środa, 15 stycznia 2025

Ciąg dalszy perypetii z koleżanką...

 


Jedziemy z tym koksem, w końcu po to mam blog, żeby się wygadać, a przeczyta lub nie przeczyta ten kto zechce i dlatego od razu w tytule sygnalizuję, o czym będzie. A więc było tak. W poniedziałek miałam od niej w sumie kilka smsów i 4 telefony, które dość szybko kończyłam z braku cierpliwości. Bardzo kulturalnie i na ile mogłam bez zniecierpliwienia, ale jednak dość szybko. Ostatni telefon wypadł w czasie, gdy był u mnie kuzyn z synem, więc tym szybciej zakończyłam, mówiąc: ,,przepraszam, nie mogę rozmawiać, bo mam gości i chcę się zająć nimi". 

Cały wtorek cisza z obu stron i moje rozkminy, jak tym pokierować dalej. Dzisiaj byłam już na tyle spokojna, żeby zadzwonić i tym samym sama mieć z tym spokój i jej wyjaśnić, w czym problem. I udało mi się zachować dystans, mówić bez negatywnych emocji w tle, bo po prostu już mi przeszła złość, więc było ok. Nie dałam się zbić z tropu ani zdominować, powiedziałam, że potrzebuję więcej dystansu i czasu dla samej siebie. Słuchała i wyglądało na to, że rozumie, nie ma mi za złe. A między wierszami zdążyła mi powiedzieć łzawym głosem o tym, jak to ,,wczoraj po tym wszystkim wylądowała u psychologa" (w domyśle ,,po tym jak skończyłaś rozmowę").  Na co ja wydobyłam z siebie cały mój ciężko wypracowany podczas medytacji spokój i zapytałam tylko: 

- I co? Psycholog ci powiedział, co masz robić? 

Cisza. 

- Wiesz, co masz robić? Bo chyba po to byłaś u psychologa? - ponowiłam pytanie. 

- Tak, wiem, ale w tym problem, że ja tego nie robię i nie wiem, dlaczego. 

- No cóż. Sama siebie musisz o to zapytać, ja ci nie potrafię powiedzieć, przykro mi. Jeśli ty nie wiesz, to ja tym bardziej - odpowiedziałam. 

Reasumując jest dobrze, przynajmniej po mojej stronie, a w końcu o to chodziło, bo drugiej stronie i tak nie wyreguluję psychiki na tyle, żeby nie musiała lądować u psychologa z powodu zbyt krótkiej rozmowy telefonicznej. ;-) Stanęło na tym, że to ja się za jakiś czas odezwę, więc jest nadzieja, że będę miała jakąś kontrolę nad częstotliwością kontaktów. Nie wiem, co się dzieje z tą dziewczyną. Przecież nie padło z mojej strony nic przykrego pod jej adresem, nie zasugerowałam nijak, że mam jej coś za złe, że cokolwiek jej zarzucam. Wręcz przeciwnie! W kółko powtarzałam, że mam problem ze sobą, że to ja potrzebuję nabrać dystansu. Nie rozumiem, jak można ,,wylądować u psychologa" po tym, jak ktoś przerwał rozmowę  w sposób bardzo uprzejmy i bez agresji? O co kaman??

 W każdym razie na jakiś czas mam spokój od jej huśtawek emocjonalnych. Skoro trafiła do psychologa, to nie muszę być pogotowiem emocjonalnym kilka razy dziennie.

Relacje są jak pień tego drzewa na zdjęciu. Spróbuj wejść na czubek.  


Fot. z sieci

16 komentarzy:

  1. Jeśli sama się nie będziesz cenić, inni też nie będą. Oczywiście nie chodzi o znieczulicę, lecz o zdrowe granice.
    Wszystkiego dobrego. 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z granicami zawsze miałam problem, niestety. Ona oczekuje dyspozycyjności, a ja przecież mam rodzinę, pracę i swoje życie do przeżycia.
      Dla porównania: z inną długoletnią przyjaciółką czasem mamy przerwy w kontaktach po kilka tygodni i nie ma problemu.
      Pozdrawiam cieplutko. :)

      Usuń
    2. Z przyjaciółmi mogą być i przerwy, a i tak jesteś na bieżąco. I nic a nic nie musisz się spinać: co powiedzieć i jak to będzie odebrane. Spokojnie, czas jest łaskawy w takich sytuacjach.
      Dobrego tygodnia życzę

