wtorek, 7 kwietnia 2015

O jak obserwacja

R. Doisneau



Ludzki umysł to fenomen. To najlepsza zabawka, jaką znam. To zestaw klocków Lego z miliarda elementów. Każdy kompatybilny z każdym i w dodatku układają się same - nigdy nie wiesz, jaka konstrukcja wyłoni się za sekundę z pudełka na tyłach głowy. Gdybyśmy lepiej potrafili się bawić własnymi klockami, nie potrzebowalibyśmy TV ani internetu. Ale potrzebujemy. :) 
Widzę te ciągi fabularne, jak wychodzą zza kurtyny podświadomości. Na pewno rozpoznaję tylko niektóre z nich, na zidentyfikowanie wszystkich nie mam szans, tyle tego…! Jedynie nieliczne potrafiłam skatalogować i nazwać. Oddzielam od siebie pojedyncze sznureczki, za które jest pociągana żywa marionetka o imieniu Emma. Co pociąga za włókna naszych myśli? Czyja to dłoń sprawia, że widok ptaka na gałęzi jednego dnia potrafi mnie doprowadzić do łez, a innego jest powodem radości? Ta sama gałąź, ta sama ja - może nawet ten sam ptak, a myśli całkiem inne. Jak nazwać tę siłę sprawczą, dzięki której akurat ta a nie inna opowieść wychodzi zza kulis, wychyla się z mroku i pokazuje w świetle reflektorów na scenie. Uwielbiam te momenty, gdy udaje mi się siedzieć na widowni, nie być myślą, nie utożsamiać się z nią, tylko ją obserwować. Myśli pojawiają się całymi stadami i próbują się ze sobą wiązać w ciągi fabularne, piszą scenariusze, według których marionetka Emma ma się poruszać po teatrze życia w określony sposób. Jedna z nich mogłaby mieć tytuł ,,Depresja”. Kiedy ta opowieść zaczyna grać pierwsze skrzypce, milknie wszystko inne. Jest wyjątkowo zaborcza, lubi być w centrum uwagi. Jej specjalnością są popisy solowe. A cała jej rola ogranicza się do tego, że jest. Bo gdy na scenę wchodzi Depresja, nie ma nic innego. Co jakiś czas próbują się wydostać z zaplecza  jakieś inne historie, ale szybko kapitulują. Nie mogą się przedrzeć. 
Jest jeszcze scenariusz pt. ,,Miłość”, do którego każdy dzień dopisuje jakąś kwestię, jest też taki, w którym główną rolę odgrywa ,,Słodycz” - jego tytułowa bohaterka mówi często głosem zaprawionym nutką goryczy. Słodycz widziana oczami małego łasucha, który wyrwał się z rąk mamie i stoi z nosem przy szybie, myśląc, że życie jest okrutne, bo cała rozkosz świata o smaku truskawek z bitą śmietaną jest za tym cholernym szkłem…! Za cudzymi oknami jest zawsze słodsza słodycz - podpowiada scenariusz. 
- Nie, nie jest ani za szkłem, dziecinko, ani nie jest słodsza. Truskawki rosną na grządce, a śmietanę możesz sobie zrobić lub kupić- komentuje jeszcze inna postać, która na chwilę wystawiła głowę zza kurtyny. 
Tyle tego...! 

37 komentarzy:

  1. Tak Depresja to Pani Dama Wszechwładna i Zaborcza...znam ją dobrze od 38 lat...dała mi w kość swoimi humorami i władczymi lękami, paniką i brakiem chęci do życia...nie dała się polubić...ale powoli odsunęła się gdy przestałam się jej bać bo ją poznałam...
    pozdrawiam cieplutko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszko,
      tak mówisz??
      Ja jej nawet poznawać za bardzo nie chcę, choć muszę - taka bywa natrętna. :/
      Dzięki wielkie, Twoje słowa dają wsparcie. :)

