czwartek, 12 grudnia 2024

Kiedy ofiara odkrywa w sobie kata... Historie rodzinne cz. 11

 Najpierw założyłam notes, w którym zaczęłam pisać listy od siebie Dorosłej do Dziecka Wewnętrznego i na odwrót ( zalecenie Bradshawa). Powoli, powoli czułam w sobie coraz więcej miękkości i czułości dla tej osóbki, do której pisałam. Jednocześnie oglądałam zdjęcia z dzieciństwa i starałam się odtworzyć to, co czuło tamto dziecko w różnych okresach czasu. Znalazłam na dnie szuflady mojego misia z urwanym nosem i nosiłam go na sercu pod ubraniem. Nadal śpię, mając go obok. Tygrys misiowi jakiś czas pokazywał  faka na dobranoc. Był zazdrosny, myślał, że go opuszczam i odchodzę w rejony jemu niedostępne. Czasem mu mówił ,,co się gapisz, wypad stąd." :))) Wpadłam też na pomysł, żeby brać na kolana psa i głaskając go wyobrażać sobie, że to moje Wewnętrzne Dziecko. Całkiem nieźle działa, polecam.

I tak zaczęłam mieć sny z dzieckiem w różnym wieku, retrospekcje w jakichś strzępach, obrazach, pojedynczych stop- klatkach. Każdemu wspomnieniu warto się przyjrzeć i zapytać samego siebie, co się tam wtedy naprawdę wydarzyło? Czym to wspomnienie jest? Co wtedy czułam? O czym to jest? Co mi chce powiedziec? Mając ten notes zawsze pod ręką, a nie zawsze mając możliwość dokładniejszego rozpracowania retrospekcji w chwili, gdy akurat się pojawiła, warto sobie ją zapisać, a później w wolnej chwili do niej wrócić. A co mamy robić, gdy już sobie odświeżymy wspomnienie, bardzo przystępnie wyjaśnia Kasia Kowalska na filmiku w poprzednim wpisie. Będąc już dość głęboko w tym procesie, miałam jakąś drobną sprzeczkę z Tygrysem i on rzucił do mnie tekstem:

- Czy ty musisz wszystko wyśmiać? 

- Jak to?

- Tak to, tak to. Obśmiewasz wszystko, co robię. 

Hmmmmm.... Zatrzymało mnie to, zastanowiło. Brzmi dziwnie znajomo... zaczęłam się temu przyglądać, chodzić z tym zdaniem w głowie, siadać w ciszy i pytać siebie: o co mu chodzi? co w tym jest? co się za tym kryje?  No i wypłynęły na wierzch wspomnienia, w których mama nas wszystkich obśmiewała. Komentowała nasz wygląd i zachowanie w taki niby żartobliwy sposób, ale zawsze była w tym ukryta szpila, która trafiała prosto w serce. Ja, jako najmłodsza, nieporadna i zahukana, a w dodatku piegata, byłam łatwym celem, bo nie miałam nawet takiej sprawności językowej, żeby się odszczeknąć. A poza tym... co wolno wojewodzie... Matce? Odszczeknąć się matce?!  Widzicie ją! Łzy matki wołają o pomstę do nieba! To człowiek by serce z piersi wyrwał dla tej srajdy, a ona tu takie rzeczy! 

Kto wie, czy nie dlatego sobie wyrobiłam elokwencję, żeby wreszcie odpłacić pięknym za nadobne i umieć się odszczeknąć. ;)) Ale do meritum: zaczęłam się uważniej przyglądać, w jaki sposób się zwracam do Tygrysa i z czasem odkryłam, że ja, ta pokrzywdzona, ta lepsza, ta niewinna, ja Ofiara, wbijam mu takie same szpile jakie mi wbijała mama. I tu mnie zablokowało na dłuższy czas, bo nie mogłam się z tym uporać, nie mogłam ruszyć dalej. Nie mogłam się za nic pogodzić z tym, że robię coś takiego jak mama. To nie tak miało być! Miałam nie być taka jak mama, tylko nie to... Przecież wyśmiewanie to czysta toksyna. Szpila w najczulsze miejsce. A kto wbija szpilę? No kto? Ano kat/prześladowca z trójkąta dramatycznego. W dodatku robiłam to w tak subtelny i zawoalowany sposób, że Tygrys nie miał szans się obronić. Mógł tylko przy następnej okazji wybuchnąć, gdy już mu się ulało, a to choleryk, więc nie jest trudno wyprowadzić go z równowagi. 

 I to jest właśnie ciemna strona ofiary z trójkąta dramatycznego. Nadużywanie przez innych i nadużywanie siebie przez siebie, żeby być dla innych, powoduje, że podskórnie kumuluje się gniew, z którym coś trzeba zrobić, żeby nie zwariować. Ten sam przemocowy mechanizm, który ktoś zastosował wobec nas, zaczynamy stosować w swoim świecie, również tym wewnętrznym, a później musimy odreagować na innych. Moje odreagowywanie odbywało się w białych rękawiczkach. Nie padały żadne wyzwiska, to nigdy nie był otwarty atak. W końcu to ja byłam ta lepsza, moralnie stojąca wyżej. To było takie podgryzanie na zasadzie: dziurki nie zrobi, ale krwi upije... uff... Dla ofiary najgorszy moment wiąże się z odkryciem w sobie  kata, bo wtedy trzeba zrezygnować z profitów, z korzyści psychicznych, jakie daje bycie ofiarą. A te profity to smaczne kąski: to poczucie lepszości, niewinności, możliwość użalania się nad sobą, wpadania w depresję jakże uzasadnioną... całkiem sporo tego, to całe  święte oburzenie na zły świat. Ofiara z racji swoich krzywd czuje się uprawniona do krytykowania świata. To oczywiste, że świat jest zły. To świat mnie skrzywdził, więc niech świat się zmieni, a nie ja. No jasne, można sobie żądać, ale to nic nie da, bo świat będzie jaki jest. Jedyne co można wtedy zrobić, to wziąć na klatę swoją kacią część  i nie wycofywać się z procesu terapeutycznego.  To jest bardzo trudny moment, bo się sypie cała wizja świata i trzeba wszystko od nowa układać. Ja dosłownie nie wiedziałam, gdzie jest góra a gdzie dół. To co było białe, przestało być białe, a czarne jakby jaśniejsze...? I jak tu żyć?? Jak to ogarnąć? Jak wyjść z tego chaosu, kiedy już nic się nie wie? A umysł ciągle odwodzi od terapii i pyta, co ci to da? Po co ci to? Co z tego wyniknie? A więc tutaj jest ogromne pole do działania dla świadomości; bądź sobie wdzięczny, jeśli medytowałeś. 

Jest jeszcze inna ścieżka, którą wybrała moja siostra: uderzanie w siebie. Ona ochraniała innych, przymilała się całemu światu, a uderzała w siebie. Poczucie winy i piętno kozła ofiarnego, które wyniosła z domu, to bardzo ciężkie i niskie energie, które ciągną w dół... Była po prostu lepsza i wrażliwsza ode mnie. Z nas dwóch żyję ja, i wychodzi na to, że uratował mnie ten pierwiastek kata, jaki w sobie mam oraz to, że kierowałam to na zewnątrz ( biedny Tygrys). Ona też miała w sobie coś z kata, tyle tylko, że ten kat siał spustoszenie w jej wnętrzu, a w końcu ją zabił.

Reasumując wyjście z trójkąta dramatycznego gwarantujące zdrowienie psychiki ma nas doprowadzić do punktu, w którym rozpoznajemy w sobie wszystkie trzy role: ofiary, prześladowcy/kata i ratownika. Każda z tych ról jest dysfunkcyjna, ma swoją ciemną i jasną stronę, chociaż tutaj omówiłam akurat ofiarę, którą najlepiej znam z autopsji. Nawet prześladowca ma zalety, bo to jest ktoś, kto ma wielką sprawczość, nie boi się działać i podejmować ryzyka, czego brakuje ofiarom.  Kończąc myśl: żeby wyjść z trójkąta musimy przyznać, że nie jesteśmy ani lepsi, ani bardziej święci, bo niegdysiejsza ofiara może stać się katem i nawet ratownik, gdy działa nieproszony, daje pomoc według własnego widzimisię, też jest przemocowy, bo nie uwzględnia woli ani potrzeb drugiego człowieka. Nagła i nieświadoma transformacja ofiary w kata może być bardzo niebezpieczna. Jest taki film Schlesingera pt. ,,Dzieci szarańczy", w którym Donald Sutherland gra klasyczną ofiarę doprowadzoną  do ostateczności przez narcystyczną kobietę. Bardzo polecam ten film, bo tam to jest bardzo wyraźnie pokazane.  Ja na szczęście miałam swój zawór bezpieczeństwa w postaci ironii, żarcików i sarkazmu, które były raniące i nie fair, ale dzięki nim ta energia gniewu była wypuszczana bezpieczniej, jednak Tygrys musiał przez lata całe znosić moje kąsanie. Praca z Dzieckiem Wewnętrznym ułatwiła mi to rozpoznanie i wzięcie odpowiedzialności za swoją kuwetę,  za swoje życie i samopoczucie, a nie obwinianie  innych, że są inni. Siebie w takim momencie też nie ma sensu obwiniać, trzeba po prostu się pilnować, żeby już tego nie robić. Bo tak naprawdę nikt nie jest winny. Nie szukamy w tym procesie winnych, szukamy przyczyn, skutków i sposobów wyjścia z błędnego koła, w którym latamy jak ogłupiałe chomiki. W tej chwili moje DW jest tak nakarmione miłością, troską i uwagą, że nie ma potrzeby odreagowywania, za to ma potrzebę dzielenia się dobrem. :) 


