Tego dnia Emma snuła się po domu bez pomysłu, co ze sobą zrobić. Od jakiegoś czasu wytrwale walczyła o to, żeby wreszcie osiągnąć spokój. Budowała go poprzez codzienną rutynę, długie spacery z psem, przesiadywanie przy oknie z widokiem na drzewa i znaczne ograniczenie kontaktów z ludźmi, bo nic tak skutecznie nie potrafiło zachwiać jej psychiką, jak właśnie ludzie. Dlatego zrezygnowała z bywania na portalach społecznościowych i znacznie skróciła listę kontaktów w telefonie, zachowując tylko te, na których jej naprawdę zależało. Ku zdziwieniu znajomych, jej aktywność towarzyska drastycznie zmalała. Chciała osiągnąć wewnętrzną harmonię, utraconą w roku Trzeciej Katastrofy, kiedy to przez jej życie przemknęli czterej jeźdźcy Apokalipsy, a ich ciężkie stalowe kopyta głucho zadudniły zamykającymi się wiekami trzech trumien, raz na zawsze odcinając ją od trzech ludzkich istnień, z którymi łączyły ją więzy krwi. Potrzebowała spokoju jak roślina wody. Ale gdy już zbudowała bezpieczny kokon z książek, wieczornych seansów, muzyki, ćwierkania wróbli i ciszy, do jej świata zaczął się zakradać nieokreślony niepokój. Czasem przybierał niewyraźny kształt mgły nad leśną dróżką, czasem dźwięczał krakaniem kruka podczas spaceru albo wyciem wilka we śnie. Coś zaczynało skrzypieć, chwiać się i niezauważalnie przesuwać w tej misternej i kruchej konstrukcji, jaką zbudowała, aby chronić swoją wrażliwość i poranione serce. Od jakiegoś czasu miała dziwne sny, które ją wybijały z błogosławieństwa codzienności, aczkolwiek nieco nudnej, to jednak dającej złudzenie stabilności świata i trwałości życia. Rok Trzeciej Katastrofy zrobił w jej sercu potężną wyrwę, której nie sposób było załatać nową parą sandałków, paplaniem z przyjaciółkami czy porcją lodów śmietankowych z bitą śmietaną. Rok Trzeciej Katastrofy był czasem sztormów, które mocno rozchwiały żaglowcem jej istnienia, dlatego instynktownie trzymała się spokojnych wód.
To był ten dzień, gdy zaparzyła herbatę imbirową i powodowana dziwnym impulsem podeszła do lustra w łazience. To, co tam zobaczyła, nie napawało optymizmem: blada twarz bez makijażu ( bo po co), nowa zmarszczka między brwiami, ciągle te same utrapione piegi, oczy bez wyrazu. No i te włosy... nijakie, bez życia i bez koloru, niczym źle wykonana czarno – biała kopia jej samej.
- Moje włosy potrzebują słońca – pomyślała na głos, bo rzeczywiście dopiero w świetle słońca jej włosy nabierały blasku i z brudno brązowych robiły się bursztynowe. Emma odkręciła kran, przyłożyła mokre dłonie do policzków, później jeszcze raz nabrała w dłonie wody, przeciągnęła nimi po włosach, mocząc je i nadal bezmyślnie tkwiła przed lustrem, zapomniawszy o stygnącej herbacie. Wtem z marazmu wyrwał ją dźwięk tłuczonego szkła, na który podskoczyła, odczuwając nieprzyjemne szarpnięcie w okolicy serca. Co to było?! Skąd ten dziwny hałas? Wydawał się dość odległy i stłumiony, ale na tyle wyraźny, że ją przestraszył i spowodował mocne bicie serca, które nie zwiastowało niczego dobrego… Stała chwilę nastawiając uszu, a później ostrożnie wychyliła głowę z łazienki i rozejrzała się przestraszona. Usłyszała niewyraźny, mocno podenerwowany i znajomy dziewczęcy głos, który krzyczał:
- Stoisz tam i stoisz! Wypuść mnie wreszcie z tej cholernej klatki!
No nie! Niegrzeczna Dziewczynka?! To znów ona?! Skąd się tu wzięła?! Jakim cudem ją znalazła? Przecież Emma już dawno zamknęła ten rozdział i w myślach, na pożegnanie jej przygód, napisała słowo ,,KONIEC”. Przecież to niesforne stworzenie jest tylko i wyłącznie wytworem jej fantazji, więc powinno być posłuszne i siedzieć cicho tam, gdzie jej miejsce: w pliku komputerowym i na blogu! Jak to możliwe, że postać literacka, wyssana z palca, wydłubana z pępka i utkana z papierosowego dymu i słów, nagle wraca, nie respektując decyzji Autorki? Próbując okiełznać narastający w głowie chaos i gniew, Emma czym prędzej skierowała się w stronę drzwi do piwnicy, bo to stamtąd dochodził hałas.
Cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz