czwartek, 19 lutego 2015

S jak stal

Eliott Erwitt



Jakie ma szanse przeżycia biedronka, taki mikrokosmos składający się z chityny i kilku czarnych kropek na czerwonym tle w zderzeniu ze stalowym monstrum? Wielka chmura dymu z komina i dudnienie kół o zimne szyny to dla biedronki trzęsienie ziemi. Istny Armagedon. Piąty Jeździec Apokalipsy napędzany siłą ludzkiego umysłu, potrzebą ekspansji, przekraczania własnych ograniczeń.

Ile takich niepozornych istnień pochłonęła rozpędzona machina cywilizacji? Już Przerwa - Tetmajer w swoim słynnym wierszu ,,Koniec IX wieku” ogłosił nieuchronną zagładę stawonoga, ale na szczęście natura jest sprytniejsza i przezornie zaopatrzyła się w mechanizm samoregeneracji. A ilu dobrych, wartościowych ludzi zamieniło owadzie skrzydełka na pancerze żeby przeżyć? Czy warto żyć w  stalowym mundurku cyborga? Czy tam dochodzi powietrze? Czy tam słychać szum wiatru w gałęziach brzozy i stukanie dzięcioła? Żaden pociąg w zderzeniu z innym pociągiem nie przetrwa, a biedronka w zderzeniu z biedronką - tak. Nawet siedząc na trasie pospiesznego Warszawa - Zakopane może rozłożyć skrzydełka i w porę odlecieć. 

Być twardym i pękać pod uderzeniem czy elastycznym i uginać się, amortyzując cios? Co jest lepsze? Co bardziej uczciwe? Bycie elastycznym jest według mojej znajomej Marty trudną sztuką, ale mnie się wydaje, że wszystko zależy od budulca. To wszystko jest chyba kwestią materiału wyjściowego. Dla mnie miękkość jest czymś bardziej naturalnym, ale z nią wcale nie jest łatwo, bo zawsze pozostaje pytanie: do jakiego stopnia można się uginać? Ile tych kompromisów? No ile?? Najpierw trzeba się dowiedzieć, z czego się jest zrobionym. A później nauczyć się z tym żyć.

34 komentarze:

  1. A może to życie uczy nas z czego jesteśmy zbudowani? Bo wydaje się czasem, nie już tego nie przeżyję, nie przeżyłbym,nie dam rady, rozpadnę się na kawałki, a jednak żyjemy. Nadal. Wciąż. Gotowi lub niezupełnie na kolejne zderzenie z ciosem. A jeszcze rozpadamy się na kawałeczki i zbieramy do całości jak w s-f, z pewnością inni, ale to wciąż My.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mig,
      ileż to ja razy się posypałam w drobny mak! Jak rozbita szyba. I poskładałam wszystko. Jednak rysy zostają...Tyle tylko, że nie koncentruję się na tych pęknięciach. Nie warto. :) Jest nadal sporo miejsc bez pryśnięć. :)

      Jak miło, że znów tu krążysz :)

      Usuń
  2. Życie. Budujemy z takiego materiału, który mamy pod ręką, który jest dostępny. Uczciwie jest być sobą. Może się nie opłaca - ale warto :)
    Na niebie ani jednej chmurki. Słońce swieci aż żyć się chce. Uściski posyłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eva!
      a Twoja obecność to dla mnie zawsze miła niespodzianka. :)) Przypominasz mi stare dobre czasy pierwszej edycji Ptasiej piosenki. Te nie są gorsze, ale jednak inne.

      O tak - budujemy z tego, co mamy pod ręką. A opłacalność w pewnym momencie przestaje być wartością. I wtedy człowiek zaczyna się delektować życiem. :)

      U mnie dopiero się wychyla, ale będzie. Czekamy na Słońce. :)

      Usuń
  3. Emmo, myślisz, że każdy z nas zbudowany jest z czegoś innego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm. Na pewno różne są proporcje.
      No i wiesz...coraz więcej silikonowych ludzi - zwłaszcza kobiet ;-)))

      Usuń
  4. Masz rację, że trzeba poznać naturę siebie..., z miękkością trzeba ostrożnie, ale to dobry materiał :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, bo u mnie przeważa. Ale - trzeba ostrożnie... ;-)

      Usuń
  5. odpowiedź na A nasuwa mi się - A jak asertywność

    z miękkością to rzeczywiście ostrożnie, bo...kto ma miękkie serce ten ma twardy tyłek...do bicia ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maminko,
      twardnieje mi , twardnieje. Życie nikomu nie skąpi okazji do tego ;-)

