S. Ban |
Zdarzyła mi się rzecz dziwna, choć zważywszy na okoliczności zdarzyć się musiała. Pobawiłam się telefonem i straciłam wszystkie kontakty z dobrych 10 lat życia! Numery rodziny, przyjaciół, bliskich znajomych, dalszych… Bardzo dalekich. Wszystkie przyjaciółki z czasów szkolnych, prywatne numery ważnych ludzi, o których wiedziałam, że ich nie wybiorę z byle powodu, jeszcze bardziej prywatne numery ludzi, do których bardzo rzadko się odzywałam, ale wiedziałam, że gdzieś tam zaszyfrowani są, że w każdej chwili mam możliwość porozmawiania i wyjaśnienia, czemu się tak długo nie odzywałam...
Zniknął numer taty nieżyjącego od 5 lat. Numer, którego nie potrafiłam usunąć. Czyżbym próbowała wierzyć, że tam, po drugiej stronie, jest zasięg? Ze Orange nawet na Drugim Brzegu ma swoje przekaźniki? Hołubiłam ten most z cyferek tak, jakbym miała nadzieję, że na jego końcu może zabrzmieć kochany głos mówiący ,,co słychać, dziecinko”... I nagle ta droga powietrzna zbudowana z dziecięcej tęsknoty zniknęła! Kontakt z tatą z Krainy Cienia sama przerwałam jednym głupim ruchem palca.
I jeszcze jeden numer. Ulubiony. Jego też nie ma. Nie ma. Nie ma! Nie ma…!!!
Panika. Zanim dotarło do mnie, że zdecydowaną większość kontaktów mogę odzyskać - kompletna pustka i uczucie zagubienia tak natarczywe i dojmujące, że zabrakło mi tchu. Kołatanie serca i wrażenie zapadania się w nicość. W głowie dudniło mi w kółko:
nie ma, nie ma, nie ma...
Tak, jakbym sama przestała istnieć? Jakbym traciła własną tożsamość?? Zapadnie się w nicość = śmierć. Umieram! Umieram?? Ratunku! Umieram! Ale przecież nikt nie usłyszy, bo jestem odcięta od wszystkich, dla których moje życie coś znaczy…Czyżby mnie określały relacje z ludźmi? Czyżby mnie nie było bez tła, bez kontekstu społecznego? Czy jestem tylko dzięki innym? To oni mnie stwarzają, wydobywają z niebytu?? Jak to jest? Co jest?!
Rozglądałam się bezradnie po ścianach własnej głowy i szukałam jakiejś nowej formuły dla własnego istnienia, ale jej nie znajdowałam. Wszystkie elementy układanki nagle zniknęły. Wtedy usłyszałam własny przyspieszony oddech i pulsowanie krwi w skroniach, które przypomniało mi, że mam ciało i to nim, ciałem, żyję. Ciało, które mnie nadal trzyma w strumieniu życia, ukorzenia i zatrzymuje po tej stronie, nie pozwalając na metafizyczny wymyk, wypad na drugi koniec mostu, gdzie z rozpostartymi ramionami od pięciu lat czeka na mnie tatuś, aby mnie przygarnąć i ukoić wszelki ból. Dotknęłam lewego przedramienia prawą dłonią: jestem. Jak dobrze, że nadal jestem! Istnieję niezależnie od cyferek w telefonie!
A później już w drodze do pracy, spokojna i pogodzona z sytuacją, obracałam w myślach portalową sentencję: ,,Jeśli coś naprawdę kochasz, pozwól temu odejść - samo wróci. A jeśli nie wróci - nigdy nie było twoje.”
Nie dowiem się nigdy, ilu przyjaciół wybrałoby i po jakim czasie mój numer. Nie dowiem się także, o ile numerów sama bym się na nowo postarała, a o których na dobre zapomniała: koleżanka pobawiła się moim telefonem i odnalazła całą listę prawdopodobnie skopiowaną na kartę SIM. Prawdopodobnie, bo ani ja nie wiem, co zrobiłam, żeby zniknąć wszystkich, ani ona nie wie, jak ich dla mnie odzyskała. Ale są! A ja jestem mądrzejsza o jedną ważną lekcję: bez ludzi jest mnie o połowę mniej, a skoro tak, to warto o tę połowę bardziej zadbać. Niestety zwykle tamta połowa bardziej dba o mnie, niż ja o nią. Jest jeszcze po tej lekcji zadanie domowe: pozwolić wszystkiemu odejść jeśli zechce. A później już tylko radość, że wróciło. O ile wróci… Ale wróci. Wiem, że wróci. Ja zawsze wracam jeśli nie muszę. :)
,,Jeśli coś naprawdę kochasz, pozwól temu odejść - samo wróci. A jeśli nie wróci - nigdy nie było twoje.” To bardzo mądre słowa które powiedział do mnie kiedyś zakochany KTOŚ.
