubek i metalową puszkę z kawą. Następnie było Napawanie Się widokiem puszki, którą Niegrzeczna Dziewczynka wygrzebała kilka lat temu spod sterty żelastwa na pchlim targu w Pcimiu Dolnym. Potem pojawiało się Czekanie, aż woda się zagotuje, później…I tak dalej, dalej, aż do mycia kubka po wypiciu kawy. Ciągi Bliższe były niezawodne, nie to co Dalsze. Te wiecznie stawały dęba, wystawiały ją do wiatru lub nabijały w butelkę.
Niegrzeczna Dziewczynka miała tego dnia wyjątkowo zadziorny humor. Postanowiła zrobić z tym wreszcie Porządek.

Ciągi Dalsze

Zdesperowana włożyła do eleganckiej torebki H&M zardzewiałe żelazko, szminkę i spinacz biurowy, po czym zamaszyście pomaszerowała przed siebie. Niniejszym Niegrzeczna Dziewczynka zmieniła się w jednoosobową bojówkę do zwalczania problemów dalszociągowych. Kucyk na czubku głowy zawadiacko podskakiwał w rytm kroków, rzucając wyzwanie światu. Już ona im pokaże! Po dwóch dniach zamajaczył przed nią płaskowyż, na którym dostrzegła wysoką wieżę, której oświetlony szczyt wznosił się ponad chmurami. To musiało być tu: owiana legendą Fabryka Ciągów Dalszych. Bez chwili wahania podeszła bliżej, weszła do wieży pokonując 365 stopni i znalazła się w biurze Scenarzysty. Tak jak się tego spodziewała, siedział sobie rozparty jakby nigdy nic z nogami na biurku i przekładał jakieś papiery. Na widok jego bezmyślnego spokoju zawrzała:

- Co będzie dalej? Jaki jest mój Ciąg Dalszy? Mów! – zdołała wykrztusić przez zęby.

- Zostaniesz policjantem. Właśnie kończę scenariusz – odpowiedział z angielską flegmą nie podnosząc nawet oczu.

-Co?? - zawołała skonsternowana, tracąc cały impet. - Jeśli już, to policjantką – dodała z przekąsem.

- A to ty nie jesteś mężczyzną?? – zapytał z nagłym zaciekawieniem.

- Raczej nie. Sprawdzałam w atlasie anatomicznym. Mam na to sporo dowodów.

Dopiero wówczas spojrzał na nią uważnie znad okularów. Uśmiechając się tajemniczo ruchem głowy pokazał okno. Podeszła pokonując lęk wysokości i wyjrzała na zewnątrz. Przed nią rozpościerała się niezmierzona przestrzeń z milionem identycznych wież. Na szczycie każdej z nich połyskiwało światełko. W każdej z nich siedział Scenarzysta i pisał scenariusz. Nie zostanie policjantem. To był nie jej scenariusz.
Schodząc w dół po trzystu sześćdziesięciu pięciu schodach myślała: ,,No to im pokazałam..." Zardzewiałe żelazko, szminka i spinacz biurowy podzwaniały w torebce H&M


Mixer

Niegrzeczna Dziewczynka miała w swoim życiu fazę, gdy czuła się Zmiażdżona. Przeciągnięte struny pękają... Jej Wewnętrzny Instrument zamilkł na głucho, bo nie było ręki, która umiałaby wydobyć z niego dźwięk i większość tego, co składało się na jej Istotę przypominała zmiksowanego banana. Ktoś wyjął z niej serce, duszę i mózg, wrzucił do plastikowego pojemnika i włączył Mixer na najwyższe obroty. Wszystko wirowało w zawrotnym tempie, a efekt końcowy był nieprzewidywalny.
Po jakimś czasie zauważyła, że w bananowej papce wirującej w pojemniku jest Coś, co nie poddaje się rozdrobnieniu. Nie potrafiła tego nazwać. To Coś miało ergonomiczny kształt, było bardzo twarde, ale i elastyczne, dzięki czemu potrafiło amortyzować ciosy. Najwyraźniej uniknęło Zmiażdżenia. Był to najwytrzymalszy element jej całej Istoty. Przy bliższych oględzinach podczas rytualnej, nałogowej introspekcji na obrzeżach Wewnętrznego Miasta odkryła, że To Coś jest wypełnione Pierwotną Plazmą, która przelewa się jak żółtko w jajku, ale osłonięta jest nieporównanie grubszą błoną. Plazma emitowała bardzo słaby, ledwie widoczny Blask.

A więc nie jest wypełniona tylko rozdrobnioną papką! Jest jeszcze To Coś, co nie zostało Zmiażdżone!

