środa, 1 lutego 2012

Idźcie, lećcie, płyńcie...



,,Czy każda opowieść musi się opierać na wydarzeniach? – myślała w tym samym czasie Emma, stukając w klawiaturę i wkładając do ust kolejne piernikowe ciasteczko. - Przecież tworząc fikcyjne sytuacje, fałszujemy życie. Pompujemy w nie sztuczną adrenalinę, która nas chroni przed nudą, ale też tworzy bańki mydlane. A po bańkach mydlanych zostają mokre plamy, które trzeba ścierać." Po tej refleksji jej ręce zastygły w bezruchu między klawiaturą, a talerzykiem z ciastkami. Emma lubiła zaludniać własne opowieści wymyślonymi przez siebie postaciami, jednak każda z nich w jakiś sposób była nią samą, gdyż rodziła się z jej umysłu. To tam tkwił zalążek tego, co później dzięki słowom i Znaczeniom przekształcało się w Staruszkę Den, Bezimiennego, Mustanga, ale też Złośliwego Karła. Wszystkie te postaci mieszkały w niej, a wydobyte na światło dzienne, wypuszczone z podziemi ujawniały utajone, nazywały niewysłowione. ,,A więc to nie jest fikcja! To wszystko prawda!" - wykrzyknęła w duchu. Jeszcze niedawno wszystkie te dziwne stworki zaludniające jej głowę chowały się po kątach, wciskały w najciemniejsze zakamarki i broniły przed wyciąganiem ich na zewnątrz. Musiały mieć jakiś powód, dlatego Emma zostawiła je w spokoju. No właśnie... może potrzebowały spokoju?

Jednak nie koniec na tym, że się wypuściło z podziemnych światów jakąś postać. Należało ją jeszcze wprawić w ruch, sprawdzić w akcji i skonfrontować z innymi istotami, które wystawiały głowy i dopominały się o to, żeby o nich opowiedzieć. Ba! Należało tej postaci pokazać to wszystko, co działo się na zewnątrz i co miało wielki wpływ na to, co w środku. Trzeba było dać jej możliwość penetrowania eksterioru i zamieszkiwania w umysłach ludzi, którzy o niej przeczytają.

Emma zastanowiła się nad tym, dlaczego wszyscy tak bardzo kochają czasowniki, podczas gdy ona woli rzeczowniki i przymiotniki. Wynikało to chyba z kontemplacyjnych skłonności w jej psychice. Kontemplować można było tylko statyczny przedmiot, natomiast wydarzenia przenoszone na papier za pomocą dynamicznych czasowników wprowadzały niejednokrotnie turbulencje, od których Emma w ostatnich czasach cierpiała na zawroty głowy. ,,To całe dzianie się bywa męczące. Czyżby bierność była Istotą mojej natury?"- myślała zdegustowana i aby się podnieść na duchu sięgnęła po kolejnego piernika. Znów ogarniała ją inercja, do której nie chciała dopuścić, gdyż mieszkający w torebce Niegrzecznej Dziewczynki Demon zaczynał się nudzić, gdy nic się nie działo i wówczas szukał sobie jakiejś rozrywki, a najlepiej się bawił wtedy, gdy mu się udało niepostrzeżenie dosypać piołunu do kawy, czemu koniecznie trzeba było zapobiegać. Niechęć do czasowników mogła w sensie fabularnym oznaczać koniec opowieści, a nie można kończyć, gdy się ledwie zaczęło. Zatem pochwalone bądźcie czasowniki! Z całym waszym niepohamowanym parciem naprzód i przecinaniem maczetą ścieżki w gąszczu Znaczeń. Idźcie, lećcie, płyńcie. Dziejcie Się.


Obraz: J. Woitzik

7 komentarzy:

  1. Poprzez takie fikcyjne sytuacje autorka tego bloga przenosi nas w zupełnie inny świat, wyimaginowany, magiczny, a jednocześnie rzeczywisty, w którym zło nie wydaje się być aż tak straszne:)
    I chyba o to chodzi, bo czyż nie łatwiej walczyć z przeciwnościmi losu przenosząc problemy do świata fantazji?
    A któż nie lubi baniek mydlanych(?) jeśli nawet trzeba po nich posprzątać:))

    ps. Jestem fanem czasowników:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wu,
    to prawda. ta cała zabawa w pisanie to jakiś rodzaj antidotum i próba oswajania własnych i cudzych demonów. może to głupio zabrzmi, ale w dużym stopniu z Twojego powodu postanowiłam sobie urządzić tę sentymentalną podróż do świata Dziewczynki :)

    odnośnie czasowników: czegóż się można spodziewać po sportowcu. przeciez nie zamiłowania do kontemplacji ;-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym bardziej się cieszę:)
    Przyznam szczerze, że od przygód Niegrzecznej jestem wręcz uzależniony:))
    Na szczęście z takim nałogiem spokojnie można żyć:))

