czwartek, 17 października 2024

Układanka

 


Wreszcie do mnie dotarło, o co chodzi z tym moim wymykaniem Się. 

Chyba.

Jednak teraz już nie mogę być niczego pewna, bo moje życie fiknęło kilka koziołków i co prawda spadło na cztery - psie nie kocie - łapy, ale pamięć tych wywrotek mam wystarczająco głęboko zakodowaną w każdej komórce, żeby nie mieć pewności. Dlatego tylko chyba. 

No właśnie. Wymykanie Się. Niegrzeczna Dziewczynka cały czas wymykała Się do Wewnętrznego Miasta. To oczywiste, że szukała tam samej siebie. Prawdziwej, niezafałszowanej przez społeczny konwenans. Ale dlaczego czułam ten wielki przymus i pociąg do tego, żeby ciągle zbaczać z utartych ścieżek, błądzić po ,,cudnych manowcach" niewytyczonych szlaków, odciskać ślady stóp na dzikich plażach - byle z dala od Stada i Systemu. To wszystko było zawsze dość abstrakcyjne,  było pomysłem literackim, ale już znacznie mniej sposobem na życie. A może raczej jakąś rzeczywistością równoległą, którą rozwijałam na blogu w opozycji do tej rzeczywistości, w której teraz siedzę i stukam w klawiaturę. Tam, w wyobraźni, w Wewnętrznym Mieście i na blogu fruwała niesforna i niczym nie ograniczana Dziewczynka, a tutaj uwikłana w konwenans prawdziwa ja:  sfrustrowana, przemęczona, przytłoczona i coraz bardziej świadoma tego, że oto moje życie się rozpada, coraz bardziej pogłębia się przepaść między tym, co w środku, a tym co na zewnątrz. Tym co w wirtualu, a tym co w realu. Poszczególne kawałki jednego lądu odsuwały się od siebie, tworząc osobne kontynenty o odmiennym klimacie, ekosystemie i ukształtowaniu terenu. Każdy z kontynentów zapominał, że kiedyś tworzył z pozostałymi jedną całość. Dzieliły je oceany pełne meduz, żarłaczy i gigantycznych ośmiornic, chociaż w samotnych chwilach, gdy jakimś cudem udawało mi się wyciszyć medialny szum w głowie, doświadczałam przejmującej tęsknoty za czymś nieokreślonym, czymś, co powinno być gdzieś blisko, tuż pod powierzchnią skóry, ale nigdy nie mogłam zrozumieć, co to takiego. Teraz już wiem, że to była tęsknota kawałków lądu za całością. Tak naprawdę tęsknota za samą sobą. Za tą częścią mnie, która pulsuje życiem mimo paraliżujących mechanizmów ochronnych. 

Dopiero teraz mnie olśniło, że w gruncie rzeczy chciałam Się wymknąć z systemu rodzinnego, w którym byłam tym najmłodszym, najbardziej nieodpornym, podatnym na zranienie, odrzucenie, obśmianie i pominięcie ogniwem. Byłam niewidzialnym dzieckiem. Dziewczynką, która przyniosła  zawód tacie, bo miała być chłopcem i rozczarowanie mamie, bo druga córka... 

Odkąd pamiętam mama walczyła z tatą, a oni obydwoje wspólnym frontem walczyli z siostrą. Dla mnie nie było w tym wszystkim miejsca. I tak sobie żyłam na obrzeżach jak chwast, który nikomu nie jest potrzebny, ale skoro nie przeszkadza, o nic się nie upomina, to po co sobie zawracać głowę, że w ogóle rośnie. A więc rozrastałam się tam, gdzie mnie nie posiali czyli na manowcach, na uliczkach Wewnętrznego Miasta, w opowieściach o Niegrzecznej Dziewczynce, w poezji, której nikt nie rozumiał, na blogu, w Klanie Papierowych Kulek, które miały mi zastąpić rodzinę... To była moja gleba i tam mogłam istnieć bez ograniczeń. Tam mogłam mieć kontrolę nad fabułą. W życiu nie. 

Zawsze byłam tym niepasującym puzzlem z innej układanki, tylko nie wiedziałam zasadniczej rzeczy: to ja sama jestem układanką do ułożenia. Nie chodzi o to, żeby Się dopasować do świata. Chodzi o to, żeby świat dopasować do siebie, a konkretnie wybrać te jego elementy, które mi służą, które mnie wzmacniają i wzbogacają moje życie. Z dostępnych kawałków brać tylko  te, które warto mieć, które coś dobrego wnoszą. To ja jestem pudełkiem z puzzlami i muszę je poukładać, żeby odkryć własny algorytm i dzięki niemu wybierać to, co chcę w swoim pudełku zmieścić. Spędziłam pół życia na próbach dopasowania Się, bo tak bardzo potrzebowałam akceptacji! A skoro mama mi jej nie dała, szukałam takich protez emocjonalnych, dzięki którym czułam się ważna, słuchana, chciana... A kontynenty się rozjeżdżały coraz bardziej, aż w końcu nie wiedziałam, która z moich wersji jest tą prawdziwą. Obserwując ten rozpad na dwa życia ( realne i wirtualne) w końcu zaczęłam podejmować próby jakiegoś scalenia. Desperacka próba życia jednym - realnym - życiem nie miała sensu, bo odbierała mi możliwość ekspresji. To nie na tym polega, nie o to w życiu chodzi, żeby dopasować Się! Chodzi o to, żeby dokonywać świadomych, dorosłych wyborów, co warto dopasować do siebie.  Czemu tak późno to do mnie dotarło?  Teraz nadszedł czas selekcji, wyrzucania nagromadzonych śmieci, sprzątania w szafach,  przeglądania listy  kontaktów... Ba! Tylko żeby dokonywać świadomych i dorosłych wyborów trzeba dorosnąć. A Niegrzeczna Dziewczynka to przecież dziecko. Tak, to literacka wersja  wewnętrznego  dziecka,  dzięki któremu nie zwariowałam, gdy walił się świat.

Dzięki, Dziewczynko, że żyłaś moje życie chociaż ty,  bo ja nie żyłam. 

Ja tylko próbowałam przetrwać.  

Zblogowani

zBLOGowani.pl