Fot. z sieci
Powoli zaczynałam wchodzić w Wielkie Milczenie. Smutek. Wyuczoną depresję. Introwertyzm. Był wtedy ze mną żółty miś z plastiku z różowym pyszczkiem domalowanym przez siostrę długopisem. Były drewniane klocki – puzzle z niedźwiedziem polarnym, którego nie potrafiłam poskładać, więc błagałam siostrę, żeby je ułożyła, bo koniecznie chciałam zobaczyć niedźwiedzia. Jednak ona te puzzle układała tylko na chwilę i zaraz rozwalała zanim zdążyłam się przyjrzeć białemu misiowi i nacieszyć nim. Pamiętam to uczucie totalnej bezradności i żalu, że wszyscy coś potrafią, a ja nie. Że ja nic nie mogę, a oni mogą wszystko. ,,Oni” obejmowało też siostrę- starszą i posiadającą jakiś wyższy stopień wtajemniczenia. I był jeszcze drugi żółty miś, ten pluszowy, który przetrwał razem ze mną, chociaż wiele lat spędził w zapomnieniu na dnie szuflady. Podobno siostra wyrzuciła mnie z wózka, na szczęście byłam w grubym beciku. Upadłam na głowę, to wiele tłumaczy. :D Moje przyjście na świat sprawiło, że starsza siostra przestała być królewną. Pojawiła się smarkata konkurencja i ją zdetronizowała. Rodzice byli tak pogrążeni w konfliktach wewnętrznych i w konflikcie między sobą, że na kochanie dzieci nie było miejsca, energii, uwagi… Z dziećmi się nie rozmawiało, dzieciom się wydawało polecenia. Ja szybciej od niej zrozumiałam, że muszę stać się niewidzialna, żeby mnie zostawili w spokoju. Że to moja jedyna szansa. Muszę im schodzić z drogi, trzymać buzię na kłódkę, tłumić śmiech, przesiadywać w swoim pokoju i nie mówić, co się dzieje w szkole. Im mniej o mnie wiedzą, tym lepiej. Tym mniej daję im sposobów na to, żeby mnie krytykować i tępić. Nie znając moich przyjaciółek, nie każą mi zrywać z nimi kontaktów. Siostry przyjaciółkę znali i zakazali jej spotykania się, chociaż to była dziewczynka z takiej samej rodziny jak nasza czyli ,,dobrej”. Jednak dla naszej mamy złym towarzystwem było każde towarzystwo. A przyjaciółka mojej siostry pechowo nie musiała gotować obiadów, sprzątać, robić zakupów… mogła się bawić i odwiedzać koleżanki, chodzić do kina i do wesołego miasteczka. Wracała do domu na obiad i często się śmiała, czyli miała pstro w głowie, więc mogła siostrę ,,zepsuć”, nie daj Boże pokazać beztroskie dzieciństwo. I co wtedy? Kto będzie gotował obiady i sprzątał? Mama??? Mama jest od haftowania serwetek, których nie wolno używać i od pieczenia ciast, którymi można zrobić wrażenie na koleżankach z biura. Jak z biura przychodzi, ma być posprzątane i ugotowane.
A tymczasem starsza siostra, Wzór, który miałam obowiązek naśladować, weszła w etap buntu nastolatki wywołany nadmierną kontrolą, zawłaszczaniem, brakiem szacunku i tak naprawdę brakiem dzieciństwa. Mój Wzór i drogowskaz powoli zaczynał tracić kontury, rozmazywać się, topnieć jak lody na patyku, żyć własnym życiem. Jako nastolatka siostra zaczynała myśleć krytycznie i odkrywać, że być może rodzice się mylą? Może nie musi być tak jak jest czyli do bani. Wspomagały ją w tym coraz żwawiej krążące w żyłach hormony... te zdradliwe substancje, które każą marzyć o miłości, o trzymaniu się za ręce, o szukaniu kogoś, z kim można dalej iść przez życie. Jej Yin, ciemna, bierna i niezrozumiała dla niej samej energia Księżyca, wody i drzewa zaczynała gęstnieć, mrocznieć i zwracać się w stronę nadal anonimowego, ale słonecznego i aktywnego Yang. Powoli rozkręcał się rodzinny Armageddon... Koło zamachowe Losu drgnęło i ruszyło z miejsca. Najpierw powoli, jak żółw ociężale...
Siostra starsza, taka jak ja...
OdpowiedzUsuń