      Usuń
  6. "Najpierw trzeba się dowiedzieć, z czego się jest zrobionym. A później nauczyć się z tym żyć. "

    to chyba najmądrzejsze słowa, jakie ostatnio przeczytalam
    bardzo na temat moich własnych rozmyślań
    i myślę, ze byłam kiedyś bardzo miękka i jednoczesnie nieplastyczna, dlatego wiele razy próbowalam i wiele razy ponosiłam klęskę
    cierpiałam, ryczalam i gryzłam wargi

    dziś wiem, że jestem jak piłka, miękka, elastyczna i odbijam się od wszystkiego
    właściwie umiem się czasem dopasować, jesli trzeba, bo jestem piłeczką dmuchaną
    ale zasadniczo odskakuję i toczę się ku nowym przeszkodom


    Cmoook :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dżej,
      bardzo miękka i jednocześnie nieplastyczna - czyli same sprzeczności. Tak bywa. Ja też o sobie myślę często w kategoriach, które się wykluczają nawzajem: słaba a jednocześnie na jakiś swój sposób silna.

      Ja bym powiedziała, że Ty jesteś piłką, która zanim się odbije, musi się cała zanurzyć, pójść pod wodę calusieńka i dopiero wtedy się odbijasz...Pamiętasz tę scenę w ,,Fortepianie"? Gdy ona wypływa, uwalnia się pod wodą z liny, która więzi jej stopę? To cała Ty. Taką Ciebie widzę przez monitor. :)

      Usuń
  7. Ach te budulce.. miękkie i twarde....
    Plastyczność to chyba kwestia regulacji, pod wpływem okoliczności i intuicji...
    Pozdrawiam :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Masz rację, sunrise. :)
      W moim wypadku regulacja polega na twardnieniu - jak to fajnie Maminka określiła ;))

      Usuń
  8. Chciałbym jak motyl przejść wszystkie stadia przeobrażenia zupełnego, to tak jakby mieć cztery życia, każde w innej skórze, pod inną postacią. Pewnie marzeniem każdego człowieka jest poczuć się choćby na chwilę w innej postaci, rzeczywistości... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym tak chciała. Ale póki co pozostaje nam przeglądać się w cudzych oczach. Jest w tym jakiś narcyzm, ale jest też ciekawość siebie samego. :)

      Usuń
  9. A mnie najbardziej zaintrygowało zderzenie dwóch pociągów...

    OdpowiedzUsuń
  10. Czasami się zastanawiam co nas tak naprawdę tłoczy, że nie rozpadamy się, a buntowniczo budujemy, od nowa i od nowa... Ile razy jeszcze można...
    A jednak można...
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można, bo na szczęście natura nas zaopatrzyła w mechanizm regeneracji. Ale do czasu...
      Tak czy owak idea recyklingu wchodzi w grę ;))

      Usuń
  11. Czasem w pytaniach jest więcej odpowiedzi. Zaglądam tu już drugi raz, czytam i wydaje mi się, że napisałaś tak wyczerpująco, iż nie mam nic do dodania.
    Macham więc do Ciebie przyjaźnie. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fibula,
      dzięki za poczytanie - wyczerpujące :))
      Macham i ja skrzydłem!!!

      Usuń
  12. Siedzi trzcina i patrzy na bagno.- powiedział dziadek a jasne główki dzieci poszły za ruchem jego głowy i teraz cała trójka wyglądała jak czapla czekająca na zdobycz.
    - Pogadałaby z hydrologiem, ale ten stwierdził, że jest jak piłeczka gumowa i odbił się, i odleciał do nowych przeszkód. - mówił dziadek dalej.
    Siedzi więc trzcina i patrzy nadal na bagno.
    Tylu świetnych ludzi ono już pochłonęło. I nic. Pchają się tędy, bo tędy im na skróty. Nie będą nadkładać drogi, więc kombinują, że przejdą. Nie przejdą. Topią się. Chociaż każdy uważał, że jest z niezatapialnego budulca zrobiony.
    Siedzi więc trzcina i patrzy na bagno.
    I nagle, widząc przed sobą brodatego wędrowca, zrozumiała sens swego istnienia:
    - Zostanie fryzjerką? - zakrzyknęła mała Zuzia i spojrzała w oczy dziadkowi.
    - Nie, Zuziu, postanowiła robić tylko to, co w życiu umie.
    Dzieciaki zamilkły i groźnymi spojrzeniami poganiały dziadka do zdradzenia wreszcie morału:
    - Otóż trzcina postanowiła po prostu to bagno... zarosnąć!
    -Myślałem, że ktoś je osuszy... - mruknął cicho syn dziadka.
    - Ja kiedyś też. - odparł równie cicho dziadek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. koleś,
      nawet sobie nie chcę przypominać tego wszystkiego, co ja kiedyś myślałam, bo mnie żałość ogarnia. ;)
      No ale chyba na tym polega dobrze odrobiona lekcja życia: najpierw się rośnie na brzegu bagna, a później próbuje się je zarosnąć, wyjść zielonym pędem ponad zgniliznę. Ale zauważ: trzcina czerpie soki z bagna, tylko je potrafi przetwarzać w zieleń. Gdyby nie bagno - nie byłoby trzciny.

      Usuń
    2. Dlatego Emmo stawiam na optymizm małej Zuzi. :))

      Usuń
    3. Kup jej fryzjerskie nożyczki :))

      Usuń
  13. Zapraszam! :))
    U mnie tak rzadko ktoś nowy się pojawia, bo i ja nie bardzo mam czas się zapuszczać w nowy teren. Ogromnie mi miło. że w ogóle trafiłaś :))

    OdpowiedzUsuń
  14. Mocne i jakie prawdziwe. Jak to się dzieje, że w blogosferze znajduję tyle osób, które myślą tak jak ja i do tego wyrażają to w tak niesamowity sposób. To co napisałaś tutaj zrobiło na mnie piorunujące wrażenie mimo tego, że to znam i sama się do tego ustosunkowuje. Po prostu sposób w jaki to zrobiłaś jest tak lekki jak te biedronkowe skrzydła :) Ja uważam się za bardzo elastyczną osobę i wcześniej swoją miękkość uważałam za wadę, a teraz wiem że jest ona moją wielką zaletą :)
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izabela,
      wielkie dzięki za ciepłe słowa. :)
      Jakoś sobie próbuję porządkować świat, odnosić się do niego i w nim zaistnieć w najlepszy sposób, jaki znam. Cały czas testuję swój budulec...Cały czas badam, bo myślę, że on nie zawsze jest taki sam...

      Nie, miękkość to nie jest wada. :)

      Pozdrawiam ciepło. :)

      Usuń
  15. Ach Emmo, jak zawsze w samo sedno. Chyba trochę brakuje mi elastyczności, bo częściej to rezygnacja niż świadomy wybór. Jakaś zgryzota załapała mnie za nogawkę spodni i nie chce puścić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martuś,
      tak coś czułam, bo Cię nigdzie nie ma i nie ma...
      Mnie też mniej w sieci, ale tak naprawdę za dużo byłam tutaj. Lepiej bywać, a BYĆ tam, na zewnątrz monitora, bo tam jest wszystko to, co najważniejsze, nawet jeśli wolelibyśmy myśleć inaczej ;-)

      Nie poddawaj się zgryzotom, wiosna za pasem... :)

      Usuń
  16. Ty to potrafisz zmotywować człowieka do głębokiej analizy. Przyjęłam w życiu wiele ciosów. Nie jestem ze stali, z czasem nauczyłam się robić uniki. Ale i tak odczuwam uderzenia. Rekonwalescencja z wiekiem trwa coraz dłużej i coraz mniej mi się chce zbierać odpryski.
    Przesyłam uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrafię zmotywować? A to dobre. :)) Najgorzej mi idzie ze zmotywowaniem siebie samej do różnych prac - ot, chociażby na działce. Tutaj powinnam brać przykład z Ciebie :)

      A Ty mnie zastanowiłaś tą rekonwalescencją, która z wiekiem trwa coraz dłużej...Może własnie wiek ujawnia nasze sedno? Sam rdzeń? Bo już się nie zbiera odprysków...? Ciekawe...

      No i kto tu kogo motywuje do analizy ;-))

      Usuń
    2. Świetnie mi wychodzi motywowanie innych. Ze sobą mam problem. To chyba brak motywacji, syndrom pustego gniazda, brak autoakceptacji. Za dużo myślę, za dużo analizuję, popadam w skrajności emocjonalne. Dlatego lubię Twoje pisanie, ubierasz w słowa to co dla mnie jest tylko wewnętrznym niepokojem. Myślę, że wiek ma tu znaczenie strategiczne. Zaczynamy rozumieć na czym polega przemijanie :)

      Usuń

Zblogowani

zBLOGowani.pl