Fot. z sieci
Odkąd pamiętam czułam się wiecznie nie taka jak być powinnam, nie dość grzeczna, dobra, mądra... Byłam Niunią, na której skupia się karcąca i mocno krytyczna uwaga dorosłych członków rodziny. Niunia jeszcze nie wie, co wolno ( generalnie prawie nic), więc musi brać przykład ze starszej siostry. Przede wszystkim trzeba ją jakoś ucywilizować, żeby nie wykrzykiwała w połowie rodzinnego obiadu, że król jest nagi. Byłam spontaniczna, psotna, spostrzegawcza i do bólu szczera, a kto to wytrzyma? Kto zniesie na głos, PRZY OBCYCH LUDZIACH, wykrzykiwane odkrycia, że dorośli kłamią, że mówią coś innego niż robią. Jako dziecko byłam nieobliczalnie prawdomówna i ekstrawertyczna. Miałam jakiś szósty zmysł pozwalający mi wyłapywać potknięcia i sprzeczności u dorosłych. Oczywiście nie zdając sobie kompletnie sprawy, że to może być bolesne. Takie są wszystkie dzieci, dopóki się ich nie ‘’wychowa” czyli nauczy hipokryzji. Dla mnie zakłamanie dorosłych było po prostu zaskakujące i śmieszne, więc koniecznie musiałam się tym podzielić z całym światem, bo te sprzeczności wywoływały we mnie zgrzyt i prawdopodobnie chciałam, żeby ktoś mi to wytłumaczył, pomógł mi jakoś sobie z tym chaosem poznawczym poradzić. A tymczasem dorośli na moje odkrycia reagowali złością i karceniem. Zaciśniętymi wargami i krzywym spojrzeniem. Generalnie odtrąceniem. Uczą mnie, że nie wolno kłamać, a gdy mówię prawdę, dostaję bana. O co w tym chodzi? Jaki to ma sens? Widocznie jestem za mała i za głupia, żeby to zrozumieć. Skoro oni rozumieją, a ja nie, więc to ze mną jest coś nie tak. Oni mają dostęp do jakieś nadprzyrodzonej wiedzy, która uzasadnia kłamanie, a ja tej wiedzy widocznie nie mam, bo mi niby kłamać nie wolno, ale tak naprawdę to muszę. Może na Wiedzę Nadprzyrodzoną nie zasługuję? No bo przecież w oczach dziecka rodzice muszą wiedzieć lepiej. Jak mogłabym przetrwać przy nich nie wierząc w to. W tym okresie słyszę ciągle, że powinnam się zachowywać tak jak starsza siostra. Jej już zdążyli poprzetrącać skrzydła. Ciągle jestem z nią porównywana. (Teraz też, mamusiu? Teraz, gdy już wiesz, tam w niebie będąc, co moja siostra zrobiła... teraz też mam być taka jak siostra?) A ona wtedy była z tego porównywania dumna i traktowała mnie z wyższością. Zaliczyła siebie do dorosłych, a na mnie patrzyła z góry. W moich oczach była po ich stronie, była ich sprzymierzeńcem. Po stronie tych, których należało się strzec. Tak nami rozgrywali życie rodzinne.
A najbardziej tragiczne w tym wszystkim jest to, że oni naprawdę chcieli dobrze i naprawdę nas kochali jak tylko mogli. To nie do wiary, że aż tak można się mylić w okazywaniu miłości. To dlatego mój syn musi się przede mną oganiać, bo chociaż wielki chłop, to go całuję, przytulam i codziennie na dobranoc słyszy, że go kocham, chociaż czasem mnie wkurza.
Tak...na końcu tej historii jest światło. :)
Ten chaos poznawczy, o którym piszesz, bywa niejednokrotnie przyczyną zaburzeń osobowości. Ciężka sprawa..
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że będzie to prawdziwe katharsis :)
Nie bardzo wiem, co to będzie, ale na pewno pisanie działa terapeutycznie i pozwala uporządkować wszystko, ale też tak jak napisałaś uwolnić się od ciężaru własnej historii. Dobrej nocy, dziękuję Ci za obecność :)
Usuń