      Usuń
    3. No właśnie: czas. :)
      Spotkałam ją przypadkiem i wygląda na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku, bo zaczęła terapię! Mam nadzieję, że wytrwa.
      pozdrawiam ciepło. :)

      Usuń
  2. Ta znajomość musiała być okropnie emocjonalnie obciążająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, było, tylko narastało stopniowo, w miarę jak się poznawałyśmy i dlatego sobie nie zdawałam sprawy, do czego to zmierza.
      Jak ona to zrobiła, że ja cały czas miałam w głowie jej emocje, jej problemy, jej przemyślenia...masakra. A gdzie moje życie i moje sprawy? A przy tym dopiero od 11 miesięcy nie biorę leków przeciwdepresyjnych po 20 latach brania, więc nie chcę wpaść w jakiś rollercoaster, bo to się może skończyć powrotem do czarnej dziury.

      Usuń
  3. Mam odczucie, że tej dziewczynie potrzebny jest nie tylko psycholog ale lekarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żebyś wiedziała, Basiu. I naprawdę jej współczuję, martwię się, jak sobie poradzi sama ze sobą, ale poczułam niesamowitą ulgę, że do tego psychologa trafiła, bo mnie to już przerosło. Możliwe, że ona próbowała mną zapełnić pustkę po odejściu męża i to w sumie jest zdrowy odruch, ale bez przesady. Przecież nie da się żyć z kimś w takiej totalnej symbiozie, a ona przyrosła do mnie - nawet nie wiem kiedy! - jak huba do drzewa. Toż nawet z mężem coś takiego może wykończyć, przynajmniej mnie. ;-)

      Usuń
    2. Ile można... Znajoma ma gabinet pielęgnacji stóp. Przyzwoliła na to, że fotel stał się też kozetką psychoterapii, a nie ma za bardzo podzielnej uwagi. Jest wykończona i tak ciągnie, nie umie tego przerwać.

      Usuń
    3. O rety... Współczuję, bo rozmowę przez telefon zawsze można skrócić, a w jej sytuacji jedyne co można, to nie podtrzymywać rozmowy, ale i tak musi słuchać.
      Mam wrażenie, że psychoterapia rozwija się w szybszym tempie niż AI, a w każdym razie zapotrzebowanie rośnie. Czyżby pandemia obudziła demony? Hmm...

      Usuń
  4. Uważam, że musisz bardzo pilnować granic. Mnie się wydaje, że koleżanka( świadomie, czy nie) zastosowała szantaż emocjonalny. Przerabiałam takie sytuacje wiele razy, bo czułam się bardzo nie w porządku, że ktoś potrzebuje pomocy, a ja mam dosyć, więc robiłam za pocieszycielkę. Jeszcze teraz muszę się pilnować, żeby nie stawiać innych przed siebie. Ostatnio pochorowały się moje przyjaciółki i okropnie mnie to rozwaliło psychicznie. Zrobiłam co mogłam, ale i tak czułam, że może coś jeszcze mogłabym zrobić. Ględziłam mężowi o tym, aż mi powiedział, że mam przerost empatii nad rozumem. Po zastanowieniu musiałam przyznać mu rację. Schematy wdrukowane we wczesnym dzieciństwie są bardzo trudne do przerobienia. Twoja wrażliwość na innych nie powinna, aż tak Cię obciążać. Koleżance na pewno jest bardzo trudno, ale nie masz obowiązku jej uszczęśliwiać. Skoro trafiła do psychologa to zrobiła pierwszy krok. Psycholog jest od terapii, a Ty bądź koleżanką. To wystarczy. Życzę Ci powodzenia w dbaniu o siebie i przesyłam serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu,
      wielkie dzięki, że się odezwałaś, bo jakoś tak odpłynęłam... :)) Z koleżanką po tamtej rozmowie spotkałam się całkiem przypadkiem. Weszłyśmy na siebie twarzą w twarz, więc zagadałam. Okazuje się, że jednak wzięła sobie do serca to, co jej powiedziałam, uważa, że czasem nią ktoś musi potrząsnąć, żeby dotarło. Trochę mnie to rozśmieszyło, bo ja się starałam najdelikatniej jak tylko potrafię, a dla niej to był wstrząs, ale cóż...widocznie stwardniałam i mój system nerwowy jednak się uodpornił, więc w moim subiektywnym odbiorze brak telefonu od koleżanki przez jeden dzień to nie tragedia warta psychologa, ale jak najbardziej rozumiem, że ktoś inaczej to postrzega. Ona chyba po tym rozwodzie czuła się ogromnie samotna, z dziećmi ma fatalne relacje, z resztą rodziny też nie lepiej, a ja byłam jedyną osobą, która cierpliwie słuchała wszystkiego, pozwalałam jej wyrzucać z siebie negatywne emocje. I to jest dla drugiej osoby do pewnego momentu dobrze, że się wygada, ale później ten człowiek powinien brać byka za rogi i jakoś te problemy powoli rozwiązywać, tymczasem ona zatrzymała się na samym użalaniu, więc uważam, że bardzo dobrze się stało, że się odsunęłam, bo teraz została sama z tym, co ją uwiera. Tak naprawdę moja obecność i ten codzienny kontakt działał na nią jak plasterek przyklejony na złamaną nogę czyli o dupę potłuc. Ucieszyłam się z tego spotkania, z tego, że jednak przyjęła to dojrzale, bo obawiałam się jakiegoś focha. Reasumując: moje nałogowe ratownictwo to wielki niewypał i tym lepiej dla obu stron. :))

