![]() |
Mój ulubiony buddysta Ajahn Brahm. :) |
Bardzo lubię dyskutować. Wymiana myśli sprawia mi przyjemność i wcale to nie musi być wymiana myśli takich samych po obu stronach. Wręcz przeciwnie, bo nic tak nie rozwija i nie poszerza horyzontów, jak poznawanie innego punktu widzenia. A każdy ma swój własny, niepowtarzalny i unikatowy punkt, z którego patrzy na świat. Wszyscy mamy jakieś wdruki i filtry, przez które patrzymy. Bo tak już działa ludzki umysł, że szuka podobnego. Jeśli coś jest podobne do tego, co już zna, to w to mu graj, wtedy się utwierdza w przekonaniu, że jest bezpiecznie, jest ok, można wyluzować. To mechanizm, który chronił człowieka pierwotnego, przemierzającego z maczugą sawannę, przed niebezpieczeństwem. A niebezpieczeństwem mogło być praktycznie wszystko, co nieznane, inne, obce, odmienne od tego, co nasz przodek już wcześniej zdążył poznać. Mózg ludzki wiele razy na sekundę skanuje otoczenie i sprawdza, czy aby nie pojawiło się coś, z czym trzeba będzie walczyć. Człowiek zdążył się pozbyć naturalnych wrogów, żaden zwierz nam nie straszny., jednak mechanizm pozostał i nadal wszystko, co nieznane jest uznawane przez umysł za zagrożenie i nie dotyczy to tylko obcych, inaczej niż my wyglądających osobników, ale i wszystkiego w świecie idei, co nie zgadza się z tym, co już wiemy. Obca idea, teoria, myśl jest zagrożeniem, bo może spowodować zamieszanie w naszej filozofii życiowej, a po co nam to? Przecież my już wiemy, jak jest.
I dlatego na przekór tej skłonności lubię dyskutować, bo wiele razy ,,wiedziałam jak jest", a później się stukałam w głowę, jak mogłam być taka naiwna? Jak mogłam nie zdawać sobie sprawy że cośtam, jak mogłam nie rozumieć, nie zauważać, że przecież... No mogłam, bo akurat wtedy nie byłam gotowa, żeby spojrzeć na jakiś temat od innej strony, z innego ( cudzego) punktu widzenia i w tamtym momencie potrzebowałam się trzymać swoich filtrów, swoich poglądów i swoich wdruków, bo to dzięki nim przetrwałam nie zwariowawszy uprzednio, aczkolwiek jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. ;-)
Tak więc dawno zeszliśmy z drzew, opuściliśmy sawannę na rzecz betonowej dżungli, ale mamy ten sam przestraszony, skanujący otoczenie i szukający potencjalnego zagrożenia mózg. Co z tego, że zamieniliśmy maczugi na karabiny maszynowe, wymyśliliśmy smartfony, Chata GPT, geolokalizację, GPS skoro nasz umysł nadal się boi i szuka zagrożenia. I widzi je nawet w kimś, kto myśli inaczej. Ba! Już sama myśl, nawet tylko przeczytana, jest w stanie wywołać hejt, co na portalach jest nagminne i skutecznie mnie od nich odstręcza. I tu dochodzę do sedna: staram się wykorzystać ten mechanizm do tego, żeby rozpoznać "przeciwnika". Zwyczajnie zrozumieć jego, inny niż mój, punkt widzenia, inny system wartości, bo jeśli to zrozumiem i dotrze do mnie, że ktoś ma prawo tak myśleć, bo z innego miejsca patrzy, więc widzi pod innym kątem, ma inne doświadczenia po prostu, to ten gadzi mózg, który wiecznie tropi niebezpieczeństwo, robi się jakby bardziej ludzki czyli przyjazny, nastawiony na współpracę w szukaniu odpowiedzi, a nie na udowadnianie, że mój karabin szybciej strzela, więc lepiej nie ryzykuj. I dlatego lubię dyskutować, bo to mnie rozwija, a po to na tej planecie jesteśmy.
A propos poprzedniego wpisu o buddyzmie: nie jestem buddystką. A gdzie tam! Wczoraj zeżarłam kawał mięcha na obiad, a na pająkach i komarach dokonuję rytualnych mordów. Rasowy buddysta tego nie zrobi. Rasowy buddysta nie pójdzie też na wojnę, bo jemu nie wolno zabijać nawet w imię wiary, co katolicy robią namiętnie i nawet potrafią być z tego dumni. Wystarczy przekartkować podręcznik do historii: krucjaty, lochy i stosy Inkwizycji, masowe pogromy innowierców, wojny religijne, rzezie plemion rdzennych Ameryki Południowej z imieniem Chrystusa na ustach, podbój Ameryki Północnej i przymusowa "chrystianizacja" w szkołach z internatem, że już nie wspomnę o Legionie Chrystusa w naszych czasach. Ufff... Zachód działa w świecie zewnętrznym i ,,czyni sobie ziemię poddaną" po trupach. Teoretycznie chce naprawiać świat, ale czy ten świat od zabijania w imię Boga jedynego stał się lepszy? Serio? Tymczasem buddyści idą w przeciwnym kierunku: uprawiają własne poletka, a nie cudze. Oni świat obserwują, zamiast go naprawiać, obdarzają innych akceptacją, zamiast ich zmieniać, patrzą do środka, w głąb własnej duszy i próbują panować nad zakusami własnego zachłannego ego. Najważniejszymi cnotami buddyjskimi jest współczucie, miłująca dobroć i wyzbycie się pożądań ( żądzy władzy, posiadania dóbr, podziwu, uznania...). Brzmi dziwnie znajomo, bo to są również cnoty chrześcijańskie. I tu doszłam do paradoksu, bo wyszło na to, że buddyści są bardziej chrześcijańscy niż sami chrześcijanie, którzy z tych samych pięknych postaw i wartości zrobili karykatury.
