Kees Scheren |
Pamięć działa dziwnie. Nie przestrzega reguł gry, wyłamuje się wszelkiej logice. A może my jej mechanizmów nie znamy? To wielka zagadka. Moje pudełko na tyłach głowy gromadzi wszystkie doznania, dźwięki, zapachy, myśli... Czasem sięgam do szufladek i przegródek, ale częściej jest tak, że coś wysuwa się na plan pierwszy samoistnie. Wychodzi zza kurtyny i mówi: hej! to ja! nadal tu jestem!
Nie wołałam przecież tego chłopaka, z którym pierwszy raz w życiu się całowałam. Nie wołałam, a on nagle staje przede mną jak żywy. Ma zaparowane okulary, gorące usta i lekko drżące dłonie. Po co przyszedł? Co chciało mi powiedzieć to wspomnienie? Albo tamta wyspa na rzece, będąca tłem już całkiem innej historii. Strzęp piaszczystego lądu, zaledwie kawałek plaży z małym namiocikiem pośrodku. Rano pod stopami muszle, gdzieniegdzie ślady ptasich nóżek, zamglony brzeg i tęczowa sukienka, którą już dawno porwał wiatr niepamięci i poniósł w nieznanym kierunku.
Od dawna mam w jakimś zakamarku pewną scenę. Wstajemy z grupką szkolnych przyjaciół po projekcji filmu ,,Wielkie żarcie”. Na sali skrzypią krzesła, słychać rozmowy, ogólny rozgardiasz i głowy dymiące od wrażeń, zwłaszcza że momenty były... hihihi… Siedzący w środku kolega szturcha mnie i koleżankę łokciami. Film trwał długo, wszyscy zdążyli zgłodnieć. Po kinie mamy iść do baru na pizzę. Przesuwam się w stronę wyjścia bokiem między rzędami krzeseł i nagle dostrzegam na widowni młodego chłopaka, który siedzi pogrążony w tak głębokiej zadumie, że nic do niego nie dociera. Nie zauważył chyba, że na wielkim ekranie są już tylko literki spływające w dół. Siedzi jak zahipnotyzowany. Zaraz zgasną światła, przyjdzie bileterka i go wygoni. A on ani drgnie. Czemu tak siedzi? Znajomi wychodzą, a ja zaczynam się ociągać, niemal przystaję i ukradkiem go obserwuję. Próbuję przeniknąć to zastygłe milczenie. Udaje mi się. Czuję jego aurę: to smutek. Głęboki, bezbrzeżny smutek kogoś, kto wie. Ale co on niby takiego wie, czego nie wiem ja? Cóż takiego zobaczył na tym filmie? Ja swoimi oczami podlotka dostrzegałam tylko ludzi, którzy żyją w luksusie, robią sobie wielką balangę i kochają się. Fajne to nawet było. Kobiety miały drogie futra i koronki, których im zazdrościłam. A co? Może luksus nie jest fajny, co?? Niby czemu on tak milczy i bezczelnie jak dymem z papierosa wionie mi w twarz tym swoim smutkiem. Pamiętam jak patrzę na niego i jestem zła, bo chce mi zabrać beztroskę. Jeszcze chwilę bronię w myślach tego futra i koronek ze wszystkich sił, ale jego smutek jest silniejszy. Zatrzymuje mnie i zmusza do zauważenia drugiej strony życia. Czuję, jak to zderzenie powierzchownej beztroski z jego smutkiem zapada we mnie niczym kamień w wodę - do samego dna. I ten kamień tam nadal jest. Tkwi w tym samym miejscu, choć tyle wody upłynęło... Tyle filmów, tyle zdarzeń bardziej doniosłych. I kto wie, czy ten przypadkowy człowiek nie był moim najlepszym nauczycielem? Pojawiał się wiele razy. Wpadał z niezapowiedzianą wizytą, siadał na widowni i patrzył na mój film aż do napisów końcowych. Zawsze potykałam się o jego fotel i czułam na sobie to mądre spojrzenie, które miało dość odwagi, żeby widzieć więcej, ilekroć coś mnie niosło w stronę wielkiego żarcia.