Wzięła się w garść, z której wystawał tylko środkowy palec skierowany wymownie w stronę Mixera. Najwyraźniej fuck Niegrzecznej Dziewczynki zablokował rozszalałe ostrza, bo Mechanizm Miksujący znacznie zwolnił obroty.

To wsobne odkrycie zadziałało na nią jak przestawienie zwrotnicy. Odtąd pociąg trzymał kurs. Nawet jeśli zgrzytało albo trzeba było się zatrzymać dla uzupełnienia zapasów Energii, kierunek był zawsze niezmienny: w stronę Słońca.


Obraz: Manuel Rodriquez

czwartek, 6 września 2012

Klan Papierowych Kulek





Niegrzeczna Dziewczynka bardzo długo nie zdawała sobie sprawy, że takich jak ona jest bardzo dużo. Kobiety, które popiołem zwyczajności i codziennych zdarzeń nacierały własne ciała, żeby ugasić bijący od nich blask. Chodziły szare, z popielatymi twarzami i przekonywały własne Odbicia w lustrach, że przecież i tak… Zwykle Odbicia w lustrach przyznawały im rację, bo przecież i tak… Wiele generacji ludzkich istot o popielatych twarzach przekazało jej Mądrość Życiową, polegającą na tym, że nie należy stawać na palcach i sięgać ponad własną głowę, a już w żadnym razie podskakiwać. Najsilniejszy Zakaz wiązał się jednak ze ścieżkami. Nie wolno było schodzić z tych, które zostały wydeptane przez innych, bo na poboczach czyhało Potępienie. Wyposażona w taką Mądrość Życiową Niegrzeczna Dziewczynka długo kręciła się w kółko, pokornie stawiając stopy w wydeptanych, naznaczonych mnogimi śladami miejscach. Jednak pewnego dnia zeszła z utartej drogi i stanęła twarzą w twarz z Kamienną Ścianą. Zaniepokojona podeszła bliżej i spostrzegła, że to nie są kamienie, tylko ludzkie głowy. Powoli szła wzdłuż Ściany i rozpoznawała twarze zmarłych. Jedna z nich należała do Starej Kobiety. Najbardziej uderzyło ją to, że żadna z twarzy się nie uśmiecha, a przecież wszystkie przeszły na Drugą Stronę, więc powinny dostać Nagrodę i rozkoszować się Wieczną Szczęśliwością. W smutnych oczach Starej Kobiety, wyglądających z popielatej twarzy wyczytała pozwolenie, a nawet zachętę. Pokonując strach złamała Zakaz: wspięła się szybko na palce, zdjęła z nieba jedną z gwiazd i świecąc nią jak lampą zajrzała na drugą stronę Ściany. Długo nie mogła zrozumieć tego, co tam zobaczyła.
Wtedy dotarło do niej, dlaczego kobiety z Klanu czasem muszą się zwijać w papierową kulkę.

Zajrzyj. Zrozumiesz. I zaszeleścisz.
 


Żarówka
 

Do zwiniętej w papierową kulkę Niegrzecznej  Dziewczynki przyszedł Sen. Być może został wysłany do kogoś innego, ale zabłądził po drodze i trafił do niej. Musiała go sobie przyśnić. Miał zmierzwione futro i domagał się od niej Uwagi. Przygarnęła go, rozczesała palcami kudły i postawiła przed nim miseczkę z wodą. Patrzyła jak  trochę wystraszony zdejmuje z pleców tobołki, wysuwa różowy języczek i zaczyna pić.
Wreszcie Sen oblizał się, rozsupłał jedno z zawiniątek i wtedy w jej głowie pojawiło się  wnętrze domu. W pomieszczeniu panował półmrok, który trzeba było rozgarnąć na dwie strony jak ciężką kurtynę. Niegrzeczna Dziewczynka posłusznie wykonała gest Odsłaniania, gdyż Snom nie można się było sprzeciwiać. Należało im dawać Uwagę, po którą przychodziły. Za kurtyną pojawiło się łóżko, a obok niego stolik. Kiedy się zbliżyła, zobaczyła postać leżącego  na łóżku mężczyzny. Zauważyła, że wypadł mu z głowy kabel. Na jego końcu była żarówka, która nie chciała świecić. Niegrzeczna Dziewczynka chciała zobaczyć światło tej żarówki, dlatego podłączyła koniec kabla do własnej głowy. Wówczas jego żarówka zaczęła wysyłać blask i zrobiło się jasno. Pomyślała, że musi szybko uciekać z tego wyśnionego pomieszczenia do własnego życia, do Tego Który Jest.  Musi to zrobić zanim śpiący mężczyzna się obudzi. Zanim ich światła wymieszają się tworząc Tęczę. W ostatniej chwili, tuż przed nastaniem Jawy, zerknęła przez ramię do wnętrza snu.
Żarówka rozświetlała mrok. Mężczyzna miał zamknięte oczy i ciągle spał – tak jak ona.  Czy śnił ją rozgarniającą kurtynę, skoro ona śniła jego?
Nastawała Jawa. Niegrzeczna Dziewczynka instynktownie, przekręcając się z boku na bok wyciągnęła ramię i upewniła się, że Ten Który Jest, nadal wysyła do niej swoje Ciepło. To był tylko sen... Zerknęła na stolik nocny, żeby sprawdzić, która godzina. Obok budzika zauważyła miseczkę z resztką wody i wykręconą żarówkę. A więc ani miseczka, ani żarówka nie były snem?!
 
