środa, 14 grudnia 2011

Demon polny i klaun



Kolejny obrazek w dwóch wersjach, obydwie inspirowane pracą Michaela Chevala. Jako pierwszy przy mikrofonie GM:  

"(...) – Nie wierzę – powiedział Rokita, spoglądając bezradnie na rękodajnego, ale temu, przyzwyczajonemu do najdziwaczniejszych decyzji płynących z Góry, nawet brew (a miał ich cztery, w tym dwie na czubku głowy) nie drgnęła.
– Wszystko się zgadza, Wasza Rogatość  – potwierdził służący, dla pewności raz jeszcze zaglądając w papiery dostarczone przez przybysza. – Napisano tu wyraźnie: „demon polny”. Jest stosowne skierowanie, pieczątka Inspektora Rejonowego, wielmożnego Pasibrzucha – czerwona. Odcisk kurzej łapki. Podpis. Wszystko w jak najlepszym porządku.
Rokita jęknął i zrezygnowany zakrył twarz pazurzastą dłonią. „Biurokacja, psiamać! Demoniczny Urząd Zatrudnienia! Kto jeszcze sto lat temu choćby pomyślał o takich dziwactwach? Trucizny mi dajcie, trucizny!”
Rozsunąwszy odrobinę kosmate palce, duchowy władca gminy Wykrociska Wielkie, przez zrobioną w ten sposób szczelinę zerknął raz jeszcze na nowego, jakby w nadziei, że ten w międzyczasie zdążył rozpłynąć się w powietrzu albo że go po prostu diabli wzięli. Ale nie: kolorowy cudak z warzywem na głowie wciąż stał przed wierzbowym tronem. Maska, za którą chował twarz, uśmiechała się niewinnie. Z drugiej strony, równie dobrze mógł to być szyderczy grymas cynika, ale pewności co do tego nie było. „Pięknie. Zamiast fachowca od rolnictwa dostaję miejskiego obiboka, na przekwalifikowanie. Czy z demonami jest już aż tak źle, że naprawdę nie dało się znaleźć nikogo lepszego?”. W jednej chwili zaczęła go boleć głowa.
– Doświadczenie jakieś posiada? –  zapytał zbolałym głosem, wolną ręką masując rogatą skroń.
– Tu napisano... – zaczął rękodajny, ale Rokita przerwał mu gniewnym warknięciem.
– Nie ciebie pytałem, lebiego, tylko tego tu... Jak cię zwą?
Kandydat na stanowisko demona polnego wyprostował się dumnie i złożywszy głęboki ukłon, z  obowiązkowym szuraniem nogą i zamaszystym gestem prawą ręką, przedstawił się głośno i wyraźnie, jakby deklamował.
– Jan Mściwój Baal Sobieradzki, herbu Czarnykot z Piórami. Demon dworski Pierwszej Kategorii, specjalizacja: bale maskowe. Dwukrotnie odznaczony Piekielną Nagrodą...
– Wystarczy – Rokita przerwał bezceremonialnie i wyszarpnąwszy z rąk służącego dokumenty wystawione przez Demoniczny Urząd Zatrudnienia, szybko przebiegł po nich wzrokiem. Nie znalazł niczego, co przemawiałoby za skierowaniem Jana Jakiegośtam właśnie tu, na zabitą dechami wieś. Ot, kolejny paniczyk o białych dłoniach nienawykłych do ciężkiej roboty. Żadnych pożytecznych umiejętności ani talentu, który mógłby przydać się w demonicznej pracy w polu. Po prostu karykatura ludowego demona! I do tego jeszcze ubrany jak pajac. A przecież tym razem obiecali przysłać prawdziwego fachowca! „Wyjdź tylko w pole w tych swoich lakierkach, a zobaczysz, co to jest prawdziwe podlaskie błoto, pajacu” – pomyślał nie bez złośliwości Rokita. I jeszcze ta kalarepa na głowie...
– Dworski, znaczy: bez doświadczenia. Zielony.
– Nauczę się! – zawołał nowy głosem pełnym zapału i dla podkreślenia szczerości intencji jednym ruchem zamienił noszoną maskę na taką, która przedstawiała wyraz najwyższego entuzjazmu. Zrobił to tak szybko, że władca nie zdążył przyjrzeć się choćby rysom twarzy przybysza, o ile jego twarz w ogóle miała jakiekolwiek rysy, a nie skrywała wilgotną pustkę, co ostatnimi czasy coraz częściej się zdarzało wśród przybyszy z miasta. – Wszystkiego się nauczę. Błyskawiczna zdolność adaptacji do otoczenia i przyswajanie wiedzy...
– Dobra, dobra, zrozumiałem. – Rokita machnął ręką, zniecierpliwiony. – Bez umiejętności, bez doświadczenia, bez odzieży roboczej, bez... Co ty właściwie masz na głowie, może łaskawie raczysz mnie wtajemniczyć?
„Demon polny” wyprostował się, dumny, mimowolnie i jakby z czułością gładząc dłońmi zielone listowie zwisające na ramiona.
– To płód rolniczy, Wasza Rogatość. Pomyślałem, że jako demonowi polnemu wskazany będzie stosowny atrybut podkreślający agrarny charakter stanowiska, o które się ubiegam. Mam na myśli profesjonalny wizerunek, imidż. Ponieważ ekologia jest teraz na topie, najlepszym wyjściem...
– Ale dlaczego właśnie kalarepa? – wycedził władca przez zęby, czując że głowa boli go coraz bardziej, a stopień irytacji zaczyna niebezpiecznie rosnąć do poziomu, przy którym zwyczajowo umieszcza się ostrzeżenie: „Uwaga! Grozi wybuchem!” – Dlaczego nie tradycyjne kłosy pszenicy, żyta czy owsa? Dlaczego nie polne maki albo chabry?
– No... – bąknął Jan Mściwój pod nosem, nagle spuściwszy z tonu. Instynktownie musiał wyczuć nadciągającą burzę, co odebrało mu odrobinę pewności siebie. – Pszenica nie pasowała mi do koncepcji. A maki i chabry są passé. Za to kalarepa jest bardzo zdrowa! Zawiera sód, potas, magnez i...
– A siarka? Czy zawiera siarkę? – zapytał jadowitym tonem Rokita, wstając powoli z wierzbowego tronu. Oczy starego demona jarzyły się czerwonym blaskiem, a z nerwowo drgających ust zaczęła wydobywać się strużka dymu. Wokół nagle pociemniało i zawiał gorący podmuch, jakby gdzieś blisko ktoś otworzył hutniczy piec.
„To mamy wakat do obsadzenia” – zdążył jeszcze pomyśleć rękodajny, przytomnie odwracając twarz i dodatkowo chowając ją za szerokim rękawem sukmany, bo jak się już ma dwie pary brwi trzeba bardzo dbać, by ani jedna się nie opaliła. A nie jest to łatwe, jeśli służy się porywczemu władcy ze skłonnością do migreny i nadciśnienia, jak Rokita
Nagle błysnęło, zahuczało, ktoś krzyknął i wokół rozszedł się zapach pieczonej kalarepy. „I Znowu na obiad będzie zielenina” – pomyślał rękodajny, zrezygnowany, marszcząc nos w grymasie obrzydzenia. (...)"