      Usuń
  2. Przeszłam dawno temu, taką prawdziwą, taką obezwładniającą ciało i umysł - żeby wstać z łóżka musiałam wziąć w ręce najpierw jedną i postawić na podłodze, a potem drugą nogę - nie obeszło się bez pomocy profesjonalisty....a teraz cierpię "tylko" na tą sezonową, pozbawioną słońca! bo słońce dla mnie to Życie! gdybym mogła, to wyjechała bym gdzieś na południe Europy - za tym słońcem i za tą lekkością życia, ale nie mogę! Nie da się tak zwyczajnie porzucić wszystkiego i zacząć życia od nowa - kto tak twierdzi plecie bzdury albo jest lekkoduchem! Zresztą, sama już nie wiem, może tylko ja mam tak ogromne poczucie odpowiedzialności.
    Życie wbrew sobie to po prostu kajdany! Z drugiej strony zaś, doceniamy to co mamy dopiero wówczas, gdy to utracimy.
    Typowa ze mnie baba - pełna rozterek i niepewności ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja aż takiej nie przeszłam, Maminko. ale farmakologia też wchodzi w grę. Udaje mi się odstawić tabletki, ale później znów wracam. Tego lata chciałabym z tym skończyć, ale nie wiem jak będzie, czy mi się uda. Bardzo bym chciała.
      Tak! Kraj, gdzie jest więcej słońca - marzenie. :) Ja całą sobą czuję lecznicze działanie promieni słonecznych, a nasz klimat nie rozpieszcza.

      A ze mnie myślisz że typowy chłop?? Ciągle rozterki, dobrze, że się wygadam na blogu. To całe pisanie tak naprawdę jest dla mnie częścią terapii...:)

      Usuń
  3. Wiesz Emmo,
    to my wpuszczamy do naszej głowy myśl, a ona kiełkuje, rozwija się gnieżdźi, czasem to jest taka myśl całkiem sobie mało zła, ale jątrzy, pustoszy.
    Też kocham słońce i dla mnie jest wymiernikiem miarodajnego życia samego w sobie.
    Nie da się zwyczajnie porzucić wszystkiego i zacząć życia od nowa, ale da się zrobić coś szalonego dla siebie samej, małego, nadzywyczajnego co by wzbudzało zachwyt a może coś jeszcze?
    NIe da się życia przeżyć tylko rozsądnie.

    I jeszcze jedno : Jestem pewna swoich niepewności. ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Migafko,
      ja też nie wierzę w żadne ,,od nowa". Cóż może być od nowa, jeśli ja jestem ciągle ta sama, z tymi samymi urazami, lękami i głupawkami ;-))

      Nie da się przeżyć życia tylko rozsądnie - to jedno z najrozsądniejszych stwierdzeń, jakie znam. :))

      A ja jestem niepewna swoich pewności - i weź coś z tym rób ;/

      Usuń
  4. http://swiatwedlugmuminka.blogspot.com/2014/06/zmiana.html

    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jak zmiana...
      Przymierzam się do tej literki...:)

      Usuń
  5. mnie dopada najczęściej, kiedy jej na to pozwalam, kiedy dopuszczam żeby złe myśli się mnożyły, zamiast je wyrzucać z głowy. najważniejsze jednak to nie poddawać się, tylko chcieć walczyć, bo wtedy Aniołowie pomagają odnaleźć jakiś sposób. dodatkowo wspomagam się herbatką z dziurawca. wierz mi działa prawdziwe cuda :))):DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD:)))))))))))))))))))))))))))))):DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, wierzę w dziurawiec - ale bardziej w postaci stałej. ;-)
      Waleczna nigdy nie byłam, zawsze brałam na przeczekanie, ale może dzięki temu nie poległam w akcji??

      Tiaa...jakoś się trzeba pocieszać. Niech mózg się przyda no coś pozytywnego, nie tylko na wymyślanie problemów i mnożenie pytań ;p))

      Usuń
  6. Słodycz, miłość i depresja... takie tam zamienniki, choć czasami występują grupowo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domino,
      to ostanie omijaj - trzymaj się dwóch pierwszych - zamieniaj dowolnie :)

      Usuń
    2. To ostanie nie moja domena, ale widzę i nadziwić się nie mogę, wciąż w tym trójkącie...