    :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wu,
    myślę, że ten nałóg bardzo dobrze się wpisuje w Twój zdrowy styl życia. właśnie pracuję nad kolejną działką, żeby dostawa dotarła na czas :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Napisałem dziś obszerną odpowiedź do Twego komentarza z poprzedniego wpisu, w którym zwracasz uwagę na to, że oboje piszemy inaczej. Niestety, przeglądarka wykrzaczyła się (nie po raz pierwszy) na Youtubie, oglądanym na innej karcie w tle i po prawie gotowym komentarzu śladu nie zostało, a ja byłem z tego powodu bardzo... poruszony (powiedzmy). I już nie chciało mi się powtarzać wszystkiego od początku. Inna rzecz, że mam nauczkę, bo po to przecież instalowałem Evernote, żeby pisać w nim co obszerniejsze komentarze na blogi czy posty na fora. Wystarczy raz zapomnieć się i proszę: złośliwy los skwapliwie to wykorzysta i wymierzy kopa w zadek, z rozpędu.

    A teraz widzę, że twoja kolejna notka wprost traktuje o pisaniu, zebrałem się więc w w sobie i próbuję ponownie zebrać myśli , by przelać je na klawiaturę.

    Mamy bardzo różny styl pisania. Tak jak zauważyłaś, u mnie jest dużo akcji i zmiany tempa opowieści, natomiast twoje historie są potoczyste, nieśpieszne. Od siebie jeszcze dodałbym, że podczas gdy u mnie dominują dialogi, u Ciebie rzecz rozgrywa się zwykle na poziomie monologu wewnętrznego. Zupełnie, jakbym ja pisał o świecie zewnętrznym, istniejącym poza mną (co z tego, że tylko w wyobraźni), zaś Ty opisywała swoje wnętrze, swój własny, intymny świat. Nie wprost, rzecz jasna, bo w internecie równałoby się to samobójstwu, ale przy pomocy kodów, szyfrów i projekcji. Pewnie dlatego zdarza mi się, że czasami trudno odgadnąć, o czym rzecz cała, bo choć czuję w tekście drugie dno, nie jestem w stanie przebić się przez kamuflaż. Podejrzewam, że brakuje mi typowo kobiecej wrażliwości. Inaczej mówiąc: ja piszę "na zewnątrz", a Ty "do wewnątrz". Posługujemy się różnymi stylami, jak w kung fu, gdzie również są style zewnętrzne i wewnętrzne. Ja piszę w stylu Shaolin, a ty w stylu Wudang. Widać to szczególnie silnie w "pisaniu na zadanie", będącym swoistym pojedynkiem na słowa, co budzi w mojej wyobraźni zabawne obrazki w rodzaju GM-a i Emmy w szafranowych strojach, walczących ze sobą na dziedzińcu świątyni, w pokazowym pojedynku, przed audytorium w postaci długobrodych starców o kamiennych obliczach.

    W ramach podsumowania - to:

    http://www.youtube.com/watch?v=jhUkGIsKvn0

    PS Ze wszystkich części mowy najbardziej lubię przymiotniki. Taki "smukwijny": czysta radość. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. GM,
    nie mam bladego pojęcia co to jesr Evernote, ale mam nadzieję, że mi nie zeżre tego komentarza, bo też mnie wkurza pisanie drugi raz tego samego :P tym bardziej dziękuję, że sobie zadałeś ten trud :)

    te różnice w stylach pisania widać zwłaszcza wówczas, gdy snujesz własne ciągi dalsze moich historyjek. zazwyczaj jest tam coś takiego, co mnie strasznie kusi, bo jest diabelnie pomysłowe, błyskotliwe i zwinne jak jaszczurka. trudno się temu oprzeć, trudno nie pójść w kierunku, który wskazujesz. jeśli gdziekolwiek widzę element walki, to właśnie w tym. często piszesz o tym, co mogłoby się dalej wydarzyć. mogłoby, gdybym była Tobą :) ale jestem tylko sobą i lubię leniwie dryfować po oceanach, które mam w głowie, choć czasem to bywa pustynia ;-)) tak, ja piszę ,,sobą", a Ty? hm... Ty czerpiesz głównie ze świata zewnętrznego - tak jak napisałeś.
    to na swój sposób fascynujące, jak jesteśmy różni. i jak odmienna jest psychika męska od kobiecej, bo myślę, że dla większości kobiet to, co piszę, jest oczywiste i całkowicie jasne, zaś Ciebie wprawia w konsternację i założę się, że sobie myślisz: ,,kurde! o co jej znowu chodzi??" :D a ja robię wszystko, żeby pisać jasno i przejrzyście :D wierz mi, jaśniej nie potrafię :D ta męska bezradność w zetknięciu z kobiecym życiem wewnętrznym mnie doprawdy rozczula :) to nie ironia :)

    ps. ja jestem tym gościem z długimi włosami i krzyżykiem na szyi,który śpiewa w chórku, a Ty solystą :D

    OdpowiedzUsuń

Zblogowani

zBLOGowani.pl