A teraz ja:


Pierwszym dźwiękiem, jaki Artur pamiętał z najwcześniejszego dzieciństwa była melodyjka grana przez zaklinacza węży, który był przez wszystkich traktowany jak dyżurna niańka, gdyż jego fujarka potrafiła uspokoić i uśpić nawet najbardziej płaczliwe dziecko. Gdy tylko nauczył się chodzić, rodzice zabierali go na arenę, gdzie obserwował treserów zwierząt, klaunów i akrobatów podczas codziennych ćwiczeń. Jako syn dyrektora cyrku cieszył się sporymi przywilejami, toteż niejedna psota, za którą inni malcy dostawali klapsy i zakaz wstępu na arenę, jemu uchodziła na sucho.
Pewnego razu podpatrzył ekwilibrystę Imagino, jak ten chowa w cylindrze królika. Tuż przed występem zakradł się do jego garderoby, wypuścił królika i włożył do cylindra krowi placek, który na scenie zaczął wyciekać z kapelusza, zalewając skronie biednego Imagino cuchnącą brunatną mazią. Innym znów razem naderwał sznurek od gorsetu akrobatce, której popisowym numerem był taniec na linie. Podczas gdy ona wykonywała swoje ewolucje, sznurek pękł i oczom widzów ukazały się jej kształty. Powoli dla wszystkich stawało się jasne, że z racji swojego poczucia humoru i zamiłowania do wygłupów, Artur będzie następcą podstarzałego klauna Żorża, który od kilku lat zapowiadał odejście z trupy, jednak ciągle to odwlekał. W końcu jednak nastąpiła chwila, gdy Żorż musiał się pogodzić z upływem czasu, a jego miejsce zajął Artur, który przyjął pseudonim estradowy Bombalino.
Jako dziecko wychowane w cyrku, Artur doskonale wyczuwał nastroje publiczności i potrafił nad nimi panować. Do perfekcji opanował sztukę rozśmieszania i dzięki temu uratował niejeden występ, który początkowo zapowiadał się na wielką klapę. Ludzie kochali Bombalino za cięty dowcip, umiejętności żonglerskie i żywiołowość. Bombalino kochał brawa i wydawało mu się, że nie potrafi bez nich żyć. Wyszywane cekinami kostiumy, strusie pióra, jazgotliwe przygrywki orkiestry zagłuszającej nawet ryk tresowanych lwów zamkniętych w klatkach i jaskrawe światła areny to był cały jego świat. Innego nie znał i nawet nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia aż do chwili, gdy podczas jednej z tras urwało się koło od jego wozu. Cała trupa pojechała dalej, żeby się nie spóźnić na kolejny występ, a on został. Miał zamiar poszukać jakiegoś domu i tam poprosić o pomoc. Nie wiedział jednak, w którą stronę iść, gdyż utknął w szczerym polu. To była wiosna i słońce tego dnia świeciło wyjątkowo mocno.
Artur usiadł na ziemi i pierwszy raz w życiu dotarło do jego świadomości, że istnieje życie poza cyrkiem. Obserwował mrówki pracowicie dźwigające źdźbło trawy, ważkę siedzącą na gałązce trzciny, żabę i wiejską dziewczynę, która pilnowała skubiącej trawę krowy. Ich nikt nie oklaskiwał, a przecież żyli! W dodatku chyba bardziej intensywnie od niego, a ich niepozorny byt tchnął spokojem, z powodu którego Atrura ogarnęła jakaś nieznana mu dotąd tkliwość. Zastanawiał się, co właściwie kryje się pod tą maską arlekina, którą nosi od wczesnego dzieciństwa. Podniósł dłonie i krzywiąc się z bólu zerwał z twarzy skorupę, która już zdążyła wrosnąć w skórę, ale wówczas okazało się, że pod nią jest następna! Wpadł w panikę i zdenerwowany zaczął wodzić palcami po policzkach i skroniach. Co tam pod spodem jest?! Zapragnął dotknąć swojej prawdziwej twarzy. Krzywiąc się z bólu, z oczami pełnymi łez zdejmował maski jedną po drugiej, mając nadzieję, że to już ostatnia, ale wówczas okazywało się, że każda maska kryje następną... Wreszcie przestał się szamotać i bezsilnie opuścił ręce. Spojrzał na wszystkie zdjęte maski, które leżały przed nim na ziemi, wziął do rąk jedną z nich i przyjrzawszy się jej stwierdził, że ta i wszystkie pozostałe mają idealny kształt jego twarzy, choć na każdej zastygł inny grymas. Jedna miała wargi rozchylone w uśmiechu, inna w wyrazie zdziwienia, a jeszcze inna ukazywała złość. A wszystkie w jakiś sposób były nim samym. ,,A więc jestem każdą ze swoich ról!" - pomyślał zaskoczony własną konstatacją, po czym już uspokojony zadumał się głęboko. Wówczas usłyszał wołanie. To pozostała część trupy wysłała mu na pomoc rozklekotany wóz. Woźnica wykrzykiwał coś na jego widok i poganiał konie batem. Artur otrząsnął się z wrażenia, jakie wywołało na nim całe zajście i pomyślał, że scenę zdejmowania masek musi wykorzystać w następnym numerze klauna Bombalino. Pospiesznie zaczął nakładać z powrotem maski na twarz, bo przecież każda z nich będzie mu podczas występu potrzebna. Ależ mu będą bić brawo!

7 komentarzy:

  1. Ha! Teraz już wiem kto zatrudnia Demonicznego Motorniczego- Demoniczny Urząd Zatrudnienia :)))

    Piszcie, piszcie, świetnie się bawię :))

    OdpowiedzUsuń
  2. W którymś momencie byłem pewien, że Artur w poszukiwaniu swej prawdziwej twarzy zedrze sobie paznokciami skórę i mięśnie z twarzy, aż do kości. Ale nie zrobił tego. Zniechęcił się i zrezygnował. Cienias. :)

    Swoja drogą, do wybranego przez ciebie obrazka o wiele trudniej mi się pisało, niż do poprzedniego. Miałem z tym prawdziwy kłopot i pierwsza historyjka, choć ukończona, powędrowała do kosza jako niewiarygodna i nieprzekonująca. Myślę że to dlatego, iż obrazek jest bardzo statyczny, niemal jak martwa natura. W którymś momencie byłem już tak zdesperowany, że chciałem napisać nie o zawartości obrazka, a o samym obrazku (trzej złodzieje kradną obraz z muzeum i co z tego wynikło). Na szczęście później miałem okazję zjeść surówkę z kapusty w przydrożnym barze na trasie Warszawa - Białystok, która smakowała jak surówka ze starej i twardej jak podeszwa kalarepy, a coś na kształt kalarepy (bo to nie jest prawdziwa kalarepa) nosi postać na nadesłanym przez ciebie obrazku. Skojarzenia zaczęły się pojawiać jak lawina i dalej poszło już bardzo szybko. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wu,
    jeszcze lepsza zabawa jest przy pisaniu! :)

    GM,
    to by było zbyt proste i zbyt melodramatyczne, a zatem mało wiarygodne :)
    masz rację, mój obrazek był trudniejszy i też myślę, że z racji tego, że nie ma na nim żadnej akcji. wybrałam go, bo mi się podoba - jest intrygujący, ale kompletnie nie zastanawiałam się, jak sobie z nim poradzę w sensie fabularnym. ale jakoś z tego wybrnęłam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tam dobrze bawię się i przy czytaniu wersji żeńskiej i męskiej:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ptaszko,
    fajnie, że czasem wyfruwasz ze swojego karmnika :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Walka na słowa że hohoho:)
    a ja zapraszam na Candy Emmo:
    http://marartbizuteria.blogspot.com/2011/12/candy-u-marart.html

    OdpowiedzUsuń
  7. MarArt,
    jeśli to walka, to przegrałam z kretesem ;-)

    byłam, obejrzałam, zwłaszcza bransoletka mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń

Zblogowani

zBLOGowani.pl