      Usuń
  7. A ja chyba lubię swoją depresję. Jak się pojawia robię się nadwrażliwa. Muzyka brzmi inaczej, ciemność staje się intrygująca a ból bardzo twórczy. Wiem, wygląda to trochę na wewnętrzny masochizm uczuciowy. Niemniej jednak jest częścią mnie. Bez niej nie byłabym sobą.
    Cudny tekst Emmo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo,
      bardzo, bardzo bym chciała ją polubić. Gdzieś czytałam, że większość ludzi zajmujących się jakąś działalnością artystyczną właśnie w napadach melancholii przeżywa eksplozję mocy twórczej. Szczerze mówiąc wolałabym niczego nie napisać, byle nie ponosić takich kosztów, ale czasem samo przychodzi.
      Serdeczności, dziękuję za ciepłe słowa. :).

      Usuń
  8. Depresja, czyli przerost myśli nad treścią?Też zawsze próbuję ją przeczekać. Czekam aż się wyszaleje i jej się znudzi. Gorzej będzie, jeżeli kiedyś nie zechce sobie pójść sama.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzej, znacznie gorzej, ale trzymaj się światła...:) Myślę, że akurat Ty masz bardzo silną motywację, żeby iść w jego stronę. Ja też. :)

      Usuń
  9. Mam przykre doświadczenia z farmakologią a potem z odstawieniem tego gówna, dlatego trzymam za Ciebie kciuki, Emmo :)
    Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eva,
      dokładnie od 1 stycznia łykam połowę dawki - żeby uniknąć szoku ;-)
      Zobaczymy... Już wiem, czym to pachnie...
      Dzięki za kciuki. Wolałabym, żebyś mogła je trzymać za coś fajniejszego ;-)

      Usuń
  10. O tak! Nibyśmy tacy różni, a tacy podobni na tych życiowych scenach.

    Wrócę tu jeszcze, bo teraz trochę łapczywie połknęłam, bez smakowania. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fibula,
      jeśli wrócisz, to się dowiesz, że przeczytałam już ,,Dracha". Bardzo dobra rzecz. Bardzo trudna w sensie emocjonalnym do przyswojenia, niezwykle przytłaczająca i ponura wizja świata. Jak długa wędrówka kopalnianym szybem wśród ciemności. Jednak miałaś rację: są światełka w mroku, na szczęście są. Widok różowego konika na chodniku chyba mnie będzie prześladował do śmierci.
      Mam ochotę na ,,Morfinę", skoro Twardoch TAK pisze...

      Usuń
    2. Cieszę się, Emmo. :-) Że się nie rozczarowałaś, a nawet trochę się oczarowałaś. ;-)

      Usuń
    3. Nie, nie rozczarowałam. :)
      Na pewno będę śledziła jego twórczość.

      Usuń
  11. Bardzo ciekawe... Przytulam ciepło :) i niech będzie jak najwięcej Miłości :)... Chociaż wszystko pozostałe po prostu jest. Jest i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Abi, bardzo dziękuję za ciepło i życzenia :)

      Po prostu jest - chciałabym, żeby to się stało moim życiowym mottem. :)

      Usuń
  12. Miłość jest najważniejsza a zwłaszcza ciepło w sercu.Zapisałam blog i będę tu odwiedzać.Buziaki,miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatuszko,
      zdecydowanie TAK. Ciepło w sercu emanuje.
      Zapraszam serdecznie, trochę mniej ostatnio bywam w sieci, ale to właśnie uroki sezonu rowerowego :))

      Usuń
  13. Troszkę się zsynchronizowałyśmy, bo mam wrażenie, że puenta z naszych najnowszych wpisów jest ta sama. Piszesz tak lekko, że kończąc Twój wpis, chce się czytać więcej i więcej.
    Zauroczył mnie moment z ptakiem. Piszesz, że czasem jest on powodem do łez, a czasem do śmiechu. Mam to samo, to co mnie cieszy potrafi zaraz być przyczyną smutku w oczach. I bardzo dobrze. Uczucia są niesamowite:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajna ta synchronizacja, Izabelo! Jestem za :))
      Tak jesteśmy skonstruowani, że przesiewamy rzeczywistość, a sito może być każdego dnia inne. Człowiek to taki dziwnie skomplikowany twór...
      Owszem, uczucia są niesamowite, bez nich życie byłoby mdłe i nijakie.
      Serdeczności :)