2 komentarze:

  1. Emmo, chyba powinnam Ci płacić za psychoterapię, nie wiem tylko w jakiej walucie))) Wiedz, że masz moją wdzięczność. Pięknie wyłożyłaś mi przyczyny, dlaczego bywam złośliwa. Szczególnie się uzłośliwiam wobec osób, u których widzę przejawy agresji i pogardy dla innych. Nawet jak agresja nie jest skierowana do mnie, to i tak się gotuję. Od zawsze byłam wrażliwa na cudzą krzywdę, ale sądzę, że ta wrażliwość w jakimś sensie była spowodowana tym, że sama czułam się skrzywdzona. Tyle tylko, że wcześniej nie umiałam się bronić. Łatwiej było mi występować w obronie prześladowanych koleżanek. Jeszcze nie rozgryzłam, dlaczego tak się działo. Worek ze zgryźliwymi ripostami rozsypał mi się dopiero wtedy, kiedy dłam sobie prawo do reagowania tak, jak czuję zamiast tak jak wypada.
    Dużo do myślenia dały mi słowa Fredericka Buechnera.
    ”Spośród siedmiu grzechów głównych gniew jest tym, który może przynieść Ci najwięcej radości. Lizanie swoich ran, międlenie w ustach krzywd z odległej przeszłości, smakowite mlaskanie na myśl o gorzkich konfrontacjach, które mnie czekają, rozkoszowanie się ostatnim kęsem bólu, który sprawiłem oraz tego, którym się odwzajemniłem - toż to prawdziwa królewska uczta. Jedyny minus jest taki, że podczas tej uczty pożerasz samego siebie. Obgryziony szkielet, który zostanie po tym obżarstwie, to Twój szkielet.” Wyciągnełam wnioski i staram się kierować mądrością płynącą z tych słów, ale różnie mi to wychodzi. Widocznie jeszcze za dużo jest we mnie złości. Kiedyś kierowałam złość do środka, a jak było jej za dużo i zrywała mi pokrywkę, to przywalałam pokrywkę kamieniem dobrego wychowania. Teraz dobre wychowanie nie jest już moim priorytetem. Teraz wybieram autentyczność i zgodę na to, że jestem i zła i dobra. Walczę tylko o proporcje, bo jednak bardziej lubię siebie, gdy widzę więcej dobrego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu, te wszystkie wyrzuty gniewu są z Wewnętrznego Dziecka, które było w jakiś sposób wykorzystywane czy manipulowane. To wiem na bank. Każda emocja, jaką się czuje, to głos tej podosobowości. Dlatego ważne jest, żeby mieć strzałkę uwagi skierowaną do środka, na siebie i nie pytać dlaczego oni to robią, ale pytać: dlaczego mnie to rusza? Co ich zachowanie uruchamia we mnie? Co ich zachowanie mi przypomina? Ja też zawsze broniłam wszystkich uciśnionych, nadstawiałam karku za innych, myślę, że to dlatego, że bronienie samej siebie wydawało mi się egoizmem. Tak nas uczono, że siebie mamy zawsze stawiać na szarym końcu, a u mnie też i o to chodziło, że jako najmłodsza nie miałam nic do gadania.

      Cytat niesamowicie mocny! Skąd on pochodzi?

      Co do płatności, to Twoja uwagą jest najcudowniejszą walutą i nagrodą, serio. Wiesz, że byłam ,,dzieckiem niewidzialnym", więc mam duże deficyty, które swoją wnikliwością mi wypełniasz, dziękuję!
      A dodatkowo potwierdzasz moją teorię, że przyciągamy takich ludzi, do jakich dojrzeliśmy. :*

      Usuń

Zblogowani

zBLOGowani.pl