I jak tu żyć?
Dlatego myślę, że cywilizacja Zachodu bardzo pilnie potrzebuje buddyjskiego detoksu, a coraz więcej ludzi to rozumie. Potrzebujemy spojrzenia w głąb własnej duszy, uspokojenia ego, dialogu ze sobą samym, nie zawsze z Bogiem czy spowiednikiem, a już na pewno nie z tym, co piszą media, bo wiadomo, że piszą po to, żeby nakręcać spiralę niepokoju i tak już naciągniętą do granic. Nie mam na myśli jakichś radykalnych praktyk czyli medytowania po kilka godzin dziennie, bo na to mogą sobie pozwolić tylko mnisi w sangach. Chodzi mi przede wszystkim o pielęgnowanie pokoju we własnej głowie. Przecież to Chrystus przyniósł na świat pokój, więc gdzie on jest? Co myśmy z nim zrobili? Może warto zapukać do sąsiednich drzwi, do buddystów, bo oni go mają, celebrują o 500 lat dłużej od nas i z lepszym skutkiem.
Dzięki medytacji mam spokojniejszy umysł, co jakiś czas sama siebie sprawdzam, czy nie przybywa mi przywiązań i jeśli tak, to próbuję poluzować sznureczki, za pomocą których przywiązania kiedyś miały mnie, a teraz to ja mam przywiązania ( na oku). Z buddyzmu mam również poczucie bycia częścią wielkiego, żywego organizmu, z którym jestem połączona, a to mi bardzo poprawia poczucie bezpieczeństwa, zaufania do życia i zakorzenienia w czymś większym.
Myślę, że chrześcijaństwo daje nam jedno skrzydło, ale buddyzm może nam dać drugie, skoro to pierwsze sobie nadwyrężyliśmy zdobywając świat. Z dwoma skrzydłami lepiej się lata.
Pięknie napisane! Jeden punkt widzenia to za mało, żeby dojść do porozumienia. Potrzeba nam więcej oczu i spojrzeń oraz ludzi otwartych na dialog.
OdpowiedzUsuńSpokoju ducha i wiosny w sercu. Pozdrawiam 🤗
O tak, MaB, wiele punktów widzenia to cała orkiestra a lepiej słuchać orkiestry niż tylko własnej perkusji. :))
UsuńNawzajem, serdeczności!
Przypadkowo książka tego gościa leży na podłodze przy macie do jogi. Jestem przy trzecim wykładzie.
OdpowiedzUsuńOtwieranie się na innych, inność, odmienność jest trudne. Ale trzeba próbować. Pozdrawiam!
A najlepsze jest to, że z czasem się dochodzi do wniosku, że ci inni są w gruncie rzeczy tacy sami jak my. :)
OdpowiedzUsuńMam 2 jego książki i z nich uczyłam się medytacji, bo jest wszystko krok po kroku i bardzo przystępnie. Ale i tak najlepiej jest go słuchać, bo emanuje na człowieka tą dobrocią i życzliwością. Zawsze w trudnych momentach słucham Ajahna. :)
Czy możesz napisać z której książki uczyłaś się medytacji? Ta którą mam tutaj, przyszła do mnie sama, we właściwym momencie.
UsuńJasne i strasznie się cieszę, że się tym mogę podzielić! :))
UsuńTo była ,,Medytacja buddyjskiego mnicha". Ajahn tam pisze bardzo prosto o bardzo trudnych rzeczach i nie skupia się tylko na technice, ale głównie na postawie medytacyjnej w sensie współczucia, wyrozumiałości itp. Anapana czyli medytacja oddechu jest dla mnie najlepsza. Niby wg buddystów to ma być tylko wstęp do głębszych stanów i wglądów, ale dla mnie wystarcza, bo chodziło mi głównie o zapanowanie nad gonitwą myśli i o uspokojenie układu nerwowego. Zaczynając byłam w takim stanie, że mogłam wysiedzieć 2 minuty! Później 5, a później codziennie 2x40. A teraz medytuję niesystematycznie, chociaż w ciągu dnia robię sobie tzw. kwadratowe oddechy, które są super, zwłaszcza w pracy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUwielbiam jak czyta Aleksander Bromberek :)) Może pierwszą falę fascynacji mam za sobą, ale często stosuję medytacyjne techniki oddechowe, które nie wymagają siedzenia i uwierz mi, świetnie działają. Właśnie w takich sytuacjach jak opisujesz są bardzo potrzebne, bo regulując oddech wpływasz na poziom stresu, a przecież nerwami i tak nie przyspieszysz kolejki. Nigdy nie osiągniemy spokoju buddyjskich mnichów w naszych warunkach, nie ma się co łudzić! Ajahn ma specjalną grotę przygotowaną przez uczniów. Idzie tam na kilka tygodni albo miesięcy i wycisza umysł w całkowitych ciemnościach i ciszy. Raz dziennie donoszą mu jedzenie i zabierają pustą miskę. A my jesteśmy tak przebodźcowani, że nie wiemy gdzie góra, gdzie dół. ;-) I tym bardziej potrzebujemy spokoju, żeby nie zwariować.
UsuńPolecam Ci 127 Afirmacji Mocy Klaudii Pingot - właśnie słucham :)
UsuńW ogóle polecam ci jej kanał : ) ♥
Znam, znam i czasem korzystam. :) Dzięki!
UsuńNie chce mi się okienko otworzyć tam gdzie powinno, to na samym dole: Dziękuję!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że się przyda. :)
Usuń