OdpowiedzUsuńTylko rozkładając na czynniki pierwsze czy coś lub ktoś może być moje? od początku do końca, czy to możliwe?
Myślę, że tak do końca nic nie jest nasze. Nawet sama siebie nie posiadam całkiem, bo w jakimś stopniu przynależę do innych struktur typu rodzina, przyjaciele, znajomi z pracy...
UsuńJa też wracam jeśli nie muszę ;)... Piękna historia i z morałem i z happyendem :)...
OdpowiedzUsuńAbi, wyłowiłaś ten morał, który mnie nieco zawstydza, bo taki kazuistyczny ;-))
UsuńAle po tym incydencie chciałam to mieć czarno na białym i tu, i w głowie. Morał jest dla mnie, żeby sobie wtłuc do głowy...
Kiedyś wyłączyłam telefon. Na tydzień. Tak perfidnie. Byłam nastolatką, były wakacje i siedziała w domu, rodzice wiec wiedzieli co się ze mną dzieje i nie musieli dzwonić, by sprawdzić. Więc wyłączyłam. Trochę dlatego, że chciałam odpocząć, ale bardziej z ciekawości. Chciałam sprawdzić, kto się będzie do mnie dobijał, niepokoił, martwił. I zaszokowała mnie ilość sms-ów, które do mnie spływały rzez kilka godzin po włączeniu.
OdpowiedzUsuńTeraz też czasami mam ochotę tak zrobić. Ale tylko czasami. Nie, nie wyzbyłam się tej perfidności, ale Julek, ale rodzice, ale coś komuś może się stać i co będzie, jak nie da się do mnie wtedy dodzwonić?
A listę kontaktów czyszczę co jakiś czas. I fakt, niektóre wracają...
Ina,
Usuńbardzo sprytnie postąpiłaś. :))
Listę kontaktów pomniejszyłam jakiś czas temu o jeden numer. To było symboliczne przecięcie nici. Nie żałuję. Jakoś mi przestronniej. ;-)
Emmo,
OdpowiedzUsuńwysnułaś tak wiele refleksji z sytuacji, którą w dzisiejszych czasach wielu ludzi ledwie by zauważyło (a jeśli już, to tylko dlatego, że by ich to nieźle wkurzyło).
Jesteśmy cząstką świata - chcemy tego, czy nie - bez innych ludzi, bez tego, co wokół, nie bylibyśmy tym, kim jesteśmy. Niezależnie od ostatnio bardzo modnych mniemań o samokreacji, o tym, że wszystko zależy tylko od nas samych, twierdzę (i będę się przy tym upierać ;-)), żeśmy tylko czątką, bardzo zależną. Od czasów, sytuacji, miejsc, punktów stykań etc.
Poza tym przypomniałaś mi "Ostatnie rozdanie" i notes. :-)
Nie zapominaj, że w blogowym świecie za obrazami, słowami są ludzie, dla których Twoja (tu) obecność jest w pewien sposób ważna.
Uściski!
A skoro ojciec, córka, drugi brzeg... to jeszcze to: https://vimeo.com/13930699
UsuńPoryczałam się
UsuńDziś już nic nie napiszę.
Serdeczności, fibula :***
Taka zwykła historia a morał jakże głęboki. Świadomość, że jesteśmy ważni dla innych ludzi jest nam potrzebna, nawet jeżeli nie chcemy się do tego przyznać. Ja mam swoje motto, słowa które kiedyś usłyszałam od własnej córki: "mamuś, czy ty myślisz, że bez ciebie moje życie byłoby takie same?" Niby nic a znaczy wiele.
OdpowiedzUsuńTo prawda: rodzice mają ogromny wpływ na życie swoich dzieci. Wiadomo, że w pewnej chwili dziecko wylatuje na próbny lot, później zakłada własne gniazdo, ale to, co otrzymało od rodziców, zawsze w jakiś sposób kształtuje jego widzenie świata.
UsuńA ja zrobiłam zupełnie odwrotnie, czyli sama skasowałam większość kontaktów z listy, bo nie używałam ich od lat. Może kowaliki mają bardziej samotniczą naturę? :)
OdpowiedzUsuńPS
Tak tylko kuszę...
https://www.facebook.com/179161508816263/photos/a.887822464616827.1073741848.179161508816263/887823797950027/?type=1&permPage=1
Z zimorodkami jest różnie. Lubią ludzi, są towarzyskie, zwykle wokół nich jest gwar, ale ładują baterie w samotności. ;-)
UsuńKusisz, kusisz...chyba zamówię :))