      Usuń
  14. Witaj Emmo :) Pięknie piszesz o smutnych rzeczach...tak dobrze wiem co czujesz...jestem z Tobą myślami...
    Ja też brałam leki..za dużo ich było...chwilowa reanimacja, znieczulenie - krótka poprawa i coraz gorszy nawrót...w końcu odstawiłam ...to była było nieciekawie ale trafiłam do psychoterapeuty ..teraz jest lepiej ...widzę , obserwuję...czuję...rozpoznaję swe emocje - jest to ciężka praca nad sobą...ale myślę że ta forma terapii jest bardzo skuteczna...i okazało się ze wcale nie muszę brać leków ...i te ciężkie chwile które ostatnio przechodziłam przetrwałam dzięki wewnętrznej sile odzyskanej podczas terapii...leki by mnie teraz dobiły, zniewoliły......czasem trzeba stawić czoło swym demonom...choć na małą chwilę...nigdy wcześniej nie miałam no to sił ,sama się zdziwiłam że mam ich tak wiele...a to wszystko tkwi w moim umyśle i ciele... Jest taki piekny cytat który mi towarzyszy " wolność pojawia się wtedy , gdy przegonimy duchy z komnaty naszych ran " ...bo teraz to już sa to tylko cienie które nadal gnębią....
    Życzę Ci Kochana Emmo aby Twa wewnętrzna mądrość naprowadziła Cię na drogę ku wolności ...
    Ściskam mocno
    Dalia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dalio! Dalio :)
      zastanawiałam się, kiedy wrócisz?? :)
      Jakie my mamy podobne problemy i z tego co widzę podobny sposób radzenia sobie z nimi...
      Nigdy nie byłam na terapii, ciągle wierzę, że potrafię sobie sama poradzić z własnym wnętrzem, uporządkować to jakoś, przyjąć do wiadomości świat jaki jest, zaakceptować i umieć w tym świcie żyć. Ale to nie takie proste - to chyba wiesz równie dobrze jak ja. Pomijając demony przeszłości - z nimi już się dogadałam - muszę jeszcze oswoić demony teraźniejszości a zwłaszcza przyszłości. Te ostatnie to najgorszy gatunek. Pewnie niewiele z tego rozumiesz, bo żeby rozumieć musiałabyś znać kilka faktów z mojego życia, a ja o nich nie chcę pisać - wybacz... :)

      Twój powrót jest jak światełko w tunelu! :)) Uściski :**

      Usuń
    2. Kochana to zrozumiałe że nie o wszystkim chcemy mówić w szczegółach...chowamy je pomiędzy słowami...najważniejsze są emocje , przemyślenia, wnioski...kontakt z drugą osobą...która rozumie, wspiera słowami czy dobrymi myślami. Nawet sam fakt opublikowania czegoś, obnażenia swych uczuć jest bardzo pomocny...rozumiem to doskonale...:)

      Życzę Ci uporania się z " duchami teraźniejszych i przyszłych świąt"...wierzę że się z nimi " dogadasz" ...z całego serca polecam Ci psychoterapię...ale też zachęcam do rozważnego wyboru terapeuty...nie każdy może pracować w nurcie który Ci odpowiada...

      Bardzo się cieszę że tak myslisz...o tym światełku :)))
      Pozdrawiam cieplutko
      Niech MOC będzie z Tobą...( uwielbiam ten cytat )

      Usuń
    3. I z Tobą niech będzie MOC, Dalio. :)

      Usuń
  15. Jak czasmi w zyciu bywa trudno, jak czasami w zyciu bywa cięzko...a ja rozdawałabym wszystkim słonka promyki i Nadzieje i nigdy nie nazwę ją matka głupich. Oj nie!!!
    Pieknie piszesz.....
    Sciskam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej, Różowa Chmurko :)
      W takim razie chcę być głupia i żywić się nadzieją. :)
      Wniosłaś powiew optymizmu - dziękuję, polecam się na przyszłość :)

      Usuń
  16. Pięknie opowiadanie, jak zwykle. A jeśli to życie, to samo życie i też pięknie wyekstrahowane dla czytelnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, wybacz, że dopiero dziś, ale jakoś nigdy nie nabrałam zwyczaju zaglądania pod dawniejsze wpisy. Pozdrawiam ciepło. :)

      Usuń

Zblogowani

zBLOGowani.pl