Obraz: Tori

środa, 5 września 2012

Powtórka z Dziewczynki




Z góry przepraszam stałych bywalców czyli znajomych z pierwszej edycji Ptasiej piosenki, że przez jakiś czas będę ich raczyć starymi kawałkami w postaci najwcześniejszych odcinków serialu o Niegrzecznej Dziewczynce. Jakoś mi bez niej pusto i nieswojo... chcę ją tutaj mieć w całości. Oczywiście będą też nowe teksty, więc może aż tak nudno nie będzie...
Natomiast tym, którzy się z nią jeszcze nie spotkali, życzę miłej lektury :)
Ach, zapomniałabym! Jeszcze ten kawałek Nirvany, który doprowadził do jej narodzin :)




Narodziny

Patrząc przez okno na pogrążone w zimowej ascezie drzewo poczuła w głowie obecność jaja. Napierało na kości czaszki od środka, rozpychało się na wszystkie strony i natarczywie przypominało o swojej obecności. Może już niedługo pęknie? Zrobiła z dłoni ciepły kompres i położyła na czole, później przeniosła go na skronie i policzki. Miał uśpić to, co chciało się wykluć, ale było jeszcze zbyt wątłe, aby zmierzyć się z trudami Szlaku. Lekko zaniepokojona wsłuchiwała się w ledwie słyszalny bulgot, jaki towarzyszył biochemicznym przeobrażeniom białka i beztroskim kopulacjom cząsteczek DNA, które wiedzione ślepą siłą ewoluowały w nieznane. Niegrzeczna Dziewczynka przeczuwała własne narodziny. Była tym przeczuciem lekko przestraszona, ale i podekscytowana. Jaka będzie jej kolejna Formuła?

Tuż po tym jak wyskoczyła z głowy Emmy Niegrzeczna Dziewczynka postanowiła zapalić papierosa. Bardzo jej posmakował. Przypomniała sobie, że tej nocy nie spędziła w domu, choć nikt by w to nie uwierzył, bo jej ciało spokojnie leżało pod kołdrą. Tymczasem dusza wędrowała po ciemnych zakamarkach, zaglądała do zakazanych ogrodów, w których rosły drzewa nieznanego gatunku. Ich liście były ze szkła, jednak przy poruszeniu nie wydawały żadnego dźwięku. Oparta o pień przesypywała chwile, a one turlały się po ziemi i spadały do wody.
*
Niegrzeczna Dziewczynka wydmuchuje smołę prosto we własne odbicie. Obserwuje ruch warg. Rysują literkę ,,o”. Myśli, że fajnie jest chrzanić system, przynajmniej dopóki nie opadnie dym…





Kometa

Niegrzeczna Dziewczynka słuchała muzyki i obserwowała osypywanie się wewnętrznej treści. Przez jej głowę przeleciała kometa z długim ogonem, w świetle którego zobaczyła znacznie więcej, niż chciała. Pomyślała o sobie, że jest jak nora wygrzebana w piasku. Wszystko się osypuje. Tylko do jakiego zwierzątka należy ta para oczu wyglądająca z wnętrza? Później zauważyła, że jej własna dłoń powoli się zwija. Blady, pięciopalczasty, powleczony skórą kwiat zaczynał kwitnąć do środka. Pozbawione logiki, surrealistyczne zaprzeczenie naturalnego porządku spowodowało, że zadała sobie pytanie: czyżby to oznaczało, że rzeka może płynąć w odwrotną stronę? Czy może cofnąć swoje wody do źródła? Pytanie wisiało nad jej głową unosząc się w powietrzu jak wszędobylskie roztocza.

