Na bulwarze Saint-Germain
najpiękniejszy
spełnisz sen.
Milionera tam poznać się da,
aby nie wstawać
do pracy co dnia.
On krawatem osuszy łzy
i za twe myśli
powie merci.
Ref.: Bo w tym mieście,
na placu Pigalle,
smutne miłości
odchodzą w dal.
Ty pantofelki
ze sprzączką włóż,
usta pomaluj
czerwienią róż.
Niech twoje nogi
ruszają w pląs
niech cię zachwyci
czerniony wąs.
Jeśli obiady gotujesz sam,
zjedz żabie udka
tamtejszych dam.
Tam twoje życie
odnajdzie cel,
w małej mansardzie
z tą mademoiselle
co wojażera
wzrokiem zachłannym
na dworcu pożera.
Ref.: Bo w tym mieście
na placu Pigalle
smutne miłości
odchodzą w dal.
Tam świat wiruje,
błyszczy od rana,
do nieba strzela
korkiem z szampana.
Tam los dla wszystkich
szeroki ma gest,
może gdzieś
taki Paryż jest ;-))Zdjęcie
Oj kusisz, naprawdę kusisz tym Paryżem ;-)
OdpowiedzUsuńProsperiuszu,
Usuńleć, opowiesz jak było. Ja zostanę w kraju spróchniałych wierzb ;-))
Wiem, że jestem "czegoś" pozbawiona, ale mnie się Paryż kojarzy tylko z Wyspiańskim i Whartonem.
OdpowiedzUsuńJak czytam o Paryżu, to czuję. Jak patrzę - nic.
Ja mam sporo skojarzeń, bo Paryż w literaturze pojawia się bardzo często w różnych odsłonach. Sporo skojarzeń: Modigliani, Moulin Rouge, tancerki Degasa...
Usuńbardzo bym chciala takiego krawata co osusza lzy i na koniec powie merci:)
OdpowiedzUsuńfajny wiersz na dzien dobry :)))
Solea,
Usuńktoś z przytulnym rękawem, w który się można wypłakać... :)
Dzięki!
a na tym palcu spotkają się współczesna kobieta i współczesny mężczyzna :) ciekawe co wyjdzie z tej mieszanki :)
OdpowiedzUsuńPolly,
Usuńbłagam, nie.
Niech się spotykają w Paryżu, byle nie na Ptasiej, bo jeszcze nie doszłam do siebie ;-)))
Wszystko co francuskie mnie kręci.
OdpowiedzUsuńBo Paryża jest pełno w literaturze - zwłaszcza u klasyków. To dlatego :)
UsuńMnie też! Zwłaszcza ciasto i pocałunki! ;)
UsuńEmmo, aż zatańczyć bym chciała (ale nie umiem) ;)
pandeMonia,
Usuńnie wierzę, że nie potrafisz. Gdybyś wpadła w moje skrzydła, na pewno byś umiała :))
Paryż... może nawet kiedyś tam dotrę. Ale najpierw powrót do Wenecji.
OdpowiedzUsuńWenecja jest przepięknym miejscem. Zapach we wnętrzu Bazyliki di San Marco nieporównywalny z niczym innym. Nie wspomnę o snopach światła. Wtedy naprawdę żałowałam, że nie potrafię robić zdjęć.
UsuńA w Paryżu najbardziej nęci mnie Luwr.
Dorzućmy Florencję oraz Rzym i mamy podróż śladami Roberta Langdona :)
UsuńDan Brown - piękna podróż.
UsuńDorzucam jeszcze Asyż!
Katedra św. Franciszka, średniowieczne malowidła ścienne i samo miasteczko, w którym jest niesamowita akustyka. Jest pełne turystów, a mimo to panuje tam cisza. Koniecznie :)
Paryż taki gdzieś zapewne jest... jestem pełna nadziei :)
OdpowiedzUsuńJa też, ja też :)
UsuńA na jaką to melodię?
OdpowiedzUsuńAbigail,
Usuńnikt jej jeszcze nie wymyślił, ale rymowanki to taki specyficzny gatunek - lekki, w sam raz na piosenkę :)
Znajomy Czech, malarz, swego czasu ale przed upadkiem poprzedniego systemu, wylądował w Paryżu z zamiarem ubiegania się o azyl. Miał przy sobie słowniczek rozmówek w pięciu językach, bowiem nie do końca wiedział, czy ta wycieczka to do Rzymu, Paryża czy też Madrytu będzie. Padło na Paryż a on prawie na kolana. Ze szczęścia. "Monmartre zobacze w tym Pariże" powiedział w języku przyjaźni polsko-czeskiej. Ale tam, w owym sławnym Pariże - nic po francusku. Ani dudu. Jak wszedł do toalety, to nie umiał z niej wyjść, aż drzwi się same otworzyły a na zewnątrz czekali na niego dwaj ratownicy medyczni, przywołani alarmem z najbliższego punktu, jako że toaleta ta, cud nowoczesności, ocenia, że skoro ktoś wszedł a nie wychodzi, to znaczy zasłabł i trzeba go ratować. Dzielni programiście nie wzięli pod uwagę "przypadka dzikiego czleka ze Wschodu, czyli mnie", jak nam Stanislav oświadczył.
OdpowiedzUsuńNie umiejąc wysłowić się w ojczystym języku tubylców Stanislav otworzył książeczkę i coś tam zgromadzonym ciekawskim pokazywał. Jakaś litościwa dusza napisała mu na kartce jakiś adres i pokazała kierunek. Dzielny Czech ruszył przez Paryż, zaczepiając z ową kartką spotkanych policjantów, ci zaś nadzwyczaj uprzejmie, przeczytawszy, co tam jest napisane, kierowali go dalej.
Tak doszedł do pewnego biura, gdzie dostał trzy czyste koszule, w tym dwie białe oraz 200 franków, sumę jak na wyobrażenia o Zachodzie sporą. Następnie otrzymał jeszcze jedną kartkę i tak posiłkując się owymi trafi wreszcie... do Niemiec Zachodnik, do obozu dla azylantów. W Paryżu dostał bowiem bilet na pociąg do Pragi, ale wysiadł w Monachium, skąd taksówką dowieziono go do obozu dla azylantów pod Norymbergą. Tu dopiero, w Monachiu zorientowano się, że Stanislav, jak napisali Francuzi, nie jest osobą głuchoniemą, za którą go w Paryżu uznano.
Budujące, jak ów Czech został potraktowany na obczyźnie. Obawiam się, że dziś nie ma na to szans ;-)
UsuńZajrzałam na Twój profil i jestem mile zaskoczona, bo jednym z Twoich ulubionych filmów jest ,,Powiększenie". Też bardzo lubię :)
Napoleon, zanim kogoś awansował, pytał, czy ten ktoś ma szczęście? Pechowiec miał pecha :) i awansu nie dostał. Czech zostałby generałem. Miał dużo szczęścia, nawet kiedy wystawił się na zbiegowisko. Myślę, że ludzie się nie zmienili. Inne są warunki, w których żyją. Możnych - chętnych do dzielenia się - jest mniej, bo upadł Wielki Wschodni Brat, który samą swą obecnością wymuszał myślenie: "oddajmy z własnej woli część, bo jak tamci przyjdą, stracimy wszystko". Ale to temat na zupełnie inną okazję :)
OdpowiedzUsuńObawiam się, że w armii Napoleona byłabym w najlepszym razie czyścibutem ;-))
UsuńChociaż z drugiej strony - jak to mawiał Tewie Mleczarz- miałam zawsze sporo szczęścia przy wychodzeniu z tarapatów.
A i do ludzi też mam szczęście. Tak czy owak wyżej niż pomocnik kucharza bym nie awansowała ;-)