      Usuń
  5. Też uważam, że Twoja decyzja była jedynie słuszna. Nie można pomóc komuś, kto chce się nieustannie użalać. Każdy z nas czasami oczekuje, że zostanie wysłuchany i pocieszony, ale dalej trzeba zrobić coś samemu. Dobrze, że koleżanka podjęła terapię i zaczyna wyciągać wnioski. Mój autystyczny wnuk udzielił mi kiedyś cennej lekcji. Miał wtedy chyba 5 lat. Zapytałam go, kogo kocha, bo uczyliśmy go nazywać emocje. Pomyślał chwilę i powiedzial:" ty, mama, baba, diadia, tata". Daniel o sobie mówił "ty". Postawił siebie na pierwszym miejscu, czego ja przez długie lata nie potrafiłam zrobić. Zapamiętałam sobie te lekcję. Wszystko trzeba zaczynać od siebie. Jak kochamy i akceptujemy siebie to możemy dawać te pozytywne uczucia również innym. Bo żeby coś dać, trzeba najpierw to mieć. Serdeczności dla Ciebie Emmo. 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalne, że czasem się ponarzeka, ale u niej to już się zrobił stan chroniczny. Za Twoją sugestią poczytałam o wampirach energetycznych i to chyba ktoś taki, chociaż ona sobie chyba z tego nie zdaje sprawy, jaki może mieć wpływ na ludzi. Może nie tyle na ludzi w ogóle, co na mnie, bo ja niestety chłonę jak gąbka, a ona zwyczajnie mnie podtruwała, chociaż to nie było celowe.
      Z tym dawaniem pozytywnych uczuć to też uważaj, bo ja właśnie nic innego nie robiłam, ale niektórzy są jak worki bez dna. Musi być proporcja w dawaniu i braniu.

      No zobacz, jakie mądre dziecko! Całe tomy napisano o tym, co pięciolatek wie sam z siebie. :D

      Usuń
  6. Ja też mam problem ze stawianiem granic innym. Często dawałam się innym wykorzystywac, bo byłam za miękka pozbawiona asertywności. Wiele mnie to wszystko kosztowało i było trudne. Współczuję Ci jazdy z tą koleżanką. Jeśli ta terapia jej nie pomaga niech znajdzie innego psychologa, a nie zwala na Ciebie swoich problemów. Trudno żebyś z nią gadała, gdy masz gości. Dziwna laska. Trzymaj się Kochana i bądź twarda. Nie daj się tej koleżance. Też masz swoje życie i swoje problemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnych problemów mi nie brak. Niepełnosprawny syn, praca, dom, pies, od wiosny ogród. Nad ogarnięciem własnych emocji cały czas pracuję - codziennie. A jak Twoja terapia? Bardzo mnie to interesuje, bo sama na terapii nigdy nie byłam.

      Usuń