Tymczasem dłoń zaciskała się, a frentch manicure wbijał się coraz głębiej w linię życia…


Każdy

Każdy był przeciwieństwem Poszczególnych. Niegrzeczna Dziewczynka miewała okresy wielkiego strachu przed nim. Jego bezkształtne cielsko rozlewało się w dowolnym kierunku, osaczało i napierało zewsząd. Był Każdym i był Wszędzie. Jeśli akurat nie miała siły się bronić, próbował wejść do jej głowy. Każdy był jak stugłowy potwór. Składał się z niezliczonej ilości jednostkowych bytów, rozszczepiał na odrębne twarze, które w dużej ilości wywoływały w niej odruch zatrzaskiwania drzwi. Stugłowy Każdy był groźny, bo mógł w każdej chwili przyjść, uderzyć pięścią w drzwi w imię Zasad, nakazywać lub zakazywać, a tego nie lubiła najbardziej ze wszystkich nie lubianych przez siebie rzeczy. Stugłowy głaskał ją albo poszturchiwał, chwalił lub udzielał reprymendy. Często nie rozumiała za co i zastanawiała się, kto mu na to pozwolił.
Poszczególni byli dobrzy, próbowali ją chronić, wspierać i dodawać otuchy, gdy tego potrzebowała, ale skomasowani w Stugłowego Każdego stanowili zagrożenie dla Tej Która Jest Inna.


Nitki

Niegrzeczna Dziewczynka przypomniała sobie moment zrywania więzi. Siłą wyobraźni włożyła ciało Tamtego do łodzi i wypłynęła na pełne morze. Czuła wiatr w żaglach i dotyk Słońca na twarzy. Ciało było dorodne i ciężkie. Oddała mu dużo swojej Energii, sobie zostawiając jedynie minimum niezbędne do tego, żeby przeżyć. Zauważyła jednak, że Tamten posilony dzięki niej próbuje niszczyć innych. Podjęła decyzję o przerwaniu Więzi. Wiedziała, że musi się pospieszyć i zrobić to, zanim dopłynie na miejsce. Uruchomiła proces odsysania Energii. Służyły do tego nici, za pomocą których obydwoje byli zrośnięci. Teraz Energia w postaci lepkiej czerwonej cieczy płynęła w jej kierunku. Jej serce zaczynało miarowo pracować, a ciało wypełniało się Ciepłem. Wiedziała jednak, że nigdy nie da się odzyskać wszystkiego. Zawsze zostaje coś, co zabierają ze sobą na dno.

W najgłębszym miejscu oceanu wyrzuciła ciało za burtę i przez chwilę obserwowała, jak powoli tonie. Nożycami zrobionymi z palców zaczęła szybko i precyzyjnie przecinać wszystkie nici, które powoli opadały na dno wraz z ciałem Tamtego. Ogarniała ją coraz większa ulga. Udało się odzyskać sporą część Energii. Miała w życiu jeszcze kilka rzeczy do zrobienia i nie mogła sobie pozwolić na luksus bycia Zmiażdżoną. Jeszcze nie teraz.

Kiedy skończyła, przechyliła się przez burtę i obmyła twarz słoną wodą.

Wreszcie mogła otworzyć oczy, wrócić na kanapę w kuchni i jak zwykle obserwować życie, popijając herbatę cynamonową w ulubionym kubku i czytając książkę. Miarowa praca serca i gładka skóra napawały ją otuchą. Udało się!
Zaczęło ją ogarniać zmęczenie. To sygnał, że czas na uzdrawiający sen. Zwyczajem kobiet swojego Klanu zaszeleściła i zwinęła się w ciasną papierową kulkę. Wtedy zauważyła, że wokół lewej stopy nadal owinięta jest jedna z nitek. Na jej końcu widać było czerwoną kroplę, która bardzo powoli nabrzmiała i wsiąkła w papier.


Formuły

Zauważyła, że od wielu lat testuje kolejne Formuły. Najpierw była Grzeczną Dziewczynką, później Zagubioną Nastolatką, Tancerką Flamenco, Femme Fatale… Każda z Formuł przychodziła, żeby nią zawładnąć przywoływana wewnętrzną potrzebą i każda była prawdziwa. Zawsze identyfikowała się z nimi całkowicie i miała poczucie bycia sobą. Z czasem jednak pojawiały się zarysowania, pęknięcia i odpryski - Formuła się zużywała. Był to sygnał, że Niegrzeczna Dziewczynka przestaje się w Formule mieścić . Nie znaczy to, że ciągle rosła i potężniała. Nie. Ona tylko zmieniała kształt. To glina, z której była uformowana, jeszcze nie wyschła. Wciąż krążyła na kole garncarskim. Gliny dotykało wiele rąk.


Fot.: Joki

Zblogowani

zBLOGowani.pl