Boże święty, 54 kg toż to niedowaga! ;-) Przeczytałem jednym tchem i przypomniały mi się "moje" seanse filmowe. I tak się zastanawiam, który wzbudził największe emocje. Dzisiejsza odpowiedź wędruje do ........ ekranizacji polskiego Quo Vadis, 2001 którą oglądałem jako świeżo upieczony student historii...ta złość na niewykorzystanie potencjału opowieści...Ale Ty Emmo swoją opowieść wykorzystałaś w stu procentach :-) Widzę, że nie tylko z Ciebie dobra poetka, ale i prozatorka, pozdrawiam! :-)
OdpowiedzUsuńprosperiuszu,
Usuńchyba żaden film nie jest w stanie oddać bogactwa, jakie niesie dobra książka. Są ekranizacje, które mi się ogromnie podobały, ale większość to pójście w banał, wyłowienie jakiegoś jednego najbardziej chwytliwego wątku i wyrzucenie do kosza całej reszty. Prawa rynku - film musi na siebie zarobić, nie może trwać zbyt długo...
Dziękuję Ci! :)
Pieknie, pieknie i bardzo wymowne zdjecie
OdpowiedzUsuńDziękuję, Agnieszko, pozdrawiam ciepło. :)
UsuńTo zdjęcie mnie zaintrygowało.
ach
OdpowiedzUsuńtrzy razy próbowałam komentować i wyszło z tego nic:P
Więc po raz czwarty zachwycę się puenta i prześlę buziaki :*
:)
Puenta to chochlik drukarski :))
UsuńPrzy Twoich - na oko - 42 kg jestem i tak ciężka. ;-)
Emmo Wariatko :P, ponieważ ja ćwiczę codziennie, mam ciężkie mięśnie:P
UsuńZatem ważę 49 kg, ale onegdaj miałam 44...
Uwierz.
Waga się nie liczy.
a co do pamięci, to wolę zapominać :*:*
To Ci nawaliło na licznik, nie powiem. ,,Aż" 49!
UsuńI rozmiar 32 w partiach służących do siedzenia. Do tej pory mi stoją kością w gardle te spodnie, w które się zmieściłaś ;)))
hahahahha
OdpowiedzUsuń34 w rozmiarówce hiszpańskiej :P:P
Ale wiesz, że te dywagacje to bez sensu są, bo i tak w życiu liczy się coś innego.
I nie zawsze jest to dobre serce:P:P
Na pewno nie rozmiar się liczy, to pewne ;-))
UsuńAle jeśli nie dobre serce, to co?
twarda pupa :P
OdpowiedzUsuńA zatem nie rozmiar tylko konsystencja. Cóż. Sporo w tym racji.
UsuńPozwolisz, że przy okazji zacytuję naszego Mistrza bon motów: daję 3/4 punktu za dobre wychowanie ;-))
Wczoraj przeczytałam "(...) każde zdarzenie, nawet najmniejsze, pozostaje w intymnym i rozumnym związku z innymi" (M. Helprin) - niech to będzie mój komentarz.
OdpowiedzUsuńA poza tym o pamięci (i o Wszystkim Innym) pięknie pisze W. Myśliwski - nie wiem, czy lubisz, ja mogę czytać go wciąż od nowa i za każdym razem się zachwycać.
PS Podglądałam przed chwilą Twoje "wakacje z kurami". ;-)
UsuńTak, fibula, to bardzo mądry cytat. Sęk w tym, że zwykle nie nadążamy za tymi wydarzeniami a raczej za tym ich wchodzeniem w asocjacje, korelacje... Umysł jakby poza naszą wiedzą tworzy związki przyczynowo- skutkowe, które mają wpływ na nasze wybory. Chwilami mnie to niepokoi...;-)
UsuńAkurat ten chłopak w kinie wykonał kawał dobrej roboty, bo jego dojmujący smutek uchronił mnie przed wieloma głupstwami, choć i tak ich trochę w zanadrzu mam ;(
Tak, Myśliwskiego ogromnie cenię. Gdzieś tam jest nawet o nim wpis.
Miło, że chciało Ci się odKURZAĆ starocie. :)
Cha, cha, odKURzYłam z przyjemnością. I odpowiedziałam pod M jak Misiek.
UsuńMacham łapką do Ciebie, Pięknoskrzydła!
Iiiiile Ty ważysz?!
OdpowiedzUsuńWiesz, ja często po filmie lubię się przejść na spacer. Tak po prostu.
Ja to pikuś, Dżejka bije wszelkie rekordy - 49 kg - ostatnio przytyła. :))
UsuńŚwietny tekst, może podtekst? Pamięć rzeczywiście dziwnie działa i bywa złośliwa. Szkoda, że nie można jej zresetować, tak wybiórczo...
OdpowiedzUsuńEwa,
Usuńja ciągle próbuję resetować pamięć, ciągle przesiewam i staram się jak najwięcej złych wspomnień wyrzucać. Tak całkiem się nie da, człowiek musiałby mieć amnezję, ale na pewno można nie wracać do przykrych wspomnień. Choć niektóre są wyjątkowo uparte i same wracają...
Pewnie tak... Pięknie to napisałaś!
OdpowiedzUsuńDziękuję, Abi :)
UsuńLubie takie historie ...nagle porusza nas coś , zmusza do zastanowienia i to w dodatku w chwili najmniej spodziewanej...to nie przypadek...to coś co było już w nas ( Tobie :) ) i chciało się wydostać tylko szukało punktu zaczepienia...pięknie i jak zawsze cudownie opisane Emmo :)
OdpowiedzUsuńps. hmmm tak na marginesie...co ja mam powiedzieć ważąc 44 kg ? - wygląda na to że "wielkie żarcie" mnie zdecydowanie nie przyciąga :)))
Pozdrowionka
Dalio,
Usuńnigdy tak o tym nie myślałam. :) Rzucasz nowe światło, nie pierwszy to raz... Pamiętam ten okres w życiu, to były początki liceum. Miałam w głowie tylko dyskoteki i wcale mi się nie chciało dorośleć. A tamten obcy chłopak zmusił mnie, żebym ten film obejrzała w myślach jeszcze raz - jego oczami. Przez szkiełko jego smutku i nieruchomego siedzenia. Kto wie? Może faktycznie pociągnął za jakiś sznureczek i wydobył coś, co przy muzyce disco nie mogło zakiełkować. Sama nie wiem...
44 kg??? Dalio, ależ z Ciebie kruszynka!
Tak naprawdę nie wiesz dlaczego on tak siedział...o czym myślał ? To Twoje wewnętrzne spojrzenie zatrzymało na nim wzrok, i zinterpretowało jego postawę...ono tylko czekało na taki impuls i myślę że w sumie nawiązałaś wtedy kontakt ze swoją podświadomością ...która jest bacznym obserwatorem nawet przy gwarze nastolatków i świetle dyskotek ...a Ty przystanęłaś , nie zignorowałaś...i to jest wspaniałe :)))
OdpowiedzUsuńps. Jam Ci jest ta Kruszyna hi,hi ..:)))))
Tak sobie teraz pomyślałam, że to jest niesamowite jaki nieraz mamy wpływ na innych nawet o tym nie wiedząc...tak jak ten chłopiec w kinie...
UsuńTak, Dalio, tak. :)
UsuńChłopiec w kinie, cytat na blogu...
Chyba o uważność chodzi, bo wtedy się nie przegapia takich chwil, które dają impuls do zmiany, do połączenia dwóch punktów w głowie, w przestrzeni...
"Jaka jest waga wrażliwości?" Takie pytanie mnie się zrodziło..
OdpowiedzUsuńOgromna....jak sądzę...:)
:*
Wrażliwość jest trudna. Otoczenie ma z kimś wrażliwym dobrze, bo jest spokojny, nie dowodzi swoich racji. Ale dla kogoś, kto ją ma, to trudna rzecz...
UsuńDzięki za poczytanie :)
Tak. To piekna sprawa...takie momenty.
OdpowiedzUsuńAle zafascynowala mnie tu ta waga...bardzo piorkowa. Czytam gdzies 44 kilo! to faktycznie obled. Nie bede zdradzac swojej ale wielkiego zarcia nie uskuteczniam. Mimo to wagowo leze wyzej, znacznie wyzej. 54 kilo Emmo masz figurke modelowa!
Ide popodrzucac miesniami - moze cos sie ruszy;))))
Buziaki przesylam -
pamietajcie dziewczyny, ze tluszcz jest idealnym wypelniaczem zmarszczek!
pa Emma!
pozdrawiam serdecznie - pieknie napisalas o tym pierwszym pocalunku, chlopaku, tym miejscu i ptaszkowych nozkach na piasku...bardzo plastyczyne opisy i wchodze w to! od razu.